Quantcast
Channel: perfumomania
Viewing all articles
Browse latest Browse all 427

z cyklu szybki przelot przez… D jak Douglas i S jak Sephora…

$
0
0

Nigdy, przenigdy nie wchodźcie do Douglasa ani Sephory w dresie… No chyba, że chcecie się poczuć jak Oprah Winfrey, na majówce Ku Klux Klanu… Coś mnie podkusiło, by w trakcie weekendowej rekreacji, zahaczyć o pobliskie CH – min. celem zdobycia materiałów do kolejnego „szybkiego przelotu„… I to był błąd, gdyż swym świętokradczo prowokacyjnym dla tegoż uświęconego przybytku przyodzieniem – wywołałem pełną mobilizację i manewry ochrony, w obu świątyniach luksusu… Co chwila jakiś złowieszczy „czarny kontur„, z subtelnością i gracją „armii czerwonej” – pojawiał się lub „niezauważalnie i transparentnie” przemykał gdzieś w tle, bacznie obserwując każdy mój ruch… Dosłownie czułem ich podejrzliwe spojrzenia na karku i plecach, bo jak powszechnie wiadomo, koleś w dresie to złodziej (i pijak, bo każdy pijak to złodziej) – zaś klienci w garniturach nie kradną, bo klient w krawacie w ogóle jest mniej awanturujący się… Czemu o tym wspominam? Bo w naszej dzikiej rzeczywistości, wciąż spotykam się ze schematem, iż potencjał zakupowy potencjalnego klienta określa się po jego wyglądzie (nie zachowaniu, a wyglądzie) – co w przypadku ludzi naprawdę majętnych bywa bardzo mylące, a w moim przypadku było po prostu nieprzyjemne i irytujące… ;)

Po drugie zauważyłem, że niektóre Douglasowe Nowości usiłują zaklinać rzeczywistość, a nawet zakrzywiać czasoprzestrzeń!. Piję oczywiście do mającego swą premierę w 2013 roku Paco Rabanne Invictus, którego Douglas z uporem maniaka, wciąż eksponuje na półce z nowościami (od mniej więcej trzech lat)… Dlaczego za każdym razem im to wytykam? Pozwólcie że wyjaśnię to bardziej obrazowo, na przykładzie, z mojego ulubionego poletka motoryzacyjnego. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do salonu samochodowego powiedzmy Volkswagena, gdzie jako nowość – widzicie na obracającym się postumencie Golfa IV (premiera roku 1998), albo Passata B6 (rocznik 2005, ale obowiązkowo w kombi!)… Nie najnowszego Golfa powiedzmy VII generacji, czy Passata CC, rocznik 2016 – a odgrzewany kotlet, sprzed kilkunastu lat (przy czym w branży motoryzacyjnej czas płynie nieco wolniej niż w branży perfumeryjnej – zatem punkt odniesienia, mniej więcej się zgadza)… Czy jako potencjalny klient poczulibyście się oszukani, wprowadzeni w błąd lub zmanipulowani, tak spreparowaną ekspozycją nowości – gdy wspomniany Invictus gości w ofercie tejże perfumerii od kilku lat?. Ok, już nie przedłużając, pora na niewielkie podsumowanie, choć od razu mówię, że ilość premier, nijak nie przekłada się na ich jakość, a to co najbardziej rzuca się w nozdrza – to wtórność, nijakość i odgapiostwo…

Dunhill - Icon

Dunhill – Icon – mimo wszystko to jeden z najlepszych zapachów tamtejszego popołudnia. Wprawdzie niepozorny i dość lekki, ale ma w sobie coś świeżego i intrygującego. W sumie nic dziwnego, skoro za tą kompozycją stoi Carlos Benaim, gość który skomponował najbardziej chwytliwe casualowce i świeżaki od CK i Ralpha Laurena. Jeśli Oryzys i Charon pozwolą oraz trafi się próbka, to chętnie wrócę do Icon’a, bo wprawdzie medialnie i wizerunkowo Dunhill nie należy do tzw. najpopularniejszego nurtu – ale jakościowo już nijak od niego nie odstaje, wszak pachniemy perfumami, a nie ich marką…

Dolce&Gabbana - Light Blue Pour Homme Beauty of Capri

Dolce&Gabbana – Light Blue Pour Homme Beauty of Capri…. no cóż, pomimo spektakularnej nazwy, Capri to równie spektakularne fiasko/porażka/zaliczenie klepiska (czy jakby to mniej lub bardziej eufemistycznie określić) co Living in Stromboli. Owa porażka niczego dyrektora kreatywnego D&G nie nauczyła i dalej brną w maliny… Wersja Capri jest równie denna i słaba (wręcz tragikomiczna w swej beznamiętnej beznadziejności), co protoplasta i żadne marketingowe voodoo tego nie zmieni. Tym niemniej dziwi mnie upór i konsekwencja z jaką Dolce eksploatuje i promuje wątek marynistyczno śródziemnomorski. Takich zapachów jest na pęczki, a w dodatku dużo lepszych (lepiej wykonanych i tańszych) – więc jest kilka możliwości*:

– szantażuje ich mafia, dając do zrozumienia że: „nasi bossowie szanują pana Armaniego i bardzo lubią jego kompozycje wodne” – gdzie jeden z bossów pochodzi ze Stromboli, a drugi urodził się na Capri;
CEO D&G jest równie nieudolny i konsekwentny w swej nieudolności, co Frida Giannini, była CEO Gucci;
– chcą utopić trochę kasy w słomianej inwestycji, metodą na „ratujmy Grecję„;
– przestali udawać, że mają swoich klientów za bandę naiwnych idiotów;

*niewłaściwe/niepotrzebne skreślić

Armani Code Profumo

Armani Code Profumo – nie ogarniam!, po prostu tego nie ogarniam jak po stworzeniu tak dobrego flankiera, jakim jest Acqua do Gio Profumo, można wypuścić takiego gniota!… Owszem, premierowy Code był słaby, wtórny i „tani„, zaś Code Profumo jest tego kwintesencją… Wzorując się na ultra minimalistycznych, jednozdaniowych recenzjach Luca Turin’a, powiedziałbym o nowym Code: beznamiętny i upierdliwie słodki glut… Poważnie, jeśli sądziliście że YSL L’Homme jest szczytem skrajnie zachowawczej i porażająco nijakiej beznamiętności – to powąchajcie Code Profumo… to pachnie jednostajnie nudną, smętną nutą upierdliwej i mdlącej słodyczy, którą epatuje od początku do końca w idealnie niezmiennej formie… zupełnie tak jakby natrzeć skórę cebulą, albo czosnkiem i chodzić tak przez cały dzień… Z tym, że czosnek mimo wszystko pachnie dużo bardziej nośnie i interesująco…

Balmain Homme

Balmain Homme – to po prostu kopia CK Reveal i nie ukrywam, że okrutnie mnie Balmain tym zapachem rozczarował. Tu nie chodzi o to, że zapach pachnie wtórnie i populistycznie do bólu – po prostu marce pokroju Balmain, czyli brandowi który wylansował Carbone, po prostu nie przystoi firmować tak zachowawczego banału. Banału w niemal całej rozciągłości nawiązującego do konceptu bądź co bądź niezłego CK Reveal – ale to co przystoi i ujdzie Calvin Kleinowi, niekoniecznie ujdzie Balmain… Ale z drugiej strony, skoro odważne, bezprecedensowe i ambitne koncepty pokroju Pour Monsieur czy uwielbiany w kręgach perfumoholików Carbone, nie cieszą się popularnością u mas – to ktoś u Balamina wpadł na pomysł, by spróbować schować dumę i ambicję do kieszeni i tym razem spłodzić coś, co na pewno przypadnie masom do gustu… I tak mam wrażenie postąpili, bo wprawdzie dotąd hołdowali zasadom „jak nas widzą, tak nas piszą” oraz „noblesse oblige„** -bo w końcu z czegoś trzeba, w tym obdartym z ideałów świecie żyć…

**noblesse oblige – franc. szlachectwo zobowiązuje,

JPG Le Male Summer 2015

Jean Paul Gaultier – Le Male Summer 2015 – dawno nie wąchałem takiego syfu i kakofonii, naprawdę… Mięta i kwiat pomarańczy pachną wprawdzie pięknie, ale solo… Ale jakiś szaleniec (być może ten sam, który lata temu, z równie tragicznym skutkiem postanowił połączyć ze sobą ananasa i kokos, w JPG Fleur du Male Cologne) uznał, że połączenie świeżej i lekko mdlącej mięty (takiej wąchanej wprost z roślinki) będzie się pięknie komponowało z równie mdlącym, acz bardziej słodkim i na kilometr zawiewający tandetnym kwiatem pomarańczy (rodem z najtańszych i najpodlejszych podróbek kultowego Le Male) i voila! W sumie nie powinno się pisać, że dane perfumy śmierdzą (to nieeleganckie i może być dla kogoś obraźliwe), ale uwierzcie mi, gdy to powąchałem miałem cofkę… Nie wiem, może mój organizm reaguje w ten sposób na pewne połączenia nut zapachowych – ale żołądek mi podpowiada, że odwaga twórcy i rozmach w kreacji Le Male Summer 2015, raczej nie doczeka się pełnej recenzji na łamach tego bloga…

Tom Ford Noir Extreme

Tom Ford – Noir Extreme – to największe rozczarowanie tego dnia. Zaaplikowany na skórę (od razu zaznaczę że czystą, bo perfumy przyszedłem tu wąchać NIM trzasnąłem 50 km na rowerze), zawiódł mnie swą skromną, wręcz blisko skórną projekcją oraz nikłą trwałością. W sumie mogłem się tego spodziewać, wszak to Ford, więc jego Extreme będzie się zachowywało na skórze identycznie jak rasowe EdP, czy Pure Parfum – ale rozczarowanie jest tym większe, że zapach jest diabelnie przyjemny i po prostu żałuję, że nie mogę czuć go intensywniej!. O ile premierowy Noir nie zrobił na mnie wrażenia, to już jego wersja ekstremalna (dużo mniej minimalistyczno purystyczna i uniseksowa) odsłona – pachnie dużo cieplej i ciekawiej, choć niezbyt okazale. Do zapachu z przyjemnością wrócę, choćby po to by zweryfikować jego mizerną projekcję i trwałość przy bardziej sprzyjającej aurze i na spokojnie. Tym niemniej, jest na czym zawiesić nos…

Lanvin - Ectat D'Arpege Pour Homme

Lanvin – Ectat D’Arpege Pour Homme, nie będzie się dobrze sprzedawać – a szkoda, bo to bardzo przyjemnie skrojone perfumy. Wprawdzie zapach spełnia wszystkie warunki, by sprzedawać się wyśmienicie (jest miły, lekki, populistyczny i jest bardziej niż poprawnie skrojonym świeżakiem) – ale niestety nikt nie wymówi jego nazwy… Czy u Lanvin nikt nie pomyślał, że poza Francją historyczny zapis nazw jest nieintuicyjnym i niepraktycznym archaizmem – zwłaszcza, że oferują te perfumy również poza terytorium Francji? No który facet przeczyta Ectat D’Arpege Pour Homme, dodatkowo z tymi „brwiami” nad literami „E” – nie łamiąc sobie przy tym języka i nie opluwając wszystkich wokoło? Może nie francuz jakoś to z trudem przeczyta i wyduka konsultantce, a ta równie dobrze obyta z realiami języka francuskiego konsultantka – jakimś cudem rozszyfruje jego niemiłosiernie pokaleczony odczyt fonetyczny (w języku francuskim inaczej się pisze i zupełnie inaczej czyta poszczególne słowa), ale jak biedny chłopina ma to wymówić z pamięci? No wkurzy się i kupi kolejnego Bossa! :)

Pitbull Man

Pitbull – Pitbull Man – byłby śmiertelnie nudny i nijaki, gdyby nie piękny niuans, który ujawnia się w jego fazie dojrzałej. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się po Pitbullu (jak na temperamentnego latynosa przystało i produkt będący po prostu kolejnym suwenirem dla fanów) jakiegoś sowicie doprawionego przyprawami słodziaka (coś na wzór Davidoffa Hot Water, Antonio Banderas Elixir, albo Paco Rabanne One Milion), ale nic z tych rzeczy. Zapach choć w początkowej fazie nieco rozchwiany i niczym szczególnym nie zaskakuje – w akordzie serca klaruje się i z minuty na minutę pięknieje, do formy przepięknie upstrzonej wprost rozkosznym fiołkiem. Pachnidło cieszy nozdrza swym dość lekkim i świeżym bukietem, przypominającym odrobinę równie wiosennego Gucci Pour Homme II. Jeśli Światowid i Odyn ześlą próbkę, będzie recenzja…


Tagged: Armani, Balmain, blog o perfumach, Dolce&Gabbana, JPG, Lanvin, nowe perfumy Dunhill, o perfumach, opis perfum, pachnące nowości w perfumeriach, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, Pitbull, recenzja perfum, recenzje perfum..., Tom Ford, z cyklu szybki przelot przez

Viewing all articles
Browse latest Browse all 427

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra