Uwielbiam warsztaty zapachowe i choć ich oficjalna okazja niespecjalnie do mnie przemawia (uważam to “święto” za archaiczny relikt dawnego systemu, bo kobiety szanować i adorować powinno się codziennie) – ale każda okazja do spotkania z przyjaciółmi i miłego spędzenia czasu w gronie osób równie zakręconych na punkcie perfum, zawsze cieszy…
imponujący, monumentalny, w całości wyłożony marmurem westybul Katowickiego Urzędu Wojewódzkiego…
prawie zszedłem na zawał pokonując schody – ale przyznacie, że widok na kopułę stanowiącą zwieńczenie sklepienia, robi niesamowite wrażenie…
część esencji i absolutów z tajemniczej walizeczki Sabbath… osobiście największą frajdę miałem obcując z absolutem labdanum…
Warto napisać słówko o samej lokalizacji, czyli monumentalnej Sali Marmurowej, która została na potrzeby warsztatów udostępniona przez Wojewodę Śląskiego, który objął sobotnią imprezę swym honorowym patronatem… chyba największe wrażenie zrobił na mnie westybul tego gmachu – z przepięknymi schodami oraz imponującą, przepięknie zdobioną kopułą… sama Sala Marmurowa ze sklepieniem na wysokości ponad 7 metrów, trzema oknami ciągnącymi się od podłogi aż po sufit i przepięknymi kasetonami na suficie, robi nie mniejsze wrażenie… doprawdy, nie chciałbym wieszać tam firanek…
a oto Sabbath w pełnej krasie… to już któreś z kolei nasze wspólne warsztaty i jak dotąd ani jednej powtórki z repertuaru… zresztą opowiada z taką pasją, że mógłbym jej słuchać godzinami…
Perfumoholiczka, Teza i zajmujący ponad połowę kadru ja…
Klaudia opowiada mnóstwo anegdot i ciekawostek o pozyskiwaniu i wytwarzaniu poszczególnych esencji…
na sali zgromadziło się prawie 60 osób…
Jak dotąd, to największe liczebnie warsztaty, w których miałem przyjemność uczestniczyć (przybyło prawie 60 osób) i jak się na miejscu okazało, wziąłem w nich, wraz z Perfumoholiczką i Teziakiem czynny udział… przygotowanie i sprawne rozprowadzenie pomiędzy tylu uczestników ponad 30 transzy bloterów, z omawianymi esencjami i ilustrującymi ich użycie w praktyce perfumami, to spore wyzwanie logistyczne… na szczęście ich przygotowanie poszło nam bardzo sprawnie…
Perfumoholiczka podczas rozdawania bloterów…
pomieszczenie jest naprawdę ogromne, dobrze że ma też dobrą akustykę…
Teza podczas kolportażu nasączonych esencjami bloterów…
Planowo mieliśmy zacząć o 15, ale ze względu na to iż nie wszyscy dotarli punktualnie i wystąpiły nieprzewidziane problemy z “elektryką” (jerunie, tyn knyfel nie dzioło!) – warsztaty ruszyły po tzw. akademickim kwadransie i trwały do godziny 18… wreszcie udało się “zasilić” rzutnik, na którym Sabbath wyświetlała przygotowaną prezentację, którą szczegółowo omawiała… pomimo imponującej kubatury pomieszczenia i uchylonych drzwi, atmosfera sobotnich warsztatów była naprawdę gęsta…
dzięki temu, że dystrybucją pomocy dydaktycznych zajmowało się kilka osób, ich rozdanie uczestnikom prelekcji przebiegało bardzo sprawnie…
pewnie zaraz ktoś napisze, że koszulę nosi się w spodniach i znów zapomniałem o krawacie…
podczas przerwy można było ponownie powąchać przyniesione specjalnie na tę okazję flakony, ilustrujące praktyczne zastosowanie konkretnych ingrediencji…
Wspomnienie po sobotnich warsztatach jeszcze długo będzie towarzyszyć każdemu wchodzącemu do Sali Marmurowej Urzędu Wojewódzkiego, ponieważ w trakcie nasączania bloterów esencjami i absolutami – część przypadkiem skropiła przepiękną drewnianą posadzkę, więc wyobraźcie sobie jak tam teraz (i jeszcze z dobry miesiąc) pachnie… nie pamiętam dokładnie co uroniłem, ale sama myśl o świętokradczym skropieniu podłogi absolutem ambry oraz esencjami oudu, jaśminu, olibanum i paru innych esencji, sprawia iż jest mi słabo…
szczególnym zainteresowaniem cieszyły się egzotyczne nowości i niedostępne już “białe kruki”…
losowanie spośród wszystkich uczestników warsztatów, wyłoniło szczęśliwego właściciela flakonu perfum…
na zakończenie część uczestników wróciła do zapachów, które najbardziej je zaintrygowały…
Warsztaty miały charakter ogólnoperfumeryjny, ale Sabbath podzieliła je na kilka szerszych zagadnień, związanych z pozyskiwaniem składników, produkowaniem, używaniem, testowaniem, przechowywaniem i podziałem perfum – a na koniec omówiła kwestię “płci perfum“… był też czas na pytania od słuchaczy i na koniec losowanie wśród wszystkich uczestników zestawów próbek i nagrody głównej, flakonu perfum ufundowanego przez jedną z perfumerii…
na dowód, że naprawdę jestem wampirem, powyższa focia… moje powieki są szybsze niż flesz aparatu, na każdym zdjęciu…
Teza, Pola, ja i Madzik… dobrze było znów spotkać się ze starą ferajną…
Po warsztatach, udaliśmy się na afterparty do Katowickiego “Rudego Goblina” celem przepłukania zaschniętych gardeł i zapełniania żołądków… to w sumie Pub, skupiający miłośników fantastyki i fantasy – ale kuchni pozazdrościłaby mu nie jedna szanująca się restauracja… bigos, pierogi z kaszą i grzybami i dziwny rodzaj pieroga pieczonego w piecu, a nadziewanego wieprzowiną i szpinakiem, po prostu pycha… wprawdzie na jedzenie czeka się niemiłosiernie długo (moje żołądki ogłosiły w międzyczasie secesję i zażądały dostępu do Krymu), ale było warto…
p.s. Boguś, śliczne dzięki za udostępnienie zdjęć, pozdrawiam…
Tagged: blog o perfumach, katowickie warsztaty zapachowe, o perfumach, opis perfum, ostatnie warsztaty zapachowe, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum..., relacja z warsztatów zapachowych, Sabbath, Sala Marmurowa Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, warsztaty z Sabbath of Senses, warsztaty zapachowe, warsztaty zapachowe z okazji dnia kobiet
