Quantcast
Channel: perfumomania
Viewing all articles
Browse latest Browse all 427

4 x T, czyli Tiffi T1, T2, T3 i T4…

$
0
0

Długo się zastanawiałem czy w ogóle podjąć temat próbek tych czworaczków, bo to zawsze oznacza śliski (od strony etycznej) temat. Czym są w istocie te zapachy, pozostawiam Waszej ocenie, tym niemniej zetknięcie z nimi – wywołało u mnie takie, a nie inne skojarzenia oraz przemyślenia, którymi postanowiłem się z Wami podzielić. Podobieństwa i odgapiostwo, są w świecie perfum czymś równie naturalnym, co nieuniknionym. Wynikają pośrednio z niestety, coraz skromniejszej palety ingrediencji, dostępnych w przemyśle perfumeryjnym oraz coraz to obszerniejszej oferty rynkowej. W tej branży nie da się uniknąć podobieństw, mniej lub bardziej zamierzonych, bo przecież każdy specyficzny składnik, albo ich połączenie – mniej lub bardziej, będzie komuś przypominać jakiś inny zapach, który zna, albo z nim skojarzy. Nasz zmysł powonienia w dużej mierze opiera się na pamięci i skojarzeniach, przed którymi często nie sposób uciec (a producenci podróbek i zapachów inspirowanych doskonale o tym wiedzą). Przecież nie można mieć do kogoś pretensji, że też użył w swych perfumach sandałowca, cynamonu, bobu tonka, kardamonu, geranium, róży czy jaśminu – wszak to powszechnie stosowane, wysoce rozpoznawalne i popularne nuty zapachowe.

Ale jest jeszcze drugi aspekt, a mianowicie podobieństwo uderzające i mówiąc bez ogródek, zamierzone. Ale naśladownictwo częściowe, inspiracja i stylistyczne ocieranie się, to tylko jedna strona medalu – ponieważ najczęściej mamy do czynienia, ze świadomym kopiowaniem i powielaniem z premedytacją jakiegoś brzmienia, w możliwie całej rozciągłości. Celowe, bo znacznie łatwiej jest sprzedać perfumy, gdy te przypominają jakiś znany i bardzo popularny zapach. Nie łudźmy się, prawdopodobieństwo, że ktoś przypadkiem opracuje i dość wiernie powtórzy jakieś charakterystyczne brzmienie (szacuję w oparciu o techniczną stronę przedsięwzięcia), jest wielokrotnie niższe trafieniu szóstki w totka. Zresztą zapach „podobny do” wystarczy zlecić odpowiedniej firmie, trudniącej się komponowaniem kompozycji zapachowych na zamówienie i gotowe. Pomysłodawca ma świadomość, że nie każdy rozpozna w jego wersji oryginał (stwierdzi plagiat), wszak nie wszyscy miłośnicy perfum są „oblatani„. Ale po cichu liczy, że jego „wersja„, również zaskarbi sobie serca klientów – w choćby zbliżonym stopniu, co oryginał, który często nieudolnie naśladuje. I ot cały sekret, którego zresztą koronnym przykładem jest polityka marki Eisenberg, która w swej nieskończonej kreatywności, posunęła się do identycznego manewru. No chyba, że ktoś uparcie wierzy, iż zupełnie przypadkiem i niechcący, aż trzy zapachy z czterech (czwartego nie potrafię rozgryźć) – tak udanie nawiązują do popularnych szlagierów*:)

*pewnie zaraz ktoś mi powie, że przecież wszystko jest legalne i w majestacie prawa – ale na tym polega szkopuł, że formuły perfum (ich niepowtarzalnego brzmienia) w myśl prawa nie można zastrzec, ani opatentować

Ok, koniec marudzenia i już nie przedłużając, pora na zbiorczą recenzję aż czterech kompozycji marki Tiffi, notabene rodzimej. Tiffi to brand odzieżowy, który podobnie jak Próchnik – postanowił wzbogacić swoją ofertę o perfumy. Z tym że Próchnik zdecydował się na powielenie określonych, najbardziej chwytliwych kanonów w perfumiarstwie – gdy Tiffi postawiło w moim odczuciu, na konkretne wzorce zapachowe. Efekt i wierność wobec wzorców, wprawdzie nie powalają – ale zważywszy na cenę, dają możliwość posiadania choćby ich powierzchownej namiastki. Powierzchownej, gdyż odniosłem wrażenie (choć może to wynikać z kunsztu perfumiarza i jakości użytych składników), że komuś zależało – by te zapachy przypominały coś innego, tylko w swej najbardziej złudnej i krótkotrwałej fazie początkowej. Większość z nich, już po paru kwadransach od aplikacji, zaczyna się znacznie rozmijać z tym co emuluje – ale czyż to nie „chwytliwy” akord otwarcia, decyduje o kompulsywnym zakupie?. Cała czwórka występuje w koncentracji EdP, ale trwałością nie powalają (u mnie około 4-6 godzin) – niezbyt wylewnego, acz mimo wszystko przyjemnego w odbiorze projektowania.

T1

Tiffi T1 – Pure Instincts, to w prostej linii nawiązanie do kultowego Diora Homme, ale w fazie dojrzałej, bliżej mu do Paula Smitha Man 2. Dopisałbym tu jeszcze Armani Eau de Nuit Pour Homme, bo Armani również zauważalnie ociera się Diora, zaś wyraźnie rozmijają się dopiero w swych fazach dojrzałych. Ale nawet w swej początkowej i najbardziej Diorowej fazie, zapach nie posiada jego hipnotyzującej głębi i nośności. Jest wyraźnie mniej irysowy, a bardziej sandałowo, muszkatowo, pylisto – kadzidlany, podobnie jak Armani i Smith. Ale umówmy się, pierwszym zapachem, o którym pomyślicie wąchając powyższe, będzie Dior Homme z tą swoją specyficzną, irysowo szminkową nutą. I podobnie jak w Man 2 i Eau de Nuit, to początkowe podobieństwo do Diora Homme, nie trwa zbyt długo i już w godzinę od aplikacji, zapach zaczyna tracić to irysowe sedno, którym z kolei Dior epatuje do samego końca. Jednym słowem szału nie ma, ale jeśli kogoś zadowala choćby powierzchowne podobieństwo (lub tańszy ekwiwalent Armaniego i Smitha), będzie zadowolony – zwłaszcza, że w późniejszej fazie zapach jest naprawdę ładny i pachnie na znacznie droższy, niż kosztuje.

trwałość: dobra

projekcja: dobra

Głowa: cynamon, pomarańcza,
Serce: lawenda, irys, paczula,
Baza: ambra, drzewo cedrowe, wanilia, kumaryna, drzewo gwajakowe,

T2

Tiffi T2 – Pure Energy, też nie musiałem długo rozpracowywać, albowiem jego otwarcie to Hermes Voyage i w mniejszym stopniu Cartier Declaration, ale w fazie późniejszej zdecydowanie stawiam na Podróżnika. Akurat ta dwójka jest w ogóle do siebie całkiem podobna – zresztą mają tego samego autora (Jean Claude Ellena) i oba wybrzmiewają jego wysoce specyficznym krojem aranżacji. W pierwszej chwili, czując ten specyficzny, energetyzujący i wibrujący kardamon, pomyślałem o Deklaracji, ale już w kilka minut od aplikacji i przez następne kwadranse, zapach zaczyna wybrzmiewać tym umiarkowanie wylewnym i diabelnie eleganckim motywem, znanym z Hermesa. O dziwo T2 pachnie naprawdę dobrze i na tyle wiernie, że w pierwszej chwili można się pomylić i uwierzyć, że to prawdziwy Voyage. Wprawdzie do tytanicznej nośności i trwałości oryginału wiele mu brakuje – zwłaszcza, że już w godzinę od aplikacji, zupełnie rozjeżdża się z Voyage, poprzestając na powściągliwym i raptem powierzchownym podobieństwie. Gdyby był nieco bardziej nośniejszy i trwalszy, byłby całkiem niezłą alternatywą, ale zdecydowanie brakuje mu wigoru.

trwałość: kiepska

projekcja: początkowo dobra, z czasem bardzo słaba

Głowa: gorzka pomarańcza, cytryna, kardamon, gałka muszkatołowa, kolendra, pieprz,
Serce: jaśmin, irys, drzewo cedrowe, drzewo gwajakowe, wetiver,
Baza: piżmo,

T3

Tiffi T3 – Be Intense, to dla mnie zagadka. Nie znam precedensu, ale prawdopodobnie dlatego, że nie znam tych perfum w wersji oryginalnej – albo po prostu ich nie pamiętam. Czemu? bo pachną dość zachowawczo, sztampowo i asekuracyjnie, przy jednoczesnym braku specyficznych (swoistych) detali – więc mam wrażenie, że obcuję z blisko połową komercyjnego mainstreamu. To pewnie któryś Boss, Lacoste, DKNY, Calvin Klein, a może jakiś Azzaro lub Dolce, ale naprawdę nie potrafię wskazać jednoznacznie… Paradoksalnie, z całej czwórki pachnie najlepiej i prezentuje się najbardziej okazale – może dlatego, że nie czuję, jak paskudnie kaleczy oryginalne kompozycje pozostała trójka. Początkowo jego subtelnie owocowy (jabłko) i nieco pieprzno ziołowy bukiet, przypomina któregoś Deliciusa, by z czasem przeistoczyć się w fazę dojrzałą – przypominającą mocnego ziołowo przyprawowego świeżaka, zaaranżowanego na wybitnie wytrawno wodną modłę. Coś jak faza dojrzała któregoś Isseya, albo Bvlgari Aqua, acz jest od nich lżejszy i dużo bardziej strawny. Jest przy tym bardzo zmienny (nieustannie ewoluuje) i wielowymiarowy oraz niewątpliwie świeży i pobudzający. Pojęcia nie mam do czego nawiązuje, ale czasem lepiej nie wiedzieć – zwłaszcza, że z całej czwórki sprawia najlepsze i najsolidniejsze wrażenie.

trwałość: dobra

projekcja: umiarkowana

Głowa: cytryna, czarna porzeczka,
Serce: jaśmin, lawenda, nuty morskie,
Baza: piżmo, drzewo cedrowe, paczula,

T4

Tiffi T4 – Simply Legend, to rzeczywiście legenda… To znaczy legendą jest oryginał, którym ewidentnie jest Hermes Terre d’Hermes i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Poniekąd z całej trójki, stosunkowo najintensywniej emuluje zapach, który próbuje naśladować. Przy czym najintensywniej i najdłużej nie znaczy najwierniej – bo nawet bez porównania łapa w łapę, czuć iż brakuje mu tej specyficznej, szlachetnej głębi i tajemniczości, którą wybrzmiewa najbardziej rozpoznawalny z Hermesów. Oczywiście to głównie kwestia stosunkowo prostego i niesamowicie charakterystycznego brzmienia, ale mimo wszystko wypada całkiem nieźle i najdłużej emanuje tą specyficzną, pikantno cytrusowo kwiatową, soczystą i wysoce energetyzującą aurą kultowego Terre. Z całej trójki, właśnie ten zapach najbardziej i najdłużej przypomina swój „oryginał„, choć trwałością i ekspresją nie dorasta mu do pięt.

trwałość: dobra

projekcja: początkowo dobra, później dostateczna

Głowa: cytrusy, gorzka pomarańcza, grejpfrut, kardamon,
Serce: paczula, drzewo cedrowe, jaśmin, konwalia, róża, gardenia, drzewo sandałowe,
Baza: ambra, mech dębowy,

Użyte zdjęcia, pochodzą ze strony producenta (linkuję dla formalności).


Tagged: blog o perfumach, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy naśladujące znane klasyki, perfumy podobne do Dior Homme Hermes Voyage Cartier Declaration Armanii Eau de Nuit i Paul Smith Man 2, recenzja perfum, recenzje perfum..., T2, T3, T4, Tiffi, Tiffi T1

Viewing all articles
Browse latest Browse all 427