Cardinal Heeleya okazał się porażająco autentyczny w emanowaniu chłodem, wyniosłością i umartwianiem, jakże specyficznym dla gotyckiej katedry – ale obawiam się, że Sel Marin nie podziela poziomu autentyzmu tego pierwszego… co niekoniecznie oznacza wadę i koniec świata, ale po kolei…
Widząc próbkę* opatrzoną jakże sugestywnym Sel Marin, mój żołądek z automatu i profilaktycznie, przełączył się w tryb „choroby morskiej„. Z jak zawsze otwartym pytaniem: czy i jak mocno będzie bujało?. Z kompozycjami w klimacie „wodnym„, „ozonowo morskim„, czy mówiąc bardziej eufemistycznie „morskiej bryzy” jest ten problem – iż ciężko jest tu wymyślić coś nowego i pozytywnie potencjalnego klienta zaskoczyć. Podkreślam POZYTYWNIE, bo wynalazków inspirowanych zabójczą świeżością germańskich detergentów piorących i siermiężnych kostek do czyszczenia toalet nie brakuje. Niby morski świeżak kojarzy się z prostotą i lekkością, by nie powiedzieć banałem – ale spłodzenie czegoś takiego i na dodatek oryginalnego, jest w dzisiejszych czasach dla perfumiarza nie lada wyzwaniem. Serio, serio, zwłaszcza że różnica pomiędzy niewymuszoną i wdzięczną świeżością, a ordynarnym i tandetnym banałem, jest dla tego rodzaju kompozycji nader płynna, wręcz rozmyta…
*Edytko, stokrotne dzięki za próbkę :*
Nie nadwyrężając Waszych równie podatnych na „bujanie” żołądków, śpieszę z dobrą nowiną, iż nie ma powodu do „torsji„… Heeleya upchnięto gdzieś pomiędzy genialnym Acqua di Sale od Pro Fumum Roma i jego podróbą czyli Il Profumo Aria di Mare, a dennym (dosłownie) Pioggia Salata, również w wykonaniu Il Profumo. Co więcej zapach ma w sobie coś z Eau de Lalique (ta ziołowa koperkowatość), czyli nie jest jakimś tam sobie trywialnym zapaszkiem o tematyce morskiej, choć jego pierwsze takty okazały się traumatyczne (stąd wzmianka o Pioggia Salata). Pierwsze sekundy są koszmarem w rodzaju sztachnięcia się środkiem do czyszczenia kabin prysznicowych, o zapachu morskiej bryzy, ale na szczęście ten dysonans trwa 10 do 20 sekund, po czym kompozycja stabilizuje się i zaczyna pachnieć tak jak rozkminił to sobie jej twórca.
Ustabilizowane i stopniowo rozkwitające otwarcie jest może nie śliczne, ale urocze i niebanalne. Takie jakby lekko melonowe, burzowe, roślinne i jednocześnie subtropikalne jak ogródek nilowy/monsunowy Hermesa (ave Jean Claude Ellena!). Próżno tu szukać zapachu morza, tracącego wonią ryb, soli, glonów i wodorostów, Sel Marin to „pseudo morska” aranżacja – pseudo, bo utkana głównie z wszelkiej maści roślin, ale jakże przy tym wdzięczna i wymuskana. Zatem nobilitujące konotacje z Eau de Gentiane Blanche Hermesa i wspomnianym Eau de Lalique (notabene oba również autorstwa Jean Clauda Elleny), są tu jak najbardziej na miejscu. Jest wzniośle, niebanalnie, szykownie, lekko wytrawnie, wręcz sucho (jak w Gentiane Blanche), co przydaje kompozycji jeszcze więcej wykwintności, elegancji i polotu. Czuć tu przesuszone słońcem zioła i zblakłe na wietrze przyprawy, a gdzieś w tle czai się ostatnie tchnienie olejków w skórce jakiegoś odległego cytrusa.
Zaprawdę powiadam Wam, to nie jest jakiś tam banalny morski świeżak… W tym dojrzałym stadium akordu serca, zapach zaczyna mi odrobinę przypominać Bowling Green Geoffreya Beene oraz Balmain Pour Monsieur – właśnie w kontekście oryginalności i formy ujęcia akcentu cytrusowego. Ów cytrus, ciężki, wręcz tłusty i przytłaczający swą głębią, pięknie komponuje się z wytrawnością aromatycznych i suchych jak pieprz ziół i wysuszonego słońcem zielska – tworząc naprawdę oryginalną, intrygującą i całkiem przyjemną w noszeniu całość. O ile w przypadku Balmaina miałbym obiekcje, czy przywdziać jego ciężką zbroję w duszny, letni wieczór – to z dużo lżejszym w odbiorze Heleey’em, nie mam tych obaw. Zapach jest owszem, bardzo złożony jak na „swoją ligę” i w akordzie serca stosunkowo masywny – ale wyjąwszy aspekt tego masywnego cytrusa w akordzie środkowym, summa summarum pachnie oryginalnie i stosunkowo lekko. Co więcej, początkowo utyskiwałem na jego kiepską trwałość, ale po kilku dniach noszenia w bardzo różnych warunkach (spora rozpiętość temperatur i wilgotności powietrza), zauważyłem że towarzyszył mi od 4 do ponad 6 godzin. Powiecie że to niewiele, ale jak na tę grupę olfaktorczną i delikatność z jaką zapach zaaranżowano, to naprawdę dobry wynik.
James Heeley i jego dzieci
Im dalej w las (wraz z rozwojem akordów serca i bazy) tym jeszcze trudniej uwierzyć, że mamy do czynienia z zapachem morskim/wodnym. Osobiście powiedziałbym że to umiarkowanie ciepły, półwytrawny śródziemnomorski casualowiec, osnuty na przesuszonych i skąpanych w iberyjskim słońcu ziołach – niż coś co określiłbym mianem morskiego świeżaka lub w ogóle kompozycji „wodnej„. Żeby nie było, to nie jest tak że Sel Marin w ogóle nie ma nic wspólnego z morzem – ma, choć najbardziej w akordzie otwarcia i nawet wówczas nie jest to dosłowne. Ale chodzi tu o nie do końca zdefiniowany efekt/sznyt, który daje korelacja kilku specyficznych, a nakładających się na siebie nut, niż dosłowne emanowanie klimatami marynistycznymi.
jeśli macie nadmiar gotówki i szukacie porywającej autentyzmem kompozycji morskiej, to polecam niuchnąć powyższe…
Moim zdaniem te dyskretne namiastki, smaczki i detale tła + nazwa kompozycji to za mało, by nieco na siłę – robić z Sel Marin rasową kompozycję „morską„, bo akurat takiej brakowało w portfolio Heeleya. Ale szczerze? wcale nie postrzegam tego jako wadę, że zapach uchyla się i całkiem zgrabnie umyka od swych natywnych „marynistycznych” konotacji – ba jestem z tego powodu całkiem zadowolony😉 Tym bardziej, że zapach jest naprawdę ciekawy, zaskakująco złożony oraz wielowątkowy – stąd uważam, że w roli niezobowiązującego, śródziemnomorskiego casualowca, sprawi się znacznie lepiej. Powiem tak, Sel Marin odarty ze swej „morskiej” segmentacji, robi dużo lepsze wrażenie, niż ścigając się o palmę pierwszeństwa z resztą świata i niedoścignionym Acqua di Sale – z którym nikt i nic nie ma szans, w kwestii sugestywności i autentyzmu morskiej scenerii jaką tworzy…
rok powstania: 2008
nos: James Heeley
projekcja: umiarkowana, później dyskretna
trwałość: w zależności od aury, od dobrej po dostateczną
Głowa: bergamotka, cytryna, nuty zielone,
Serce: sól, woda morska, trawa morska, mech,
Baza: piżmo, cedr, skóra,
Tagged: bergamotka, blog o perfumach, cedr, cytryna, James Heeley, James Heeley - Sel Marin, mech, nuty zielone, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum, sól, skóra, trawa morska, udawane perfumy wodno morskie, woda morska, zapach pseudo morski
