Wróciłem… blog od dwóch tygodni leżał odłogiem, ale nawał obowiązków zawodowych sprawił, że będąc w ciągłych rozjazdach nie mogłem sobie pozwolić na pisanie… na wstępie chciałbym polecić Wam lekturę bloga Roqforta, którego część Was kojarzy z kontrowersyjnych recenzji na polskiej fragrantice, a niektórzy pamiętają z perfuforum… sądzę, że jego lekkie, frywolne pióro i rozbrajające pointy, okraszone błyskotliwym humorem, przypadną Wam do gustu…
Korci mnie niemiłosiernie, ale dziś niewiele będzie o dualizmie i głęboko skrywanym drugim dnie… już samo wspomnienie terminu dualizm, z automatu kojarzy mi się z wzniosłymi recenzjami krytyków filmowych, rozpisujących się w aktach strzelistych o wyższości np. armeńskiego kina niezależnego nad hollywoodzką bryndzą – wywołuje u mnie cofkę*… tyle, że zarówno amatorom kolejnego odmóżdżającego Kac coś tam, jak i fanom kina alternatywnego, trudno odmówić racji… tradycyjnie prawda tkwi gdzieś po środku, a ten zapach jest wybornym przykładem, że można zrobić coś co zadowoli jednych i drugich…
*ujmę to tak: nie jestem ignorantem, ale oglądanie trzygodzinnego „dzieła” przedstawiającego schnącą farbę olejną, tudzież sześcioletniego chłopca niosącego przez step bańkę z kozim mlekiem (a na koniec rozlał) – może i jest powiewem niszowej awangardy, ale jest też najzwyczajniej w świecie nudne i szkoda mi życia na takie pierdoły… w trakcie ostatnich warsztatów ze wspomnianego „kina moralnego niepokoju”, na które zaciągnęła mnie znajoma (grożąc, że alternatywą jest festiwal jodłowania) – chciałem otworzyć sobie żyły żelkami Haribo… niestety nie udało się, podobnie próba uduszenia się, ich pustym opakowaniem nałożonym na twarz (w ramach zamiennika dla foliowej torebki)…
Kompozycje o naturze cytrusowej/z wiodącą nutą cytrusową zwykle są słodkie, soczyste i orzeźwiające, rzadziej cierpkie lub gorzkie, tudzież Ellenowe**… ta dla odmiany jest z zniewalający sposób neutralna, zadziwiająco Ellenowa, minimalistyczna i ascetyczna – zupełnie w stylistyce nowego Diora Cologne, z tym że dużo mniej od niego siermiężna i lakoniczna… po pierwsze, niech Was nie zwiedzie to budzące niepokój Extreme w nazwie, bo zapach ma tyleż wspólnego z wyśrubowanym, ekstremalnym killerem – co dziewczyny z okładek Cosmo, z naturalnym pięknem… Bvlgari Extreme to kompozycja wzorcowo purystyczna, niemalże pudrowa, nieśmiała, cicha i dyskretna i niebezpiecznie ocierająca się o Ellenowy krój kompozycji (w kontekście ujęcia i barwy cytrusów)…
**Jean Claude Ellena (nadworny nos domu mody Hermes i jeden z najzdolniejszych perfumiarzy na świecie) wypracował sobie niepowtarzalny i bardzo specyficzny styl w aranżowaniu i przedstawianiu w swoich kompozycjach nut oraz akcentów cytrusowych… nie pachną one klasycznym miąższem i sokiem cytrusów (grejpfrut, pomarańcz, mandarynka, cytryna), lecz jakby ich skórką, wąchaną od wewnętrznej strony (od bielma)… w dodatku jest to ujęcie bardzo delikatne i diabelnie sugestywne, pomimo iż wyzbyte większości masywności jaką wnoszą surowe olejki eteryczne, wyekstrahowane z tejże skórki…
Zapach roztacza wokół nosiciela zadziwiająco neutralną, pozbawioną emocji aurę – ale jak na ironię skomplementowano go, jakby był uroczym, acz bezpłciowym słodziakiem od YSL… niech rekomendacją dla tych perfum będzie fakt, że dostałem za nie aż 4 komplementy jednego dnia… pasja pasją, a gusta gustami, ale od jakiegoś czasu bawię się w sondowanie zachowań i reakcji na noszone przeze mnie perfumy w miejscu pracy… doszedłem do wniosku , że opinia niespecjalnie interesujących się perfumami współpracowników, to doskonały barometr nastrojów i zarazem wysoce pragmatyczny i praktyczny tester, dla mych własnych ochów i achów… wnioski z dotychczasowych testów są do tego stopnia interesujące, że już niebawem zamieszczę wpis poświęcony najcieplej i najchłodniej przyjętych w moim środowisku perfum…
Bvlgari Extreme to dość rzadki i w sumie wyjątkowy zapach cytrusowy, bo gorzkawy… to chyba najrzadsza forma aranżacji, bo purystyczną wytrawność i ascetyzm tych perfum, tworzą na pudrowo i gorzko ujęte cytrusy oraz surowe i ascetyczne drewno… Extreme, choć wciąż nadrzędnie cytrusowy (w dodatku na Ellenową modłę, ergo zawiera w sobie boską cząsteczkę nadwornego perfumiarza Hermesa, tzw. bozon Elleny), nawiązuje do surowej, suchej i bezprecedensowej aury, którą roztacza wokół nosiciela niemiłosiernie suchy i wytrawny Eau de Gentiane Blanche od Hermesa, którą uważam za jedną z najciekawszych i najlepszych wód kolońskich (w sensie gatunku olfaktorycznego) ever!…
Jeśli kompozycje cytrusowe utożsamiacie z infantylnym banałem dla nastolatków i archetypem płynu do mycia naczyń Ludwik – proponuję niuchnąć Extreme i coś mi mówi, że natychmiast skorygujecie swoje zapatrywania… to owszem prosty, wręcz minimalistyczny świeżak z wyczuwalną od początku do końca nutą grejpfruta wąchanego od wewnętrznej strony swej niedojrzałej skórki, ale zaskakująco niebanalny… jego niezobowiązującą, neutralną i łatwo przyswajalną aparycję oparto na podwalinie drewna (w tym zdrewniałej, zimnej vetivery) i cytrusów – ujętych na wysoce specyficzną, tzw. Ellenową modłę – czyli wybrzmiewając na wzór Eau Tres Fraiche, Eau de Narcisse Bleu i Mandarine Ambre Hermesa… tak wiem, w kółko echy i achy nad przewijającą się w każdym akapicie Ellenową modłą - ale gość jest geniuszem, stworzył legendarny i porażający autentyzmem sznyt, więc jest nad czym się spu… tfu zachwycać…
Pomimo iż wykaz nut wspomina o benzoesie i żywicy bursztynowej, próżno szukać w tym pachnidle ciepła, przytulności i otulającej balsamiczności, w której ramionach można się schronić, przytulić i przeczekać najgorsze jesienne słoty… to perfumy zdecydowanie na wiosnę i lato, emanują chłodem, puryzmem i ascetyczną, płową i nakrochmaloną czystością – ale z Pradą Infusion d’Homme mają niewiele wspólnego… nawet vetiverowa i nieco żywsza Prada Infusion de Vetiver to jeszcze nie ten level puryzmu, świeżości i lekko cierpkiej, roślinnej świeżości… Extreme jest jeszcze bardziej wytrawny, jeszcze czystszy, jeszcze bardziej surowy, wręcz jałowy (w kontekście sterylności)… w sumie najbliżej tym perfumom do stylistyki klasycznego, lekko piżmowego Bvlgari Pour Homme, ale objawionego w odświeżonej, konwencji grejpfrutowo drzewnej… pomimo swej lekkości i umiarkowanej dźwięczności bukietu, zapach jest nośny, trwały i bardzo męski… zupełnie jakby Alberto Morillas podjął próbę odświeżenia, odmłodzenia i emanującego mchem i piżmem Bvlgari Pour Homme, z doskonałym zresztą skutkiem… stworzył zapach neutralny, wyważony, nowoczesny, bezsprzecznie męski, niebanalny i nieodmiennie intrygujący… puryzm w miłej dla nosa, ale niezwykle wyrafinowanej i nietuzinkowej formie…
Gdy już chętnie, żywo i obficie wyzierający z akordu otwarcia grejpfrut dostatecznie się wyszumi, w tle pojawia się świeże (zupełnie jakby przed chwilą przetarte lub powalone) drewno… surowe i wilgotne od soków i bezsprzecznie ujęte na modlę japońską (japoński cyprys, albo cedr z Annayake Undo), emanując pospołu spokojną, przyjemną, wysoce przystępną delikatnością i chłodnym, skandynawskim minimalizmem… a skoro jesteśmy przy kinie skandynawskim, to mamy tu też coś dla wspomnianych we wstępie miłośników Bergmana… zamyślone postacie w grubych swetrach, wpatrujące się w horyzont przez ociekające kroplami deszczu okna i popijające kawę z cynowych kubków… wyzbyte emocji twarze i zimne spojrzenia przygaszonych, smutnych oczu… oczu noszących znamiona trawiącej duszę od lat depresji… kurcze, ten zapach pasuje do tej stylistyki i scenerii jak ulał – ale to jakie dojrzycie w nim oblicze, zależy od kontekstu (pory roku) w jakim to pachnidło zostanie osadzone…
Alberto Morillas
2013
Głowa: różowy grejpfrut, kalabryjska bergamotka, sok kaktusowy,
Serce: frezja, gwatemalski kardamon, żywica bursztynowa,
Baza: benzoes, haitańska wetyweria, nuty drzewne,
Tagged: Baza: benzoes, blog o perfumach, Bvlgari, Bvlgari Man Extreme, Eau de Gentiane Blanche, Ellena, gwatemalski kardamon, haitańska wetyweria, Hermes, kalabryjska bergamotka, minimalistyczne i ascetyczne perfumy, niebanalne perfumy na wiosnę i lato, niebanalny cytrusowy świeżak, nuty drzewne, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy pachnące drewnem i grejpfrutem, perfumy podobne do Bvlgari Pour Homme, perfumy podobne do zapachów Hermesa, Prada Infusion d’Homme, różowy grejpfrut, recenzja perfum, recenzje perfum..., Serce: frezja, sok kaktusowy, zapach na Ellenową modłę, żywica bursztynowa
