Pożądanie, to poważna i szczególnie podbijająca poprzeczkę oczekiwań, względem kompozycji nazwa… tak jak Hitler i Napoleon pożądając Rosji, połamali sobie zęby na słynnej rosyjskiej zimie – tak nie jeden wytwórca perfum, poległ z kretesem – siląc się na olfaktoryczne wyrażenie tego potężnego uczucia… to niezwykle trudne zadanie, zważywszy, że każdy z nas pożąda czego innego i inaczej… zatem pozostaje aspekt czysto marketingowy, który poza szumną nazwą, niestety nie znalazł odzwierciedlenia w treści tych perfum… jednego Desire Black odmówić mu nie można – jest ciepły, wręcz gorący dzięki połączeniu wytrawnej pikanterii pieprzu, cyprysa i jagód jałowca, którą rozpala upojnie zaserwowane geranium (będę się upierał) i grejpfrut… ten sam grejpfrut, który pomimo iż zwykle kreuje soczystą i odświeżającą woń – tu, towarzysząc innym nutom, podkreśla świdrującą głębię bukietu i wzmaga jego rozgrzewającą siłę oddziaływania (patrz Terre d ‚Hermes)… ów grejpfrut dodał brzmieniu rozmachu, treści, nośności, wyrazistości, głębi i przede wszystkim tchnął w tę aranżację żar… tu nie ma róży, jest za to piękne geranium, przechylające się nieznacznie w stronę wszystkim dobrze znanej anginki, która z kolei odpowiada za skrzącą się, aromatyczną masywność serca kompozycji…
Geranium i grejpfrut do tego stopnia zdominowały i podporządkowały sobą brzmienie, że silnie wytrawne akcenty zielone poszły w odstawkę, przykryte rozleniwiającym ciepłem, obficie sączącym się ze wspomnianych ingrediencji… gorących i kojących, wybrzmiewających dojrzale i z dostojeństwem, typowym dla sążnistych kompozycji wieczorowych… tutejszy grejpfrut nie ma wiele wspólnego z ckliwymi świeżakami, a dopełniony masywnym geranium, sprawia iż wybornie nosi się te chwilami całkiem podobne do Ungaro III perfumy, wieczorem oraz jesienią i zimą… wreszcie szafran… teoretycznie coś szafrano podobnego pląta się gdzieś pomiędzy nutami, ale trudno stwierdzić czy jest to pylistość szlachetnego szafranu, czy jedynie ocierająca się o pudrową wytrawność gałązek cyprysa i syntetycznego piżma w bazie… cyprys i mam wrażenie jałowiec, tu jedynie tłem, podkreślającym i podbijającym jeszcze wyżej i tak dobitnie wyartykułowany wątek „cytrusowo różany” wykreowany przez nieco cytrynowe, obfite geranium… impet, pasja i żar bijący od serca tych perfum, niemal utwierdził mnie w przekonaniu, że Desire Black naprawdę zasługuje na swoją nazwę…
O dziwo jego dojrzałe brzmienie wypada dość klasycznie i pomimo potężnej projekcji ocierającej się o oldskulowego killera, nosi się go zadziwiająco lekko – zwłaszcza, że mamy lato a wybrzmiewa całkiem dobitnie… dopiero u schyłku serca dysproporcja pomiędzy wytrawnym roślinnym tłem (cyprys) a gorącym wątkiem przewodnim (geranium) ulega wyrównaniu i zapach pachnie czerwono zielono… jest gorący, a jednocześnie zimny i jest to bardzo ciekawe doznanie… niestety tylko do czasu, bo wraz z nastaniem bazy, zapach robi się nudny, redukując się do smętnego, nijakiego i wysoce syntetycznego stadium pseudo drzewnego… pomimo całkiem interesującego przebiegu, akord schyłkowy zdradza niedomagania budżetowe przy realizacji projektu… to niestety zmora w przypadku tej „półki” bo podobnie nieczytelny, pospolity i śmiertelnie nudny akcent „piżmowo drzewny” spotkałem już nie raz (Puma Sync, że wspomnę najbardziej rażący przykład)… nie uświadczyłem tu ani ambry, ani tym bardziej kadzidła, które podobnie jak szafran i różę, umieszczono w wykazie nut bardziej z przesłanek marketingowych, niż fizycznie… szkoda, bo gdyby pociągnięto aż po bazę tembr całkiem udanego akordu serca – zapach byłby interesujący znacznie dłużej niż przez pierwsze półtorej godziny…
Jeśli więc szukacie całkiem przyzwoitego (do mniej więcej połowy swej bytności na skórze) i niedrogiego pachnidła na wieczór, a nie zależy Wam na jego trwałości – Dunhill Desire Black, jest interesującą propozycją… z drugiej strony ciekawej z założenia kompozycji nadmiernie podcięto skrzydła, sięgając po niezbyt wyszukane składniki i zwieńczając bukiet smętną, oklepaną i pozbawioną wyrazu bazą… niestety ten zapach to znak naszych byle jakich czasów, gdzie marketingowy bełkot protezuje rozliczne niedomagania produktu – bo osobiście zupełnie inaczej wyobrażam sobie zapach wyrażający pożądanie…
2014
Głowa: czarny pieprz, bergamotka, grejpfrut,
Serce: szafran, cyprys, róża,
Baza: wetyweria, olibanum, ambra,
Tagged: ambra, bergamotka, blog o perfumach, cyprys, czarny pieprz, Dunhill - Desire Black, grejpfrut, o perfumach, Olibanum, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, róża, recenzja perfum, recenzje perfum..., szafran, wetyweria, zapach udający pożądanie
