Ilekroć widzę klasyka z dopiskiem “edition noir” i podobne – zaczynam się bać… spodziewam się pseudo wieczorowego i niemiłosiernie naciąganego gniota w rodzaju Boss Bottled Night, CH 212 VIP i Davidoff Game, albo nudnej i bezpłciowej opery mydlanej pokroju Van Cleef & Arpels Midnight in Paris… nowy Pasha jest wyraźnie prostszy i delikatniejszy od swego przodka z 1992 roku, ale osoby spodziewające się powrotu na czworaka o 5 nad ranem, z imprezki w stylu Ibiza beach party – tyle, że z habibi disco zamiast DJ Tiesto, będą zawiedzione… zapach nie jest klubowym koszmarkiem, z wiodącym motywem świecącej w ultrafiolecie gorzały… to bardzo klasyczna i umiarkowanie dystyngowana kompozycja na wieczór – ale na tyle uniwersalna, że można ją nosić o każdej porze…
O dziwo zapach choć wyraźnie lżejszy, oswojony i niemal zupełnie wyzbyty narowistości swego poprzednika, nie stracił jego charakteru… ogolono go, uprasowano i pozapinano mu koszulę – ale z głębi wciąż wybrzmiewa Pasha, którego znam… niestety mam świadomość, że klasyczny Pasha choć bardzo specyficzny i nietuzinkowy – zdołał się w ciągu ostatnich dwóch dekad stylistycznie zestarzeć… Cartier postanowił kompozycję unowocześnić, wygładzić i dostosować do oczekiwań współczesnej klienteli – tyle, że zrobił to tak zręcznie, iż w Edition Noir odnajdą się zarówno miłośnicy klasyka i polubią go ludzie młodzi… Pasha Edition Noir wciąż ma pazura, charakterek i wybitnie męski sznyt, choć ściszono go o dobre dwie oktawy… można to nazwać swoistą reformulacją klasyka, w dodatku bardzo udaną – ale szczególne brawa należą się Cartierowi za wypuszczenie tych perfum pod inną nazwą i wyraźnie odmiennym flakonie… w ten sposób stare wygi wciąż mogą pławić się w Pashy dobrze im znanej – a potencjalnie nowa klientela otrzymała coś od czego włoski na klacie nie rosną szybciej…
Pasha Edition Noir jest cichsza, mniej wylewna i zdecydowanie mniej tu nadających wytrawnej ostrości ziół… jest też ździebko słodsza i bardziej drzewna niż u protoplasty – ale niewątpliwie bardzo duży nacisk położono tu na zgodność reedycji z oryginałem… mamy tu odrobinę miękkich cytrusów, zupełnie nienachalną lawendę, miętę i kolendrę, a wśród nut drzewnych - znalazło się (występujące w oryginalnej formule, choć pominięte w bieżącym wykazie nut), dyskretnie przemycone drewno różane, nadające pachnidłu tego specyficznego, lekko orientalnego i nieco żwawszego tembru… zdziwiłem się, że Edition Noir to nie EdP, bo wysłodzenie i ściszenie bukietu, dało mniej więcej ten sam efekt, który często znajdujemy w perfumowanych edycjach znanych wód toaletowych… weźmy na ten przykład Hermesa Voyage EdP, który z pozoru pachnie identycznie jak EdT, ale jest od niego słodszy i nieco bardziej powściągliwy, zwłaszcza w swoim dojrzałym stadium…
Podobna sytuacja ma miejsce i tu, gdyż graficzny equalizer Pashy Noir pokazuje wyraźnie iż ze spektrum wycięto część pasma wysokich i średnich tonów (cytrusy i zioła), zaś zauważalnie podbito tony niskie (drzewno ambrowe) – czym dodano kompozycji otulającej masywności i głębi, ale kosztem donośności i wyrazistości, które zastąpiły basowe pomruki dyskretnej ambrowej słodyczy… mimo wszystko uzyskano bardzo zgrabny, rozsądny i przede wszystkim neutralnie prezentujący się na skórze kompromis, z dominującym w finiszu drewnem cedrowym… Pasha już nie krzyczy, a nuci pod nosem swym męskim barytonem melodię – ocierającą się zarówno o orient i klasyczną europejską elegancję… tą samą, która w większości nowożytnych kompozycji została spłycona do roli zdawkowych, pseudo minimalistycznych popłuczyn – z rachitycznymi drewienkami, masą syntetyków i rozwodnionych cytrusów, przykrytych dla niepoznaki toną tonkowej słodyczy…
reasumując: bardziej powściągliwa, dyskretniejsza, wyraźnie gładsza i słodsza odsłona klasyka, nieodmiennie łącząca walory perfumiarstwa europejskiego i bliskowschodniego orientu… zapach bardzo silnie nawiązuje do motywu przewodniego klasyka i choć cichszy – prezentuje się na skórze równie okazale i wciąż niewątpliwie męsko… projekcja bardzo dobra, trwałość dobra, samczość bez zarzutu…
przypomina mi: lżejszą odsłonę Cartier Pasha i odrobinę YSL Rive Gauche, a zwłaszcza Drakkar Noir…
2013
Głowa: zielona herbata, owoce cytrusowe, mięta,
Serce: lawenda, ambra, drewno różane, kolendra,
Baza: drzewo sandałowe, drzewo cedrowe,
Tagged: ambra, blog o perfumach, Cartier, Cartier Pasha Edition Noir, delikatniejsza i bardziej unowocześniona wersja klasycznej Pashy, drewno różane, drzewo cedrowe, drzewo sandałowe, jak Pachnie Cartier Pasha Edition Noir, kolendra, lawenda, mięta, nowy Cartier Pasha, o perfumach, opis perfum, owoce cytrusowe, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum..., zielona herbata
