Dziś będzie trochę narzekania, gloryfikowania przeszłości, wtykania kija w mrowisko i rozdzierania szat, ale jest to niezbędne dla właściwego wprowadzenia – a zwłaszcza młodszych (czyli, gimby nie znajo ) lub niezbyt zorientowanych czytelników bloga… Ekhm, no więc lato bez kolejnego ozonowo morskiego, ozonowo owocowego, drzewno owocowego lub ozonowo drzewnego świeżaka od CK byłoby latem straconym. A jeśli odnosicie wrażenie, że w zasadzie zmieniają się tylko cyferki w nazwie, to też macie rację. Z drugiej strony w kwestii lajtowej popierdółki na lato, ciężko o rewolucję w kreacji, więc wszyscy stawiają na sprawdzone i niezbyt szokujące wzorce, co by najnowszy „śmierdziuszek” dobrze się sprzedawał wśród mas… Ale co ja paczę!
W niektórych przypadkach określanie czegoś nazwą kojarzoną z czymś innym, powinno być surowo zakazane… I bynajmniej nie o masło (roślinne), „papieskie kremówki„, czy kiełbasę lub szynkę (głównie z wody i zagęstnika sojowego) – mam ty na myśli, co tytułowanie właśnie takiej „letniej popierdółki„, per Obsession for Men… Obsession to w historii perfumiarstwa ikona (podobnie jak Fahrenheit u Diora), słowo klucz i swoisty wymiernik… Tak jak Givenchy Pi, Boucheron Jaipur, Joop! Homme, Cartier Must, czy kultowe Opium od YSL – tak w 1986 roku Calvin Klein zaprezentował światu Obsession for Men… Wówczas panowała inna moda i stylistyka w kreacji, stawiano na trwałość i potężną projekcję perfum oraz przede wszystkim na odważne i bogate brzmienia. I w zgodzie z powyższym skrojono niesamowite Obsession for Men, czyli ciężką odsłonę orientalno przyprawowego pachnidła, o mocy rażenia porównywalnej z artylerią niemieckich pancerników, z czasów II wojny światowej oraz zasięgiem Radio Maryja. A dziś o zgrozo, to Obsession for Men i dopiskiem Summer – zdobi flakon z lekkim i niezobowiązującym, ozonowo, ziołowo wodnym świeżaczkiem, do perfumowania rachitycznych torsów, pryszczatych nastolatków na plaży w Sopocie…
tak, te świetne i jakże męskie perfumy reklamowała w roku 1993 twarz i osoba supermodelki Kate Moss – więc Chanel wcale nie było pierwsze, umieszczając w reklamie damskich Chanel No 5, Brada Pitta…
Obsession for Men, czyli z definicji na wskroś ciepły, zawiesisty i mocarny, korzenny słodziak – tu w kuriozalnej roli letniego świeżaka*… Wybaczcie że się uniosłem, ale Obsession to symbol, ikona i wysoce swoisty krój, podobnie jak Poison Diora, czy JPG Le Male – zawsze będzie się kojarzyć z określonym brzmieniem, tematyką i przeznaczeniem (tu na wieczór, jesień i zimę). A wyobrażacie sobie „morską bryzę” z napisem Le Male (tylko cicho, bo jeszcze JPG usłyszy i postanowi wprowadzić ów szalony pomysł w życie), albo małego rodzinnego hatchbacka z napisem Bentley, czy Cadillac De Ville? Co tu dużo mówić, widząc nazwę i czując pierwsze takty kompozycji, poczułem się srogo zawiedziony, bo postrzał w stopę już na etapie nazwy, to dość rzadkie zjawisko w przyrodzie. Nawet epickie przerosty formy nad treścią pokroju Intense, Extreme i EdP, które obśmiewam od dwóch lat, nie zirytowały mnie swą bezczelnością tak bardzo, jak najnowsze Obsession for Men Summer…
*stworzyli zbędny (nie tylko pod tą nazwą) ale i niespójny z resztą kolekcji zapach, że przypomnę tylko Diora Homme Cologne – którego premierą Dior również się wygłupił, rujnując przy okazji nienagannie skorelowaną serię Homme…
OK, po utoczeniu ze dwóch litrów jadu i żółci i paru głębszych na uspokojenie – pora sprawdzić jak to pachnie… I wiecie co? pomijając ordynarne i oklepane niczym pośladki Kim Kardashian, w noc poślubną z Kanye Westem otwarcie, nie jest źle. Bo jeśli zapomnimy, że ten niepozorny i niczym szczególnym nie wyróżniający się świeżak nosi kompletnie nieadekwatną i nienależną mu nazwę Obsession (i właśnie dlatego ją dostał, więc brawo oportuniści z CK, tfu Procteura, Estee, Coty, czy kto tam teraz CK posiada), bo mają świadomość, że „gimby nie znajo„, bo nie pamiętają i dlatego kupią… Ale wyjąwszy niefortunne, ba świętokradcze nazewnictwo – okazuje się, że pachnie naprawdę nieźle, a jak na letniego morskiego świeżaka, naprawdę dobrze. A im później tym lepiej, bo choć zapach zaczyna swój bieg nieciekawie, to już akord serca ma naprawdę przyjemny, a przed nami jeszcze naprawdę milusia, wręcz zniewalająca urodą (jak na świeżaka i CK), niepozorna i urocza baza…
kultowy, niesamowity i absolutnie zniewalający oraz jednocześnie jeden z najbardziej wyrazistych i esencjonalnych (obok One Shock) zapachów w ofercie Calvin Kleina
Dzięgiel? ekhm pozwólcie, że tą pozycję w menu przemilczę oraz nuty składające się na „ozonowo morsko wodny” też litościwie przemilczę, bo nie będę „masturbował się” nad ewidentnym wytworem laboratorium chemicznego… Otwarcie to nieco chaotyczny, do bólu wtórny i wypadający nieco kakofonicznie „owocowy soczek„, na który składają się niezidentyfikowane nuty owocowe oraz silące się na „inhalującą aromatyczność” i równie irytujące co pokraczne, wtrącenia „roślinno ziołowe„. Szczęśliwie po kilku minutach to „egzaltowane coś” z otwarcia zaczyna zanikać i zapach znacząco się uspokajać, wręcz wyciszać. Wyciszać, za sprawą pojawiającej się w akordzie środkowym szałwii, naturalnej i dyskretnej – chwilami wręcz za bardzo, ale być może i dlatego zapach odbiera się tak łatwo i przyjemnie – ponieważ nic nie gryzie, ani nie irytuje swą nadpobudliwością lub przerysowaniem.
Dark Obsession zniewala otulającą delikatnością zamszu, drewna i otulającą balsamicznością, zdecydowanie godny swego protoplasty flankier
Zwłaszcza, że to zapach na lato, więc w 30 stopniowym upale, masę i intensywność oddziaływania bukietu, trzeba będzie odpowiednio przemnożyć. Ale to co najbardziej zachwyca, to zaskakująco ciepłe nuty drzewne, z których wyszedł anonimowemu perfumiarzowi naprawdę przyjemny, spójny i przekonywający finisz. Tym bardziej, że to drzewno szałwiowo ambrowe wykończenie nie jest suche, wiórowate i pyliste, jak to zwykle z cedrem i „drzewnymi finiszami” w mainstreamie bywa – a zwieńczono je i wykończono czymś obłym i jakby balsamicznym. A tutejszy cedr naprawdę „daje radę„, a równie dobrze i czysto ujęty, podziwiać można w Cerruti Si, czy Annayake Undo. Zaś co się tyczy szałwii, to delikatność i ciepło z jaką ja wyrażono, przypomina tę z Jaguara Fresh Verve, Armani Eau de Cedre i tła Loewe Solo.
Obsession Night przeszedł jakoś zupełnie bez echa, jak przystało na koniunkturalne pachnidło, którego genezą było wstrzelenie się w aktualną modę
To niepojęte, ale tak jak kiedyś psy wieszałem na tej marce za tandetę, mierność i rażący koniunkturalizm – tak teraz nie mogę się Calvina nachwalić – za powrót do formy i naprawdę niezły poziom, ich już kolejnej z kolei kompozycji. Przypominam, że wszystko zaczęło się od Dark Obsession z 2013 roku, czyli zapachu którym CK jakby się nawrócił i marka na powrót zaczęła wypuszczać dobre zapachy, pokroju klasycznego Obsession for Men. A jak wypada przy nim jego wodno ziołowo drzewny pomazaniec? No cóż blado i skromnie, ale jakby nie patrzeć to inne czasy i konwencja. Wprawdzie CK deklaruje tylko trzy nuty zapachowe, ale nie dajcie się zwieść temu pozorowanemu minimalizmowi. Użytych tu nut jest dużo więcej**, ale tu nie chodzi o to by je wszystkie liczyć i identyfikować, a raczej o podkreślenie, że w przeciwieństwie do zacnego pierwowzoru, nie naciapano ich z metra, a postawiono na szlachetny minimalizm w kreacji…. Tia, wprawdzie zapach „daje radę„, ale to nie są „Hermesowe Ogródki” Elleny, więc chodzi tu raczej o PijaR’owy wydźwięk tej nazwy niż namacalne i godziwie konweniujące z historią i samym minimalizmem przymioty. Prawdopodobnie marketing CK udostępnił mediom skąpą ilość danych i osobiście na ten wariant stawiam moją przyszłą, równie oszczędną emeryturę.
**że o koszmarnych nutach owocowych z otwarcia nie wspomnę, które zdaje się producent sam litościwie przemilczał…
rok powstania: 2016
nos: anonimowy autor przepisu na „papieskie kremówki”
projekcja: dobra
trwałość: dobra
Skład: dzięgiel, szałwia, cedr,
Tagged: blog o perfumach, Calvin Klein – Obsession for Men Summer, cedr, dzięgiel, nowe perfumy od CK, nowy świeżak od Calvin Kleina, o perfumach, Obsession for Men, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, przepis na kremówki papieskie, recenzja perfum, recenzje perfum, szałwia
