Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Il Profumo stylizuje się i wzoruje (tudzież skrycie aspiruje) na Profumum Roma (że o podobnym brzmieniu nazwy własnej marki nie wspomnę, zwłaszcza w kontekście „rzymskiej” stylistyki w pisowni nazwy), bo pomijając samo Profumo/Profumum i Acqua di Sale/Aria di Male (trend jak u producentów podróbek), oba zapachy łączy spore podobieństwo w treści… owszem, w przypadku tematyki morskiej trudno uciec od podobieństw i nawiązań, ale mam nieodparte wrażenie, że subtelnie kwiatowe i wedle deklaracji producenta, damskie Aria di Mare jest wersją light starszego o 6 lat Acqua di Sale…
Z tą różnicą, że o ile Acqua di Sale jest porażająco rzeczywisty, dosłownie powala swym niewymuszonym autentyzmem, z którym odgrywa swą wzniosłą morską serenadę – to Aria di Mare śpiewa ją, a raczej nuci zdecydowanie skromniej, wyraźnie podążając w stronę delikatnego akcentu kwiatowo ziołowego, wyeksponowanego na tle słonego jeziora… akcentu tak delikatnego, że jako mężczyzna nie miałbym jakichkolwiek obiekcji, czy wypada mi nosić te perfumy… w życiu nie ubrałbym stringów, rurek ani obcisłej koszulki (ten drugi wariant odpada głównie ze względów humanitarnych – pragnąc oszczędzić postronnym ofiarom traumy, oglądania mego spasłego cielska, wbitego w modną koszulkę z obszernym, jakże męskim dekoltem, w rozmiarze M)… tym niemniej jako facet, nie doszukałem się jakiejkolwiek ujmy dla mej męskości* – tytułem zwieńczenia mej toalety przez użycie tychże perfum… powiem więcej, niektóre ażurowe świeżaki, dedykowane stricte metroseksualnej, tfu męskiej klienteli – bardziej zaciągają klimatami damskimi, niż rzekomo damskie Aria di Mare…
*nie stwierdziłem by po tych perfumach wypadły mi włosy na klacie i nie zacząłem mówić falsetem…
Kwiaty stanowią tu nader lekkie, wręcz homeopatyczne dopełnienie bardzo delikatnego bukietu morskiego – a konkretnie wyraźnie słonej bryzy, która towarzyszy wdychaniu powietrza przesyconego oparami bardzo słonej wody… to nie pachnie jak klasyczne morze, zaciągające wonią wodorostów, ryb i glonów, lecz solą w początkowo znacznym stężeniu – a tak pachną tylko słone jeziora, niemal zupełnie pozbawione gnijących szczątków organicznych… pod tym względem zapach wypada bardzo neutralnie i raczej przypomina subtelną świeżość/bryzę rodem z detergentu piorącego… wiem, że powiało od tej deklaracji banałem, ale wierzcie mi – w tym zapachu nie ma nic z banalnej woni proszku a’la „morska bryza„… owszem swą finezyjną ozonowo morsko kwiatową świeżością zapach nawiązuje do tych klimatów – ale różnica w wykonaniu i jakości brzmienia proszku do prania i tych perfum jest „przepaścią” jak w przypadku brzmienia taniego boombox’a i monitorów B&W sprzężonych, z ampem od Hermana Kardona…
Jak mawiają diabeł tkwi w szczegółach… o ile taki Avon Pure O2, choć niewątpliwie ujmujący i urodziwy za sprawą swego kipiącego świeżością brzmienia, ale trąci laboratorium chemicznym na milę morską – czego o aranżacji Aria di Mare powiedzieć się nie da… zaaranżowano go z finezyjną, lekką, acz nie pozbawioną dyskretnej głębi manierą – nieco śródziemnomorską i wzorcowo neutralną… te perfumy są jak Tilda Swinton, są hermafrodytyczne i cudownie niezdefiniowane… są morskie, choć nie do końca… są kwiatowe, choć nie w dosłownym tego znaczeniu… są delikatne i jakby niedopowiedziane, a przez to szalenie intrygujące… tutejsze piżmo i lilia pachną niemal jak szałwia, są lekko pudrowe i transparentne – niemal zupełnie pozbawione wyrazistych konturów, ostrości, swoistości i płci…
Dzięki temu zapach w ogóle nie męczy i po prostu nie da się przedawkować tych perfum… nie ważne ile na siebie wyleję, wciąż spowija mnie ten sam wysublimowany, zupełnie wyzbyty agresji, spolegliwy bukiet lekko słonej bryzy – podbarwionej półprzezroczystą bielą kwiecia, zmąconą odrobiną spłowiałej zieleni śródziemnomorskich przypraw… w zestawieniu z delikatnością Aria di Mare klasyczne zapachy morskie (z wyłączeniem Acqua di Sale, który nie jest zapachem – a żywcem uchwyconą scenerią), jawią się niczym wulgarne, ordynarne i nieokrzesane kloce betonu, o rysach przypominających socrealistyczne rzeźby przodowników pracy, robotników i traktorzystki… ujmę to tak: jeśli po jednej stronie postawić wszelkiej maści Isseye, Bvlgari Aqua i Acqua di Gio, te perfumy stoją dokładnie na przeciwległym końcu skali… jeśli zatem w/w, pomimo swego wybitnego kroju i przynajmniej w teorii odświeżającego charakteru, wydają Wam się nazbyt przytłaczające (zwłaszcza podczas upałów), a nie przepadacie za cytrusowym ujęciem świeżości – te perfumy sprawdzą się wybornie w roli lekko słonej, odświeżającej mgiełki i błagam. nie sugerujcie się, że to zapach dla pań…
2002
Silvana Casoli
Głowa: nuty morskie,
Serce: żarnowiec, lilia, nuty kwiatowe,
Baza: piżmo, gardenia tahitańska,
Tagged: bardzo delikatne kwiatowo morskie perfumy, blog o perfumach, gardenia tahitańska, Il Profvmo - Aria di Mare, lilia, niesamowicie delikatny zapach morski, nuty kwiatowe, nuty morskie, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy podobne do Acqua di Sale, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum..., zapach słonego jeziora, żarnowiec
