Dzisiejszy szybki przelot, jest w dwójnasób wyjątkowy! Po pierwsze nigdy wcześniej się nie zdarzyło, by każdy – absolutnie każdy nowy zapach, poznany w trakcie szybkiego przelotu, okazał się naprawdę dobry i wart bliższego poznania! A po drugie, miałem niewymowną przyjemność zakosztować najnowszego arcydzieła, autorstwa genialnego Albero Morillasa – a mianowicie Gucci Guilty Absolute, który śmiem twierdzić, jest godnym zastępstwem dla wycofanego przez Gucci, Pour Homme (które notabene wróciło w 2014 roku, pod szyldem Bentley Absolute)!. A więc już nie przedłużając, dzisiejszy szybki przelot, pozwolę sobie spisać wciąż drżącymi z podniecenia palcami – zaczynając od niekwestionowanej gwiazdy i zarazem narodzin mesjasza, domu mody Gucci!
Gucci – Guilty Absolute, czyli boski pomazaniec spuścizny po Tomku Fordzie i archetyp równie genialnego co rewolucyjnego, YSL M7 w jednym! Tak! moi kochani, dawne Gucci wróciło we wspaniałym i wielkim stylu! Niedawno pisałem, że zarząd Gucci z hukiem wywalił na zbity pysk Fridę Giannini, która obejmując po Tomie Fordzie stanowisko dyrektora kreatywnego domu mody Gucci, zniweczyła wszystko co ów genialny strateg wdrożył – forsując swoje własne, bezpłciowe, miałkie i komercyjne popłuczyny. Jej krótkowzroczny i chaotyczny model biznesowy, znów pchnął dopiero co odratowaną markę w stronę niechybnej plajty, że o zszarganej reputacji nie wspomnę. A najnowszy Gucci Guilty Absolute jest przecudownym i jakże wymownym dowodem, jak bardzo zasłużony i siarczysty kopniak, spadł na kościsty tyłek Fridy! Odynie, nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę i jak długo czekałem na ten moment, gdy ta nieudolna niewiasta – wreszcie wyleciała z roboty!!!. Oczywiście w międzyczasie wyrządziła marce masę złego (powstanie Gucci Guilty, Guilty Intense, Guilty Black i Made to Measure + zabicie klasyków Rush, Envy i GPH*), ale Gucci Guilty Absolute jest wymownym przykładem, że marka właśnie wstała z kolan! Powiem więcej, wstała z kolan i właśnie pokazała światu iż ma aspiracje, by na powrót wspiąć się na wyżyny kunsztu i wyrafinowania w kreacji perfum – na które została wyniesiona, podczas pontyfikatu Toma Forda!.
*teoretycznie marce wygasł kontrakt na Gucci Pour Homme, ale w moim odczuciu – skoro zapach autorstwa Michela Almairaca wypłynął kilka lat później pod szyldem Bentleya, to znaczy że można było powalczyć o pozyskanie/utrzymanie tego „białego kruka” – ale widać Frida wolała sabotować własną markę, nie walcząc by zapach pozostał w portfolio Gucci….
Nie, nie przesadzam!. Odważny, bezkompromisowy, obrazoburczy, łamiący stereotypy i szokujący swym mocnym i nietypowym krojem YSL M7 swego czasu zszokował i zelektryzował swą premierą perfumeryjny światek – tak samo jak dziś czyni to GGA. Światek, który powiedzmy to sobie wprost, na długo przed wybuchem późniejszej oudomanii (czyli modzie na zapachy osnute na przewodnim motywie oudu/agaru) – nie był gotowy na tak odważny, oudowy zapach. To poniekąd przyczyniło się, że pierwotna wersja M7 została tak szybko wycofana przez YSL ze sprzedaży. Zainteresowanym i nie wiedzącym jak pachniał YSL M7, polecam YSL M7 Oud Absolu, którym to YSL naprawiło swój pochopny ruch – przywracając światu M7, acz w nieco złagodzonej formie. Tym niemniej twierdzę, że najnowszy i wyczuwalnie agarowy Gucci Guilty Absolute, jest właśnie takim YSM M7 2.0!. Z tym, że nie fizyczne podobieństwo obu zapachów mam na myśli – a ich odważne, nowatorskie i bezkompromisowe kroje. Ponadto GGA jest równie odważny, wręcz szokujący swym bogatym i rasowo niszowym krojem – osnutym na połączeniu niemalże animalnej skóry, z głębokim oudem i aromatem wędzonych i palonych ogniem beczek po whisky single malt. Tak do diabła!, nowy Gucci jest tak dobry i niebanalny, by zasłużyć sobie na określenie go mianem torpedy, o kalibrze porównywanym z YSL M7, czy Encre Noire od Lalique. Takiej premiery nie było na rynku od lat i oto na powrót w perfumeriach pojawił się zapach, którego samczy krój – oddzieli rozmiłowanych w owocowych soczkach od Lacoste chłopców, od mężczyzn! Swoją drogą ciekawe kiedy Gucci go wycofa, bo perfumerie powiedzą: tego nie da się sprzedać, tak jak było w przypadku YSL, który wyprzedził swą erę?…
A tak właśnie prezentował się flakon przez wielu nieodżałowanego YSL M7.
Przyznacie, że jest pewne podobieństwo do GGA, zarówno w formie jak i treści…
No dobrze, a więc już wiecie jakiego kalibru objawieniem mamy do czynienia, więc jeśli wśród moich czytelników jest ktoś, kto dowiaduje się o nowościach jeszcze wolniej ode mnie – to niech pędzi do turkusowej sieciówki i wypatruje niepozornego formą, ale nieobalanego treścią flakonu, na tamtejszym regale z nowościami. O dziwo tym razem właśnie tam stoi! A tak w ogóle, to chciałem pochwalić obsługę Douglasa w opolskim Solarisie, bo tym razem na regale z nowościami, rzeczywiście znalazłem tylko i wyłącznie same nowości – więc może w końcu wzięli sobie do serca moje utyskiwanie, że ten regał nie służy do wciskania klientom nierotujących gniotów, sprzed kilku lat.
Ale żeby nie było zbyt różowo, to na regale z wyprzedażą, wśród flakonów znalazłem zapomnianą butelkę środka do mycia szyb (i bynajmniej nie chodzi o flakon Moschino) i uwaga, szklankę z sypką i zwietrzałą kawą mieloną… Srsly? pomimo iż to nielegalne i nieetyczne, nie było kawy w ziarenkach?
Ok nie będę się pastwił, bo pewnie ktoś chciał „sprostać wysokim korporacyjnym standardom”, więc przejdźmy do kolejnych zapachowych objawień:
Boss – Bottled Tonic – tak, to nie żart i przysięgam , że tym razem to nie sarkazm, ani zawoalowana ironia! No wiem, że zwykłem drwić, szydzić i wytykać Hugo Bossowi jego niechlubną, nazistowską przeszłość oraz porażająco słaby poziom sygnowanych ich logiem premier – ale tym razem nie drwię!… Owszem Bottled Tonic, to niezbyt górnolotny zapach, ale akurat jego lekki, świeży, cytrusowo owocowy, wręcz lekko infantylny krój – wyśmienicie wpisuje się w ramy, zadanej konwencji „Tonic„. Powiem więcej pachnie to równie przyjemnie i przekonywająco, co moim zdaniem niekwestionowany wzorzec w tej klasie – czyli kipiący soczystą, tonikową świeżością Kenzo L’Eau Par. Zapach jest miły, lekki i diabelnie przyjemny, a przy tym wypada naturalnie, autentycznie i przekonywająco – więc z łatwością odcina się od etykiety „syntetyczny owocowy soczek„, choć jak znam życie nie znajdziemy w nim nawet kropelki naturalnej esencji zapachowej. Tym niemniej, patrząc na efekt końcowy, dostaliśmy naprawdę przyjemnego świeżaka na lato i gdy zrobi się cieplej, z przyjemnością poświęcę Bottled Tonic odrębny wpis.
Givenchy – Gentlemen Only Absolute naprawdę mnie zaskoczył. Wprawdzie odnoszę wrażenie, że co drugi sygnowany obecnie zapach nazywa się Absolute (czyżby nowa moda po zdewaluowaniu w efekcie bezmyślnego nadużywania określeń Intense i Extreme w stosunku do każdej nowości?), ale zapach wypada naprawdę treściwie i w przeciwieństwie do większości komercyjnych i skleconych naprędce gniotów, z dopiskiem Intense/ Extreme – ten rzeczywiście zasłużyłby na określenie Intense. Wprawdzie Absolute dość mocno odpłynął od konwencji klasycznego Gentelmen Only, ale przynajmniej nie można odmówić tej kompozycji braku treściwej formy. Zapach jest treściwy, głęboki i na temat, nawet bardzo – ale niestety jest diabelnie wtórny, a przez to nijaki na tle równie dobrze skrojonej konkurencji. W ciągu ostatnich dwóch lat, na rynku pojawiła się masa bardzo podobnie skrojonych EdP i Parfum, min. od Diora, YSL, Armani, Bvlgari, Chanel, Guerlain, Loewe – więc Absolute Givenchy, jest tylko kolejnym zapachem wybrzmiewającym w tej przytulnej, obłej, miękkiej i otulającej – ambrowo balsamiczno, żywicznej konwencji, doprawionej sporą ilością miękkiej tonkowej słodyczy. Tym niemniej jeśli pragnęliście ~15 alternatywy dla perfumowanego Dior Fahrenheita, warto pochylić się i nad propozycją Givenchy.
Lalique – L’Insoumis też pozytywnie zaskakuje, nawet jeśli staliście przed regałem około pół godziny – próbując jakoś scalić te literki i przeczytać ciągiem, a potem wymówić na głos jego niewymawialną dla 99% populacji nazwę. Ale wróćmy do zapachu, a tu już powodów do drwin nie ma. A swoją drogą, czy Lalique mogłoby rozczarować premierą zapachową? Albo czy w historii taka sytuacja miała miejsce? Nie sądzę, by taki precedens miał miejsce, wszak Lalique to jedna z nielicznych marek, które od zawsze, nieodmiennie i niezmiennie stawały na jakość, podobnie jak Hermes, czy Mugler. Sięgając po flakon, zastanawiałem się, czy przypomina lub stanowi rozwinięcie Hommage, lub arcy genialnego, boskiego, przefantastycznozarąbistego Hommage Voyageur Niestety nie, a spodziewałem się że Lalique pójdzie właśnie w tym kierunku, go rozwinie lub pokaże coś nieco odważniejszego. L’Insoumis jest przyjemny, nawet bardzo, jest też elegancki i wykwintny, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu że Lalique poszło tym zapachem swoisty kompromis, oferując dla odmiany casualowca wyważonego. To nie grzech, ani rzecz jasna powód do do wstydu, wszak dobrze mieć w portfolio zarówno zapachy odważne i wyraziste, jak i dyskretne i stonowane.
Tagged: blog o perfumach, Boss – Bottled Tonic, bye bye Frida!, fantastyczne agarowo skórzane perfumy z nutą alkoholu, Givenchy – Gentlemen Only Absolute, Gucci Guilty Absolute, Lalique – L’Insoumis, najnowsze perfumy, najnowsze perfumy od Gucci, najnowsze wspaniałe i bezprecedensowe perfumy od Gucci, o perfumach, opis perfum, perfumeryjne nowości, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum, z cyklu szybki przelot przez
