Nowy Bruno Banani Absolute Man pachnie jakby stworzono go z premedytacją, ale z tego co się mniej lub bardziej przypadkowo nawinęło… zupełnie jakby wzięto do ręki wyniki ankiety konsumenckiej: “jaki jest twój ulubiony składnik perfum, albo zapach” – a potem uśredniono typowania respondentów i zestawiając je z tym co się obecnie najlepiej sprzedaje – zbudowano kompozycję będącą tego fizycznym ucieleśnieniem… chyba nie muszę pisać, że wyszło im to równie groteskowo, szkaradnie i pokracznie, co zbudowanie olfaktorycznego Frakensteina z części innych zapachów… Absolute Man jest nieudolnym powieleniem pewnego chwytliwego i dość często powielanego standardu – czyli wyrazistym, przyprawowo aromatycznym zapachem, obficie ociekającym frywolną tonkową słodyczą… “pęknięty złoty flakon” za inwencję i wykonanie Bruno Banani ma już w zasadzie w kieszeni…
Zapach sili się na przyprawowy (choć w sposób wysoce niezdefiniowany), a w stadium początkowym wręcz drażni i irytuje swą nadpobudliwą, chaotyczną i napastliwą pikantną naturą… zapachów pachnących w ten sposób są na rynku dziesiątki, ale ten nie wyróżnia się niczym szczególnym… ot kolejny klon, swoiste quasimodo – nieudolnie naśladujące określony, oklepany kanon zapachowy… gdy już się rozkręci, pachnie jakby V&R Spicebomb, Armani Code Ultimate, Paco One Milion, zmieszano z Playboyem Vip, Oriflame Sir Avebury i Str8 oraz klasycznym Armani Code i Bang! Jacobsa… w fazie dojrzalej zapach zaczyna przypominać z kolei dziwną hybrydę udającą Chanel Allure zmieszane z Essential Angel Schlesser i Black Sun Salvador Dali…
Teoretycznie brzmi to “fajnie” i całkiem sympatycznie, ale w praktyce wypada nudnie, wtórnie i dusząco – zupełnie jakby kompozycję namieszano nie na “wyczucie” i “smak“, lecz łopatologicznie, dokładnie tak jak napisano w hipotetycznym przepisie na komercyjny sukces… prawdopodobnie zapach miał pachnieć na podobieństwo bardzo klasycznego (fiołkowego) Hommage od Lalique, tudzież Sir Avebury od Oriflame, z być może lekkim zacięciem w stronę czegoś wieczorowo klubowego – ale niestety klasą, wyrafinowaniem i finezją bukietu nie sięga im nawet do pięt… nawet dość agresywnie zabiegający o atencję pikantny wątek pieprzu nie przekonuje swym “aktorstwem” (a pieprz trudno schrzanić) – choć i tak wypada o niebo lepiej, niż wplecione w otwarcie “cytrusy“, niemiłosiernie syntetyczne, tanie i bezkształtne… rozczarowanie brzmieniem jest tym większe, że skoro Oriflame udało się za ~50 zł osiągnąć względną sugestywność i wierność brzmienia Sir Avebury – co najmniej podobnego poziomu należy oczekiwać po Bruno Banani, skoro za swój “absolutnie pochyły flakon” krzyczą ponad stówkę…
Wprawdzie zapach nie jest tak ordynarny jak Eros od Versace, ani inwazyjny i dobitny jak One Milion – ale pachnie na tyle do nich podobnie, że można śmiało uznać Absolute Man za ich tańszą, acz zauważalnie mniej trwałą i “gromowładną” alternatywę… coś za coś, a jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach… Absolutny bardzo sili się na udawanie potężnego (absolutnego), męskiego pachnidła – ale dyskredytuje go bijąca od niego taniość, siermiężność wykonania i syntetyczność naprawdę podłej jakości składników… Paco i wspomniany Eros pachną przynajmniej potężnie i zamaszyście oraz nie przebierają w środkach, którymi nader wyraziście szturmują otoczenie – gdy Bruno bardzo szybko traci swój początkowy, podkręcony pieprzem impet i szybciutko stacza się do roli “czegoś” konającego podbitą zwietrzałym pieprzem, rozmytą tonką i anemicznym drewienkiem w tle…
reasumując: to co najbardziej uderza to dysproporcja pomiędzy osiąganą jakością a ceną… zapach jest okrutnie wtórny i oklepany, ma naprawdę baaaardzo przeciętne parametry trwałości i projekcji – a za te pieniądze można nabyć wspomnianego Sir Avebury, który pachnie w moim odczuciu o niebo lepiej i mniej schematycznie… osobiście wolałbym dołożyć te kilkadziesiąt złotych, kupić Armaniego Code Ultimate, Black Soul Imperiale, Lalique Hommage, albo nawet Paco Intense i cieszyć się ich jakością – albo gdy priorytetem jest cena, pozostać przy budżetowym Playboyu albo Str8 (nie pomnę którym)… zdecydowanie nie polecam…
przypomina mi: zbyt wiele by wymieniać, ale i tak żadnego z “dawców” nie emuluje poprawnie…
2014
Głowa: grejpfrut, mandarynka, czarny pieprz,
Serce: liść fiołka, konwalia,
Baza: fasolka tonka, wanilia, ambra, nuty drzewne,
Tagged: ambra, bardzo słaby i syntetyczny zapach, blog o perfumach, Bruno Banani - Absolute Man, czarny pieprz, fasolka tonka, grejpfrut, konwalia, liść fiołka, mandarynka, nieudolna kopia rynkowych szlagierów, nuty drzewne, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum..., słabiutka kopia Erosa i One Milion, wanilia
