Cytat z Misia Stefana Barei pasował mi w tytule jak ulał, tylko czy aby na pewno ktoś chciałby pachnieć ciastkiem czekoladowym/ torcikiem ala WZ? Poza tym, ja tu czuję również odrobinę kawy, więc nie jest do do końca słynna WZ’ka, a bardziej torcik czekoladowo kawowy. Jest przy tym tak diabelnie sugestywny iż nieco ironiczny tytuł Devil’s Food, zdaje się pasować do tych perfum nie prześmiewczo, a w sensie dosłownym!.
Poważnie, tytuł najlepszego, najwierniejszego i najdoskonalej oddającego istotę smakołyka który opiewa (a więc zapachu gourmand) mam oficjalnie wybrany i obawiam się że nie znajdę czegoś będącego w stanie przebić obraz, który ten zapach wyczarował w mych nozdrzach i świadomości. Wyobraźcie sobie te sprzeczne, zakrawające o paranoję i schizofrenię doznanie, gdy zamykacie oczy i czujecie przed sobą dosłownie ciastko przekładane kremem czekoladowym z nutą kawową i wanilią, po czym otwieracie oczy i widzicie jedynie własną rękę, połyskującą jedynie tłustym filmem, po aplikacji tych perfum… Zupełnie jakby ktoś stworzył olejek do ciasta, zawierający w sobie zapach całego i kompletnego ciastka – wliczając w to biszkopt, masy kremowe i czekoladową kuwerturę, którą wykończono całość…
Otwierasz oczy i bam!, nie mamy pańskiego ciastka i co nam pan zrobi? Nie chcę byście pomyśleli że uprawiam jakieś voodoo, ale naprawdę odnoszę wrażenie, że czuję zapach ciasta/biszkoptu, przekładanego w kilku warstwach tłustym kremem na bazie margaryny. Ciasto zostało nasączone ponczem na bazie alkoholu, a krem czekoladowy ma delikatny posmak neski, której w ramach oszczędności użyto do nadania kremowi kawowego posmaku. Nie konfabuluję, tę złożoność naprawdę czuć, choć tylko przez pierwsze kilka kwadransów od aplikacji. Całość dopełnia odrobinę wanilii, która spowija i łączy tę diabelnie sugestywną scenerię, sprawiając iż jest ona jeszcze bardziej wierna, ba upiornie autentyczna!
zdjęcie pochodzi ze strony kuchennehity.blogspot.com
Jedno jest pewne tytuł „złotej patelni” w kategorii najlepszych perfum gourmand, bezapelacyjnie należy się kawiarni Demeter! Demeter nie musi każdemu klientowi wciskać kawy i WZ-ki, by zdobyć ową zasłużoną „złotą patelnię„, która podkreśli w oczach branży ich starania, dla zadowolenia konsumenta… A tak na poważnie, to wątpię by komukolwiek udało się przebić doskonałość, złożoność i sugestywność tych perfum. One nie ocierają się o klimaty cukierniczo kawiarniane, jak wiele sowicie doprawionych kawą, karmelem czy cukrem kompozycji w tej grupie olfaktorycznej – one po prostu pachną w sposób niedościgniony, gotową i kompletną WZ-ką… Żałuję że Demeter w Polsce to egzotyczny dziwoląg, bo aż chciałbym Wam to pokazać i udowodnić, że Muglerowe A*meny, Rochasy Man i inne Prada Candy, nawet się nie umywają do tej złożoności i wirtuozerii Devil’s Food…
Demeter, you blow my mind!
Jedyne co mnie rozśmieszyło czytając wykaz nut to ta „meksykańska czekolada„, bo wszystko wszystkim, ale w pociskaniu ludziom marketingowych amazingów i aktów strzelistych, też powinna być jakaś granica A jak niby konsument ma zweryfikować, czy użyta do produkcji jego partii perfum czekolada, jest akurat Meksykańska, a nie np. Argentyńska, czy Boliwijska i po czym miałby to poznać? A może użyto tańszego zamiennika ze Szwajcarii?
Klienci Demeter to nie wyznawcy Apple, łykający jak pelikan, że Steve i Jonathan Ive własnoręcznie dmuchali amazingiem i spowijali w pierdy jednorożca, każde własnoręcznie złożone w Cupertino urządzenie – nim trafiło w wypielęgnowane dłonie kolejnego macusera, że pozwolę sobie pojechać demagogią Ogrodnika Januarego z Applefobii
Tym niemniej zapach jako całość jest tak porażająco autentyczny, wierny, złożony i zgodny z oryginałem, że aż mi przeszły po plecach ciarki…
zdjęcie pochodzi ze strony dolcevitaczylislodkiezycie.blogspot.com
Tylko kto z Was chciałby dosłownie pachnieć ciastkiem czekoladowym? No pewnie okazjonalnie, lub z okazji weekendu lub świąt każdy dla draki przebrałby się w cukiernię, ale tak na co dzień? Trzeba mieć świadomość, że niemal wszystkie perfumy Demeter zakrawają o żart, wybryk i nierzadko stanowią mniej lub bardziej szokujący olfaktoryczny performance i należy je traktować z odrobiną przymrużenia oka. O dziwo Devil’s Food na tle Śniegu, Kleju czy innych „błazenad” od Demeter, uchodzi za kompozycję całkiem praktyczną i noszalną, to mimo wszystko trzeba brać poprawkę iż nie powstały jako dzieło sztuki perfumeryjnej, o typowo użytkowym zacięciu. Tym niemniej jeśli kochacie łakocie i chcecie nimi pachnieć, to gorąco polecam Wam właśnie Devil’s Food, kwintesencję najdoskonalej zobrazowanego/ odtworzonego poprzez zapach ciastka czekoladowego, z subtelną nutą kawy i wanilii…smacznego!
rok powstania: 200X
nos: anonimowy geniusz
projekcja: bardzo dobra
trwałość: dostateczna
Skład: meksykańska czekolada, cukier, pszenica, kakao, wanilia oraz IMO kawa
Tagged: apetyczne i smakowite perfumy, blog o perfumach, cukier, Demeter - Devil's Food, kakao, kawa perfumy pachnące dosłownie jak ciastko czekoladowe WZ, meksykańska czekolada, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy gourmand, perfumy męskie, perfumy pachnące jak ciastko WZ, pszenica, recenzja perfum, recenzje perfum, wanilia
