Jak te perfumy są „Vetiver” to ja jestem Infantka Małgorzata i śpiewam sopranem koloraturowym, niemiecką operę (co samo w sobie powinno być zakazane i traktowane jak zbrodnia ze szczególnym okrucieństwem)… zapach niewątpliwie jest przyjemny i na swój sposób nowatorski, ale z tytułową trawą poza lakonicznym akcentem w fazie schyłkowej ma niewiele wspólnego – więc kogoś u D&G poniosło z nazwą… uwielbiam vetiverę i napaliłem się na jej kolejną odsłonę – ale ten zapach powinien się nazywać Figa Velvet, bo vetivery tu tyle co kot napukał do kuwety…
Pierwsza faza wybrzmiewa z przytupem pasją i kipi ziołowo, kwiatowo przyprawową świeżością, z czasem blaknąc, uspokaja się i redukuje do zieleni spokojnej i nieco pudrowej – by ostatecznie osiągnąć postać spolegliwej zieleni, prawdziwej oazy łagodności, spowitej delikatną nutką ambrowo balsamiczną… to bardziej przypomina delikatność i zwiewność którejś z ogródkowych aranżacji Elleny, niźli vetiver zaserwowany przez Guerlain (Vetiver) i The Different Company (Sel de Vetiver)… w fazie dojrzałej zapach przypomina zmieszane Eau de Narcisse Bleu i Mandarine Ambree od Hermesa, z tym że narcyza zastąpić należałoby figą… figą lekką, świeżą, soczyście zieloną, roślinną, pachnącą w tej specyficznej tonacji zieleni, z którą wybrzmiewa bądź co bądź bardzo dobry sportowiec od Gucci, czyli Gucci by Gucci Sport (to nie jest sarkazm)… ale wciąż obecność tytułowej vetivery jest co najwyżej symboliczna…
Miałem bardzo mieszane uczucia co do tych perfum i prawie tydzień gryzłem się jak je ostatecznie ocenić… w kontekście swej nazwy i rzekomo elitarnej linii z której się wywodzi – Velvet Vetiver pachnie zaskakująco zwyczajnie i zupełnie nie na temat… owszem zapach jest bardzo przyjemny, kategorycznie nie można odmówić tym perfumom uroku i polotu – ale jaka na linię ekskluzywną, bukiet jest nazbyt uproszczony, by nie powiedzieć trywialny (gdyby to Oriflame wypościł te perfumy, byłbym zachwycony)… no chyba, że spróbujemy zapomnieć, że to ekskluzywne (ponoć) Velvet Collection od Dolce & Gabbana, zapomnimy o żywcem nawiązującej do vetivery nazwie i skupimy się wyłącznie na tym co ma do zaoferowania sama kompozycja – a wbrew pozorom, ma całkiem sporo…
Otwarcie jest bogate i żywe, ale wybrzmiewa dość głęboko i jednorodnie, a jedyne co się wyłamuje i najbardziej rzuca w nos, to figa… wprawdzie ożywia brzmienie, ale jednocześnie ta balansująca na krawędzi mdlącej słodyczy, mleczna wytrawność soków świeżych liści i owoców figowca, nie pasuje stylistycznie do wytrawnie i ziołowo zaaranżowanej reszty… wprowadza to pewien dysonans, który jak najbardziej równoważy kreację – ale czyni to z finezją „kwiatka przypiętego do kożucha„… posługując się inną analogią: wyobraźcie sobie sok z grejpfruta, limonki, cytryny, pomarańczy i mandarynki, który dopełniono mleczkiem kokosowym… niewątpliwie ostatni składnik całkiem nieźle przełamie cytrusowy monolit, przejmując jednocześnie pierwsze skrzypce wśród tych wszystkich smaków – ale czy aby na pewno koresponduje stylistycznie z resztą?…
Serce Velvet Vetiver jest naprawdę wytrawne, nieco gorzkie (neroli) i chwilami sążniście ziołowo przyprawowe i gdyby nie figa, byłby całkiem podobny do męskiego Dolce & Gabbana Pour Homme… żeby nie być gołosłownym, pozwolę sobie wymienić niektóre nuty, które rzuciły mi się w nozdrza podczas oblatywania tych perfum…jest więc obecna już od pierwszych faktów nieco mleczna i maślana figa, siłująca się w otwarciu z wytrawną, lekko gorzką fasadą z neroli, kolendry, jałowca i geranium – a wraz z nastaniem akordu serca, wspomagana odrobiną kardamonu i lawendy, których ostre krawędzie ostatecznie zmiękcza mleczna obłość figi, miotająca się od młodych zielonych listków, aż po woń samych owoców… faza dojrzała to wciąż wybrzmiewająca na pierwszym planie figa i pojawiająca się na odczepnego homeopatyczna vetivera, równie delikatna i powściągliwa co delikatne zielone figowe listki, którymi emanuje schyłek kompozycji…
Finisz jest zielony, ale miękki i obły za sprawą akcentu balsamicznego, który ujawnia się u schyłku kompozycji.. trudno ocenić, czy rzeczywiście jest to galbanum, bo brzmi to dość lakonicznie i delikatnie, więc za ów otulający akcent może równie dobrze odpowiadać odrobina wplecionego w kompozycję ambrette… sorki że tak otwarcie neguję oficjalny wykaz nut, ale doświadczenie nauczyło mnie, że jest on co najwyżej poglądowy, niepełny i rzadko kiedy odzwierciedla realne spektrum użytych przy komponowaniu składników… tym niemniej na lato, dyskretny i niezobowiązujący bukiet tych perfum nosi się wprost cudownie, a jeśli dodać do tego całkiem przyzwoite parametry i ujmujący akcent figowy, warto te perfumy poznać bliżej…
2011
Rodrigo Flores – Roux
Skład: wetyweria, galbanum, czarna figa,
Tagged: blog o perfumach, czarna figa, delikatne perfumy pachnące figa, Dolce & Gabbana Velvet Vetiver, galbanum, lekkie perfumy na lato pachnące łagodną zielenią i subtelną figą, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum..., wetyweria
