Czasem odnoszę wrażenie, że dla kupujących byłoby lepiej, gdyby pewne zapachy nigdy nie powstały… Toni Gard to niezbyt rozpoznawalna na rodzimym rynku marka modowa (odnoszę wrażenie, że nie tylko rodzimym), która swego czasu rozszerzyła swą ofertę o perfumy. Tak naprawdę jedyny czynnik który odróżnia ją od np. Armaniego, Dolce&Gabbana, CK, Hugo Boss, Gucci, YSL, Valentino, Paco Rabanne, Versace i Burberry, jest to, że jest słabiej rozpoznawalna. Toni Gard to taki ubogi krewny mainstreamowych tuzów, o szeroko rozreklamowanych i wysoce pożądanych logotypach. Logotypach o tak wielkiej sile oddziaływania na świadomość kupujących, że nieważne jak badziewny i przepłacony byłby sygnowany ich logiem produkt – ludzie i tak kupią dla znaczka i marki. To taki paradoks naszych czasów, bo kiedyś kupowało się produkty markowe głównie dla ich jakości – gdy dziś coraz częściej przepłacamy za sam logotyp i stojący za nim „prestiż”…
I przykładem takiego właśnie sromotnie przepłaconego produktu, za którym nie stoi ani jakość, ani nawet prestiż – są słabiutkie niczym piwo bezalkoholowe Sea Side, od niemal nieznanej nad Wisłą, Toni Gard… Abstrahując od Toni Gard, dlaczego mam płacić kupę kasy za produkt, za którym nie stoi jakość, która usprawiedliwiałaby jego wysoką cenę? Może i jestem pragmatycznym do bólu neandertalem, ale marketingowo ideologiczny bełkot i mniej lub bardziej urojony/wydumany prestiż marki (segmentacja będąca głównie widzimisię właściciela marki i jego nieustraszonego działu marketingu), po prostu na mnie nie działa!. Zwłaszcza gdy produkt jest kiepskiej jakości lub nie stoją za nim jakiekolwiek wymierne cechy/korzyści, które uzasadniają jego wysoką cenę. No sorry, ale metka z szeroko rozpoznawalnym logo to za mało bym to kupił – i niestety perfumy są tu świetnym przykładem, że uznany producent i wysoka cena, nie są w dzisiejszych czasach jakimkolwiek gwarantem jakości.
Tyle że w przypadku Sea Side nie ma mowy ani o jakości, ani o prestiżu marki – więc skąd ta zupełnie nieadekwatna cena? Poważnie, te perfumy są tak słabe, że najchętniej bym o nich nie pisał – ale są też doskonałym przykładem dydaktycznym, dla sytuacji którą opisałem powyżej. Tyle że o ile Armaniemu, Hugo i Calvinowi ujdzie płazem każdy gniot, bo ludzie i tak kupią dla samej marki – to Toni Gard nie jest marką o ich sile oddziaływania (jaranko na markę tu nie zadziała). W moim odczuciu powinni mieć tego świadomość i lepiej przyłożyć się do jakościowej i merytorycznej strony swoich perfum, ale co czuć – położyli na tym totalną lagę, serwując do bólu poprawnego politycznie i śmiertelnie nijakiego gniota jakich wiele… Sea Side nie jest (co sugeruje nazwa) morskim świeżakiem, ani czymś co przypomina jakikolwiek gatunek olfaktoryczny. Jest zlepkiem kilku oklepanych, ultra bezpiecznych riffów, które będąc muzyką – byłyby czymś w rodzaju lekkiej i niezobowiązującej twórczości Britney Spears, czy Nicki Minaj… Ekhm, nawet w sygnowaniu prostych, lekkich i niezobowiązujących perfum jest pewna granica przyzwoitości, której producent (via Puma Sync) nie powinien przekraczać… Dior Sauvage to przy Sea Side arcydzieło złożoności i awangardy w kreacji…
nawet zdjęcia z kampanii tych perfum nie wyrażają absolutnie niczego… bije od nich pustka i brak wyrazu, a ten chłopak jakby się wstydził…
Oczywiście biorę poprawkę, że zapach oferuje pewna duża sieciówka i już samo to dodaje +XXX zł do ceny flakonu za min. domniemany „prestiż” – ale mowa o zapachu, którego walory konweniują za najpodlejszym massmarketowym ścierwem, po kilkanaście złotych, więc z czym do ludzi!? Żeby nie było Toni Gard Mint też jest lekkie, by nie powiedzieć banalne – ale jest dużo ciekawsze i oryginalniejsze, więc jednak się da… A Sea Side jest o i niczym… Dlatego postrzegam go w kategorii bezczelnego zamachu na portfel potencjalnego nabywcy i koniec!. Sea Side nie opowiada żadnej historii, nieudolnie i pokracznie udając kompozycję zapachową, ale nie ma sobą nic do zaoferowania!. Deklarowany przez producenta wykaz nut jest tak bardzo hipotetyczny, że daruję sobie próby odniesienia się do niego. Prawdopodobnie dobry środek piorący, szampon do włosów lub kosmetyk pielęgnacyjny – wtarty w skórę, da lepszy, ciekawszy i dłużej utrzymujący się efekt… Wierzcie mi na słowo, to jest tak płytkie i puste pachnidło, że nie warto nawet za darmo!
rok powstania: 2015
nos: żaden antychryst się nie przyznał
projekcja: dostateczna, później słaba
trwałość: kiepska
Głowa: bergamotka, cytryna, mandarynka, grejpfrut, różowy pieprz,
Serce: nuty morskie, lawenda, szałwia, herbata,
Baza: drzewo sandałowe, ambra, piżmo,
Tagged: ambra, bergamotka, blog o perfumach, cytryna, drzewo sandałowe, grejpfrut, herbata, koszmarnie słabe perfumy, lawenda, mandarynka, nuty morskie, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, piżmo, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, szałwia, Toni Gard - Sea Side
