I nie tylko w muzyce, ale o tym za chwilę… na wstępie zaznaczam, że ten wpis nie ma na celu nikogo obrazić, a ja sam nie jestem rasistą – ale ponieważ me luźne dywagacje opierają się poniekąd, na dość zabawnych obserwacjach i stereotypach – niniejszy wpis wyraźnie rozmija się z tzw. poprawnością polityczną i może mieć lekko zalatujący rasizmem wydźwięk…
Ostatnio wzięło mnie na słuchanie starych zasobów R&B, Soulu, Hip Hopu i Rapu (nie nienawidźcie mnie za to, że jestem czarny :) ) i zwróciłem uwagę na pewien dość powtarzalny trend… wprawdzie analizując hiphopową lirykę, próżno doszukiwać się w niej jakichkolwiek górnolotnych treści – albowiem obwieszeni złotymi ketami i odziani w futra z norek rapperzy, pomstują głównie na swą biedę, ucisk i prześladowania rasowe… aha i jeszcze, że któremuś z nich „brata” zastrzelili „copsi„, podczas skoku na lombard… pomijając stojące w jawnej sprzeczności z ich wizerunkiem teksty, epatujące szacunkiem do i od ulicy oraz przedmiotowość z jaką traktują te potrząsające tyłkami dziewoje (to podnieca chyba tylko białych gimbusów z dobrych domów, którzy bardzo chcą być czarni i cool) – absolutnie wszystko ma otoczkę blichtru, prestiżu i bogactwa… wielkie łodzie w Monaco i ekskluzywne auta topowych marek, wprawdzie skutecznie tuszują i odwracają uwagę od licznych niedomagań liryczno artystycznych – ale pomijając bijącą od tego groteskowość (biorę poprawkę na styl i uwarunkowania etniczno kulturowe), schemat który obserwujemy, to czysty product placement…
Jachty wielkości Titanica, tuningowane fury z rimmsami o średnicy pierścieni Saturna, silikonowe laski w bikini i z wielkimi siedziskami, taplające się w basenach wielkości Ekwadoru oraz wille z palemkami w tle i rulony z banknotami, upchnięte po gaciach (z krokiem tak niskim, iż wnoszę, że w środku upchnięto solidnie przepełnione pieluchomajtki) – mają pokazać jak bardzo są dziani i poważani wśród swoich… gdy tym czasem na palcach obu dłoni (zakładam, że nie należą do stolarza) można policzyć nazwiska, które rzeczywiście dorobiły się na jołjołowaniu fortuny… 50 Cent, Dre, Timbaland, Eminem, Snoop Dog, P.Diddy, Jay-Z, Beyonce, Lil Wayne, Kanye West, Ludacris… nawet Wyclef Jean, W.I.L.L.I.A.M. i Missy Elliot nie łapią się do ligi, która rzeczywiście może kręcić swoje teledyski w domu – zaś Lauryn Hill aktualnie siedzi za niepłacenie podatków (Wesley Snipes wyszedł już rok temu)…
Owszem czarni (i nie tylko) lubią błyskotki… od potężnych świecących chromami felg, aż po bling bling wielkości kowadła, przytroczone do szyi łańcuchem kotwicznym… jak na ironię, raptem 150 lat temu Lincoln uwolnił ich spod jarzma niewolnictwa – a dziś sami zakładają sobie łańcuchy na szyję… modne są też złote zęby, zegarki naręczne wielkości płyty gramofonowej, ociekające złotem i upstrzone kamyczkami oraz stroje ostentacyjnie podkreślające ponadprzeciętny bilans konta bankowego… marynarki od Armaniego są dla lamerów, ale marynara od Armaniego, ze świecącego materiału i przyozdobiona świecidełkami od Swarovskiego – jest już lans bans, bijacz! i fanki same zrywają majtki przez głowę… w sumie niech sobie noszą co chcą, jednak problem robi się w momencie, gdy ktoś ten styl i kulturowe umiłowanie do świecidełek próbuje powielać w nurcie klasycznego mainstreamu… idę do sklepu na „R”, w którym zawsze kupowałem koszule i jeansy i ręce mi opadają – bo wszystko albo ma jakieś tribale, dżety, albo inne zbędne ozdobniki…
Jest to zachowanie dość specyficzne dla ludzi wywodzących się z nizin społecznych, a którzy zachłysnęli się nagłym przypływem bogactwa – co doskonale obrazuje przykład ruskich nowobogackich, ostentacyjnie obnoszących się ze swoimi fortunami… nie ważne, że kicz, patetyczność i tandeta wieje od nich na kilometr, ale trzeba nie lada inwencji – by wyróżnić się na tle pozostałego pierdyliona oligarchów i multimiliarderów, pomieszkujących w podmoskiewskich i petersburskich daczach… im bardziej coś jest wiejskie, oczojebne i obciachowe tym lepiej – ale tu nie chodzi o gust i dobry smak, lecz desperacką potrzebę zwrócenia na siebie uwagi i wyróżnienia się… myślicie, że Victorii Beckham naprawdę zdarza się nie ubrać stanika z roztargnienia, a innym „gwiazdkom” majtek?…
Zresztą Arabowie tez kochają luksus w najbardziej pokracznych odsłonach, od zafundowania sobie eskadry najnowszych Mirage to ochrony emiratu wielkości kortu tenisowego – po łódź podwodną z kompletem głowic nuklearnych, usytuowaną w suchym doku, po środku pustyni… pozłacane felgi i całe karoserie już tu nikogo nie dziwią – zaś nie zamówienie sobie pozłacanego bloku silnika u dealera, uchodzi w środowisku za skąpstwo lub oznakę tarapatów finansowych… tacy ludzie chętnie przepłacą za markę, najlepiej dobrze znaną, która zapewni im świadomość posiadania czegoś ultra elitarnego – zatem proszone wizyty na zamknięte, jednoosobowe pokazy najnowszych kolekcji nie są tu niczym szokującym… nawet jeśli zakup torebuni z limitowanej edycji Louis Vuitton, to wydatek rzędu 50 tysięcy ojro – to sam przylot do Londynu prywatnym odrzutowcem, wraz z kilkudziesięciu osobową świtą, kosztował żonę pewnego szejka ćwierć miliona… no ale kto bogatemu zabroni?…
Dobrze jest pokazać się w czymś popularnym i modnym, a najlepiej napomknąć o tym wprost – więc gwiazdy i gwiazdki R&B i Hip Hopu chętnie śpiewają w swych hiciorach o Gucci bags, Chanel boots, Dolce & Gabbana, Mercedesach, BeeMkach i tak chętnie pozują do fotek w super carach – z nieodłącznymi chustami w trupie czaszki na głowach, brylantowych kolczykach i sygnetach wielkości głowy noworodka… po pierwsze ktoś im za to zapłacił, a po drugie to takie modne, trendy i cool – aby pokazać się na odbiorze platynowej płyty w półmetrowych tipsach i lansjerską torebką z wielgachnym logiem Chanel, Gucci albo Prady… owszem Louis Vuitton też medialnie jest w cenie – ale na przykład torebki od Hermesa jeszcze na gali MTV Base nie widziałem… no ale Hermes nie jest dostatecznie znany i nie ma wielkiego błyszczącego logo na 3/4 kopertówki… zauważyliście, że ostatnio to samo ma miejsce u producentów samochodów?…
Loga Renault, Fiata, Mercedesa i paru innych marek ostatnio znacznie zyskały na obwodzie i jeśli ten trend się utrzyma – to za najdalej 5 lat, „łańcuch” Audi będzie sięgał od reflektora do reflektora, albo będzie na nie zachodził… wyobrażacie sobie jak wielką przysługę oddała marce Chanel, Marylin Monroe mówiąc publicznie, że śpi odziana jedynie w parę kropel Chanel No 5?… to była to najlepsza reklama jaką Chanel mogło sobie wymarzyć, a same perfumy stały się czymś absolutnie kultowym… notowania Chanel skoczyły błyskawicznie, bo trudno o lepszy PijaR niż rekomendacja z ust pierwszoligowej gwiazdy kina, romansującej w dodatku z prezydentem… albo inny, choć nie tak spektakularny przykład, z naszego podwórka… Monika Brodka wyznała w którymś z wywiadów dla prasy, że używa perfum Serge Lutens Muscs Koublai Khan… to trudne i bardzo niszowe perfumy i choć nie powiedziała tego z premedytacją – jestem pewien, że po tej wypowiedzi, zainteresowanie tym zapachem momentalnie wzrosło… że o „naszym” papieżu w białych Martensach nie wspomnę…
Ludzie lubią wiedzieć co noszą, czego używają, czym jeżdżą celebryci i producenci dóbr luksusowych doskonale o tym wiedzą… nie dziwi mnie zatem nacisk marek, by ich produkty istniały (częściej zaistniały) w mediach, kulturze masowej, filmach, a nawet życiu prywatnym osób wysoce rozpoznawalnych i wpływowych… marki same o to zabiegają, a to dając torebkę, samochód, albo płacąc za to ciężką kasę… która fanka Nicki Minaj (tak to sarkazm) odmówi sobie posiadania tej samej torebki, albo okularów?… OMG! popatrzcie, Kim Kardashian ma nową torebkę od D&G, więc ja też muszę sobie taką sprawić!… zapewne Apple zapłaciło Rockstar Games niezłą sumkę, by w fabule GTA V pojawiły się najnowsze modele iMac’ów… no i nakręcona lansem sprzedaż rusza z kopyta – bez babrania się w nachalną* i kosztowną kampanię reklamową… a najciekawsze jest to, że podani tego rodzaju podprogowej indoktrynacji nabywcy – żyją w błogiej nieświadomości, że właśnie zostali urobieni…
*no może poza przypadkiem marki Prymat z Kuchennych Rewolucji Gesslerowej i Kucharka z Ugotowanych - gdzie product placement jest równie subtelny, co front armii czerwonej, przetaczający się przez lewy brzeg Odry…
Ale w przypadku lansowania perfum, ich pozycjonowanie wygląda nieco inaczej niż w przypadku torebki, nowych butów do biegania, samochodu, czy obciachowej kolekcji zegarków, skierowanej do rosyjskich nuworyszy, arabskich szejków i gwiazd hip-hopu… zapachu nie da się pokazać, zapach trzeba poczuć… nawet Brad Pitt (notabene twarz perfum Chanel No 5) wyglądałby co najmniej głupio, przechadzając się z flakonem „piątki” pod pachą – a więc posłużono się jego rozpoznawalną twarzą i przykuwającym uwagę milionów, nazwiskiem… nie dziwcie się więc, że reklamy perfum epatują pięknymi twarzami, wielkimi nazwiskami i coraz bardziej roznegliżowanymi ciałami – gdyż golizna i seks od zawsze świetnie się sprzedają… zwłaszcza, że żadne współczesne media, nie są w stanie ukazać przedmiotu zagadnienia, czyli zapachu… czekam zatem na innowacyjną reklamę hipoalergicznych jogurtów, z udziałem np. nagiej Natalii Siwiec – tudzież homeopatycznego kremu na hemoroidy, z udziałem któregoś, z naszych eksportowych piłkarzy… i na koniec pewna konkluzja… o ile w przypadku naprawdę znanych nazwisk ze sportu lub show biznesu, ich udział w kampanii naprawdę marce pomaga – to już w przypadku celebrytów trudno określić czy rzeczywiście pomagają marce się wypromować, czy też (za jej pośrednictwem) bardziej sobie?…
Tagged: bling bling, blog o perfumach, hip hop, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, product placement, R&B, recenzja perfum, recenzje perfum...
