Prada to jedna z nielicznych marek mainstreamowych, która zbudowała swą reputację i wysoką renomę, nie za sprawą samego logotypu (jego rozpoznawalności) – co jakości produktów, które nim sygnuje. Mówiąc wprost, za ich wysoko cenionym logo stoi korespondująca z ceną jakość, co najlepiej obrazuje wykwintny, finezyjny i nietuzinkowy krój ich niebanalnych perfum. Chyba tylko Bentley i Mugler (wśród młodych brandów) mogą się poszczycić równie dobrym stosunkiem jakości do ceny oraz swoistym i prawdziwie niepowtarzalnym charakterem kompozycji. I nie ważne czy mowa o pudrowo minimalistycznym Infusion d’Homme, słodkawo mydlanym Pour Homme, porywającym zwiewną świeżością Infusion de Vetiver, czy nowożytnym Luna Rossa – każda z wymienionych kompozycji Prady, to starannie i perfekcyjnie skrojone arcydzieło.
Chyba nie tylko mi ten zapach coś jednak przypomina i to za sprawą dominującej w kompozycji nucie irysa. Ale nie tylko, bo fantastycznie ujęty fiołek i geranium przywodzą mi na myśl jeszcze inną włoską markę. Tyle że to Prada, więc nie może być mowy o dosłownym podobieństwie, to raptem koincydencja nut, układająca się na podobieństwo czegoś, co już jest. Pierwszym jest rzecz jasna Dior Homme, zaś drugim Laura Biagiotti Roma, czyli creme de la crem perfumiarstwa. I właśnie pomiędzy te dwie, wykwintne, niebanalne i arcy szykowne kompozycje, wcisnęła się Prada, ze swym najnowszym Homme. Zapachem nie tyle podobnym do Homme Diora i Romy od Laury Biagiotti, co będącym ich wynikową, usytuowaną gdzieś na stycznej / pośrodku brzmień obu kompozycji.
Podobnie (ze względu na dominującą nutę irysa) do Prady Homme pachnie też Armani Eau de Nuit oraz Paul Smith Man, ale te skupiają się raczej na irysie i co tu dużo mówić, zdecydowanie bardziej bezpośrednim nawiązaniu do kultowego już Diora Homme. Zapachu absolutnie wybitnego, arcy nietuzinkowego i będącego prawdziwą perłą w koronie domu mody Christian Dior, a którą co rusz chlastają reformulacjami – jakby się nie mogli zdecydować czy chcą robić zapach dobry, czy nie… A wiadomo że tam gdzie biją się Demachy z księgowymi i specami od wizerunku – korzystają marki trzecie, pragnące uszczknąć coś dla siebie, z irysowego tortu Diora Homme. Wprawdzie nie posądzam dumną i wyniosłą Pradę, ani tym bardziej genialną Danielę Andrier o pójście na łatwiznę i kopiowanie czyichś genialnych pomysłów – ale gwoli formalności, w temacie podobieństw do już istniejących zapachów, wypadało o tym wspomnieć.
To samo się tyczy konotacji ze zniewalającą Romą, ale gdy mowa o tak specyficznych i charyzmatycznych ingrediencjach oraz coraz węższej palecie dostępnych na rynku ingrediencji – trudno uniknąć podobieństw i tym samym posądzeń o plagiat. Tak więc z racji mnogości wątków, jakie składają się na bukiet Prady Homme, traktuję tę kompozycję jako zupełnie suwerenny zapach. I to jaki zapach, bo tak ciepłej, głębokiej, wręcz zniewalającej słodyczy (poza Romą Biagiotti) trudno szukać we współcześnie sygnowanym mainstreamie, bez potrzeby zahaczania o esencjonalne balsamiczne EdP i Pure Parfum. Serio, nie jedna wieczorowa kompozycja sygnowana dopiskiem Parfum, mogłaby pozazdrościć EdT Prady jej otulającej głębi, biorącej się najpewniej z arcy pociągającego połączenia irysa, ambry, geranium, paczuli i mam wrażenie ambrette lub heliotropu. Zapach dosłownie ocieka miękką, balsamiczną, otulającą i absolutnie niemęczącą słodyczą – dosłownie tą samą, którą emanuje arcy zniewalająca Roma od Laury Biagiotti. Zupełnie jakby ktoś wziął klasyczne Homme Diora, (dziś w wyniku rozlicznych reformulacji, adekwatniejszym porównaniem będzie Homme Intense), a następnie zaserwował je na słodko, z niewielką domieszką kwiatów (fiołek i geranium). I choć zapach jest miękki otulający i słodkawy, to jest na tyle odmienny – iż nie jest to balsamiczna słodycz Diora Homme Parfum, zatem nie może być mowy o plagiacie.
Jest więc Prada Homme zupełnie nowym, autorskim pomysłem na majestatycznego irysa, w wykonaniu arcy utalentowanej Danieli Andrier – tej samej, której zawdzięczamy między innymi genialną Bottegę Venetę, Gucci Rush i wymienione na wstępie, wcześniejsze kompozycje Prady. Jeśli więc cenicie irysową, męską i lekko pudrowo wytrawną słodycz Diora Homme oraz miękką, finezyjną i arcy wykwintną słodycz Romy, to Prada Homme jest najprawdziwszym spełnieniem marzeń. Prada Homme łączy te dwie kultowe kompozycje – w jedną, perfekcyjnie skorelowaną i wyjątkowo przyjemnie wybrzmiewającą całość. Dodatkowo zapach cechuje akuratna, nieprzesadzona projekcja, pozwalająca na noszenie tych perfum przez śmiem twierdzić, cały rok (to bardzo szykowny casualowiec z lekkim zacięciem wieczorowym) oraz niezgorsza trwałość – więc ponownie zdejmuję przed Pradą czapkę i kłaniam się nisko…
rok powstania: 2016
nos: Daniela (Roche) Andrier
projekcja: bardzo dobra
trwałość: dobra
Głowa: neroli, pieprz,
Serce: irys, ambra, fiołek, geranium,
Baza: paczula, cedr,
Tagged: ambra, blog o perfumach, cedr, fenomenalne perfumy z nutą irysa, fiołek, geranium, irys, najnowsze perfumy Prady, neroli, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, pieprz, Prada, Prada Homme, recenzja perfum, recenzje perfum, zapach podobny do Dior Homme i Roma Laury Biagiotti
