Akurat pod tym zapachem od Lacoste ktoś się podpisał, notabene nie byle jaki nos – ale nie oznacza to, że zapach jest choćby odrobinę lepszy, na tle całej serii… Yellow nie jest po prostu badziewne, mierne i banalne jak reszta serii L.12.12. – ono jest tak arcy ostentacyjnie badziewne, mierne i banalne, że aż bezczelne!!!. Pewnie myślicie, że uwziąłem się i czepiam biednego Lacoste, bo to kwestia gustu i w ogóle „każda potwora znajdzie swego amatora” – ale cóż ja poradzę, że nie potrafię przejść obojętnie, obok jawnego draństwa i bezczelności?. Ja rozumiem że są klienci zarówno na lekkie owocowe soczki jak i ciężkie tonkowe siekiery, ale w sytuacji gdy treść i jakość szorują brzuchem po bruku, a cena chadza z głową w chmurach – czuję, że ktoś chce mnie perfidnie naciąć…
Wierzcie mi, pochylanie się nad „arcydziełami” z serii L.12.12. jest dla mnie już wystarczającą katorgą, karą i ewidentną stratą czasu, który mógłbym poświęcić np. na dużo bardziej „twórcze” dłubanie w nosie lub hedonistyczne „drapanie się po tyłku”… Serio, wiem że brzmi to grubiańsko, ale to naprawdę dużo bardziej ciekawe i więcej wnoszące zajęcie, niż próba kontemplowania zapachu „rozcieńczonego wodą płynu do mycia naczyń, o zapachu cytrusowym” – bo tak (dosłownie) pachnie Lacoste L.12.12. Jaune (Yellow). No ale czego nie robi się dla wiernych czytelników i ku tzw. przestrodze…
Poprzednie wytwory z serii L.12.12. też były groteskowo trywialne, miałkie i płytkie, ale Yellow zdeklasował je w całej rozciągłości. Jaune wspiął się na nieosiągalne dotąd wyżyny w sygnowaniu tandety – osiągając niechlubny poziom, który kilka lat temu wyznaczyła sobą Puma Sync… Jaskrawo żółty Jaune jest kwintesencją tego co najgorsze w komercyjnym mainstreamie, czyli: sromotnie przepłaconym zapachem, traktującym o niczym. Gdybym chciał bardziej obrazowo przedstawić jak bardzo Lacoste wy.rało się tym zapachem na swoich potencjalnych klientów – musiałbym opisać np. dyrektora kreatywnego Lacoste jako osobnika, który wszedł na drabinę, opuścił spodnie, wypiął się, a następnie defekował na stojących pod nim klientów… Aha i na koniec jak gdyby nic, użył cytrusowego odświeżacza powietrza… To było niesmaczne i gorszące? Przepraszam, ale w przypadku tak rażąco złych perfum, nie będę bawił się w konwenanse i subtelności – wszak pragnę nader dobitnie wyrazić, jak bardzo powinniście unikać wydania pieniędzy na te (dosłownie) popłuczyny…
Daruję sobie próbę polemiki z bajkopisarstwem, jakie Lacoste uskutecznia w oficjalnym wykazie nut – bo równie dobrze mógłbym podjąć rzeczową dyskusję z kimś, kto uważa, że ziemia jest płaska. W końcu nie od dziś wiadomo, że kreatywność i inwencja w zakrzywianiu rzeczywistości, a jaką zwykle uskuteczniają w swoich wykazach nut producenci komercyjnego mainstreamu (zabrakło jedynie wzmianki o pierdach jednorożców i ciepłych kamieniach), jest porównywalna z propagandą Korei Północnej lub wieczornego wydania Wiadomości (w sumie na jedno wychodzi)… Jedyne co się zgadza, to ta lakoniczna wzmianka o tonic water, bo rzeczywiście czuć tu aromatyzowaną cytryną, wodę – tudzież zimne już pomyje, które pachną jak woda ze śladowym dodatkiem cytrynowego płynu do mycia naczyń a’la Ludwik i koniec… I nie istotne, że otwarcie tych perfum jest dużo bardziej złożone i przyjemne (co bywa złudne, gdy ktoś napali się na zapach, poznając jedynie jego akord otwarcia) – bo już w kwadrans od aplikacji, na skórze pozostaje nieczytelny i niemrawy niuans, przypominający jakiegoś mocno rozcieńczonego cytrusa.
Chyba nie muszę dłużej tłumaczyć, jak bardzo zapach jest słaby, rozczarowujący i niewart zachodu… Moja rada jest taka: idźcie do sklepu, kupcie cytrusowy płyn do mycia naczyń w granicach 5-7 zł (zaszalejcie, bo w końcu zależy nam na jakości i wierności brzmienia). W domu rozcieńczcie kilka kropli tego płynu wodą (pobawcie się w perfumiarza i poeksperymentujcie z proporcjami), a gotową miksturę aplikujcie atomizerem lub wcierajcie bezpośrednio w skórę i gotowe!. Jestem pewien, że otrzymacie podobny i podobnie długo utrzymujący się na skórze efekt zapachowy, a zaoszczędzone ~200 zł wydajcie na prawdziwe perfumy…
a na koniec jeszcze jedna mała dygresja…
I pomyśleć, że za Jaune stoi ta sama Sonia Constant, która w tym samym roku dała światu genialne Narciso Rodriguez for Him Bleu Noir!. A więc śmiem twierdzić, że to nie jest kwestia warsztatu i umiejętności perfumiarza – a jego ścisłego dostosowania się do wymogów zleceniodawcy… Widać Lacoste zleciło badziewie i dostało dokładnie to, za co zapłaciło (zresztą nie pierwszy raz)…
rok powstania: 2015
nos: Sonia Constant
projekcja: słabowita
trwałość: kiepska
Głowa: grejpfrut, różowy pieprz, tonic water,
Serce: czerwone jabłko, kolendra,
Baza: cyprys, wetyweria, ambra,
Tagged: ambra, bardzo słabe perfumy, blog o perfumach, cyprys, czerwone jabłko, denne perfumy, grejpfrut, kolendra, Lacoste - L.12.12 Yellow, Lacoste Jaune, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, płyn do mycia naczyń, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, tonic water, wetyweria, żółta Lacoste
