Słysząc nazwisko Rodriquez, z automatu myślę o Robercie Rodriquez’ie (reżyser) i Michelle Rodriguez (aktorka) – ale im bliżej poznaję dorobek olfaktoryczny Narciso Rodrigueza – tym zaczynam kojarzyć to nazwisko, z jeszcze jednego powodu. Wprawdzie niespecjalnie interesuję się modą, ale z każdym poznanym zapachem Narciso Rodrigueza, zaczynam mocniej cenić jego markę. Oczywiście to nie Narciso komponuje sygnowane swym nazwiskiem perfumy, ale je zatwierdza i co istotne – zatrudnia w tym celu uznanych i naprawdę utalentowanych perfumiarzy, tu Francisa Kurkdjiana. A Francis już nie raz dowiódł zarówno swego talentu, jak i swoistego mistrzostwa w niesztampowym minimalizmie. Weźmy na ten przykład jego najbardziej znane perfumy, czyli Le Male (osobiście wyżej cenię delikatniejsze i niemal nieznane Fleur Du Male, które gorąco Wam z tego miejsca polecam), które popełnił dla domu mody Jean Paul Gaultier*… Osobiście za Le Male nie przepadam, choć doceniam genialność tego konceptu, która tkwi w słodyczy i prostocie. I to nie Kurkdjiana, a pazerność JPG należy winić za nad eksploatację wątku Le Male, powielonego w pierdylionie innych odsłon, co pozwoliłem wyszydzić sobie TU.
*oraz powielił w postaci Custo Man, dla Custo Barcelona – a gdy pisałem, że są do siebie zaskakująco podobne, to mówili że coś sobie uroiłem…😉
Ale wróćmy do bohatera dzisiejszego wpisu, którego chciałem poznać już od baaaaaardzo dawna, ale jak na złość – żadna perfumeria w Opolu (zarówno sieciówki, jak i niezrzeszone), nie ma for Him w ofercie. Wyobraźcie sobie moją frustrację, bo od kiedy prowadzę tego bloga – żaden inny zapach nie powtarzał się w Waszych sugestiach i rekomendacjach tak często, co Narciso Rodriguez for Him!. Wreszcie po kilku latach jeden z czytelników się zlitował i podesłał mi próbkę, z którą natychmiast użyłem i…. (tu konsternacja) eeee… srsly, o to tyle krzyku?…
Szczerze? po poznaniu przepięknego i ultra zjawiskowego Bleu Noir, spodziewałem się że klasyczne for Him urwie mi poślady, tfu będzie, hmmmm…. podobne? Spodziewałem się wdzięcznego, zwiewnego, lekkiego i wysublimowanego zapachu, osadzonego wokół stylistyki Gucci Pour Homme II i Laury Biagiorri Essenza di Roma, a Hermesem Voyage i Cartier Declaration Eau, a tu szok, bo nic podobnego!… Oczekiwałem lekkiego i nienagannie skrojonego casualowca, przed którym zdejmę z głowy czapeczkę, czegoś na wzór Eau de Cartier Concentree lub Roadstera od Cartiera – ale nie czegoś na podobieństwo Cartiera Santos Concentree w wersji ultra light… Tak, jestem zawiedziony, bo choć zapach nie jest zły – ale zupełnie nie tego rodzaju brzmienia i stylistyki się spodziewałem, po osławionym flagowcu i „szarej eminencji” Rodrigueza…
Po pierwsze, mało tu fiołka, więc jeśli spodziewaliście się Lalique Hommage lub Gucci PH II vol. 2.0, to będziecie rozczarowani. Owszem otwarcie jest bardzo zielone, roślinne i wyraźnie wiosenne, ale to raczej przyprószone pudrem/ talkiem, miażdżone roślinne łodygi, liście i okorowane badyle niż fiołek w swej czystej i niewinnej formie. Akord serca to z kolei ciekawy, przyjemny, acz bardzo dyskretny akcent przywodzący na myśl kredę, puder i jakiś balsam pielęgnacyjny, sprawiający że zapach staje się wyraźnie kremowy i balsamiczny. Warto zaznaczyć, że NR for Him to w ogóle bardzo dyskretne, nienachalne i pozbawione ostrych krawędzi perfumy. Dopiero w swym stadium dojrzałym pomiędzy akordami serca i bazy, zapach staje się nieco iberysjki (klimaty Loewe Solo), nieco suchy, męski i na pograniczu piżmowo balsamicznego orientu.
Tutejsze piżmo jest wyraźnie syntetyczne i zupełnie nieostre, raptem na początku odrobinę świdrujące – później po prostu jest, trwając w sposób zupełnie neutralny i absolutnie bezkonfliktowy. Więc spokojnie, nie uświadczycie tu piżmowej hegemonii i pogromu, pokroju Lutensowych Cuir Mauresque lub Musc Koublai Khan – ani nawet Rasikh od Syed Junaid Alam, choć do tego ostatniego jest NRfH troszeczkę podobny. Zapach, gdy już zrzuci z siebie tego otwierającego kompozycję „fiołka„, sprawia wrażenie bardzo męskiego, tytoniowo balsamicznego. Ale tę jego pozorną piżmowo tytoniową dzikość, pięknie wygładzono niemal zupełnie płaską paczulą i zgrabną ambrą, nadając krawędziom kompozycji obłości i ogłady. Ale jak na ironię, to nie to dzikie i surowe piżmo odpowiada za mą początkową konsternację, co jego połączenie z wartką niewinnością ni to roślinnego, ni to kremowego fiołka – a którym to otwiera się ta nietuzinkowa kompozycja.
Paradoksalnie NRfH zaskakuje nie przecudnej urody bukietem, a oryginalnością swego brzmienia i to ona stanowi najmocniejszy atut tej niezobowiązującej kompozycji. Jego na wskroś dyskretne i niesztampowe połączenie nut może nie jest klasycznie piękne – ale stanowi bardzo spójny i intrygujący bukiet, którego siła tkwi w prostocie. Wprawdzie minimalizm Kurdjiana to nie minimalizm w wykonaniu Jean Clauda Elleny, Mathilde Laurent czy Nathalie Lorson – ale uważam, że z trudnym i odważnym połączeniem fiołka i piżma, poradził sobie wprost wybornie. Zapach nie jest ciężki, ale nie jest też nijaki, ani mdły – a i tak pozytywnie zaskakuje swym dyskretnym i nieszablonowym krojem. W finiszu można dostrzec pewne podobieństwo kroju ,do arcy spokojnej Escady Magnetism, choć Narciso jest delikatniejszy i bardziej żywy. Escada jest piękna, ale stateczna i statyczna, gdy bukiet for Him ewoluuje i orzeźwia swym lekkim jak piórko piżmem oraz fiołkiem, ładnie korespondującym z subtelnością miękkiej i balsamicznej ambry.
rok powstania: 2007
nos: Francis Kurkdjian
trwałość: bardzo dobra
projekcja: dobra
Skład: liść fiołka, paczula, ambra, piżmo,
Tagged: ambra, blog o perfumach, Francis Kurkdjian, liść fiołka, Narciso Rodriguez - Narciso Rodriguez for Him, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum
