Niestety przyplątało mi się przeziębienie z koszmarnym katarem, więc dziś temat zastępczy… ostatnio zastanawiałem się jak bardzo moda i tzw. trendy, wpływają na to co dzieje się na perfumeryjnych półkach i doszedłem do wniosku, iż jest to system ściśle połączonych ze sobą naczyń… im dłużej żyję tym teoretycznie coraz mniej rzeczy powinno mnie dziwić, ale patrząc na współczesną modę i kreowane w oparciu o nią trendy w perfumiarstwie – twierdzę, że między innymi współczesna moda przyczynia się do największego wyniszczenia i dewaluacji perfumiarstwa… i bynajmniej nie samo upraszczanie kompozycji zapachowych mam na myśli, bo kreowanie perfum w zgodzie z ideałami minimalizmu – uważam za najtrudniejsze poletko, gdzie naprawdę nielicznym udaje się robić to dobrze…
Jestem tradycjonalistą, nie lubię krzykliwych kolorów, udziwnień i odważnych fasonów (bo te najszybciej się przedawniają), ale nawet biorąc poprawkę na moje nader klasyczne upodobania – uważam, że facet powinien ubierać się i pachnieć jak mężczyzna… ale gdy patrzę na współczesną modę (którą notabene się nie interesuję, ale co rusz przeżywam szok, mijając różne indywidua na ulicy) i widzę chłopaczka w pielucho gaciach, tudzież obcisłych rurkach – a do tego porozciąganym t-shircie z dupnym dekoltem i kiczowatą marynarką z cekinami do kompletu, robi mi się słabo i marzę o przywróceniu obowiązkowej służby wojskowej… gusta gustami, ale nikt mi nie wmówi, że lansowanie podobnych “stylizacji” przysłuży się krzewieniu dobrego smaku, klasie i elegancji, która jako ponadczasowa, nie wymaga udoskonaleń i nie podlega krótkotrwałym wpływom, rozmiłowanych w szokowaniu trendseterów (w myśl zasady nie ważne co gadają, byleby gadali)…
Wiadomo moda i trendy nieustannie się zmieniają, choć na szczęście moda lubi wracać… tyle, że na naszym pachnącym podwórku raczej nie spodziewałbym się powrotu do korzeni perfumiarstwa, ponownego wysypu oldskulowych killerów, powrotu do dawnego szyku, wyrazistości, elegancji i nienagannej jakości – gdyż postępujący nieubłaganie poziom dewaluacji i celowego spłycania olfaktorycznych gustów nabywców, jest niestety nieodwracalny… oczywiście sporą winę ponoszą tu sami producenci, który owym gustom tak hojnie schlebiają, bo poniekąd jest im to bardzo na rękę… o wiele prościej jest przekonać osoby śledzące i podążające za trendami (te same, które kupują perfumy nie na podstawie ich zapachu, a w pogoni za szeroko rozpoznawalnym logo, którym upstrzono flakon), że w tym sezonie modne są prążki, pastele i białe kozaczki – niż narzucić komuś szokująco odmienny, tudzież nieco bardziej wymagający zapach… to bardzo ryzykowne i w dodatku nieekonomiczne, bo prościej jest wypuścić coś niezobowiązującego i na tyle uniwersalnego, że wszyscy kupią… niestety obniżanie poziomu perfumiarstwa przychodzi łatwiej i niepostrzeżenie niż podnoszenie/przywrócenie poprzeczki…
Stąd coraz częściej na perfumeryjnych półkach widać ślepe podążanie (kopiowanie) trendów i tendencję do sygnowania banalnych, pozbawionych wyrazu, miałkich, jak najbardziej neutralnych (bezpłciowych dosłownie i w przenośni), nie wzbudzających emocji i asekuracyjnych pachnideł – czyli takich które pachną po prostu “fajnie” i mają dużą szansę wstrzelić się w gusta statystycznej większości, dla której nie ma znaczenie jak pachnie, byle czymś pachnieć i najlepiej w zgodzie z ogólnie przyjętym i szeroko akceptowalnym kanonie… z drugiej strony obecnie panuje moda na vintage i hipsterstwo, więc czy to oznacza renesans starych szlagierów i pogoń za awangardą, kreatywnością, inwencją i indywidualizmem (ongiś standard, a obecnie synonimy perfumeryjnej niszy)… a może jest to tylko wylansowana fasada, gdyż gardzących wszechobecną “komerchą” hipsterów naoglądałem się całkiem sporo – a niemal każdy taszczył ze sobą gadżet z nadpsutym jabłuszkiem… pomijając lans – mamy do czynienia z powalającą ignorancją, czy też obłudną hipokryzją?…
Ostatnio spotykam znajomego, chłop grubo po czterdziestce, dwójka prawie dorosłych dzieci + solidna łysinka, którą desperacko próbuje tuszować metodą na “Łukaszenkę“… kolega postanowił się odmłodzić, więc wbił się w rurki, sweterek zapinany po skosie (notabene identyczny krój nosiły jeszcze dekadę temu panie) i pikolaki z niemiłosiernie długim czubem… chyba nie muszę mówić jak bardzo żałośnie wyglądał – bo moda modą, ale nie wszystko każdemu pasuje… mam świadomość, że obecnie różnica płci podlega stopniowemu zatarciu, notabene w średniowieczu panowie chadzali w pończochach, modne były saczki – a nieco później obficie fryzowane peruki i pantofle z obcasikiem, ale w moim odczuciu to jeszcze nie powód by cofać się wstecz, wkręcając jakże podatnej na wpływy młodzieży, że gacie emulujące przepełnionego pampersa i męska torebka są cool…
Pewnie część ludzi chce w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, zaistnieć społecznie, wyróżnić się podkreślając strojem swą bytność, indywidualizm tudzież nonkonformizm – ale czy w tym celu trzeba kopiować radosną twórczość znanego sty…. Tomka Jacykowa? (wybaczcie, ale słowo “stylista” i TJ w jednym zdaniu, nie chciało mi przejść przez palce)… czy ubieranie się jak kloszard, w przypadkowo zestawione ze sobą, kiczowate ubrania ma cokolwiek wspólnego z dobrym smakiem?… i czy perfumy mające z definicji wyrażać i definiować swego nosiciela, sklecone wedle recepty na banalny, do znudzenia oklepany – ale pewny sukces komercyjny, spełniają rolę godnego ozdobnika i dopełniacza ich nosiciela?… przecież taki asekuracyjny twór, jest równie anonimowy i pozbawiony polotu co odzież z sieciówki, albo desperacka próba lansu z wszechobecnym ajfonem…
Dobrze, że są domy mody pokroju Diora, Armaniego, Prady, dzięki którym prawdziwie “męska” moda męska ma się dobrze i mam nadzieję, że jeszcze długo będą stać na straży dobrego smaku… warto zaznaczyć, że stylistyka i finezyjny, ponadczasowy krój ich odzieży doskonale współgra z fasonem sygnowanych przez te marki perfum (w większości przypadków)… perfumy to taka nasza druga niewidzialna skóra, którą okrywamy odzieniem, więc dobrze jest jak jedna szata konweniuje z drugą… cieszę się również, że istnieją strony poświęcone modzie, pokroju Mr.Vintage – gdzie wciąż można podpatrzyć jak ubrać się elegancko, z fasonem i modnie – nie wyglądając przy tym jak klown…
Idąc dalej tym tropem dochodzimy do lajtowo casualowych kompozycji Lacoste i CK, pasujących poniekąd do trampek, szortów i polówek tych pierwszych oraz koszul i jeansów tych drugich… Hugo Boss? tu niestety mam wrażenie, że jakość konfekcji bije na głowę jakość dopełniających ją perfum – bo te poziomem wykonania coraz bardziej przypominają perfumy z dyskontów… czyżby znak czasów, gdy zapachy rodem z ekskluzywnych butików i salonów mody, zamienia się na sklep w galerii handlowej z ciuchami dla wszystkich?… gdzie tu miejsce na prestiż, własny styl i wypracowane przez pokolenia dziedzictwo?… a może perfumy po prostu powszednieją, ich dawna elitarność i prestiż, który sobą reprezentują nie wytrzymał próby czasu i został rzucony na głęboką wodę – walcząc jak wszystko inne o portfel klienta, pchającego wózek w drodze do Tesco?…
Tagged: blog o perfumach, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy i moda, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum...
