Kilka dni temu, Piotr Czarnecki sprawił mi ogromną niespodziankę, przysyłając mi swoje najnowsze dziecko. Jest mi niezmiernie miło, bo zawsze mocno Piotrowi kibicowałem – podziwiając jego pasję, upór i konsekwencję, która niedawno zaowocowała wprowadzeniem Sensei do produkcji. Mam też nadzieję, że urzekająco piękne Sensei She, też niedługo dołączy do wersji męskiej i oba zapachy zyskają międzynarodową sławę. Już na pierwszego niucha czuć, że Piotr majstrował przy recepturze Sensei, a konkretnie ją doszlifował. Wprawdzie biorę poprawkę iż wcześniej opisywałem wczesną wersję Sensei w koncentracji EdT, gdy przesłana mikstura to finalne EdP – ale mimo wszystko czuć, że pierwotną recepturę udoskonalono, zamieniając część składników na ingrediencje wyższego sortu.
W późniejszej korespondencji Piotr przyznał mi rację, ale niestety nie miał wyboru. Aby zapach mógł trafić do produkcji, konieczne było dostosowanie jego receptury do wymogów IFRA, które jak wiemy jest szczególnie upierdliwe i opresyjne, względem olejków naturalnego pochodzenia. Piotr Czarnecki podkreśla, że i tak użył ich maksymalnego, dopuszczalnego stężenia – brakującą resztę starannie uzupełniając ich syntetycznymi odpowiednikami. Rzeczywiście, różnica jest wyczuwalna, ale na szczęście bez jakiejkolwiek straty, względem wersji pierwotnej. Powiem więcej, dzięki temu zabiegowi zapach zyskał jeszcze szersze spektrum wyczuwalnych detali i wyższą czytelność. Nie potrafię jednocześnie określić co mi ten zapach przypomina. Raz pachnie jak przesycone wonią whisky i cygar wnętrze eleganckiego klubu, by po chwili przeistoczyć się w kameralną i zaciszną kawiarenkę, serwującą kawę i czekoladowe ciasto własnego wypieku.
piękny i ciepły bursztynowy kolor cieczy, ładnie współgra z kolorem drewna, z którego wykonano korek i etykietą…
Co ciekawe, obcując z Sensei EdP nie mam wrażenia, jakby zapachowi brakowało mocy i energii, był ociężały lub ubogi w detale (względem EdT), jak to zwykle bywa z EdP i Pure Parfum. Oj jest nośny i chwilami aż kipi alkoholowym gorącem, kawą, gęstą i gorzką czekoladą oraz chwilami wysoce dominującym cynamonem (stawiam na pikantną kasję), by w fazie dojrzałej dosłownie pieścić nozdrza swym kameralnym i wykwintnym bukietem. No właśnie wykaz nut temu zaprzecza, ale z własnymi odczuciami się nie polemizuje – a te wskazują na obecność głębokiej, gęstej, powłóczystej i niezbyt słodkiej czekolady, o wysokiej zawartości kakao. Czuję tu mocno czekoladowe Brownie, sowicie nasączone wysokogatunkowym alkoholem, ociekające przyprawami, a całość podszyta obłością dyskretnie wplecionych w całość żywic. Jest więc mocno eklektycznie i na bogato, ale i niesamowicie męsko, wielowątkowo i pociągająco.
flakon sprawia bardzo solidne wrażenie, a zwłaszcza jego drewniany korek, z misternym grawerunkiem przedstawiającym logo w formie herbu…
Do pełni szczęścia zabrakło mi w tym czekoladowo kawowym cieście śliwki, albo powideł śliwkowych – tych samych którymi zachwyciło mnie Demeter Prune. Zresztą już przy okazji tamtego wpisu, wspomniałem wręcz zniewalającą i porywającą autentyzmem śliwkę, której Piotr użył w formule Sensei She. Owa śliwka jest arcy apetyczną i diabelnie sugestywną wisienką na torcie She, ale mam nadzieję że kiedyś autor prześle mi samplerka z męskim Senseiem, wzbogaconym o tę urzekającą nutę :) Niby w Sensei jest labdanum, lubiące wpadać w śliwkowo żywiczne konotacje – ale jest tu go zbyt mało, by mogło przeciwstawić się nadrzędnej nucie kawowo czekoladowej i stać się namiastką owocu, z Sensei She.
Osobiście zaszeregowałbym te perfumy, jako orientalne gourmand – gdyż nie sposób uciec przed skojarzeniami z apetycznym jedzeniem. Wpierw wita nas wysokogatunkowa Whisky (do picia), a potem solidnie nasączone alkoholem, aż wilgotne, mocno czekoladowe Brownie (do jedzenia) oraz napar kawowy (znów picie). To Brownie z czasem staje się korzenno przyprawowe i kawowe, nieco kawiarniane, acz bez zbędnej emanacji głęboką i upojną słodyczą. Zupełnie jakby nasączono je jakimś likierem kawowym, który przełamuje smak mocno kakaowego ciasta. To nie jest słodki ulepek naśladujący głębokie kompozycje Muglera, Sensei jest wysoce powściągliwy jeśli chodzi o słodycz – jest wręcz wytrawny, a chwilami wręcz pikantny. Jest też diabelnie męski i bardzo elegancki, wytworny, ostry i władczy – by po chwili pieścić nozdrza delikatnością balsamiczno ambrowych żywic, unurzanych w miękkiej czekoladzie, z wyczuwalną nutą kawy.
Czuć też mocny posmak pieprzu i cynamonu, olejek wetiverowy, kakao, paczulę i dominujący ekstrakt z kawy, na pierwszym planie. Eklektyzm tych perfum polega na tym, że są wielowątkowe i wielowarstwowe – a poszczególne aspekty, detale i niuanse, dość mocno się ze sobą przeplatają, a sam zapach nieustannie ewoluuje. Sensei zmienia się bardzo, z czasem wręcz nie do poznania, ale jego metamorfoza jest płynna i dotyczy ewolucji i przemieszczania się pomiędzy wieloma akordami, choć w ściśle zadanym zakresie. Zawsze łączy je jakaś wspólna nuta przewodnia, filar i fundament, na którym opiera się przejście z jednej tonacji do drugiej. Można też zaobserwować powroty i wyczuć coś co już wcześniej było – a właśnie powraca, objawiając się w innym wydaniu i konfiguracji.To pachnidło nie wybrzmiewa tradycyjnym podziałem na dwa lub trzy akordy – jest ich niezliczenie wiele i co rusz zaskakuje czymś nowym.
Przykładowo, w jednej chwili czuję zadymione wnętrze klubu, pachnące cygarami i whisky Black Label, potem nasycone whisky/likierem Brownie, który po chwili staje się piernikiem z cynamonem, a po chwili staje się ciastem z kremem kawowym. Po kolejnym kwadransie czuję Brownie doprawione pieprzem, a za chwilę czuję whisky i pieprz w delikatnej, mlecznej czekoladzie. W fazie dojrzałej też czuć również ten urzekający niuans, którym porwała mnie sekretna próbka nr. 4*. Jest to detal bardzo podobny, do liściasto** kadzidlanej nuty, którą wybrzmiewa głęboka faza dojrzała, legendarnego Black Tourmalina od Oliviera Durbano. Zapach bynajmniej nie ocieka mirrą, kadzidłem i labdanum, pod tym względem zapach jest bardzo oszczędny, by nie powiedzieć zdawkowy.
*Piotr przesłał mi przed laty kilka próbek ze swoimi autorskimi kompozycjami i właśnie próbka numer cztery – zrobiła na mnie największe wrażenie, swą wyszukaną złożonością i niebanalnym klimatem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czuję jej posmak, także w brzmieniu Sensei…
**zapach opadłych jesienią liści, zmoczonych deszczem i poranną szadzią…
korki są robione ręcznie, co widać po ich nie do końca idealnym kształcie, ale to tylko podkreśla niewielki nakład wyrobu…
Jeśli lubicie ociekające kawą i głęboką słodyczą Muglery, to nieco mniej słodki, acz wytworny i obfitszy w detale Sensei, będzie interesującą alternatywą (choć nie bezpośrednią), dla miłośników gatunku oraz godną polecenia propozycją dla fanów klimatów gourmand. Czy jest kopią Muglera? Nie, to że jest kawowo czekoladowy, nie czyni z niego naśladowcę serii A*XXX Muglera, gdyż u Thierrego skąpana w upojnej słodyczy kawa stanowi sedno, oś i znak rozpoznawalny całej serii – gdy tu występuje jako jeden z wielu składników tła. Sensei jest też bardziej wytrawny i złożony, a jego słodycz jest znacznie skromniejsza i zdecydowanie mniej wylewna. Zapach oscyluje pomiędzy wybitnie niszowo ujętymi konotacjami alkoholowymi, przez pikanterię – aż po głębokie i delikatne niuanse czekoladowo kawowe, w dyskretnej osnowie z ciepłych żywic. Nie jest też tak opresyjny i nośny jak Mugler, co wcale nie musi być wadą. Parametry ma całkiem niezłe, acz nie tak oszałamiające jak u Muglera – ale spokojnie można liczyć na 8-10 godzinną obecność i całkiem okazałą, choć z czasem kameralną projekcję. Piotrze, ponownie gratuluję…
p.s. Piotr nie wspominał kiedy zapach dokładnie trafi na półki oraz jak, gdzie i za ile będzie oferowany klientom, więc po szczegóły odsyłam do jego profilu na Facebooku. Przepraszam za zdjęcia robione prodiżem, ale nie miałem pod ręką lustra…
rok powstania: 2015
nos: Piotr Czarnecki
projekcja: bujna, z czasem kameralna
trwałość: dobra
Głowa: whiskey, kawa, tytoń,
Serce: kadzidło, mirra, nuty przyprawowe,
Baza: ambrette, labdanum, żywica bursztynowa, piżmo,
Tagged: ambrette, blog o perfumach, ciepły i elegancki zapach na jesień i zimę, kadzidło, kawa, labdanum, mirra, najnowszy zapach Piotra Czarneckiego, nuty przyprawowe, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy gourmand, perfumy kawowo czekoladowe, perfumy męskie, perfumy pachnące ciastem i czekoladą, perfumy pachnące czekoladowym brownie i nasączone alkoholem, Piotr Czarnecki, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum..., Sensei, Sensei EdP, Sensei She, tytoń, whiskey, zapach inspirowany nasączonym whisky ciastem kakaowym, zapach na zimę pachnący whisky cynamonem kawą i czekoladą, żywica bursztynowa
