Ten zapach doskonale ilustruje tezę, że perfumiarze tworzą zarówno dla sztuki, jak i dla pieniędzy… to w sumie zrozumiałe, choć patrząc, a w zasadzie wąchając efekty pracy zdolnego perfumiarza pracującego na zlecenie – nie sposób zignorować przepaść dzielącą efekty jego autorskiej twórczości, z tym co wykreował “na zamówienie“… niestety nie każdy nos rodzi się Elleną, którego zatrudnił Hermes i dał mu absolutnie wolną rękę… czasem perfumiarz musi zgodzić się na “chałturkę” – choćby po to, by mieć za co tworzyć w imię Sztuki przez duże “S“…
Pamiętacie ten odcinek “Rancza“, gdzie Kusy zabrał się za malowanie diabłów, z myślą o ich sprzedaży w galerii?… cierpiał niewymowne katusze, zmuszając się do tworzenia landszaftów, ale właśnie na tego rodzaju twórczość było najwięcej nabywców… Kusy przeżywał rozterki i dylematy moralne, tworząc coś z czego nie był dumny, ale zarabiał dzięki temu żywą gotówkę – którą w przeciwieństwie do pozostania wiernym swoim ideałom artystycznym, da się zapłacić rachunki… i kończąc ten przydługi wstępniak, wątpię by twórca tak znanych i cenionych zapachów jak Davidoff Cool Water i Good Live, French Lover Frederica Malle oraz Kourosa i Live Jazz dla YSL był dumny z Ferre for Men – ale niestety takie zapachy jest najłatwiej sprzedać i zleceniodawcy tych “dzieł” doskonale o tym wiedzą…
Jedno trzeba Bourdonowi przyznać, Ferre for Men jest niewątpliwie przyjemny, grzeczny i wzorcowo neutralny… ale niestety jest też porażająco nijaki i nieziemsko nudny… oto książkowy przykład kompozycji stworzonej z myślą o łatwym wstrzeleniu się w jak najszersze grono potencjalnych nabywców… jest miły, dyskretny i równie niezobowiązujący co para znoszonych dresów, w których w sobotnie przedpołudnie porządkujemy przydomowy ogródek… są wygodne, nie żal gdy zahaczymy nimi o wystającego gwoździa, można w nich śmignąć na stację paliw, gdy zabraknie paliwa do kosiarki – ale wyskoczenie w nich na weekendowe włóczęgostwo po centrum handlowym, albo knajpy to wstyd… dla wielu osób nawet niezobowiązujące “stylówy” dzielą się na te przeznaczone i nieprzeznaczone dla czyichś oczu – a Ferre for Men niezbyt nadaje się na wyjście z nim do ludzi, choć nie z powodu dziury w kroczu…
Nie chodzi mi o to, że jest obciachowy, albo brzydki, po prostu nie wytrwa nawet kilkugodzinnej nasiadówki z przyjaciółmi – gdyż posiada bardzo powściągliwą projekcję i kiepską trwałość… jego subtelnie słodkawy bukiet, stanowią dyskretnie i wstrzemięźliwie zaserwowane zioła i przyprawy, wyczuwalny kwiat pomarańczy, drewno sandałowe i tonka – ale całość gra w tej samej, dość upierdliwej tonacji, tworząc zlewające się w niezbyt interesujące, jednostajne, po prostu nudne brzmienie… cichy i grzeczny od pierwszych taktów, aż po równie wstrzemięźliwy, monotonny schyłek… stylistycznie jest czymś zbliżonym do Custo Barcelona i Le Male – zmieszanych z Zadig & Votaile Tome 1, ale gra o ładnych kilka oktaw niżej, bardzo powściągliwie i zupełnie bez życia… kwiat pomarańczy, tonka, jaśmin i sandałowiec do nuty bardzo wyraziste i lubiące przykuwać sobą atencję – a tu wyciszono je do postaci delikatnego tchnienia, ledwie podrywającego się ze skóry…
Ma to też swój urok, gdyż zapach nie ma w sobie nic z ordynarnej nachalności, nie terroryzuje otoczenia – ale nawet jak na kategorię ultra poprawnych i dyskretnych casualowców – brzmi zbyt lakonicznie… autor zanadto przesadził z wyciszaniem bukietu, tworząc w rezultacie zupełnie pozbawione polotu, ciepłe kluchy… szkoda, bo gdyby Ferre for Man odrobinę pogłośnić, stałby się o niebo czytelniejszy i bez wątpienia trwalszy… paradoksalnie nie czuć w nim morza wyszczególnionych kwiatów i pomimo swej przesadnej delikatności, wybrzmiewa niewątpliwie męsko… ledwie wyczuwalny, wyraźnie balsamiczny schyłek z ciągnącym się blisko skóry wątkiem tonkowo ambrowym, pięknie podciągnął mech i odrobina piżma – ale by poczuć ten niuans, trzeba szorować nosem po skórze… widzicie co zrobiły te perfumy z modelem z reklamy? – uśpiły go…
reasumując: przyjemny, zachowawczy, cichy, dyskretny, monotonny – wręcz nijaki zapach, obdarzony bardzo skromną projekcją i trwałością oscylującą w moim przypadku, około 3 godzin… grzeczny, pozbawiony życia i z zupełnie zmarnowanym potencjałem, wynikającym z jego wykazu nut – więc zdecydowanie nie polecam, szczególnie, że parametry ma równie skromne co uzyskany w praktyce bukiet…
przypomina mi: niemal zupełnie ściszone Custo Man, Le Male i Zadig & Voltaire Tome 1…
2008
Pierre Bourdon
Głowa: ananas, lawenda, liść irysa, bergamotka,
Serce: kwiat pomarańczy, czarny irys, róża, geranium, egipski jaśmin,
Baza: drzewo sandałowe, fasolka tonka, ambra, paczula, piżmo, wanilia, mech dębowy, wetyweria,
Tagged: ambra, ananas, bardzo dyskretny, bergamotka, blog o perfumach, cichy i ledwie wyczuwalny zapach, czarny irys, drzewo sandałowe, egipski jaśmin, fasolka tonka, Ferre for Men, geranium, Gianfranco Ferre, jak pachnie Ferre for Man?, kwiat pomarańczy, lawenda, Le male i Zadig & Voltair, liść irysa, mech dębowy, nudne i bardzo nietrwałe perfumy, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy bez życia i polotu, perfumy męskie, perfumy podobne do Custo Man, piżmo, róża, recenzja perfum, recenzje perfum..., smętne, wanilia, wetyweria
