Ehhh wiosna… Jakże miło jest obserwować, jak z każdym dniem przedwiośnie przeistacza się w najprawdziwszą wiosnę. Zazieleniły się kobierce trawników, na wszystkich krzaczkach pęcznieją pąki – a niektóre drzewka wyskoczyły przed szereg i nie czekając na resztę, bezczelnie zakwitły… Wszystko wokół rozkwita i zaczyna pachnieć, skórę pięknie przypieka ostre wiosenne słoneczko, a uszy pieści słodki trel ptactwa… Normalnie aż chce się żyć, wąchać, obcować i uczestniczyć w tym dorocznym misterium, gdy eksplodujące na powrót życie, znów triumfuje nad śmiercią i przemijaniem… ehhh… Ok, ja tu pitu pitu o wiośnie, a parę dni temu bardzo nieprzyjemnie się zorientowałem, że jakiś czas temu* – haniebna reformulacja, pchnęła pod żebro kolejnego nieodżałowanego klasyka… A ostrze reformulacji weszło naprawdę głęboko i dodatkowo kręcono nim wokół, by wyrządziło kompozycji jak najwięcej szkód… Uwielbiałem Classica, za jego fenomenalną i po prostu nie występującą wśród wód kolońskich nośność, świeżość i tytaniczną żywotność. No bo ile znacie niemalże ortodoksyjnie klasycznych wód kolońskich, które z palcem w eeee… oku, wytrzymują na skórze przeszło dobę i nawet po wielu godzinach pachną co najmniej na rozpiętość ramion? Tak, tych samych wód kolońskich, wybrzmiewających aromatycznymi cytrusami i ziołami, jak na rasowego pomazańca oldskulowego kölnisch wasser przystało…
*pojęcia nie mam kiedy, bo nie wiedzieć czemu producenci jakoś niechętnie chwalą się publicznie faktem, że majstrowali przy formule jakiegoś zapachu… a może dlatego, że w 99% przypadków jest to zawsze zmiana na gorsze?
Classic którego znam, to ponadprzeciętna rześkość, świeżość, esencjonalność, nośność, wyrazistość, purystyczna gorzkawość, klarowność, czystość, soczystość, sugestywność i staranność, z jaką zaaranżowano i poprowadzono to klasyczne brzmienie, w wydaniu tej stosunkowo słabo znanej firmy – z łatwością zawstydzała i kasowała wszystkie kultowe Muelhens’y, których realna trwałość oscylowała wokół kilku godzin i koniec (i w przypadku wody kolońskiej, wcale nie jest to wada, a cecha naturalna tego rodzaju bukietu)… A więc Banana Republic dało światu produkt, który pozwalał się cieszyć tryskającą soczystością, świeżością i rześkością wody kolońskiej przez caaaaalutki dzień (i noc), ale niestety komuś to przeszkadzało… Da się? ano da się i to w tak arcy sugestywnym i porywającym wydaniu, iż osobiście uważałem Banana Republic Classic, obok Hermesa Eau de Gentiane Blanche i d’Orange Verte, za jedną z najlepszych wód kolońskich ever! (i to pomijając jej nadzwyczajną trwałość i projekcję). Zapach był tak wydajny i intensywny, że wystarczyły dosłownie trzy psiki, by pachnieć calutki dzień, więc gdy po latach, moja skromna 30-ka, zakupiona jeszcze w czasach mojej bytności na „perfuforum”, obnażyła dno – bez wahania postanowiłem kupić kolejny flakon. Tym razem postanowiłem kupić atrakcyjnie wyceniona flachę (poniżej 100 zł) o pojemności 125 ml, w jednej z wiodących perfumerii internetowych (mniejsza o którą, ponieważ proceder za jaki oberwą – ma charakter bardziej globalny, niż incydentalny).
stara dobra wersja Classic, w minimalistycznej oprawie graficznej i ze srebrzysto satynowym korkiem
Naklikałem gdzie trzeba i wkrótce odebrałem przesyłkę. Rozpakowuję drżącymi łapkami kartonik i pierwsza różnica którą zarejestrowałem, to inny kolor cieczy i korek. Mój flakon miał niemalże bezbarwną zawartość, napis Classic był naniesiony bardzo delikatną czcionką – no i atomizer zdobił prosty, aluminiowy korek (jak na zdjęciu poniżej – notabene tym samym, które zamieściła u siebie perfumeria). A tym czasem to co rozpakowałem, miało inną, bardziej żółtą barwę, inny krój czcionki na flakonie oraz czarny, kwadratowy i plastikowy korek. No nic, może zmienili szatę graficzną co paradoksalnie często się producentom zdarza, ale OBOWIĄZKIEM PERFUMERII było zamieścić na swojej stronie aktualne zdjęcie oferowanego produktu! Jego brak brak dowodzi nie tylko ignorancji i olewaniu klientów przez osoby odpowiedzialne za sklep – jak i wprowadza w błąd i stanowi (tu cenna uwaga dla kupujących) podstawę do zwrotu produktu, jako niezgodnego z umową/ofertą!. No ale skoro perfumeria nie raczy zamieścić aktualnej informacji o oferowanym produkcie i tym samym wprowadza nabywcę w błąd, musi się liczyć z przyjmowaniem zwrotów, nawet używanych produktów – zwłaszcza, że to co jest we wnętrzu flakonu z czarnym korkiem, nawet nie umywa się do wersji z korkiem srebrnym!.
reklama klasyka z 1995 roku
WTF? Już pierwszy niuch zdradzał, że ta wersja drastycznie różni się od zapachu, w którym się przed laty zakochałem i którego został mi już tylko, nieco ponad mililitr – i w tym momencie moje rozczarowanie i wściekłość na producenta oraz nierzetelną perfumerię, sięgnęła zenitu!… Wierzcie mi, nawet nie porównywałem ich łapa w łapę, bo szkoda mi drogocennej zawartości z niemal pustej 30-ki, a już otwarcie wersji z czarnym korkiem zdradzało kompletne rozminięcie się z oryginalną formułą. Pomijając wygląd zewnętrzny, zawartość wersji bieżącej, nawet się nie umywa do zapachu jaki roztaczała wersja pierwotna!. Nowa wersja jest zaledwie cieniem oryginalnej kompozycji, pozbawiona zupełnie esencjonalnych ziół – a snuto ją na skrajnie rozwodnionym i dalekim do swej naturalnej postaci, cytrusie i nic ponadto… Nawet nie ośmielę się użyć nazwy bergamotka, bo te popłuczyny są tak umowne i niestaranne, że nie przypominają żadnego znanego mi cytrusa!. Zapachowi kompletnie brak nie tylko jego rześkiej, wartkiej i inhalująco esencjonalnej prezencji, którą zapach zawdzięczał min. zręcznie wplecionemu w bukiet jałowcowi i imbirowi, ale i użyte tu nuty zapachowe są płytkie, nijakie, pozbawione autentyzmu i charyzmy… Do tego okrutnie posypała się projekcja i trwałość wynosząca, ledwie kilka godzin – więc w tej sytuacji, można mówić jedynie o sromotnej klęsce i katastrofie… Serce boli mnie okrutnie, bo jak można było zmasakrować tak udane i starannie wykonane perfumy – w efekcie zamieniając je w coś zupełnie niepodobnego do pierwowzoru!?.
no i wersja bieżąca, przed zakupem której przestrzegam, ponieważ ma niewiele wspólnego z wersją pierwotną
I żeby nie było, mam absolutną pewność że kupiłem oryginał, a zapach jest świeży (nie nosi absolutnie żadnych śladów zepsucia/zleżenia). Wprawdzie we wnętrzu butelki, na dnie pływają jakieś drobne wtrącenia/ pyłki, ale to dość powszechne zjawisko i w moim odczuciu nie dyskwalifikuje zapachu – choć owszem, jest to wada wizualna produktu, jak najbardziej podlegająca reklamacji. No ale nie od dziś wiadomo, że w parze z niską ceną, można nabyć niepełnowartościową partię produktu, która trafiła do obrotu w dziwnych okolicznościach. A kupująca je od pośrednika perfumeria, nie zawsze ma tego świadomość – dlatego być może rozczaruję Was, ale postaram się zachować obiektywizm i polowania na czarownice nie będzie. Tym niemniej już samo zamieszczenie nieaktualnego zdjęcia produktu na stronie, stanowi podstawę do jego niezwłocznego odesłania i odstąpienia od umowy. Jednak moje największe pretensje, kieruję pod adresem samego producenta. Bo nie ogarniam, jaki nawiedzony szaleniec uznał, że po tak drastycznych zmianach – te perfumy mogą nadal funkcjonować na rynku, pod swoją starą nazwą!!! A więc jeśli w którymś moim wcześniejszym tekście, natkniecie się na informację iż rekomenduję Banana Republic Classic – to wiedzcie, że miałem na myśli WYŁĄCZNIE wersję przedreformulacyjną, czyli ze srebrną (satynowaną) zatyczką atomizera!.
Dlatego uczulam! Polujesz na starszą wersję jakiegoś zapachu? Widzisz na stronie sklepu internetowego produkt, przy którym znajduje się jego zdjęcie w interesującej Cię wersji? Jeśli nie jest to real photo (czyli zdjęcie zrobione przez sprzedawcę, specjalnie na okoliczność tej aukcji), to lepiej uprzednio zadzwonić i upewnić się, czy aby NA PEWNO SPRZEDAJĄ DOKŁADNIE TĘ WERSJĘ, CO NA ZDJĘCIU, bo to wcale nie jest oczywiste!. Niektórzy sprzedawcy perfum to ludzie z przypadku i ignoranci, dla których podanie nazwy, producenta, ceny i pojemności flakonu – to wszystko co wiedzą i chcą wiedzieć o sprzedawanym produkcie. I często może się zdarzyć, że kupicie aktualnie produkowaną wersję, bo sprzedawcy było wszystko jedno i wstawił pierwsze z brzegu znalezione w sieci zdjęcie. Mówię z własnego doświadczenia (tym razem nie miałem pojęcia że produkt był w międzyczasie reformuowany), sprawdzajcie to, co oszczędzi Wam kłopotu z odsyłkami, stratę czasu i handryczenia się z nieodpowiedzialnym sprzedawcą.
