Gdybym był „majstrem„, którego ktoś najął, bym dokończył przerwany i porzucany przez innego fachowca remont łazienki – a najnowszy Dior Sauvage byłby ową łazienką, najpewniej powiedziałbym:
– ooo panie!, a kto to panu tak spier…..!!! :)
Wiecie co mi ostatnio przyszło do głowy? Że Dior Sauvage jest jak telewizyjna ramówka. Takie hity jak Warsaw Shore, Rolnik Szuka Żony, Celebrity Splash, Perfekcyjna Pani Domu*, Trudne Sprawy, Dlaczego Ja i inne paradokumentalne odmóżdżacze – powstały wyłącznie z myślą o poziomie i oczekiwaniach widzów oglądających niniejsze produkcje… Pewnie obraziłem kogoś tym stwierdzeniem, ale mam to gdzieś… Sumienie nie sługa i pewne rzeczy po prostu trzeba powiedzieć wprost, ku przestrodze i otrzeźwieniu… Nie można mieć pretensji do telewizji, że serwuje takie gnioty, skoro wskaźniki oglądalności są nieubłagane i ktoś jednak to g…. ogląda, czyż nie? Te same nieubłagane prawidła rynku, decydują o tym co aktualnie sygnują producenci perfum – więc winę za wszechobecną degrengoladę ponosi najliczniejszy odsetek klientów, którzy mniej lub bardziej świadomie kupują tę najbardziej badziewną i beznamiętną masówkę, bo paradoksalnie nic więcej nie oczekują (lub nie wiedzą, że mogą). Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, ale trzeba mieć świadomość, że to gusta masowe kształtują wszystko wokół nas.
*pięknie spointował to Abelard Giza, którego pozwoliłem sobie na tę okoliczność podlinkować :)
uprzedzam, że ten Stend Up jest bez cenzury… :)
Nie powinno się kopać leżącego, zresztą o przyczynach żenująco słabego poziomu najmłodszego Diora pisałem już wcześniej – ale te perfumy są tak słabe, że Dior musiał wysupłać z kieszeni dodatkowe miliony – aby podeprzeć swój najnowszy koncept, autorytetem samego Johna Depp’a. Jude Law też jest świetnym aktorem, ale on miał łatwiej, bo firmował swoją facjatą pachnidło wybitne – zresztą szybko wymieniono go, na bardziej medialnego Edwarda Pattisona. W myśl nadrzędnej w marketingu zasady, że paskudnego pryszcza się pudruje, przypalone ciasto pokrywa lukrem, a kupę zawija w efektowną pozłotkę. Ot taki odwracacz uwagi, bo uwaga wszystkich i tak skupi się nie na zapachu – a reklamującej go osobie i atrakcyjnym logotypie, będącym jakby nie patrzeć gwarantem jakości. Nie wątpię, że ten fortel zadziała – bo jak dotąd działa bez pudła, za każdym razem. Nie ważne czy chodzi o wybory (kiełbasa wyborcza), czy premierę najnowszych perfum (znana morda, ewentualnie sex i golizna), wystarczy by odwrócić uwagę od niedomagań produktu/ programu wyborczego.
Owszem szydzę i troszku demonizuję, ale prawda jest taka, że najmłodszy bękart Francoisa Demachy (zastanawiam się czym go zastraszono, by perfumiarz Jego kalibru popełnił takiego gniota) wcale nie jest brzydki i odrażający. Wręcz przeciwnie, to całkiem przyjemny zapaszek, wprost idealny dla młodego chłopaka – gdzieś pomiędzy gimnazjum, a pierwszym rokiem studiów. Jeśli należycie do osób zachwycających się zapachem mydełka Fa i aromatem Cocolino – będziecie wniebowzięci lekkością, świeżością i niezobowiązującym, wręcz neutralnym brzmieniem tych perfum. Powiem więcej, sam zaliczam się do osób wprost uwielbiających zapach środków piorących – z tym, że grubą krechą rozróżniam to, czym pachnie mój proszek i wyprana w nim bielizna – od tego, jak i czym powinny pachnieć moje perfumy… Niewielka, acz zasadnicza różnica i w przypadku perfum, a konkretnie perfum od Diora – poziom Sauvage, choć to zapach „fajny i ładny„, uważam za żenująco słaby. Rozwodnione roślinki i cytruski + purystyczne mydlinki w przyprószonych piżmem drewienkach, to trochę za mało na zapach noszący legendarną nazwę Sauvage (nie mylić z Eau Sauvage) i poziom Diora. Ale Sauvage, to jedynie barometr nastrojów i rynkowych trendów – więc patrząc na to obiektywnie, gdzie tu wina Diora i Demachy?
Jeśli jest tu syczuański pieprz, to ja jestem primabaleriną Tatru Balszoj. Chociaż nie… jeśli owego pieprzu użyto w tych samych proporcjach, co producent „pasztetu z królika” (jedno wołu i jeden królik), to wszystko się zgadza. Sauvage jest rozwodniony, rozcieńczony, umowny, ubogi, lakoniczny, powierzchowny, wysoce syntetyczny oraz powściągliwy w niemal wszystkim. Już niecałą godzinę od aplikacji, nikt nie odróżni czy użyliście perfum, czy też macie na sobie sweter lub koszulę, które upraliście przeszło tydzień temu, w dobrym detergencie. W otwarciu są jakieś delikatne, bardzo świeże zioła, (stawiam na miks kardamonu i kolendry, z lekkim jak piórko imbirem), którym towarzyszy syntetyczno purystyczny i wykastrowany ze wszystkiego, cytrus. Stanley Kubrick stworzył mechaniczną pomarańczę, a Francois Demachy stworzył mechanicznego cytrusa – prawdopodobnie tego samego, którego wykreował na użytek wcześniejszego Diora Cologne. Jest to detal wykastrowany i maksymalnie spłycony, symboliczny i wybitnie rodem z pasty do zębów – bo nie śmiem tego określić nazwą jakiegokolwiek istniejącego owocu. Są tu również całkiem przyjemne, wysoce optymistyczne i aż kipiące świeżością mydliny, zupełnie jakbyście wąchali nową i jeszcze suchą kostkę mydła. Prawda, że brzmi to wzniośle i nader obiecująco?
Nieco później też wcale nie jest lepiej, bo amplituda bukietu, przesuwa się w stronę nie mniej syntetyczno lakonicznych drewienek, w dość wyraźnej, acz nieczytelnej, piżmowo pieprznej osnowie. Zbyt lakonicznej i poszlakowej, by uznać tę suchą i całkiem pobudzającą pikanterię – za jakąkolwiek ingrediencję, wliczając w to nawet zwietrzały pieprz. Jest mi przykro, że przed laty skrytykowałem Bang! Jacobsa – bo monotematycznie pieprzny Bang! to przy Diorze Sauvage, szczyt rozwiązłej artykulacji. U Jacobsa przynajmniej można wyczuć ten pieprz (kilka rodzai) – gdy u Diora jest to bezkształtna, pozbawiona czytelnych detali pulpa, emulująca coś ostrego i wyrazistego, którą dodatkowo zmiękczono równie miałką wstawką, z syntetycznej ambry. W efekcie nie jest ani pikantny, ani balsamiczny – jest mdlący, smętny i nijaki. Ta ubogość i nieczytelność sprawia, że zapach mnie autentycznie nudzi i męczy, bo wprawdzie na jego trwałość narzekać nie można – ale nie mogę powiedzieć, że dobrze się z tym zapachem bawiłem.
Czuję autentyczny niedosyt i rozczarowującą ubogość, która nie ma nic wspólnego ze szlachetnym minimalizmem – z którego słynie na ten przykład Ellena i jego arcy oszczędne, wręcz okrutnie wykastrowane ze zbędnych detali, Colognes. Podobną złożonością i finezją co Sauvage, wykazują się proszki do prania i balsamy do pielęgnacji stóp – więc za co ludzie mają płacić te kilkaset złotych? Wychodzi na to, że za logotyp Dior, bo na pewno nie za te rachityczne popłuczyny – niegodne logo Dior, nazwiska Demachy i Johna Depp’a w ich reklamie. Prostota i oszczędność w kreacji jest piękna, a minimalizm jest najszlachetniejszą i najtrudniejszą formą wtajemniczenia dla warsztatu perfumiarza – tyle że Sauvage pachnie jakby był niedokończony, jak zarzucony projekt demo, którego nikt nigdy nie ukończył. Ja na prawdę nie mam nic do niezobowiązujących i lekkich świeżaków, na prawdę! Ale niech coś sobą wnoszą i niech ich cena oraz segmentacja będzie adekwatna do ich poziomu i reprezentowanej jakości – bo te perfumy i w tej formie, nie powinny kosztować więcej niż kilkanaście złotych!.
sam mam ochotę zakopać ten zapach, gdzieś na pustyni i o nim zapomnieć…
O dziwo zapach jest całkiem trwały i znów to podkreślę, naprawdę przyjemny. Jeśli szukacie czegoś naprawdę nijakiego, niezobowiązującego i skrajnie bezpiecznego – to lepiej wydajcie te pieniądze na wielokrotnie tańszy zapach, z poza głównego nurtu. Lubię płacić za jakość, ale w przypadku tych konkretnie perfum Diora, serce mi się kraje na samą myśl, że miałbym zapłacić za smętne Sauvage, więcej niż kilkadziesiąt złotych!. Faza dojrzała Sauvage wypada tylko ździebko lepiej niż Puma Sync, będąca synonimem gniota nad gnioty… Mnie nie boli, że to pachnie tak badziewnie, syntetycznie, rachitycznie i nijako. Boli mnie, iż ludzie uznają, że te mizerne i niedorobione popłuczyny, to górnolotny artyzm, norma i że tak powinno być, a tak nie jest!. Boli mnie, że najmłodsze pokolenia być może uznają ten zapach za wyznacznik kunsztu, szyku i jakości – więc owa dewaluacja poziomu nie tylko się utrwali, a wręcz będzie postępować. Gdzie są programy pokroju Wielka Gra, Teatr Telewizji, czy ambitna publicystyka, kino dokumentalne i programy edukacyjno publicystyczne, z prawdziwego zdarzenia?
faza dojrzała Sauvage jest jak ta pustynna sceneria, sucha, pylista, niegościnna i monotonna… nawet kojotowi nie chce się wyć…
Wycięto je z ramówki, bo były zbyt wymagające, a przecież widzowie nie chcą się męczyć i myśleć przed telewizorem. Do tego ludźmi myślącymi, wykształconymi, świadomymi i mającymi własne zdanie – gorzej się manipuluje oraz trudniej jest im wcisnąć naciągany przekaz reklamowy. Tacy klienci/widzowie są wymagający i roszczeniowi, więc jeśli przyzwyczaić ich do mierności, niczego więcej nie będą oczekiwać – i tym łatwiej jest ich zaspokoić byle czym. Dzisiejsi klienci perfumerii cierpią na wieczny deficyt czasu i nie lubią zbyt długo zastanawiać się przed wyborem perfum, wybierać ich na spokojnie – podchodzić po kilka razy do co bardziej wymagającego i złożonego zapachu, ani tym bardziej wyrobić sobie własne zdanie i styl. Chcą pachnieć przystępną, szybką, uniwersalną, łatwą i przyjemną masówką, od uznanej marki – czymś przy czym można się miło rozerwać i nie wracać do tematu… No i właśnie takie coś dostali… Przepraszam, uniosłem się…
rok powstania: 2015
nos: Francois Demachy (zapewne pracował pod presją lub przymusem)
projekcja: umiarkowana, ale bardzo dobrze wyczuwalna
trwałość: bardzo dobra
Skład: pieprz syczuański, kalabryjska bergamotka, ambroksan,
Tagged: ambroksan, bardzo słaby zapach, blog o perfumach, Dior Sauvage, Francois Demachy, Johny Depp, kalabryjska bergamotka, najnowsze perfumy od Diora, najnowszy Dior, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, pieprz syczuański, recenzja perfum, recenzje perfum..., wyjątkowo słabe perfumy Diora
