Quantcast
Channel: perfumomania
Viewing all articles
Browse latest Browse all 427

Paul Smith Man, czyli the chosen one…

$
0
0

W przypadku oceniania sequelów i flankierów danej linii perfum (nierzadko będących perfidnym odcinaniem kuponów od sukcesu protoplasty*), trudno uciec od analogii do filmu… uciec jest tym trudniej, że zwykle premierowy oryginał bardzo pozytywnie nas zaskoczył, miał niepowtarzalny klimat, wnosił do gatunku coś nowego i świeżego, wreszcie zaskakiwał podjętą tematyką i kreacjami aktorskimi – gdy część druga i kolejne, często przywodzi sobą dość ambiwalentne odczucia… często jesteśmy po prostu rozczarowani to wtórnością, to słabością scenariusza i odejściem od przyjętego przez reżysera kanonu i zwykle kończy się na określeniu, że jedynka była najlepsza… i zwykle jest to prawda, bo ze świecą szukać tytułów filmowych i perfumeryjnych – gdzie kolejna odsłona danego wątku okazuje się lepsza (tudzież schodząc na ziemię, przynajmniej porównywalna) względem swego wybitnego protoplasty…

*Jean Paul Gaultier wypuściło w tym roku stumilionową odsłonę/klona Le Male, pod nazwami: Le Male Summer 2014, Le Male Limited Edition 2014 oraz Le Beau Male Summer 2014 – przy czym każda z nazw jest równie oryginalna, co powiązane z nią perfumy…

Paul Smith Man

Owszem jest to możliwe, ale bardzo trudne do zrealizowania, gdyż jako gatunek, mamy dziwną skłonność do gloryfikowania części premierowych, które zapadają w naszej pamięci jako te najlepsze, wybitne i cokolwiek pojawi się na rynku – musi zmierzyć się z tą wykreowaną w naszych umysłach legendą… nie chcę zanadto drążyć wątku, gdyż to temat rzeka na oddzielny wpis – ale posłużmy się dla przykładu kultowym Matrixem… pierwszego Matrixa z 1999 roku zawsze będę pamiętał jako tę najlepszą, najbardziej klimatyczną część – zresztą większość kinomanów zapewne uważa podobnie, zwłaszcza że premierowa część trylogii ustawiła przysłowiową poprzeczkę naprawdę wysoko… kolejne dwie części, mające premierę w 2003 roku pozostawiły pewien niedosyt, by nie powiedzieć niesmak… czy słusznie? w przypadku analizy tak głęboko opartej na emocjach, gustach i autosugestii, trudno mówić o zachowaniu bezstronności i zapewne w przypadku perfum mechanizm ich „odbioru” ze względu an numerek boczny flakonu, wygląda bardzo podobnie…

Paul Smith - Man

Moim pierwszym poznanym Paulem Smithem był Man 2, czyli teoretycznie nie powinienem mieć zakorzenionych negatywnych obiekcji względem „dwójki„, przez wzgląd iż nie znałem wcześniej „jedynki„… tyle, że Man 2 tak okrutnie mnie znudził i rozczarował, iż przez długie lata unikałem bliższej styczności z testerem „jedynki„… gdybym miał wybór – świadomie wybrałbym np. kolonoskopię, zamiast poznania pierwszej odsłony tych perfum… aż pewnego dnia, wsiadam do auta kolegi i czuję od niego piękny, częściowo znajomo brzmiący zapach… przez ładnych kilkanaście minut zachodziłem w głowę cóż to może być – lecz wszelkie potencjalnie obstawiane tytuły, gdzieś po drodze rozmijały się ze wstępnym typowaniem, ostatecznie zbijając mnie z tropu… zapach był już od wielu godzin na nosicielu, więc zatracił część detali i ostrość konturów, wreszcie nie wytrzymałem i wypaliłem:

- nowy Dior Homme?

- nie…

- Armani Eau de Nuit?

- niet…

- Guerlain L’Instant Extreme?

- Gue co?…

- Guerlain

- nein…

- Opium YSL?

- non…

- Illusions Noires Lempickiej?

- co ku…?

- no Lolita Lempicka

- nope…

- Must Cartiera?

- no…

- kurcze, kończą mi się zapachy do typowania – wyznałem w akcie desperacji…

- to dobrze, bo mi kończą się języki do zaprzeczania…

- ok poddaję się, co to za zapach?

- Paul Smith Man

…chwila konsternacji i milczenia (coś na podobieństwo reakcji na: „jestem w ciąży”, albo „św. Mikołaj nie istnieje”)…

- jesteś pewien?…

- mam go w plecaku, leży na tylnym siedzeniu, wyjmij sobie i powąchaj…

… sięgam po plecak i wyjmuję czarny, niemal pusty flakon i psikam na nadgarstek…

- fajny nie? – zagaja kierowca…

- fajny to mało powiedziane, jest śliczny – nie obrazisz się jak sobie pożyczę tę flaszkę na parę dni?…

- spoko, tylko nie wypsikaj całego…

- jasne, odwdzięczę ci się w naturze**…

- ok…

**w innych perfumach, zboczeńcy!…

Paul Smith Man reklama

I tak oto poznałem i zdobyłem próbkę czegoś jak się okazało, urzekająco urodziwego – a czego w normalnych okolicznościach nie wziąłbym nawet do ręki… wbrew oficjalnemu wykazowi nut, irysa czuć tu od pierwszych taktów otwarcia… w pierwszej chwili zapach jest bardzo podobny stylistycznie do Diora Homme i Armaniego Eau de Nuit, by po dłuższej chwili utracić tę specyficzną delikatnie wytrawną, irysową słodycz i stać się bardziej przyprawowy, acz w miękkiej kadzidlanej obwolucie… naprawdę zręczna stylizacja, ale w końcu to dzieło Lorson, kobiety która dała światu genialnego Encre Noire… z kolei wyróżniony we wspomnianym wykazie anyżek jest tak dyskretny i umowny, że tych wszystkich, których przerażał on w Opium – mogę zapewnić, iż w tym przypadku mogą spać spokojnie…

flakon Paul Smith Man

Tutejszy anyżek jest suchy, pylisty, sproszkowany i lekko zwietrzały, dzięki czemu nie dominuje i nie przytłacza wysublimowanego akcentu irysowego, wyraźnie okupującego pierwsze takty kompozycji… z czasem anyż i irys (oraz kardamon) stają się tak względem siebie wyważone, iż żadna z nut nie naznacza sobą brzmienia na tyle, by stać się wiodącym akcentem kompozycji… po ponad godzinie od aplikacji irys blednie, a w tle daje się wyczuć skromny, acz bardzo przyjemny akcent drzewno przyprawowy, z delikatną nutką kardamonu i muszkatu… a nad całością zaczyna przeważać słodkie, benzoesowo, ambrowo balsamiczne kadzidło… jeśli z jakichś względów komuś przeszkadza wytrawna, pudrowa pylista nuta irysa z Diora Homme Intense, a brakuje mu szlachetnej, kadzidlanej głębi Fahrenheita Absolute – to w zarówno balsamiczno kadzidlanym jak i przyprawowo irysowym Paul Smith Man, odnajdzie upragniony constans

reklama Paul Smith Man

Z czasem zapach robi się jeszcze bardziej otulający, delikatnie słodki i czekoladowy – a jest to czekoladowa paczula w ambrowej osnowie… tu z kolei Paul Smith Man przypomina mi klimaty kadzidlanego Farenheita Absolute, zmieszanego z niedawno przeze mnie opisywanym Bvlgari Man in Black, tworząc w akordzie bazy śliczną, miękką i przytulną – drzewno kadzidlano waniliową poduszeczkę… finisz pachnie jakby zawierał w sobie odrobinę wanilii, ale prawdopodobnie jest to schyłek wybrzmiewającej w tle nuty tonkowej, tym niemniej niesamowicie uroczy i powabny… jeśli szukacie naprawdę dyskretnego i niemniej eleganckiego odpowiednika dla Diora Homme i Absolute w jednym – Paul Smith Man będzie wspaniałym towarzyszem na dzień i na wieczór oraz wybornym połączeniem przymiotów obu tych kompozycji, że o wyczuwalnej różnicy w cenie zakupu tylko jednego flakonu nie wspomnę… tym bardziej, że trwałość i projekcję również ma bardzo dobrą…Paul Smith Man EdT

2009

Nathalie Lorson

Głowa: yuzu, bergamotka, anyż gwiazdkowaty,
Serce: paczula, kadzidło,
Baza: fiołek, fasolka tonka, korzeń irysa,


Tagged: anyż gwiazdkowaty, bardzo szykowne i ciepłe perfumy na dzień i wieczór, bergamotka, blog o perfumach, fasolka tonka, fiołek, kadzidło, korzeń irysa, o perfumach, opis perfum, paczula, Paul Smith, Paul Smith Man, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy podobne do Diora Homme i Armani Eau de Nuit, przepiękne i delikatne perfumy z kadzidłem anyżkiem i irysem, recenzja perfum, recenzje perfum..., yuzu

Viewing all articles
Browse latest Browse all 427

Trending Articles


Sprawdź z którą postacią z anime dzielisz urodziny


MDM - Muzyka Dla Miasta (2009)


Częstotliwość 3.722MHz


POSZUKIWANY TOMASZ SKOWRON-ANGLIA


Ciasto 3 Bit


Kasowanie inspekcji Hyundai ix35


Steel Division 2 SPOLSZCZENIE


SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO


Potrzebuje schemat budowy silnika YX140


Musierowicz Małgorzata - Kwiat kalafiora [audiobook PL]