aż trudno uwierzyć, że ten elegancki i wysmakowany flakon o irygującym kolorze cieczy – to najnowszy, perfumowany JPG Le Male Essence de Parfum, choć tym razem NIE w wykonaniu Francisa Kurkdjiana…
Czemu? Bo przykładowo dziś konsultantka Super Farmu (prawdopodobnie świeżo po szkoleniach produktowych, albo pracownik dystrybutora na występach gościnnych, w charakterze wsparcia), próbowała mi wcisnąć, że Invictus to „cudowny i wspaniały zapach, w którym Paco zawarł całą swoją wcześniejszą twórczość” – a że wymieniła go niemalże w jednym ciągu z Chanel Allure i Platinum Egoiste… Szczerze? Gdybym się nie znał i nie wyczul, że to na kilometr trąci egzaltowanymi banialukami z oficjalnego dossier, to łyknąłbym ten ostatni flakon Invictusa (co na koniec podkreśliła). Więc znów nasuwa mi się pytanie o bezstronność i kompetencje konsultantek, czyli: czy płacą im za sugerowanie konkretnych zapachów?. Nie za bardzo chciało mi się z tą panią polemizować, zwłaszcza po tym, gdy stwierdziła, że Gueralin Vetiver to „śmierdziel” – a Ideal to fantastycznie perfumy… Ale z jednym się z nią zgadzam „o gustach się nie dyskutuje” – choć uważam, że o poziomie jaki dany zapach sobą reprezentuje, już owszem!. Na odchodne miałem ochotę jej powiedzieć, że nie życzę sobie doradztwa od kogoś, kto poleca klientom chłam pokroju Invictusa, jako dobre perfumy… Naprawdę, mieli tam na półkach masę duuuuużo lepszych propozycji, ale widać to niepremiowane produkty konkurencji…
a genialnego Guerlain L’Eau Boisee i innych ponadczasowych szlagierów Guerlain, od dziś szukajcie w tego rodzaju flakonach…
Zniesmaczony, poczłapałem z kumplem do Sephory, by pokazać mu Loewe 7 i jego najnowszą odsłonę, Absoluto. Tak w ogóle, to chodziło o znalezienie mu zastępstwa dla coraz ciężej osiągalnego Bugatti Pur3 Black, stąd ten cały dzisiejszy maraton po perfumeriach. Efekt? jest Absoluto absolutnie zachwycony, nawet dużo bardziej niż wersją oryginalną oraz Diorem Homme, którego pokazałem mu na starcie i do kompletu z Burberry London. Lustrowałem też pułki w poszukiwaniu flakonu Guerlain Vetiver, by kumpel wiedział, co „profesjonalistka” z SF określiła pejoratywnym „śmierdziel„, ale niestety nie mieli… Mam natomiast dobrą wiadomość dla fanów min. Guerlain L’eau Boisee, bo zauważyłem że Guerlain zunifikował prawdopodobnie całą ofertę klasyków, umieszczając je we jednakich flaszkach a’la retro. Więc moje wcześniejsze doniesienia, o wycofaniu zapachu z rynku, dotyczyły raczej starszej wersji opakowania. Uffff…
Zauważyłem, że kawałek obok, stał sobie na półce L’Eau Boisee w starym flakonie, więc postanowiłem skorzystać z okazji i sprawdzić „łapa w łapę„, czym się obie wersje różnią. Wiecie, zmiana szaty graficznej i flakonu, to zwykle dobry pretekst dla przemycenia cichaczem jakiejś skrytobójczej reformulacji, ale na szczęście nie tym razem. Porównywałem je przez ponad dwie godziny i poza delikatnym dysonansem tuż po aplikacji, a za który obwiniam wiek i kondycję testera wersji klasycznej, nie zauważyłem żadnych istotnych różnic. Zresztą cała seria klasycznych kompozycji Guerlain, doczekała się nowej, zunifikowanej formy flakonu. Zatem Guerlain poszło w ślady YSL, które również przesunęło swoją zacną klasykę do rodziny La Collection, choć czy to nie oznacza (głównie przez formę flakonu i segmentację) ostracyzmu i naznaczenia etykietką „zapach dla dziada„, wszak L’Eau Boisee i Homme Parfum nie mają nic wspólnego z oldskulem…
Z kolei w zaprzyjaźnionej perfumerii niezrzeszonej, którą odwiedziliśmy na koniec, poznałem nowego Le Male Essence de Parfum i dwa nowe Joop’y!, Red King i Black King. I wiecie co? Czerwony, wyraźnie zaciągając wiśniami (pewnie tonka + plus mniej lub bardziej syntetyczny ekstrakt z pestek wiśni lub po prostu dodatek amaretto) zrobił na mnie całkiem pozytywne wrażenie, czego nie mogę powiedzieć o siermiężnej wersji Black. Do Red King na pewno jeszcze wrócę, choćby po to, by móc pławić się i napawać jego bezwstydnie wiśniową słodyczą – zaserwowaną w podobnym stylu do tej, która bawi i pieści nozdrza w genialnym Burberry London, że o stylistycznym podobieństwie do CK One Shock nie wspomnę…
Wróćmy jeszcze do JPG Le Male Essence de Parfum, który zrobił na mnie wrażenie nie tylko prostym, bezbarwnym i pięknie wyciosanym flakonem – co kolorem, którego głębi zdjęcia reklamowe nie oddają. Zawartość flaszki była nie tyle niebieska, czy granatowa co fioletowo czerwonawa. To bardziej przypominało kolor oryginalnego Joop! Homme (wersja sprzed pierdyliona reformulacji) lub Durbanowego Heliotropu, niż ten banalny błękit ze zdjęcia powyżej. Ale nie wysmakowany kształt flakonu i kolor cieczy wzbudził mój największy zachwyt, co znany – acz zupełnie odmieniony, niesamowicie wykwintny, wyrafinowany i dopieszczony krój samej kompozycji… A więc moi drodzy, tak powinno pachnieć Parfum, inspirowane klasykiem!… Ale najdziwniejsze jest to, że zapach popełnił nie Francis Kurkdjian, co mniej znany i zdecydowanie mniej prestiżowy Quentin Bisch – więc czuję swoisty zawód, że to nie ojcu klasyka zawdzięczamy niesamowity krój tej kompozycji…
Tagged: blog o perfumach, nowa szata graficzna flakonów Guerlain, nowe perfumy Joop! Red King i Black King, nowy JPG Le Male Essence de Parfum, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum, z cyklu szybki przelot przez
