Quantcast
Channel: perfumomania
Viewing all articles
Browse latest Browse all 427

Eight & Bob – Cap d’Antibes, czyli Kennedy na śródziemnomorskich wakacjach…

$
0
0

Zmęczony i rozczarowany najnowszymi premierami mainstreamowymi, postanowiłem poszukać inspiracji oraz odsapnąć, pod zacienioną półeczką niszową. Jakiś tydzień temu (pozdrawiam dziewczyny i jeszcze raz dzięki za spotkanie), dane mi było poznać jedno z najciekawszych objawień tego roku – i to ze strony marki, po której w życiu bym się tego nie spodziewał. Notabene marki, przez której rys historyczny (i zarazem wielki powód do dumy), przetacza się nazwisko Kennedy’ego – ale ujmując rzecz kolokwialnie, mam to gdzieś. JFK nie żyje, więc nic nie może powiedzieć ani zdementować, zaś marka produkuje perfumy i tylko tego aspektu postanowiłem się trzymać. Cap d’Antibes okazał się prawdziwym balsamem, na me serce – wciąż krwawiące, po niedawnym oblatywaniu nowości. Już prawie zapomniałem, jaka to przyjemność móc opisać coś, co naprawdę raduje nozdrza. Ubolewam, że w tym celu musiałem sięgnąć po niszę, ale takie czasy…

Eight & Bob - Cap d'Antibes

No dobra, nie do końca mam to gdzieś. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć „podpieranie sięKennedym, w przypadku flagowego zapachu tej marki – ale umieszczanie wizerunku zastrzelonego w 1963 roku prezydenta, „w stylizacji” dotyczącej perfum wylansowanych w 2014, uważam za sromotne nadużycie i nadinterpretację… Równie dobrze mógłbym umieścić na bannerze bloga zdjęcie Justyny Steczkowskiej (wraz z adnotacją: Marcin & Justynka love forever) – tylko dlatego, że kiedyś stała koło mnie w kolejce do kasy, gdy kupowałem jogurt. Chyba się nawet do mnie uśmiechnęła – więc może zmienię status na Facebooku, że jesteśmy w związku?. Wprawdzie nikt nie mówi tego dosłownie, ale można wyczuć, że klienci widząc fotografię pływającego na jachcie Johna – mogą się zasugerować (i niewątpliwie mile ich to połechce), że używając perfum, opiewających uroki wybrzeża Cap d’Antibes (zgodnie z ich genezą), obcują z czymś powiązanym, z jego osobą… Strasznie to naciągane i przypomina zachowanie niektórych polityków/celebrytów, budujących swój kapitał polityczny/wizerunkowy, na śmierci kogoś z rodziny. Oczywiście dywaguję, a podobieństwo do niektórych osób, jest czysto przypadkowe. :) Po prostu poczułem niesmak, bo zapach jest doprawdy prześliczny, ma klasę i „daje radę” bez tego rodzaju zagrywek…

Eight & Bob - Cap d'Antibes shop

Marka Eight & Bob lansuje się na ekskluzywny, niszowy brand dla elit – tyle, że ten zapach z niszą niewiele ma wspólnego. Jego wydźwięk jest wręcz do złudzenia mainstreamowy, ale za to w jakim wydaniu! Ileż bym dał by najnowszy Guerlain Ideal, Givenchy Casual Chic lub Kenzo L’Eau Intense pachniały właśnie tak… Postanowiłem nie rozpatrywać tych perfum w kontekście niszy, wszak o domniemanej „niszowości„, częściej decyduje widzimisię marki, niż rzeczywiste walory produktu. Te perfumy dosłownie zachwycają swym niemalże mainstreamowym, czyli: praktycznym, uroczym, zniewalającym, niezobowiązującym i łatwym w odbiorze krojem. Zachwycają tak bardzo, że aż nie wypada (niejako na siłę) określać tej mainstreamowej wirtuozerii mianem niszy – przez co kojarzylibyście je z czymś nieosiągalnym, snobistycznym, drogim lub odjechanym. A jeśli dodać, że pachną po prostu ślicznie, klaruje się z tego obraz zapachu doskonałego.

Eight & Bob - Cap d'Antibes Kennedy

Na pierwszego niucha przypomina klasycznego Fahrenheita/Fahrenheita Aqua w ich pierwszej fazie rozkwitu, a zwłaszcza klasycznego Fahrenheita po pierdylionie reformulacji (czyli niespecjalnie podobnego do tego, czym był kiedyś). Oczywiście podobieństwo to jest raczej powierzchowne i ulotne, ale ewidentnie związane z nutą fiołka i tą „głogowością„, która występuje w obu kompozycjach. I tu słówko wyjaśnienia, dla tych, którzy już chwycili świnkę skarbonkę i chcą gnać na zakupy. Nie jest to podobieństwo dosłowne, chodzi raczej o krój i wrażenie jakie zapach robi na otoczeniu, niż dosłowne podobieństwo. Cap d’Antibes to zdecydowanie lżejsze, świeższe i bardziej stonowane wcielenie Fahrenheita, pozbawione jego buty i nieustępliwości, acz nie pozbawione jego szykowności i wybitnie męskiego charakteru. Ale powyższe dotyczy wyłącznie pierwszych dwóch akordów, albowiem w fazie późniejszej zapach przechodzi diametralną metamorfozę.

wybrzeże Cap d'Antibes

Tym razem do treści wykazu nut nie sposób się przyczepić, gdyż bardzo czytelnie koresponduje z tym, co zastajemy na skórze, w poszczególnych fazach rozkwitu Cap d’Antibes. Jest tu prześliczny, bardzo żywy fiołek, czysta i świeża mięta, czuć orzeźwiającą „roślinnośćsoku brzozowego, a w akordzie serca piękną sentencję ziół, z nieprawdopodobnym wdziękiem emulującą mech dębowy. Autentycznie prawie się nabrałem – prawie, bo organiczny mech dębowy jest od jakiegoś czasu na cenzurowanym i perfumiarze używają jego zamienników lub starają się go wyczarować z mieszanki innych nut zapachowych. Tym niemniej z doskonałym skutkiem, a całość pachnie iście arystokratycznie, męsko i zniewalająco, jak na godnego (mentalnie i stylistycznie) następcę Fahrenheita przystało.

Eight & Bob - Cap d'Antibes box

Im dłużej zapach maceruje się na skórze, tym bardziej się zmienia i upodabnia do innego (i z perspektywy czasu stwierdzam iż niestety) wycofanego pachnidła z rodziny Fahrenheita, a mianowicie Absolute oraz pośrednio Bvlgari Man In Black. Mam tu na myśli balsamiczno kadzidlano drzewne konotacje, bardzo ciepłe, obłe, otulające i niemiłosiernie przyjemne. O ile pierwsza faza tych perfum wprost zniewala swą lekkością, niewymuszonym szykiem i finezją, to druga jest wyczuwalnie cięższa. Nie żartuję, to doprawdy kapitalne pachnidło, które dzięki tej wytrawno zielonej (mech) otoczce i skąpaniu w delikatnie kadzidlanej aureoli, przypomina coś na podobieństwo Rasikh od Syed Junaid Alam. Z tym, że nie aż tak drapieżnego i nie osnutego na miękkiej paczuli przełamanej ostrym piżmem – a miękkim kadzidle, przełamanym wytrawnym i nieco szorstkim chwilami mchem. Dojrzałe stadium serca jest masywne, dobitne, acz wciąż świeże niczym bryza – dzięki połączeniu mięty, mchu, piżma, cedru i kadzidła oraz osłodzone dosłownie kropelką wanilii, będącą przysłowiową wisienką na torcie.

Eight & Bob - Cap d'Antibes reklama

Przyznaję, to bardzo dziwne i nietuzinkowe zestawienie nut jak na mainstream, ale Dior Fahrenheit, Lalique Encre Noire, YSL M7 czy Guerlain Vetiver – mainstreamowe są tylko z nazwy, a ich niebanalny i porywający krój, wynosi je wysoko ponad to, co utożsamiamy z klasycznym mainstreamem. I tak samo jest z Cap d’Antibes, który bardziej przypomina nowoczesnego, wybitnie męskiego casualowca, mocno wpisanego w konwencję śródziemnomorskiego fougere – niż oldskulową niszę i jest to ogromny atut tych perfum. Są w każdym calu niebanalne i zaskakują swą wyrafinowaną zmiennością. Lekkie i świeże otwarcie, głębokie, nieco szorstkie i wyraziste serce oraz jowialno otulająca, miękka i przytulna baza – wybrzmiewająca przygasłym akordem drzewnym, muśniętym odrobiną wanilii. Zapach cechuje całkiem okazała projekcja i dobra trwałość, przy czym ostatnia faza ma dość intymny charakter, ale trwa godzinami. Jeśli więc szukacie wyrafinowanego, niebanalnego, eleganckiego i nienagannie noszalnego pachnidła – które nosi się z niemalże równą mainstreamowi łatwością, warto mieć ten zapach na uwadze.Eight & Bob - Cap d'Antibes EdT

rok powstania: 2014

projekcja: akuratna

trwałość: bardzo dobra, choć ostatnia faza jest wybitnie blisko skórna

Głowa: mięta, liść fiołka, brzoza,
Serce: cynamon, mech, nuty zielone,
Baza: cedr, kadzidło, wanilia,


Tagged: blog o perfumach, brzoza, cedr, cynamon, Eight & Bob - Cap d'Antibes, Fahrenheit, JFK, kadzidło, Kennedy, liść fiołka, mainstream, mech, mięta, nisza, nuty zielone, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, piękne perfumy, przepiękny casualowiec, recenzja perfum, recenzje perfum..., wanilia, wybrzeże Cap d'Antibes

Viewing all articles
Browse latest Browse all 427