Wąchając Cologne po raz pierwszy, sądziłem że znienawidzę Demachy za te perfumy, ale szczęśliwie moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Fahrenheit Cologne już samo w sobie brzmi jak obraza i profanacja świętości, no bo jak Demachy śmie z rozmysłem kastrować ponadczasową ikonę męskości i żywą legendę – upraszczając ją do postaci zwiewnego i (nie udawajmy iż tak nie jest) koniunkturalnego Cologne?. Po pojawieniu się Fahrenheita w wersji perfumowanej (bo jest moda na perfumowanie i intensyfikowane wszystkiego co popadnie), jedynie kwestią czasu było, gdy Dior postanowi uszczknąć swój kawałek rynkowego tortu – z innego i nie mniej popularnego trendu, na lansowane nowoczesnych Colognes.
Jeszcze 10 lat temu, newsa o pojawieniu się Fahrenheita Cologne zaliczyłbym do niewybrednego żartu. Podobnie zareagowaliby jeszcze 30 lat temu miłośnicy marki Mercedes, na wieść o pojawieniu się A-Class. Więc skoro marka od zawsze kojarzona z ekskluzywnymi limuzynami i wielkimi sedanami, zdecydowała się wypuścić maleńką popierdółkę (a jeszcze później Smarta) – znaczy, że pojawienie się ikony męskości w odświeżonej wersji Cologne, również nie powinno nikogo dziwić. Znak czasów ot co… Pewne rzeczy trudno zrozumieć, ale niestety świat który znamy nieustannie się zmienia i choć nie zawsze na lepsze – trzeba się pogodzić z coraz powszechnym występowaniem w przyrodzie tzw. „wynalazków„, które mają wypełnić jakąś tam niszę i zarobić dla producenta więcej kasy. Tu nie chodzi też o inwencję, bo przecież w sygnowaniu nowości nie chodzi o dogodzenie klientowi – a o wyszarpaniu z naszych portfeli dodatkowych pieniędzy, na mniej lub bardziej potrzebną nam do szczęścia nowość… I zapewniam, że jeszcze nie jedno Colognes, Intense i Parfum, utwierdzi Was co do słuszności powyższej tezy.😉
Od dość marudzenia o genezie tych perfum, pora skupić się na obrazoburczym i kpiarsko zadziornym brzmieniu Fahrenheita Cologne. Odłóżcie osikowe kołki, srebrne krucyfiksy, widły i płonące pochodnie, bo po pierwsze i najważniejsze – zapach naprawdę i bynajmniej nie w sposób lakoniczny, nawiązuje do zapachu, po którym odziedziczył swą niesamowicie medialną nazwę!. Tak, czuć tu ducha i sznyt klasyka i to w czytelnej i wysoce wyczuwalnej formie. Wprawdzie początkowo można odnieść wrażenie, że zderzono tu legendę z popłuczynami pokroju Diora Sauvage, ale ten dysonans trwa tylko chwilę, nim purystyczno cytrusowe konotacje nowoczesnego Colognes dojrzeją i zaczną na dobre wypełniać ramy akordu serca i bazy. Jest naprawdę dobrze, bo choć w pierwszej chwili myślałem, że zwymyślam Demachy od najgorszych, bo zaserwował mi Fahrenheita w połączeniu z motywem, zapachowym niemieckiego Persila do kolorów w żelu. Ale zapewniam iż warto to stadium przeczekać, licząc do 10 dla uspokojenia skołatanych nerwów… Sądzę, że nawet ortodoksyjni fani oryginału, przeczekawszy to skomponowane ewidentnie pod gusta miłośników tzw. nieskomplikowanego mainstreamu otwarcie – koniec końców docenią i polubią ten zapach…😉
Guerlain Ideal Cologne, YSL Libre, Dior Cologne, Bvlgari Man Extreme, Kenzo L’eau Par i Cartier Eau, to tylko niektóre kompozycje wybrzmiewające w sposób mniej lub bardziej przypominający tło tych perfum. Mam na myśli gorzkie, purystyczne, minimalistyczne, niemalże pudrowe i wykastrowane z większości swej soczystości cytrusy. Cytrusy pachnące i smakujące bardziej jak wytrawny i gorzki tonik Schweppes’a niż soczysta i słodka lemoniada. Cytrusy ujęte na zimną, wręcz lodowatą modłę, pochlastane i minimalistyczne jakby wyszły spod ręki mistrza minimalizmu Jeana Clauda Elleny (Hermes) – a na pierwszym planie wyraźnie czuć motyw wiodący z Fahrenheita. Nie żartuję, to nie jakieś tam popłuczyny, niemrawo przebąkujące jednym lakonicznym niuansem – tylko niemal cały temat, który żywcem przeszczepiono z klasyka. Wprawdzie wyartykułowano go w odpowiednio ściszonej i dopasowanej do konwencji Colognes formie, ale dużo bardziej przypomina Fahrenheita, niż jego wcześniejsze odsłony 32 i Absolute.
Cologne co zrozumiałe jest dyskretniejsze i mniej nośne niż klasyk, ale byłem naprawdę zaskoczony, że Demachy udało się tu tak zręcznie i wiernie przemycić oraz wpleść motyw znany z klasyka, nie zatracając przy tym artykulacji i zwiewności kompozycji utrzymanej w konwencji futurystycznego Colognes. Brawo Panie Demachy, choć niewątpliwie miał z górki, bo ta specyficzna głogowo irysowo fiołkowo muszkatowa „goryczka„, którą emanuje motyw przewodni Fahrenheita – wprost cudownie komponuje się z purystycznym minimalizmem i „goryczką” limonki i cytrusów z tła kompozycji. Niby Demachy porwał się na niemożliwe do pogodzenia, ale wykorzystując naturalne przymioty Fahrenheita i natywne atrybuty nowoczesnego colognes – udało mu się to z nieprawdopodobna wręcz lekkością i przy zachowaniu pełnej harmonii i spójności. A jeśli połączyć to z naprawdę przyzwoitymi parametrami projekcji i bardzo wysoką trwałością, otrzymujemy coś, co pozwoli z łatwością zapomnieć o Diorach Homme Cologne i najnowszym Sauvage…
Jeśli więc kochacie Fafarafę, ale latem działał na Was męcząco i zanadto przytłaczał otoczenie – a jednocześnie lubicie sznyt współcześnie sygnowanych wód kolońskich, to gorąco polecam tę wariację na temat klasyka. Niby doskonale wszystkim znana (bo kto nie zna brzmienia Fahrenheita), ale w zaskakująco świeżej i doskonale zaaranżowanej i broniącej się wysoką jakością odsłonie. Dla miłośników klasyka nie bez znaczenia będzie fakt, iż owa wariacja garściami czerpie i dość wiernie nawiązuje do brzmienia oryginału – co znów pozytywnie zaskakuje, bo jak wiemy, w perfumiarstwie nazwa nie zawsze zobowiązuje…
rok powstania: 2015
nos: Francois Demachy
projekcja: umiarkowana, idealna na upały
trwałość: bardzo dobra
Głowa: sycylijska mandarynka, kalabryjska bergamotka, cytryna,
Serce: paczula, francuski fiołek,
Baza: haitańska wetyweria, cedr Virginia, gałka muszkatołowa, kminek,
Tagged: blog o perfumach, cedr Virginia, cytryna, Dior Fahrenheit Cologne, Francois Demachy, francuski fiołek, gałka muszkatołowa, godny następca Dior Fahrenheit, haitańska wetyweria, kalabryjska bergamotka, kminek, nowe perfumy od Diora, nowy zapach Dior, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum, sycylijska mandarynka, zapach godny nosić imię Fahrenheit, świeżak godny nosić nazwę Fahrenheit
