Quantcast
Channel: perfumomania
Viewing all 427 articles
Browse latest View live

Cristiano Ronaldo – Legacy, czyli Krystiana oda do krówki…

$
0
0

Jak na rasowego celebrytę i sportowca u szczytu popularności przystało, Radosław Majdan – o przepraszam, Cristiano Ronaldo Aviero*, również postanowił wylansować własne perfumy. I tu muszę Wam powiedzieć coś równie bolesnego, jak gdy dowiedzieliście się, że Święty Mikołaj nie istnieje. Otóż Krystyna, o pardon, Krystian, miał tyleż wspólnego z powstaniem tego „swego dziedzictwa„** (ang. legacy), co stosowanie zasad feng shui i stawianie tarota, ze skuteczną antykoncepcją. A więc zapach zlecono firmie X i tu mały spoiler, bo jak na zapach debiutancki, Legacy wyszedł od naprawdę nieźle. Pewnie Krystian sam nie wie, ile jeszcze sezonów będzie rujnować swymi korkami stadionowe trawniki – więc czemu nie pomnożyć posiadanych przez siebie milionów, poprzez oddanie w ręce fanów kolejnego suweniru?. Koszt i wysiłek tu żaden, a wpływy ze sprzedaży takowego „gadżetu” kolosalne, więc „dziedzictwo” urośnie mu w oczach…😉

*Ronaldo to nie nazwisko, a drugie imię Cristiano, nadane mu na cześć ulubionego aktora jego ojca i późniejszego prezydenta USA, Ronalda Reagana

**przyznacie że dziedzictwo, brzmi w kontekście perfum i metodzie ich aplikacji, zdecydowanie lepiej niż spuścizna🙂

Cristiano Ronaldo – Legacy

Na początku sądziłem, że Legacy będzie regularnym chłamem lub w najlepszym przypadku przykładem ordynarnego klonowania – wszak zapachy celebryckie inwencją i poważnym traktowaniem fanów/klientów nie grzeszą. Jakoby dla formalności zaaplikowałem ten wynalazek na łapę i już po chwili poczułem ten specyficzny „ulep” powstały jakby z namieszania CK Reveal, YSL L’Homme i RSVP Kennetha Cola. W duchu już sobie układałem stosownego wstępniaka na ten wpis, co jakiś czas unosząc nadgarstek do nosa – gdy za którymś razem… nie, to niemożliwe… a jednak!… nieeeee… tak!… to autentycznie pachnie krówką!. Nie, nie karmelem i toffi jak u Muglera, tylko najprawdziwszą, nieco maślaną i subtelnie waniliową, naszą Polską, tradycyjną – starą dobrą krówką!. Ale pomijając przesłodką, tę patriotyczną i mile się kojarzącą konotację – tak czy siak, Legacy to słitaśny i ultra grzeczniutki ulep. No dobrze, ale może zacznijmy od początku…

Cristiano Ronaldo – Legacy Cris

Otwarcie to całkiem przyjemy i skutecznie silący się na oryginalność miks cytrusów, jabłuszka (tego samego, które w każdym Deliciousie upycha Donna Karan) i cynamon, przydający otwarciu odrobinę orientalnej, korzennej masywności. Nie powiem, początek Legacyswoją robotę robi„, choć zawsze powtarzam, że na otwarcia trzeba brać dużą poprawkę, ponieważ kolokwialnie rzecz ujmując – otwarcie perfum, to taka ulotna i skierowana w stronę klienta „reklama perfum„, swoisty „lep na klienta„. I tu pewna uwaga, bo otwarcie Legacy nie chce przestać pachnieć i to dosłownie. Sądziłem że uleci tak jak zwykle po kilkunastu sekundach, no góra minucie, a tu nic z tych rzeczy. Jabłko i cynamon, choć bynajmniej nie układające się na podobieństwo szarlotki, nie chcą zejść ze skóry przez naprawdę długie minuty.

Cristiano Ronaldo – Legacy na butli

Ale już w dalszej części, zapomnijcie o szumnych zapowiedziach oficjalnego wykazu nut – albowiem od akordu serca, nie uświadczycie z niego nic, poza miękką, obłą i apetyczną słodyczą. Jeśli pasjami kochacie Rochasa Men, lubicie Muglery i CK Reveal oraz cenicie Saint Laurentowe zamulacze z rodziny L’Homme, będziecie tym pachnidłem zachwyceni! To właśnie w tym miejscu na skórze zaczyna dziać się magia, ponieważ ni stąd ni zowąd – na skórze pojawiają się pierwsze takty wspomnianej na wstępie krówki. Wpierw jako nieśmiałe bąknięcia nuty toffi, by z każdą chwilą narastać, aż do wykreowania w nozdrzach obrazu cukierka, którego desperacko próbujemy odwinąć z papierka (to trudne, bo zawsze jakaś krawędź papierka się rozedrze i zostanie w ciągutce) i gdy wreszcie nam się uda, wówczas poczujemy woń najprawdziwszej krówki. Naszej, polskiej, tradycyjnej, przez którą nie jedną straciłem plombę – i której niepowtarzalny, lekko maślany i subtelnie waniliowy smak oraz zapach, pamiętam jeszcze z czasów głębokiego PRL

krówka
w mojej ocenie najsmaczniejsze są te, z jeszcze częściowo płynnym wnętrzem🙂

Ale nie róbmy sobie złudzeń, że to zawoalowany ukłon perfumiarza Cristiano, w stronę polskiego przemysłu cukierniczego – ot po prostu ktoś stworzył perfumy gourmand, przypadkiem wpadające w konotacje z naszą rodzimą mordoklejką. Zwłaszcza że gdy krówki święciły nad Wisłą swój zasłużony triumf i popularność – Cristiano dopiero przeskakiwał z lewego jądra swego tatusia, na prawe. Przypadkiem, ale przy tym jest to zapach tak pieszczotliwy, przyjemny, dyskretny i lekki, że nawet przez chwilę nie poczujecie się tą hipotetyczną krówką przytłoczeni. Legacy jest tak dyskretne, grzeczne i tak bardzo poprawne politycznie, że pachnący tymi perfumami facet – zaczyna wywoływać sobą u ludzi reakcje, jakie zwykle wywołuje widok śpiącego na brzuszku niemowlęcia lub ziewającego szczeniaczka, tudzież oba naraz.😉 Do dziś pełną mobilizację u osób ogarniętych przemożnym instynktem macierzyńskim, wywoływał zapach zasypki i oliwki dla niemowląt, ale to już przeszłość. Poważnie, od tej pory zapach oliwki dla niemowląt zyskał tak solidnego konkurenta w walce o rozczulanie – że czując Legacy, oooooooooooooooojeeeeeeeeej samo ciśnie się na usta…😉 Ale uwaga, rozbrajający i sprzyjający produkcji endorfin akord krówkowy, też nie trwa wiecznie i po chwili naszej ciągutce zaczyna towarzyszyć szałwia, kolejny raz zmieniając kształt i wątek przewodni kompozycji.

Cristiano Ronaldo – Legacy wall

Choć Legacy zaskakuje swą początkową zmiennością i złożonością wątków, w fazie finalnej jest to monoscent. Monoscent wybrzmiewający nie do końca jak perfumy, za to dający wrażenie, że nosiciela okadzono jakimś wonnym dymem, z domieszką szałwii. Przez to niektórym może wydawać się niezbyt precyzyjny, monotonny, a wręcz nudny – ale czy z zapachami gourmand można się źle bawić?. Jak na tak lekki i delikatny zapach projekcję ma całkiem okazałą, wręcz niewspółmiernie okazałą jak na wysoce kameralny krój kompozycji. Gdy zapach już się dobrze uleży na skórze i przestanie pachnieć krówkami, wówczas Legacy zaczyna przypominać szałwiowe Loewe Solo, Jaguar Classic i FCUK For Him w wersji ultra light. Jest tak delikatny, lekki, dyskretny i niezobowiązujący iż nie sposób się doczepić, że nie ma pazura, ani jaj i w ogóle Enerdowskie sportsmenki były bardziej męskie od tych perfum.

Cristiano Ronaldo – Legacy reklama

No kurcze, choćbym chciał, od strony stylistycznej i jakościowej, nie ma tu się do czego przyczepić. Legacy w fazie dojrzałej i na pierwszego niucha może się wydawać bezpłciowe i przesadnie lekkie (ale CK Reveal też taki jest), ale noszone nieco dłużej – pachnie tak dobrze i przyjemnie, iż nie sposób potraktować tę jego niezobowiązującą i ultra poprawną lekkość, jako wadę. Coś czuję że to będzie wielki hit i na te święta połowa facetów w Polszy (i nie tylko fanów piłki kopanej) będzie roztaczać wokół siebie subtelną woń balsamiczno ambrowej szałwii… Jeśli szukacie na wskroś dyskretnego i przy tym diabelnie przyjemnego słodziaka do pracy, a nie możecie się pochwalić aparycją i stanem konta Cristiano – to sięgnijcie po jego perfumy, bo coś czuję, że wydatnie pomogą w realizacji planów i celów, zarówno matrymonialnych jak i sprzedażowych…😉

p.s. swoją drogą czy to nie zabawne, że wonie słodkie i kompozycje gourmand, zawsze się podobają – stanowiąc uniwersalną receptę na gwarantowany sukces?Cristiano Ronaldo – Legacy EdT

rok powstania: 2015

projekcja: dobra

trwałość: bardzo dobra, wczoraj przeżył od 7 rano, do 19, dziś mamy już 17-tą i wciąż pachnie…

Głowa: bergamotka, cynamon, zielone jabłko, lawenda,
Serce: irys, cedr, fiołek, piwonia, rozmaryn, szałwia,
Baza: paczula, ambra, wetyweria,

 


Tagged: ambra, bergamotka, blog o perfumach, cedr, Cristiano Ronaldo - Legacy, cynamon, fiołek, irys, lawenda, najnowsze perfumy Cristiano Ronaldo, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy gourmand, perfumy męskie, perfumy pachnące krówką, piwonia, recenzja perfum, recenzje perfum, rozmaryn, szałwia, wetyweria, zielone jabłko

Bentley – Infinite Rush, czyli śpieszmy się kochać wartościowe brandy, albowiem jest ich coraz mniej…

$
0
0

No i mamy poważnego pretendenta do nagrody najlepszy zapach roku, ups spoiler alert! Co tu dużo mówić, Infinite Rush jest prześliczny i w dodatku posiada tak dalece nowatorskie pierwsze akordy, że aż nie posiada precedensu – a to jest w przypadku mainstreamu niekwestionowany powód do dumy… Szczególnie, że żyjemy w czasach gdy premiery zapachowe są równie częstsze i wtórne, co kolejne generacje smartfonów. Poważnie, te perfumy to coś naprawdę nowego i świeżego, a w dodatku wyrażono je w formie, której nie powstydziliby się twórcy równie innowacyjnych Guerlain L’Eau Boisee, Lalique Encre Noire, YSL M7, czy Hermesa Voyage. Zresztą Bentley już od swych premierowych EdT i Intense EdP, przyzwyczaił nas do wysokiego poziomu i kunsztu w kreacji, czego Infinite Rush jest równie wybornym przykładem. Rzadko kiedy kadzę jakiejś marce, ale brandów* pokroju Bentleya, czyli kładących wysoki nacisk na jakość, mamy na rynku coraz mniej.

*Hermes, Cartier, Lalique, Prada, Thierry Mugler, Laura Biagiotti i pomimo żenująco słabej serii Ideal, Guerlain

bentley-infinite-rush

O ile do klasycznego Infinite można mieć zastrzeżenia, że zbyt mocno nawiązuje do Terre d’Hermes, to już wersja Rush nie przywołuje tak jednoznacznych skojarzeń, a przynajmniej nie od razu i nie tak bezczelnie, tfu bezpośrednio. No prawie, bo na upartego można się kłócić, że zapach przypomina któryś z trojaczków Rouge Bunny Rouge (zabijcie, ale nie pomnę który), Davidoffa Horizon i stareńkiego Gucci Rush Men, ale nie będę się kłócił, gdyż jest to zbyt powierzchowne. Zresztą to nie istotne, bo Infinite Rush jest tak piękny i tak mocno intryguje swym wybornie skrojonym i nietuzinkowym bukietem , że nie widzę powodu by mącić sobie i Wam jego obraz… Jupiiiiii!, po tylu wpisach z rzędu,w których do znudzenia utyskiwałem na banał, wtórność i beznamiętność – wreszcie trafiła mi się premiera, w pełni warta czasu, który poświęciłem na jej opisanie!…

rozmaryn

Pierwsze akordy Pośpiechu (ang. rush) to przede wszystkim arcy aromatyczny i świdrujący rozmaryn, któremu w pełni poświęcono pierwsze minuty kompozycji, a któremu całkiem zgrabnie wtóruje nie mniej dźwięczny, różowy pieprz i niemal od pierwszych taktów kompozycji, wetiwer. Gdzieś pomiędzy nie, wciśnięto diabelnie przyjemną, niemalże Hermesową mandarynkę, która przydaje temu arcy aromatycznemu otwarciu odrobinę zwiewnej, owocowej soczystości i pięknie przełamuje jego wytrawność. Pierwsze takty Rush, przypominają mi tę żywiczną ziołowość, znaną choćby z CdG Avignon, zmieszaną z wetiwerą ujętą na modłę Prady (genialny Vetiver, a zwłaszcza w wersji poreformulacyjnej). Oj nie jest to otwarcie, którymi zwykle witają nozdrza kompozycje komercyjne, ale zapewniam że pomimo braku wiodącego wątku cytrusowego, zapach robi niesamowite wrażenie (może właśnie dlatego). Zapach z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej wyrazisty i wytrawny, wręcz drapieżny, rozpościerając na skórze swą rozmarynową serenadę. Gdy już stanowiący oś kompozycji rozmaryn się wyszaleje, do głosu dochodzi i przejmuje pałeczkę – wpierw nieco wycofana, acz od początku starająca się zań nadążyć, wetiwera. Dzięki fantastycznemu mariażowi tych dwóch nut, możemy doświadczyć magii wetiwery pełną gębą i podniesionej do potęgi entej…

bentley-infinite-rush-reklamaWbrew nazwie i sugerującym suchość spękania na flakonie i w materiałach reklamowych – ten zapach nie ma nic wspólnego z jałowością i suchością pustyni…

A tutejsza wetiwera jest wprost przepiękna, zaskakująco pełna, bujna, aromatyczna, żywa, intensywna, wręcz inhalująca – więc z łatwością i bardzo skutecznie przejęła na swe barki ciężar kompozycji. Ale to nie koniec niespodzianek, albowiem w akordzie serca można odnieść wrażenie, że tej prześlicznej wetiwerze wtóruje dyskretnie wplecione w kompozycję, kadzidło frankońskie – o którym oficjalny wykaz nut nic nie wspomina (bo to raz?). Oczywiście biorę poprawkę na obecność elemi i fakt, że korelacja kilku nakładających się na siebie ingrediencji (elemi, pieprz, rozmaryn i wetiwera) nie takie potrafi płatać figle, ale ten „niuans” jest chwilami tak porażająco autentyczny, tak czysty, świeży, elegancki i odświeżająco inhalujący – iż pachnie równie rasowo, niewinnie i wzniośle, co zimnokrwisty i ortodoksyjnie kadzidlany, Rock Cristal Oliviera Durbano*. Zszokowani? ja też, bo po współcześnie sygnowanych perfumach mainstreamowych, prędzej spodziewałbym się taniego chwytu z ISO E Super, które z wdziękiem odwala robotę za większość perfumiarzy, ale nie tu. W przypadku Rush perfumiarz rzeczywiście sięgnął po cedr, mech, ambrę, wetiwer i żywicę elemi, które współtworzą ten wysmakowany, bogaty i po prostu rozpieszczający nozdrza schyłek…

*wieeeeem, zaraz zaczniecie szydzić że wymyślam, ale cóż ja poradzę, że takie a nie inne ten zapach przywołuje skojarzenia?…

bentley-infinite-rush-lezy

To chwilami pachnie tak żywicznie i świdrująco, jakby zapach rzeczywiście był leśny i wetiwerowo kadzidlany, ale to tylko subtelny mariaż wprost cudownie ujętego rozmarynu i wetiwery, dopełnionych pieprzem, piżmem i cudowną balsamicznością nader hojnie dodanej żywicy elemi… Pod względem finezji, szlachetności i delikatności z jaką wybrzmiewa dojrzała i uleżała „drzewna zieloność” bukietu tych perfum, jedynie Gucci by Gucci Sport, Abercrombie & Fierce Fierce, The Different Company Sel de Vetiver, dojrzałej fazy Guerlain Vetiver i wspomniana już Prada Infusion de Vetiver, mogą stanąć w szranki z wysublimowaną elegancją Infinite Rush. Moi drodzy, nie żartuję ani nie przesadzam, to są naprawdę wyborne perfumy i coś coś czuję, że przekuję próbkę na cały flakon…

bentley-infinite-rush-duzy

Wprawdzie otwarcie i akord serca Rush niewiele mają wspólnego z Infinite i Infinite Intense, za to faza dojrzała przynosi całkiem spore podobieństwo do wspomnianego TDC, Guerlain i Prady. Spore, co nie znaczy że uderzające, albowiem złożoność, wykwintność i szlachetność jaką emanuje bukiet Rush, nie pozwala zaszufladkować tego pachnidła jako bezpośredniego naśladowcę żadnego z powyższych. To co najbardziej zachwycające w tym pachnidle, to jego przecudnej urody finisz, a zwłaszcza grająca tu główne skrzypce, zniewalająco rozkoszna wetiwera – którą ukazano tak cudnie i zarazem niewinnie, że aż chce się kąsać i pocierać nosem własny nadgarstek. Wetiwera radosna i zupełnie neutralna, nie mająca nic wspólnego z jej mrocznym i ziemistym wcieleniem, jakie możemy podziwiać w Encre Noire od Lalique. Tutejsza jest (głównie za sprawą misternie skorelowanych dopełniaczy, które jej towarzyszą) raz odrobinę słodkawa, raz kadzidlana, później balsamiczna – a pomiędzy soczysta i świeża oraz wybrzmiewa tak urzekająco pięknie, że aż chce mi się wyć!. Zresztą wetiwera podobnie jak kobieta, zmienną jest…🙂

wetiwera

Ale by nie było zbyt różowo, pora na wcale nie taki bezpodstawny wniosek, a który to nasunął mi się podczas pisania tej recenzji. Bentley wprawdzie już nas nauczył, że bardzo serio traktuje sygnowanie perfum swoim logo i naprawdę dba o utrzymanie ich ponadprzeciętnych walorów – to mam pewne zastrzeżenia względem reprezentowanej przez ich zapachy oryginalności. Bo czy to podobieństwo Infinite EdT do Terre i wszystkich trzech Infinite do Prady/TDC/Guerlain nie jest przypadkiem zabiegiem zamierzonym?. Tak, wiem, dziś ciężko jest uniknąć podobieństw w kreowaniu zapachów – ale po co silić się na oryginalność, skoro można sięgnąć po sprawdzony i świetnie sprzedający się wzorzec i dyskretnie go powielić/przemycić do siebie – poniekąd wstrzeliwując się i powielając jego sukces komercyjny? Oczywiście dywaguję i „łamię parówki„, ale czy przykład Bentleya Absolute, będącego po prostu „cudownie wskrzeszonymGucci Pour Homme, nie jest ewidentnym dowodem, że coś w tym jest?

bentley-infinite-rush-foto

Nie mam złudzeń, że za 70% oryginalności i świeżości Rush odpowiada nowatorsko zaangażowany do roli głównej rozmaryn. Wreszcie nie mam złudzeń, że gdyby usunąć ten odświeżający brzmienie i łamiący stereotypy rozmaryn i zastąpić go grejpfrutem – to znów otrzymalibyśmy coś podobnego do premierowego Infinite EdT i tym samym Terre D’Hermes – od którego Rush ucieka właśnie tym rozmarynem. Ale abstrahując od powyższego, śmiem twierdzić, że Rush przebił urodą oraz finezją, kunsztem i artykulacją swego arcy wysublimowanego kroju – wszystkie wcześniejsze Bentleye, włączając w to Infinite Edt i zmartwychwstałego Gucci Pour Homme, tfu Bentleya Absolute.bentley-infinite-rush-edt

rok powstania: 2016

nos: anonimowy geniusz

trwałość: bardzo dobra

projekcja: wyśmienita

Głowa: różowy pieprz, mandarynka, rozmaryn,
Serce: wetyweria, elemi, cedr,
Baza: nuty drzewne, ambra, mech, białe piżmo,


Tagged: ambra, Bentley, Bentley - Infinite Rush, białe piżmo, blog o perfumach, cedr, elemi, mandarynka, mech, najnowsze perfumy Bentley, najnowszy zapach od Bentleya, naprawdę dobre perfumy, nuty drzewne, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, prześliczne perfumy z rozmarynem i wetiwerą, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, rozmaryn, wetyweria, zapach podobny do The Different Company Sel de Vetiver i Prada Infusion de Vetiwer oraz Guelain Vetiver

Mercedes Benz Le Parfum, czyli Niemiec płakał, jak sprzedawał…

$
0
0

Wiecie co pogrzebało żywcem markę Mercedes, w temacie perfum? Ten sam zestaw czynników, który zgubił ją w przypadku motoryzacji – czyli desperacka próba zaistnienia w każdym możliwym segmencie rynkowym i przestawienie się na masówkę. Sorry, albo produkujemy luksusowe sedany, które wsławiły się w historii motoryzacji* swą niezrównaną jakością, żywotnością, innowacyjnością i prestiżem – albo robimy A, B, R i M klasy oraz Smarta, bo inni też robią i nie chcemy odstawać, walcząc o potencjalne „pisiont groszy„, które można wycisnąć z rozchwianego i nielojalnego rynku. Ok, dość mądrzenia się o motoryzacji, pora pochylić się nad inną, nie mniej desperacką i żałosną próbą wstrzelenia się w modę i trendy, czyli trójramienne Le Parfum

*sam Adolf Hitler jeździł Mercedesem, chociaż akurat o tym „wyróżnieniu” marka pewnie chciałaby zapomnieć…🙂

mercedes-benz-le-parfum

Zasadniczo nie bardzo jest o czym pisać, gdyż zgodnie z moimi przewidywaniami, Mercedesowe Le Parfum niespecjalnie odbiega stylistyką od Le Parfum Diora, YSL, czy Guerlain. Niespecjalnie też odbiega od jakiegokolwiek innego, a wyrosłego na wylansowanej przez YSL modzie – na niezobowiązujące, ultra zachowawcze i pozbawione jaj, balsamiczne słodziaki, mające podobać się wszystkim… W efekcie otrzymujemy solidnie wyglądający flakon (ciecz jest niemal bezbarwna, ale skórzane wykończenie i kolor flakonu robią wrażenie), opatrzony równie „groźnym” dopiskiem Le Parfum, ale mocy i charakteru w tym tyle co w agresywnie ospoilerowanym Fordzie Mondeo z rachitycznym, jedno litrowym EcoBoost’em pod maską…😉 Co z tego że wygląda, skoro nie jedzie i podobnie jest z tymi perfumami. Mercedes kreuje nimi obraz solidnego, esencjonalnego i eleganckiego pachnidła na wieczór -niestety większość uwagi skupili na opakowaniu, zapominając przy okazji, że to ma jeszcze pachnieć – to znaczy, długo pachnieć…

mercedes-benz-le-parfum-reklama

Le Parfum choć teoretycznie ma potencjał i zapowiada się ciekawie, w praktyce okazuje się jałowym, smętne i pozbawione polotu, tfu nic z tych rzeczy, chciałem napisać niewypałem. Poważnie, to nie jest tak że jestem odgórnie uprzedzony do marki (gdyby tak było, to nie wydawałbym blisko 10 zł na próbkę) – czytając zapowiedź, naprawdę wierzyłem, że tym razem Mercedes zrobił naprawdę dobre i warte swojej ceny perfumy. Zwłaszcza że pierwsze takty Le Parfum, choć ospałe i totalnie pozbawione ostrzejszych akcentów – zdawały się układać w całkiem interesującą i zgrabnie opowiedzianą historię. A ta zaczyna się jak reklama dowolnego samochodu, w której zadowolony z życia przystojniak z brodą (lub chociaż kilkudniowym zarostem, wszak to modne) wsiada za kółko swego nowego Mercedesa i sunie nim majestatycznie, przez zupełnie puste ulice wielkiej metropolii – odprowadzany powłóczystymi i pełnymi pożądania spojrzeniami kobiet oraz zawistnymi łypnięciami innych mężczyzn, the end…

mercedes-benz-le-parfum-z-gory

Ale nim wy-googlujecie adres najbliższego dealera, jak jest w praktyce? Le Parfum ledwie opuścił garaż i zjechał z podjazdu, zgasł… Zgasł i nie chce odpalić, a po całej okolicy niesie się rzężenie okrutnie piłowanego rozrusznika – zaś upokorzonego kierowcę odprowadzają wzrokiem jedynie spojrzenia poirytowanych hałasem sąsiadek i ironiczne spojrzenia ich mężów, którym Passat’ypalą na dotyk„… Ok, wybaczcie mi ten ponowny zwrot w stronę motoryzacji i przełóżmy to na język perfum… Zaczyna się naprawdę przyjemnie, choć niestety wtórnie, bo od czegoś co przywodzi pierwsze takty wspomnianego, perfumowanego La Nuit Parfum od YSL oraz Guerlainowego Ideal Eau de Parfum. Subtelna, ambrowo balsamiczno tonkowa, niemalże migdałowa słodycz, wylewa się niczym gęsty miód, już z samego otwarcia kompozycji. Ale już chwilę później, towarzyszy jej całkiem aromatyczny, nieco wytrawny i bez dwóch zdań dystyngowany akcent fiołka (liść) i szafranu, przywodzący na myśl pewne podobieństwo, do perfumowanego Dior Fahrenheita. Wprawdzie potężną artykulacją i wybujałą projekcją zapach nie powala, ale swoją głębię ma – a i urody oraz wdzięku tej balsamiczno, tytoniowo, tonkowo szafranowej aranżacji, nie sposób mu odmówić…

mercedes-benz-le-parfum-zblizenie

Pewnie jesteście ciekawi, czy finisz naprawdę jest oudowo paczulowo wetiwerowy? Trudno powiedzieć, bo gdy już prawie uwierzyłem, że Mercedes wreszcie zrobił coś, może nie porywającego oryginalnością – ale solidnie i z wdziękiem wykonanego, nastąpił koniec kompozycji. Tak po prostu, nagle cały bukiet tąpnął i niespełna trzy godziny od aplikacji, zakończył swój żywot, redukując się po smętnej, niemal niewyczuwalnej, ultra lakonicznej i pozbawionej jakichkolwiek detali oraz wysoce blisko skórnej bazy… To jakiś żart, że wcale nie smętne i bynajmniej nie lakoniczne EDP, kończy bieg, nim ta swoista S Klasa, na dobre wrzuciła siódme przełożenie? Swoją drogą trzeba się nieźle postarać, by schrzanić i zaprzepaścić bukiet, początkowo całkiem solidnie wybrzmiewającego pachnidła – redukując jego realną trwałość, do około 3-4 godzin!… Czyżby dział PR Mercedesa miał w zanadrzu EdP Intense, które niemalże podwoiłoby żywotność do zawrotnych 6 godzin? Naprawdę szkoda, bo choć pod względem inwencji brzmienia „szału nie było„, to zapach naprawdę się bronił i wreszcie stajnię Mercedesa godnie reprezentował… No cóż, na koniec można tylko dodać, że „żywotnośćLe Parfum, wybornie koresponduje żywotnością silników Smart’ów i blacharką”okularników„…🙂mercedes-benz-le-parfum-edp

rok powstania: 2015

nos: pewnie jakiś sabotażysta nasłany przez Audi lub BMW…

projekcja: dobra

trwałość: nikła

Głowa: bergamotka, różowy pieprz,
Serce: liście fiołka, galbanum, szafran,
Baza: paczula, wetyweria, agar, ambra,


Tagged: Agar, ambra, bergamotka, blog o perfumach, galbanum, liście fiołka, Mercedes Benz, Mercedes Benz Le Parfum, najnowsze perfumy Mercedesa, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, szafran, wetyweria

Bvlgari – Man Black Cologne, czyli po co?

$
0
0

Pojęcia nie mam po co Bvlgari wypuściło Man Black Cologne (EdT), skoro na rynku jest już pachnący niemal identycznie, Bvlgari Man In Black (EdT). To Cologne dodali chyba tylko po to by ludzie nie mylili Man Black z Man In Black. Wszak różnica w nazwie jest niewielka, oba flakony są czarne – no i najważniejsze, pachną bardzo podobnie. No dobrze, znam odpowiedź – dla kasy… Kolejną kontrowersją jest sensowność tworzenia EdT o mylącej nazwie Cologne (gdzie cologne określa również stopień koncentracji), gdy zapach ani formą, ani treścią i co najistotniejsze stopniem koncentracji, NIE JEST COLOGNE!. Ale jaki jest sens w rozmienianiu się na drobne i robieniu klona EdT z nazwą Cologne, gdzie nazwa przeczy segmentacji, a i bukiet nie ma nic wspólnego z wodą kolońską?. Tu najbardziej prawdopodobną przyczyną, jest potrzeba wygenerowania choćby sztucznego ruchu w temacie modnych nowości – wszak lud domaga się igrzysk (niekończącego się wysypu nowości, nawet jeśli te nic nowego nie wnoszą).

bvlgari-man-black-cologn

Jak dotąd nie można było mieć do Bvlgari pretensji, że robili coś na pokaz, pół gwizdka lub na odczepnego, ale niestety to już czas przeszły… Man In Black pachnie przepięknie, no i zupełnie przypadkiem pachnie w najmodniejszej (wciąż) tonacji balsamiczno kadzidlanego słodziaka. Zresztą podobnie pachnie mające nie tak dawno temu Bvlgari Aqua Amara, w świetle którego Man Black Cologne wypada jeszcze bardziej wtórnie i blado. Na nasze nieszczęście, takie kompozycje świetnie się sprzedają i jeszcze długo będą – więc Bvlgari zaczęło po prostu bezczelnie odcinać kupony od niesłabnącej koniunktury. Receptę na sukces mają wyśmienitą, wszak Man In Black pachnie zacnie i chwytliwie, więc czemu nie zmodyfikować nieznacznie receptury, nazwy oraz odświeżyć dla lepszego odróżnienia flakonu* i voila!🙂

*taki błąd z niemal identycznym flakonem i brzmieniem, popełnił klika lat temu Paco Rabanne – wypuszczając 1 Milion Intense w niemal identycznie wyglądającym flakonie – przez co większość klientów nawet nie zarejestrowała, że na półkach stoi flakon z nowością i zapach przeszedł zupełnie bez echa…

bvlgari-man-black-cologn-bokiem

A cóż my tu mamy? Miękką, obłą, nieco wycofaną i wyraźnie rozwodnioną, balsamiczno drzewno przyprawową słodycz – wyrażoną, no właśnie i tu jest problem… Po wcześniejszym zapoznaniu się z wykazem nut, rzeczywiście można stwierdzić obecność kwiatu pomarańczy, jakiegoś alkoholu, tonki, ambry i bliżej nieokreślonych drewien – ale to wszystko jest tak rozmyte, tak nieczytelne i pozbawione wyrazistych krawędzi, iż zlewa się w bezkształtną i nieczytelną, słodkawo balsamiczną pulpę. W sumie mógłbym tu wypisać lub wymyślić na poczekaniu dowolne składniki, a i tak nie sposób ich obecności w bukiecie zweryfikować. To pachnie tak jakby wziąć kadzidlano balsamiczno irysowo czekoladowe Man In Black i rozcieńczyć je w proporcjach 2 do 1. Przy czym MiB wcale nie jest nie wiedzieć jaką siekierą, by trzeba było go rozcieńczać. Uzyskany tą drogą roztwór, wciąż przypomina kształtem pierwowzór, a jednocześnie staje się on pozbawionym wyrazu Man Black Cologne… Co bynajmniej nie oznacza, że zapach jest homeopatycznym placebo, co to to nie. To owszem pachnie, bardzo zresztą przyjemnie i całkiem donośnie – ale to wszystko już było, a w dodatku wcześniej wyrażono to pełniej i bardziej treściwie.

bvlgari-man-black-cologn-reklama

Nie powiem, ten zapach może się podobać, ale pod warunkiem, że przez ostatnie 10 lat siedzieliście zamknięci w jaskini, totalnie odizolowani od pachnącego świata. Tylko wtedy ten zapach zrobi na Was wrażenie i powiecie: tak, na to pachnidło chcę wydać moje ciężko zarobione dublony!. Ale jeśli znacie te wszystkie Man In Blacki, YSL L’Hommy i inne niezobowiązujące słodziaki, którymi producenci od lat bombardują rynek – wówczas będziecie rozczarowani, ponieważ trudno o bardziej wtórny i zarazem bardziej jałowy zapach, niż Man Black Cologne. Man In Black jest przyjemne, kształtne, pełne, otulające, ciepłe i na swój sposób bardzo ciekawe, zaś pachnące na pół gwizdka i wyraźnie słabszy Cologne – to stworzony na siłę, wbrew segmentacji i zdrowemu rozsądkowi wypełniacz oferty. Pewnie u Bvlgari pomyśleli, że ciemny lud i tak kupi, ale czy na pewno? W tej formie i brzmieniu, Man Black Cologne musi się zmierzyć nie tylko ze swoimi poprzednikami, ale i całym tabunem równie beznamiętnych i ocierających się o nijakość pachnideł, którymi rynek perfum jest obecnie dosłownie usr… eeee usiany. I szczerze wątpię, by akurat kompozycja od Bvlgari miała siłę przebicia, zdolną prześcignąć dużo bardziej znaną i pożądaną konkurencję, w wyścigu o portfel klienta… No a co z Man In Black i Aqua Amara? Udajemy że nie istnieją, a za pół roku któreś pójdzie pod nóż, bo nie sprzedaje się na oczekiwanym poziomie?

bvlgari-man-black-cologn-trio

Wiem, że to wygląda jakbym wylał na ten zapach wiadro pomyj i w sumie niewiele piszę o jego brzmieniu – ale naprawdę nie chce mi się przepisywać recenzji Man In Black. Ale doprawdy trudno o bardziej niepotrzebny i bezsensowny zapach niż Man Black Cologne. W kontekście segmentacji i usytuowania w ofercie swego brandu, jest takim BMW X1 lub Mercedesem B klasą, wciśniętym na siłę do oferty, aby tylko było i wypełniło jakąś tam urojoną niszę. MBC nie wnosi sobą absolutnie nic, poza chaosem i rozdrobnieniem, w dotąd całkiem przejrzystej i komplementarnej ofercie marki. Aha, jest jeszcze Bvlgari Man Black Orient, będące po prostu zręcznie przemyconym do oferty oudowcem. Łudziłem się że jakimś cudem Bvlgari przespało lub zignorowało modę na oud (szczęśliwie przemijającą już oudomanię), ale chyba ocknęli się niczym niedźwiedź ze snu zimowego – prezentując w 2016 roku własne, totalnie innowacyjne i przełomowe, połączenie oudu, z uwaga różą!.😉bvlgari-man-black-cologn-edt

rok powstania: 2016

nos: (płakał, kopiując samego siebie) Alberto Morillas

projekcja: dobra

trwałość: dobra

Głowa: cytrusy, nuty zielone, rum,
Serce: tuberoza, kwiat pomarańczy,
Baza: drzewo sandałowe, ambra, piżmo, benzoes,


Tagged: Alberto Morillas, ambra, benzoes, blog o perfumach, Bvlgari, Bvlgari - Man Black Cologne, cytrusy, czekoladowo drzewno balsamiczny zapach na jesień, drzewo sandałowe, kwiat pomarańczy, najnowsze perfumy Bvlgari, nowy zapach od Bvlgari, nuty zielone, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy bardzo podobne do Bvlgari Man In Black, perfumy męskie, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum, rum, tuberoza

z cyklu szybki przelot przez – DSH…

$
0
0

Niniejszy szybki przelot, zamierzałem zamieścić już w niedzielę wieczorem – ale niestety przemokłem i przewiało mnie we Wrocku tak bardzo, że w efekcie dopadła mnie jakaś dżuma… Dziś wreszcie coś widzę, bo wczoraj oczka miałem napuchnięte jak bokser po 12 rundach – a nos jak Whitney Houston przed odwykiem kokainowym, więc średnio chciało mi się pisać… A jest o czym! Wypatrzyłem oczy do kości, ale w żadnej sieciówce nie znalazłem najnowszej Prady Homme. Szkoda, bo ze względu na nazwę i flakon, nie wygląda na kolejnego flankiera Luna Rossa, a coś zupełnie nowego. Ponadto za zapachem stoi Daniela Andrier, matka wszystkich Prad i nieziemskiej Bottegi Venety Pour Homme. Kolejną dobrą wiadomością miało się okazać wejście Abercrombie & Fitch do Douglasów, więc już zacierałem łapki, ciesząc się że dzięki konkurencji – niebotycznie napompowane przez prywatny import i spekulantów ceny Fierce, wreszcie spadną do akceptowalnego poziomu… Niestety, bo w praktyce chodzi o tylko jeden i zupełnie inny zapach – więc poza przeziębieniem, ten szybki przelot przyniósł niemal same rozczarowania…

prada-homme
wielki nieobecny dzisiejszego przelotu, ale mam nadzieję że na najbliższą koniunkcję planet, już będzie osiągalny na półkach…

Ale zacznijmy od rzeczy przyjemnych, czyli w Hebe znalazłem perfumy Adrenaline, Signature i Urban marki, uwaga AXE!. Wyglądają jak mniejsza forma dezodorantu, ale po ściągnięciu zatyczki, pojawia się klasyczny perfumeryjny atomizer i tadaaaam! To wody toaletowe o pojemności 100 ml i patrząc na epatujące z kartoników połączenia składników (oud i wanilia, czy tabaka i ambra), naprawdę zachęcają do testów skórnych. Niestety nie miałem czasu ani warunków na bardziej poważne testy, więc na razie wstrzymam się od oceny i uwag odnośnie realnej trwałości, ale na pewno do trojaczków AXE powrócę…😉

nowe-perfumy-axe
to nie dezodorant, to najprawdziwsze perfumy!

Kolejnym miejscem które odwiedziliśmy z Michałem (pozdrawiam Teziaka) była Sephora i tu przede wszystkim zwrócił moją uwagę nowy Paco Rabanne 1 Million Prive, który dosłownie mną pozamiatał… Jest prześliczny! i śmiem twierdzić, że jest to najbardziej wysmakowana, dojrzała, spektakularna, szlachetna i najbardziej dopieszczona ze wszystkich odsłon złotej sztaby i już kupiłem próbkę, by jak najszybciej zapoznać się z tym pachnidłem. Cieszę się, że tym razem zmienili kolor flakonu, by nie powtórzyć wtopy z 1 Million Intense, którego rynek po prostu przeoczył, ze względu na niemal identyczny flakon co u klasyka. Zapach otwiera się niesamowicie apetycznym, intrygującym połączeniem nut, układających się na podobieństwo moszczu winnego/ rosyjskiego szampana, a w chwilę później przypomina owocową gumę balonową – acz w niesamowicie wyrafinowanej i urodziwej odsłonie, więc już nie mogę się doczekać właściwych testów!.

paco-rabanne-1-million-prive
przepiękny kolor i zapach, a więc Prive to niekwestionowana gwiazda tego szybkiego przelotu…

Tu również widziałem Eau de Nuit Oud czyli nowy, zapewne totalnie innowacyjny i przełomowy OUDOWY Armani! Nie wiem jak rynek przyjmie to pachnidło, ale ja mam ochotę wyskoczyć przez okno, albo zapaść na jakąś egzotyczną chorobę weneryczną – na samą myśl o testowaniu kolejnego oudowca… No ile można? cóż nowego pokażą? oud i róża? oud i miód? oud i przyprawy? oud i ambra? Ale jeszcze gorsze zdaje się być nowe Loewe Solo Cedro, które jest okropnie nudne i na dodatek w swej fazie dojrzałej, pachnie całkiem podobnie do Davidoffa Echo (nie wiem czy uznać to za zaletę, czy wadę), ale w ostatecznym rozrachunku, chyba wolałbym natrzeć się jakimś smarem na komary… Wiem! Bros na komary i kleszcze ma ciekawszą kompozycję zapachową i zdaje się trwalszą….

armani-eau-de-nuit-oud
nowy przełomowy i rewolucyjny oudowiec na rynku…

Ostatnim miejscem które w niedzielę zwiedziliśmy, był Douglas – a tu w oczy rzucił mi się oryginalny (no dobra oczojebny i kiczowaty, ale spróbujcie go przeoczyć) flakon nowych perfum Azzaro Wanted. Flakon w formie magazynka na kule od rewolweru, sugeruje że zapach będzie dziki (jak dziki zachód), narowisty, nieokiełznany, być może ostry i nieokrzesany, a już na pewno nie dla grzecznych chłopców… Powiem tak, najciekawszą i jedyną rzeczą wywołującą jakiekolwiek emocje jest flakon tych perfum, a później jest już tylko gorzej. Wanted okazał się totalnie bezpłciowym i zatrważająco nijakim owocowym koszmarkiem i wolałbym już napisać recenzję włókniny ogrodniczej (przeciw chwastom) i elaborat dla Tygodnika Działkowca, o szkodliwym wpływie przekwaszonego torfu na sadzonki kalarepy, niż te perfumy… Zapewniam, że nawet artykuł o prawidłowym doborze i asortymencie dostępnych na rynku doniczek, jest dużo ciekawszą alternatywą niż tekst o Wanted

loewe-solo-cedro
flakon i kolor drewna jest przepiękny, więc szkoda że zawartość z nim nie konweniuje…

Tu również próbowano podsunąć mi bloter z najnowszym JPG Ultra Male Intense, ale wykonałem unik i uciekłem w popłochu – wszak by dogłębnie poznać liczną i rozległą ofertę flankierów Le Male, wystarczy powąchać jednego i styknie🙂 Trzeba przyznać, że JPG wie jak odcinać kupony od własnego sukcesu i  jak zarobić na modzie i trendach. Obecnie producenci bombardują nas najmodniejszymi w tym i poprzednim sezonie rodzajem perfum – a mianowicie kompozycjami stylizowanymi na Extreme/Intense (analogicznie do trendu przerabiania klasyki na EdP i Parfum), a u JPG zrobili to tak sprytnie, że aż im to wybaczę…😉 Po pierwsze nie użyli słówka Intense/Extreme/Parfum, tylko Ultra, czym skutecznie odcięli się od zarzutu ślepego podążania za modą i trendami. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy miła pani konsultantka zaatakowała mnie bloterem z Ultra Male Intense… Wszak to Ultra Male jest gęściejszą, nieznacznie zmodyfikowaną i bardziej zintensyfikowaną wersją klasyka, więc po cholerę jego wersja Intense?. Zrobiłem mały reserch i coś mi się wydaje, że to chyba nadinterpretacja i samozwańcze oznaczenie, bo najstarsze encyklopedie perfum i internety milczą na temat premiery takowych perfum – więc sugeruję by Doglas, poprawił sobie błąd na stronie…🙂

azzaro-wanted
mimo wszystko najciekawszym elementem nowego Wanted, jest jego kiczowaty flakon…

I wreszcie gwóźdź programu, Abercrombie & Fitch!. Ucieszyłem się jak dziecko, gdy jeden z czytelników napisał mi w mailu (pozdrawiam serdecznie), że do rodzimych Douglasów wejdzie A&F, min. ze swoim nieziemskim Fierce!. Oczywiście wcześniej też był dostępny, ale nie widzę powodu dlaczego mam płacić około 500zł za 100 ml perfum, kosztujących oficjalnie w Stanach nieco ponad 350 zł – więc super!. Wreszcie skończy się krojenie klientów przez spekulantów, trudniących się prywatnym importem z nieznanego źródła i spadnie ryzyko kupienia podróbki. Ale niestety mojego ukochanego Fierce nie zastałem, bo owszem A&F wszedł do polskich Douglasów, ale nie z Fierce. To co stoi na półce, to jakiś wynalazek o nazwie First Instinct (notabene też reklamowane przez przytyranego faceta, którego jakaś laska mizia po klacie) ale w moim odczuciu ten zapach jest hmmmm… mocno nieciekawy i nie dorasta Fierce nawet do pięt…

abercrombie-fitch-first-instinct
niestety nie jest to Fierce i nie pachnie tak dobrze jak Fierce…


Tagged: blog o perfumach, jesienne nowości perfumeryjne, nowe perfumy Abercrombie & Fitch, nowe perfumy Armani Eau de Nuit Oud, nowe perfumy AXE, nowe perfumy Azzaro Wanted, nowe perfumy JPG Ultra Male Intense, nowe perfumy Loewe Cedre, nowe perfumy Paco Rabanne 1 Million Prive, nowe perfumy Prada Homme, nowości Douglas Sephora Hebe, perfumeryjne nowości, szybki przelot przez, Wrocław

Xoxoba Parfumerie – Pour Homme EdP, czyli umarł król, eee niech żyje król!…

$
0
0

I co ja bym zrobił bez moich kochanych czytelników? Informujecie o nowościach, wysyłacie próbki, uprzejmie donosicie, że coś ciekawego właśnie miało lub za niedługo będzie mieć premierę – i w ogóle jesteście mymi oczami, uszami i nosem w terenie🙂 Po stokroć Wam za to dziękuję, bo gdyby nie Wy, to z braku czasu, wielu ciekawych zapachów i nowości po prostu bym nie poznał – a już na pewno nie „egzotycznego” bohatera dzisiejszego wpisu. Wedle informacji dołączonej do próbki od Pawła (pozdrawiam serdecznie), XPH ma być alternatywą dla nieprodukowanego już Gucci Pour Homme. Do niedawna taki news z marszu wywoływał u mnie ekscytację i przyspieszone bicie serca, wszak wielu perfumoholików uganiało się po świecie za zapachem, który stałby się następcą, dla nieodżałowanego Gucia. W tzw. międzyczasie, poznałem sporo takich zapachów „zamienników„, ale każdy był jedynie powierzchowną namiastką – aż do dnia premiery Bentleya Absolute. Bentley będąc dosłownie „cudownie zmartwychwstałym Gustawem Pierwszym„, na zawsze uciął temat pielgrzymek i krucjat w poszukiwaniu Gustawowego Św. Graala

gucci-pour-homme„gimby nie znajo” czyli tak moje dziatki, prezentował się w moim odczuciu jeden z najlepszych męskich zapachów w historii perfumiarstwa, nieodżałowany, świętej pamięci klasyk – Gucci Pour Homme, autorstwa genialnego Michela Almairaca

Xoxoba Pour Homme w jakimś stopniu rzeczywiście przypomina Gucci Pour Homme (nawet kolor cieczy i nazwa poniekąd nawiązuje do Gustawa I-go) ale podobnie pachnie też jak… no właśnie, hmmm ten tego…. Ale zacznijmy od początku, bym przypadkiem nie machnął trzy zdaniowej recki🙂 Jedno jest pewne, dziś jeśli szukasz następcy GPH, to po prostu kupujesz Bentleya Absolute, ponieważ Xoxoba przypomina Gucia w podobnym stopniu, co Azzaro Visit, Balmain Carbone, Juicy Couture Dirty English, Iceberg Oud, Dsquared2 Potion, czy Próchnikowy Grom, czyli bez szału… Co więcej, zapach po części nawiązuje również do niszowego Roja Fetish Pour Homme, po którym zdaje się odziedziczył nawet zbliżony kolor i flakon, choć na szczęście nie jego niszową cenę…😉

xoxoba-parfumerie-pour-homme-edp
a oto bohater dzisiejszego wpisu, Xoxoba Parfumerie Pour Homme w pełnej krasie

roja-fetish-pour-hommeoraz przypominający powyższego formą flakonu, kolorem i pośrednio krojem kompozycji, Roja Fetish Pour Homme

Kurcze, Xoxoba przypomina po kawałeczku (bardziej chodzi o pojedyncze detale i niuanse niż ciągłość kompozycji) każde jedne z wymienionych wcześniej perfum, ale do jednych zdaje się być uderzająco podobny. Jakbym nie próbował z siebie tego wypierać i szukał w odmętach pamięci lepszego wzorca – to jest Próchnik Grom i koniec… Abstrahując od koloru i polskich korzeni obu marek, oba pachną mi po prostu identycznie… I nawiązując do meritum, oba z Gucci Pour Homme (a konkretnie jego korzennością i bogactwem bukietu) mają niewiele wspólnego i w odniesieniu do pomazańca Bentleya – dziś już absolutnie nie nazwałbym ani Groma, ani Xoxoba zamiennikiem/ alternatywą dla wspomnianego Gucci Pour Homme. W tym temacie umarł król, niech żyje król – ale chodzi mi o Absolutnego Bentley’a!.

bentley-absolute
jak dotąd najbardziej wierny, bo wywodzący się w prostej linii z organów Michela Almairaca zastępnik dla ŚP Gucci PH, czyli Bentley Absolute, za którego wskrzeszenie, jestem marce dozgonnie wdzięczy…

balmain-carbone
tu nie chodzi tylko o flakon i kolor, bo Balmain Carbone, też ma w sobie coś z Gustawa I-go

Ale wróćmy do naszego Xoxoba PH i Próchnik Groma. Oba są suche, nieco szorstkie i drzewno pyliste. Chwilami pachną jak świeżo zatemperowany ołówek lub sucha, właśnie oheblowana sandałowo cedrowa deska, którą ktoś oprószył przyprawami, piżmem i irysem – przez którego zapach momentami wydaje się lekko szminkowy, jak Dior Homme. Ale co tu dużo mówić, oba pachną fantastycznie, niebanalnie, elegancko, dość dyskretnie i przy tym bardzo męsko. Nie ma co się rozpisywać, w kwestii zapachu, odsyłam Was po prostu do recenzji Próchnika. Dodam tylko że parametry XPH ma naprawdę dobre, nie wiem tylko czy nasz stosunkowo wąski i niezbyt przychylny dla krajowych wyrobów rynek* – zdzierży i uniesie na swych wątłych barkach, aż dwa pachnące identycznie pachnidła… No i jak to uderzające i zapewne przypadkowe podobieństwo, wytłumaczą sami producenci…🙂

*no przecież Próchnik, Vistula czy Bytom to nie marka, pożądaną marką jest dla większości naszych kosmopolitycznych rodaków – równie mainstreamowy co masowy Armani, CK, czy ubierający swego czasu nazistów, Hugo BoSS… No ale zawsze to lepiej włożyć Armaniego na dupę, niż jakieś g… z drogerii, prawda? (pozdrawiam panów z Abstrachuje😉 )

prochnik-groma oto brat bliźniak (eeee oczywiście „ubzdurałem sobie” i podobieństwo jest czysto przypadkowe), Xoxoba Pour Homme, czyli Próchnik Grom

p.s. A skoro już jesteśmy przy temacie zamienników, to hmmmm nie chcę by zabrzmiało to jak reklama, ale jeśli jakimś cudem spodobał Wam się Xoxoba Pour Homme – to uprzejmie donoszę, że wspomniany i pachnący identycznie Próchnik Grom, jest od jakiegoś czasu w promocji i możecie go wyrwać, za dokładnie 50% ceny tego pierwszego…😉

gucci-pour-homme-edt

Zdjęcia użyte do ilustracji wpisu, pochodzą ze stron sklep.próchnik.pl, portkosmetyki.pl i fragrantica.pl

rok powstania: 2015?

nos: anonimowy powielacz sekretnej formuły

projekcja: dobra

trwałość: bardzo dobra

Głowa: dzięgiel, imbir, papirus, lawenda,bazylia, petitgrain, bergamotka, cytryna,
Serce: goździk (roślina), paczula, różowy pieprz, drzewo sandałowe, korzeń irysa, jaśmin, cedr, geranium,
Baza: labdanum, skóra, fasolka tonka, ambra, piżmo, mech dębowy, wanilia, kadzidło, szałwia, wetyweria,


Tagged: ambra, ASlberto Morillas, Azzaro Visit, Balmain Carbone, bazylia, Bentley Absolute, bergamotka, blog o perfumach, cedr, cytryna, drzewo sandałowe, Dsquared2 Potion, dzięgiel, fasolka tonka, geranium, goździk (roślina), Gucci pour Homme, Iceberg Oud, imbir, jaśmin, Juicy Couture Dirty English, kadzidło, korzeń irysa, labdanum, lawenda, mech dębowy, o perfumach, opis perfum, paczula, papirus, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, petitgrain, piżmo, Próchnik Grom, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, Roja Fetish Pour Homme, skóra, szałwia, szminkowy Dior Homme, wanilia, wetyweria, zaapch łudząco podobny do Próchnik Grom, zapach podobny do Gucci Pour Homme

z cyklu Szybki przelot przez dawną Łódź…

$
0
0

Dzisiejszy szybki przelot będzie nieco nostalgiczny, melancholijny i rzewny… Tej soboty bawiłem w Łodzi i wreszcie zdobyłem dowód, że poza Piotrkowską, mają tam więcej ulic.😉 Chociaż Miasto Murali przywitało mnie pochmurnym i miejscami płaczącym niebem, ucieszyłem się że znów jestem w tym jakże klimatycznym miejscu. Nie powiem, przyjemnie będzie znów wypić espresso doppio i zjeść najlepsze na świecie aglio olio con peperencano w Szklarni de Lavende, na Piotrkowskim Off’ie oraz genialne pad thei z orzechami i kurczakiem, w tajskiej restauracji Hot Spoon, usytuowanej na terenie Łódzkiej Manufaktury.

img_20161001_131431
stare Bałuty a na nich kościół Mariacki w Łodzi…

img_20161001_131650
zupełnie jakby czas stanął w miejscu

img_20161001_131727
trochę zaniedbane i zapomniane, ale Bałuty mają swój urok i magię

Ale niekwestionowanym gwoździem programu była podróż historyczno sentymentalna, po przepięknie odrestaurowanym pałacu i ogrodzie Karola Scheiblera (Herbsta) oraz dawnej, zaniedbanej i zapomnianej – choć wciąż pięknej, historycznej Łodzi Fabrycznej. Łodzi usytuowanej z dala od głównych szlaków turystycznych i mających złą sławę, czyli Starych Bałutach, Widzewie (Tymienieckiego, Targowa i Fabryczna) i niehandlowej części ul. Piotrkowskiej, przy której niedawno otworzyli drugiego Off’a.

img_20161001_132602
gdyby ktoś pytał, Łódzki rynek z nader ciekawą i kolorową instalacją…

img_20161001_133432
Łódź muralami stoi i niech ktoś mi powie że tan zaułek nie jest piękny i klimatyczny?

img_20161001_133843
Łódzki ratusz na placu Wolność i zderzenie z nowoczesną architekturą…

Moim życzeniem było zobaczyć Łódź autentyczną, nieco zapomnianą, popadającą w ruinę i niestety, niknącą w oczach – bo wyburzaną lub poddawaną mniej lub bardziej udanej rewitalizacji, z przeznaczeniem pod handel, biura i lofty. Cieszę się, że jeszcze udało mi się zobaczyć zachowane skrawki dawnej Łodzi i na pewno jeszcze tu wrócę, po więcej… To doprawdy niesamowite miejsce, pełne kontrastów i sprzeczności, wynikającej zarówno z bogatej, jak i burzliwej historii tego miasta. Historii i potęgi ośrodka, który na przełomie wieków współtworzyli dziś już zwykle anonimowi ludzie – fabrykanci i prości robotnicy, wywodzący się z różnych kultur, klas i narodowości.

img_20161001_134753
a kto powiedział że mural, nie może być formą przestrzenną?

img_20161001_134946
Łódź nie ucierpiała zbyt mocno podczas wojny, więc takie perły architektury zachowały się dość licznie…

img_20161001_135723
przepiękna, acz kompletnie zrujnowana kamienica przy ul. Narutowicza, usytuowana przy samej „kancelarii rzeszy”, czyli złowieszczo wyglądającego budynku TVP Łódź…🙂

Ale chyba najdziwniejszy jest ten kontrast pomiędzy starą Łodzią, a tą nową i błyszczącą blichtrem oraz szokujące zmiany – gdy nagle człowiek się dowiaduje, że Piotrkowska nie jest już deptakiem i że za łażenie jej środkiem, grozi mi teraz mandat!… da faq?! Ja rozumiem, że liczne galerie handlowe, w tym Manufaktura wykończyły handel na najbardziej reprezentacyjnej części Piotrkowskiej – ale moim zdaniem, degradowanie niekwestionowanego symbolu miasta i na powrót wpuszczenie tu samochodów, jest postrzałem w stopę. Równie dobrze pani prezydent mogłaby kazać zamalować murale i zlikwidować resztę ulic, o unikalnej nawierzchni z cegły klinkierowej… Dlatego dzisiejszy szybki przelot, oprócz flakonów z raczej rozczarowującymi wonnościami, postanowiłem zilustrować zdjęciami Łodzi

img_20161001_140708
czyżby modernizm, art-deco i secesja na jednej parceli?

img_20161001_140826
na Piotrkowskiej znów są światła i mogą nią jeździć samochody…

img_20161001_145706
Off Piotrkowska, jedno z najbardziej klimatycznych i kreatywnych miejsc w Łodzi

Ale ja nie o tym, wszak Łódź miasto duże i stojące licznymi perfumeriami miasto, a cykl traktuje o pachnących nowościach. Niestety tym razem nie miałem szczęścia i pomimo iż tej jesieni nowości obrodziły niczym grzyby po deszczu – nie znaleźliśmy wraz z moim towarzyszem i przewodnikiem*, absolutnie nic ciekawego. Oczywiście powyższa uwaga dotyczy raczej mainstreamu, bo już w szeroko pojętej niszy i massmarkecie, powiodło nam się dużo lepiej, ale o tym za chwilę. Wpierw wciągnąłem kanapkę w moim ukochanym Subway’u i ruszyliśmy na rajd po Łodzi, tutejszych zabytkach i perfumeriach. Do zabytków jeszcze wrócimy, ale przemierzając półki tutejszych, świetnie zaopatrzonych sieciówek – poza Lutensem i Tomkiem Fordem, znalazłem również Atelier Cologne (choć niestety tester Orange Sanguine okazał się zepsują „przyprawą Maggi) i The Different Company!.

*pozdrawiam rodowitego Łodziaka i dziękuję Ci Pawle, za tę fascynującą lekcję historii i miło spędzony czas!😉

img_20161001_145738
w Łodzi zachowały się ulice, których nawierzchnię wyłożono klinkierową cegłą…

img_20161001_145830
może i zaniedbana i przygnębiająca, ale dla mnie jest piękna…

img_20161001_150244
kontrowersyjny nawet dla samych Łodzian przystanek tramwajowy, choć dla mnie osobiście bomba…

I znów najmilszym akcentem dnia, okazał się niepozorny zapach, od zupełnie nieznanej mi marki, za niespełna 60 zł. w Hebe usytuowanym w okolicach komórki Gestapo, na terenie dawnego Łódzkiego Getta (Stare Bałuty) Paweł pokazał mi GS-1, czyli GEORG STIELS Gentlemen Selection, którego niebanalny i diabelnie dobrze skrojony bukiet zaintrygował mnie tak bardzo, że byłem gotów kupić flaszkę po jedynie pobieżnych testach bloterowych… Na szczęście wiem jak bardzo potrafi się różnić zapach kontemplowany z papierka i własnej skóry, więc powstrzymałem się od zakupu w ciemno – ale dobra wiadomość jest taka, że dostałem od Pawła próbki wszystkich trzech wód toaletowych AXE, więc recenzja już niebawem…🙂

gs1_falcon
GEORG STIELS Gentlemen Selection

img_20161001_151220
murale powstają tu dosłownie wszędzie…

img_20161001_151919
słynne beczki Grohmana, czyli brama wjazdowa do jego dawnej fabryki przy ul. Targowej

W L’occitane urzekł mnie min zapach Bigarade (gorzka pomarańcza) i jeszcze jeden, którego nazwy nie zapamiętałem, ale których wysmakowany sznyt i prezencja wręcz nie pasują do wizerunku marki – choć cenowo już jak najbardziej korespondują z Hermesem, do którego stylistycznie nawiązują. Naprawdę bardzo wysoki poziom i kunszt bardziej pasują raczej do portfolio Jean Claudea Elleny, niż marki kojarzonej z zapachowymi „świeczuszkami” i kosmetykami do pielęgnacji ciała. Co więcej miła pani była tak uprzejma, by pokazać nam jeszcze nieeksponowane i bardzo intrygujące nowości, które trafią do sprzedaży dopiero w listopadzie. Będą drogie, ale obiektywnie oceniając ich walory zapachowe – stwierdziliśmy, że wirtuozeria ich kompozycji, w pełni na tę cenę zasługuje…

o-34032
L’occitane Bigarade

img_20161001_152200
zderzenie starych murów fabrycznych, z nowoczesną i szybką do postawienia konstrukcją z blachy – ciekawe, które przetrwa następne 100 lat…

img_20161001_152522
ulica Fabryczna, niedaleko parku który kazał wybudować dla swoich pracowników Karol Scheibler

Wizyta W Douglasie nie zaczęła się przyjemnie, bo gdy tylko wyjąłem komórkę by cyknąć fotki na których utrwalam nazwy tego co wąchałem (wierzcie mi, przy takim maratonie to podstawa) usłyszałem za plecami pracownika ochrony, który uprzejmie acz kategorycznie zabronił mi robienia w sklepie zdjęć flakonów… Zdziwiłem się, bo o ile mi wiadomo nikt nie ma prawa i podstaw, zabronić komuś robić zdjęć towaru w sklepie, a zwłaszcza na czyjś prywatny konsumencki użytek. Ale pan ochroniarz twardo obstawiał przy swoim, stwierdzając (i to mnie już naprawdę rozjuszyło), że wchodząc do sklepu Douglasa, automatycznie wyrażam zgodę i akceptuję ich regulamin…

cartier-l-envol-eau-de-parfum-edp-80-0-ml-von-cartier-groesse-80-0-ml-184732577
Cartier L`Envol

img_20161001_152817
osiedla robotnicze przy fabryce Scheiblera są wciąż zamieszkałe

img_20161001_153019
domy które kazał stawiać Scheibler były dużo lepiej zbudowane i bardziej komfortowe niż te przy fabryce Poznańskiego

Poprosiłem zatem o okazanie podstawy prawnej, na podstawie której wciska mi banialuki i samemu wyszukawszy w smartfonie stronę z wyrokiem sądowym w podobnej sprawie, oczekiwałem na jego powrót z regulaminem. Wrócił z regulaminem i kierowniczką, której wyłuszczyłem dlaczego nie mają racji i zasugerowałem komu i gdzie mogą w ich centrali ten regulamin wsadzić… Pani kierowniczka nie oponowała, podobnie nadgorliwy pracownik ochrony – który o dziwo przyjął ze zrozumieniem moje stanowisko i więcej mnie nie niepokojono. Pamiętajcie, nikt nie ma prawa ograniczać waszej swobody konsumenckiej, próbując zabronić lub zakazać robienia Wam w sklepie zdjęć, interesujących Was towarów. Oczywiście powyższe nie dotyczy wizerunku samych pracowników, co bez ich zgody i wiedzy rzeczywiście jest zabronione.

1098
Cartier Pasha Sport

img_20161001_153218
ul. Przędzalniana, zachował się nawet szlaban przy wycinku torów, po nieistniejącej już linii kolejowej

img_20161001_153423
100 lat na karku, a postoi dłużej niż współczesne budownictwo

No i na koniec wizyty w Douglas Manufaktura, miły akcent humorystyczny – choć pani konsultantce, ewidentnie nie było do śmiechu, zwłaszcza gdy uświadomiła sobie jak bardzo się wygłupiła… Stoimy z kolegą przy regale z Lutensem i rozmawiamy o „szpilkach„, czyli Lutensowym Fille en Aiguilles. Nagle obok wyrasta sympatyczna i paląca się do roboty konsultantka i pyta w czym pomóc. Niestety tester „szpilek” był wysuszony na wiór, więc kolega zapytał: „czy macie coś podobnego do szpilek?” – rzecz jasna mając na myśli potoczną nazwę trzymanego w rękach Lutka. Pani odparła rezolutnie, że tak i poprowadziła nas do regału – z którego zdjęła flakon Good Girl Caroliny Herrery, stylizowany na damski but, szpilkę…🙂 Wiecie ile nas kosztowało, by zachowując śmiertelną powagę, podziękować taktownie za pomoc i pośpiesznie wyjść?

s1849199-main-lhero
Versace Dylan Blue

img_20161001_153455
a na ulicy nawierzchnia z kocich łbów

img_20161001_153841
przykład całkiem udanej rewitalizacji fabryki i jej przerobienie na lofty

Nowy miodowo gwajakowy Cartier L`Envol, choć brzmi i wygląda arcy intrygująco, okazał się sromotnym rozczarowaniem… I to w dwójnasób, albowiem nie jest ani miodowy, ani gwajakowy, jest po prostu nudny… Tak nudny i nieprzekonywający (a zwłaszcza jego pseudo miodowy akord otwarcia, pachnący jak woda osłodzona sztucznym miodem), że aż nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę Cartier i zrezygnowany, a wręcz przybity odstawiłem tester i poczłapałem w stronę wystawki Toma Forda, by polepszyć sobie samopoczucie jego najnowszą śliwowicą. I to coś Wam powiem, Japończycy robią jedno z najlepszych na świecie win śliwkowych i wcale bym się nie obraził gdyby Fordowy Plum Japonais, nie był właśnie dlań hołdem i nawiązaniem. Pachnie prześlicznie i z dziką rozkoszą go opiszę, jeśli tylko próbka dopisze…

nd-32523
Mercedes Benz Man

img_20161001_153908

niepozorny z zewnątrz, ale od środka zapierający dech pałac Scheiblera

img_20161001_155157

gabinet „ludzkiego” fabrykanta

Kolejna klęska to Cartier Pasha Sport, którego już sama nazwa brzmi kuriozalnie, podobnie segmentacja. Wersja klasyczna tych perfum jest tak bardzo swoista i osadzona w tak specyficznej (siedzący w kuckach i z turbanem na głowie, ortodoksyjnie orientalny turecki Pasza) konwencji, że przerabianie jej na wersję Sport, przypomina odzianie papieża Franciszka w odświętne liturgiczne, trój pasiaste dresy od Adidasa – bo ktoś nagle postanowił odświeżyć Frankowi wizerunek i pchnąć go w bardziej sportowo młodzieżowe klimaty… No kuźwa, pier…nijcie się czasem w te zakute marketingowe łby!… Pardon uniosłem się, ale widząc tak debilne pomysły, po prostu nie sposób się dziwić, że poziom topowym brandów leci na pysk, gdy zatrudniają do PR idiotów… Zwłaszcza że efekt ich pracy pachnie równie źle, co brzmi i wygląda – a mowa o Cartierze, czyli marce którą niemalże wielbię!…

tom_ford-private_blend_fragrances-plum_japonais
Tom Ford Plum Japonais

img_20161001_155306
salon

img_20161001_155706
walizki i przybory toaletowe z epoki

Nawinął mi się również  najnowszy Mercedes Benz Man, pachnący trochę jak Krzysio Kolumb 1492 i nowy Versace Dylan Blue zabawnie mi zaanonsowany przez Wichera, jako Versace Dywan Bleerk😉 I szczerze? Cała czwórka, psiknięta w tym samym czasie na różne części ciała, po kilku godzinach pachniała niemal tak samo, co jedynie pogłębiło uczucie beznadziejności, związane z ich zgłębianiem… Ja wiem, że tego dnia byłem skupiony na innych rzeczach, że nie było warunków, że kakofonia zapachowa jakiej tego dnia doświadczyłem, zrujnowała mą percepcję zapachową – ale jeśli po dwóch godzinach od aplikacji, rozpoznawałem je tylko po tym, że pamiętałem gdzie co było aplikowane, to bardzo źle im to wróży. Dlatego do czasu przeprowadzanie testów w bardziej sprzyjających warunkach, wstrzymam się od dalszych komentarzy…

img_20161001_171242
wciąż czynny i funkcjonalny budynek straży pożarnej przy loftach na Tymienieckiego

img_20161001_171447
przykład mniej udanej rewitalizacji, a konkretnie koncept jak najbardziej nowożytny…

img_20161001_171605
to wciąż czeka na swojego inwestora…

img_20161001_171725
to aż się prosi o drugie życie…

Więcej grzechów nie pamiętam i choć przyznaję że tego dnia ewidentnie nie myślałem o perfumach, mam nadzieję że choć trochę Was zaintrygowałem lub zachęciłem do spojrzenia na miasto Łódź z nieco innej perspektywy. Tu jest masa miejsc wartych obejrzenia i odkrycia od nowa (również odnowione beczki Grohmana), gdyż Łódź choć wyludniająca się i permanentnie niedoinwestowana – nieustannie się zmienia (choćby przystanek tramwajowy jednorożców, który osobiście uważam za genialny koncept), czy tutejszy ogród botaniczny, który z przyjemnością odwiedzę kolejną wiosną…

img_20161001_173912
przepiękne kamienice na Piotrkowskiej dolnej, tzw niehandlowej

img_20161001_174208
kolejna urokliwa i porośnięta bluszczem kamieniczka

img_20161001_185021
przystanek jednorożców nocą

img_20161001_190637

żegnaj Manufakturo, czyli dawna fabryko Poznańskiego…

Ralph Lauren – Polo Red Intense EdP, czyli kucyk…

$
0
0

W czasach gdy niegdysiejsze ikony perfumiarstwa pokroju Guerlain (rodzina Ideal), czy Cartier (L’Envol, Pasha Sport) oraz szanowane brandy w rodzaju Bvlgari (Man Cologne), Chanel (rodzina Bleu), czy Burberry (Mr. Burberry), wypuszczają koniunkturalne gnioty i markową słabiznę – pojawienie się u Ralpha Laurena modnego słodziaka osadzonego w konwencji Intense, było jedynie kwestią czasu… A więc piekło nie zamarzło, a jedynie utknęło w korkach/ zacięło się w windzie i oto w ubiegłym roku, Ralph zaprezentował tłuściutkiego kucyka, Polo Red Intense!… Powiem tak, może nie jest to olfaktoryczne objawienie roku, ale w konfrontacji z powyższymi – jest to całkiem przyjemny zapach o bezpiecznej treści, ale niestety i o bardzo przeciętnych, wręcz rozczarowujących parametrach. Niestety pomimo iż RPI to Intense i EdP – pod względem trwałości, trudno oczekiwać by klacz Laurena prześcignęła konkurencję o kilka długości…

prrrrrrrrrrrrrr!

ralph-lauren-polo-red-intense-edp

Z drugiej strony (i w teorii) jest to EdP, więc stosunkowo umiarkowana i stonowana wylewność bukietu, nie powinna nikogo dziwić – wszak ze względu na nieubłagane prawa fizyki i chemii, EdP i Parfum nigdy przesadnie wylewne nie są. – Tyle że RPI w ogóle nie pachnie jak EdP pachnieć powinno (ani formą, ani treścią), czyli balsamicznie, głęboko i dojrzale. Jak na EdP, tym perfumom brakuje tej otulającej głębi i obłej, ciepłej miękkości, którą epatują choćby perfumowane Diory, więc pod tym względem zapach rozczarowuje najbardziej. Finisz RPI jest wprawdzie ździebko słodki i balsamiczny, ale nie w stopniu który usatysfakcjonuje miłośników choćby wspomnianych, a ścielących się iście epickimi obłościami, Diorów Homme i Fahrenheit Parfum. Ale jeśli zapomnieć o tym nieco na wyrost przydanym do nazwy EdP (na zasadzie ignorowania czegoś, czego w zasadzie nie ma), to są całkiem zgrabne i poprawne perfumy na dzień. Co prawda nowy Loewe 7 Anonimo to to nie jest, ale zawsze mogli popełnić drugiego Mr. Burberry🙂

ralph-lauren-polo-red-intense-edp-reklama

iiiiiiiiichaaaaaa!

Ja absolutnie nie twierdzę, że to są złe perfumy, a wręcz przeciwnie. Zapach jest od swych pierwszych taktów bardzo przyjemy, skrojono go nader zgrabnie i nie wątpię, że będzie miał branie. Wprawdzie nie jest to Intense pełną gębą, ani nawet siekiera pokroju dawnego Joop! Homme, czy YSL Opium, ale swoją nośność i masę posiada – co poniekąd zaskakuje, ponieważ konkurencja zwykle jedynie udaje, że zmajstrowała coś intensywnego. Wprawdzie Intensywne Polo najmocniej i Najintensywniej pachnie w swych pierwszych akordach i w ogóle to co zostaje na skórze, pachnie przyjemnie, ale zdecydowanie za krótko… A więc punkt dla Ralpha i jego anonimowego dżokeja, tfu perfumiarza. Swoją drogą, gdzie te czasy gdy producent chwalił się nazwiskiem nosa, który stał za krojem kompozycji danych perfum?. Dziś albo się tego wstydzą, albo podchodzą do tematu zgodnie z filozofią rynku IT, czyli im mniej klient wie o działaniu i bebechach produktu, tym lepiej… Zresztą często nie bardzo jest się czym chwalić i perfumiarze wręcz błagają o utajnienie informacji, że stoją za daną chałturą, więc sami rozumiecie…🙂

ralph-lauren-polo-red-intense-edp-box

wiśta, wio!

Polo Red Intense nie jest też szczytem awangardy, kreatywności i wizjonerstwa w kreacji, ale przynajmniej zapach nie będzie szokiem dla miłośników brzmienia i stylu Laurena – a do którego sylwetka PRI całkiem mocno nawiązuje. Stylistycznie jest więc Polo Red Intense uzupełnieniem i rozwinięciem dotychczasowej oferty Polo, w dodatku bardzo ładnym i łatwym w odbiorze. Zasadniczo pachnie to równie klasycznie co połączenie dotychczasowego stylu Ralpha Laurena, z Hugo Bossem i dopełnienie tego „uniwersalnego brzmienia” paroma masywniejszymi detalami (imbir, szałwia, lawenda, benzoes, tonka i nesca) i gotowe. Zapach jako całość broni się równie skutecznie jak żołnierze na Westerplatte, ale rozbierany na czynniki pierwsze, rozczarowuje. Niestety daje tu o sobie znać niezbyt górnolotny rodowód ingrediencji, których użyto to zmajstrowania formuły – więc dla lepszego odbioru kompozycji, proponuję nie wwąchiwać się i brać go na klatę jako całość.

ralph-lauren-polo-red-intense-edp-ingrediencje

patataj, patataj, patataj…

O ile szałwię czuć tu całkiem nieźle, to już żurawiny, szafranu oraz kawy, ze świecą tu szukać. Serio, pomimo użycia miejscami nieco cięższych detali, nie odróżnicie PRI od przeciętnego Bossa, Trussardi, Davidoffa, czy innego komercyjnego Armaniego. No ale jak to mawiają, diabeł tkwi w szczegółach, a te sprawiają iż zapach robi pozytywne, ale niezbyt solidne wrażenie. Wprawdzie nie znalazłem w nim choćby jednej cząsteczki ambry i skóry, ale bardzo przyjemnie się go nosi i to nie tylko wieczorem. Powtórzę raz jeszcze: nie próbować rozbierać i wnikać z czego go zrobili, tylko nosić jako nierozbieralną całość i cieszyć się że ładnie i przekonywająco pachnie.😉 W ogólnym rozrachunku nowe Polo pachnie raptem dostatecznie i dostatecznie długo – ale odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach oferuje i tak dużo, oczywiście jak przystało na komercyjny i niezobowiązujący mainstream*

*za jakieś 10 lat będziemy się cieszyć jeśli w ogóle będzie wydawać z siebie jaki zapach…😉ralph-lauren-polo-red-intense-edp

rok powstania: 2015

nos: anonimowy dżokej

projekcja: dobra

trwałość: dostateczna

Głowa: czerwony grejpfrut, żurawina, cytryna, szafran,
Serce: imbir, kawa, szałwia, lawenda,
Baza: ambra, czerwony cedr, skóra,


Tagged: ambra, blog o perfumach, cytryna, czerwony cedr, czerwony grejpfrut, imbir, kawa, lawenda, nowe perfumy Ralpha Laurena, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, Ralph Lauren - Polo Red Intense EdP, recenzja perfum, recenzje perfum, skóra, szafran, szałwia, żurawina

Dolce & Gabbana- Light Blue Swimming in Lipari, czyli idąc nierównym chodnikiem w Kaliszu…

$
0
0

Kreatywność niektórych producentów w walce o oryginalność i atencję, czasem aż bawi. Po drętwym niczym ścięte drzewo Light Blue Living in Stromboli oraz równie nijakim co beznadziejnym Light Blue Discover Vulcano, przyszła pora na kuriozalne (przynajmniej z nazwy) Light Blue Swimming in Lipari. Wprawdzie nie wiem jak pachnie najnowszy Light Blue Pour Homme Beauty of Capri, ale coś mi mówi, że kolejne będzie „Light Blue śmigam sobie w klapkach Kubota, po molo w Sopocie„, albo „Light Blue spaceruję po plaży w Juracie i jem kebaba„, czy coś równie fascynującego. A co potem? Light Blue Chodzę i oddycham?, Light Blue Jem zupę? (w wersji specjalnej z miską i autografem Pabla). Ja rozumiem, że Stefano i Domenico mają cel w opiewaniu i reklamowaniu swych rodzinnych stron i regionów turystycznych (tudzież sami chcą na nich zarobić), ale z racji na „reprezentowany poziom tych perfum„, śmiem twierdzić , że robią włoskiej turystyce niedźwiedzią przysługę…😉

dolce-gabbana-light-blue-swimming-in-lipari

No bo ileż można wąchać ten sam, oklepany i zjechany jak słuchana w kółko płyta na gramofonie Bambino, wątek ozonowo morski – niestrudzenie wałkowany przez wszystkich producentów świata, w pierdylionie podobnych kompozycji, o przełomowej i innowacyjnej stylistyce „ozonowo morskiej?„. I niestety Light Blue Swimming in Lipari, choć naprawdę niezły, dostaje przez te liczne nadużycia i nadpodaż, sromotnie w dupę… A szkoda, bo jak na dość błahą, łatwą i wtórną tematykę, Pływający w Lipari pachnie naprawdę nieźle i może spokojnie stanąć w szranki z innymi, podobnie acz równie dobrze i zgrabnie zaaranżowanymi świeżakami, osadzonymi w tematyce morskiej. A trochę tego jest, więc łatwo można się pogubić – ale śmiem twierdzić że akurat wersja Swimming in Lapari przebija urodą oryginalne męskie Light Blue, a już na pewno nie jest tak syntetyczny co oryginał*.

*męskie owszem, bo prześlicznej wersji damskiej, oba nie dorastają nawet do pięt…🙂

lipariwyspa Lipari, Sycylia, Włochy

A tym czasem, choć Light Blue Swimming in Lipari nie wnosi do tematu ozonowo morskich świeżaków na lato, kompletnie nic nowego, jest przy tym naprawdę przyjemny i nadzwyczaj poprawny stylistycznie – albowiem co czuć, użyto przy jego produkcji i aranżacji bukietu, naturalnych (a nie tylko syntetycznych) nut zapachowych. I bynajmniej nie ich chemiczny rodowód mam tu na myśli, a to że zamiast syntetycznych nut ozonowo morskich, sięgnięto po przynajmniej „organicznie” je emulujące, odpowiedniki. A te wybrzmiewają na tyle naturalnie i przekonywająco, że rzeczywiście można ulec wrażeniu, iż jest tu prawdziwy rozmaryn, sól, jałowiec i piżmo. Co ciekawe i najbardziej uderzające, cytrusów niemal w ogóle tu nie czuć…

A teraz z cyklu znajdź trzy różnice, pięć zapachów w zasadzie o niczym…🙂

dolce-1

dolce-2

dolce-3

dolce-4

dolce-5

Największą zaletą tych perfum jest bijąca od nich purystyczna i bardzo wytrawna świeżość, osnuta bardziej na ziołach i nadmorskiej roślinności, niż stricte akcentach morsko ozonowych. Zupełnie jak w przypadku Jaguara Fresh Verte, gdzie ciężar głównego wątku tematycznego, również spoczywa na barkach roślinySwimming jest umiarkowanie wytrawne, nieco szorstkie i bez wątpienia męskie, a chwilami tak męskie jak Acqua di Gio Armaniego, czy Bvlgari Aqua, ale mimo wszystko choć projekcję ma równie obfitą co powyższe – jest od nich wyraźnie lżejszy i mniej przytłacza. Wąchając SiL łatwo jest ulec przeświadczeniu o deja vu, zniechęcić się i zbagatelizować ten zapach – co przy nadpodaży tej tematyki nie powinno specjalnie dziwić, ale jeśli lubicie tego rodzaju kompozycje, to zdecydowanie warto dać tym perfumom szansę. Może nie grzeszą oryginalnością bukietu, a trywialnością nazewnictwa wywołują pełen politowania uśmieszek – ale to naprawdę dobrze skrojony morski świeżak, o zaskakująco dobrych parametrach jakościowych.

lipari-2ten zapach jest jak ta sceneria, ładny i sielankowy, ale i dość powszechny w basenie morza śródziemnego

Wprawdzie sporo mu brakuje do aparycji i osiągów Acqua di Gio Essenza, czy scenerii którą kreuje przed widzem Pro Fumum Roma Acqua di Sale, ale jak na komercyjny mainstream, spłodzony jedynie dla kasy i ruchu w ofercie, naprawdę daje radę. Zwłaszcza jeśli skupić się na jego dojrzałej, umiarkowanie pylisto, purystyczno, piżmowej fazie – nieznacznie tylko złagodzonej niezidentyfikowanymi i spłowiałymi od słońca i wody, akcentami drzewnymi. To bardzo prosty i nieskomplikowany zapach, wręcz banalny, bo niektóre płyny do płukania tkanin mają bardziej złożoną i wielowątkową kompozycję – ale czyż prostota, a w dodatku naprawdę wdzięcznie i przekonywająco zaserwowana, nie jest piękna? Diabeł tkwi w detalach, a te choć jest ich tu niewiele, są czyste, wyraziste i ładnie ze sobą zestrojone, więc naprawdę przyjemnie mi się te perfumy nosiło i chętnie wróciłbym do nich w trakcie upałów…dolce-gabbana-light-blue-swimming-in-lipari-edt

rok powstania: 2015

nos: anonimowy turysta

projekcja: bardzo dobra

trwałość: dobra

Głowa: grejpfrut, sól morska,
Serce: mandarynka, rozmaryn,
Baza: nuty drzewne, piżmo, ambra,


Tagged: ambra, blog o perfumach, Dolce & Gabbana- Light Blue Swimming in Lipari, grejpfrut, letni ozonowo morski świeżak, mandarynka, naprawdę przyzwoita kompozycja morska, nuty drzewne, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy z serii Light Blue, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum, rozmaryn, sól morska, Sycylia, Wyspa Lipari, włochy

Kenzo – Homme Eau de Parfum, czyli nie mały i nie byk…

$
0
0

Jak to pachnie? na pewno nie jak Kenzo i nie jak EdP, a zwykły przeciętny Hugo Boss, a konkretnie The Scent, przełamany czymś w rodzaju Azzaro Chrome oraz wyrażony z ekspresją kostki do WC… I w zasadzie na tym mógłbym zakończyć recenzję i tym samym wpis – ale wtedy nie mógłbym sobie poużywać🙂

kenzo-homme-eau-de-parfum

A więc uprzejmie donoszę że Kenzo dołączył do licznie reprezentowanej sztafety producentów, biegnących na oślep za modą i trendami. Nie istotne że kupy i d.py się ta koncepcja nie trzyma, ważne że zaprezentowali coś nowego i modnego.🙂 A przypominam, że w tym sezonie wciąż modne są edycje Intense, Extreme i Perfume znanych szlagierów i ich remake w nowej, teoretycznie zintensyfikowanej formie. Wszystko pięknie, gdyby ten trend znajdował jeszcze odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale marek sygnujących Intense czy Parfum, które rzeczywiście pachną jak Intense i Parfum, ze świecą i pustym atomizerem szukać. Jak dotąd edycje perfumowane warte zachodu, uwagi i krzyczanych zań pieniędzy pokazał min. Dior (Fahrenheit i Homme), Armani Acqua di Gio Profumo, V&R Spacebomb Extreme, JPG Ultra Male, Lalique Encre Noire Extreme, Paco Rabanne (1 Million Prive i Intense), Bentley (Intense i Infinite Intense), Dolce & Gabbana Pour Homme Intenso oraz Hugo Boss Bottled Intense i to w zasadzie koniec… Niby sporo, ale jeśli zestawić to z około pierdyliardem nic nie wartych, dennych i koniunkturalnych placebo – nastawionych wyłącznie na drenowanie kieszeni nieświadomego przekrętu klienta…

kenzo-homme-eau-de-parfum-reklama

W przypadku Kenzo Homme EdP możecie, a wręcz powinniście poczuć się oszukani – a nawet brutalnie wykorzystani, albowiem te perfumy są właśnie takim bandyckim skokiem na Wasze portfele, pod pretekstem oferowania czegoś nowego i z górnej półki. Ale w praktyce nie oferują nic, czego nie dałby Wam najtańszy zapach z drogerii, no może pachną ździebko dłużej i nie namieszano ich z odpadów radioaktywnych – ale kategorycznie nie jest to EdP o jakim moglibyście pomyśleć i za jaki chcielibyście zapłacić tyle kasy… Otwarcie ma równie ordynarne, tanie, syntetyczne i wtórne, co co wspomniany The Scent, więc jeśli liczyliście na coś nowego, wysublimowanego bądź chociaż odrobinę wyrafinowanego, to muszę Was rozczarować. Perfumowany Kenzo Homme pachnie zachowawczo i zwyczajnie ale i skrajnie irytująco, gdyż nuty ozonowo morskie z których namieszano jego bukiet, zdają się mieć ADHD i w pierwszych akordach, zapach dosłownie napie..ala po nosie skoncentrowanym i arcy wybujałym mixem wspomnianego The Scent, z równie przerysowanym „ozonowym świeżakiem” pokroju Azzaro Chrome, czy którymś na niebiesko świecącym bękartem, od Dolce & Gabbana (Light Blue)…

kenzo-homme-eau-de-parfum-reklama-2

Finezji i polotu w tym tyle, co u pijanej nutrii na konkursie wietnamskiego karaoke, więc skojarzenia z najpodlejszymi, najpowszechniejszymi i najtandetniejszymi zapachami z najniżej półki radzieckiego przemysłu perfumeryjnego, są tu jak najbardziej na miejscu i w pełni uzasadnione. Młodszym czytelnikom perfumomanii, którzy nie bardzo kojarzą jak finezyjnie pachniały wytwory bratniego (radzieckiego) przemysłu perfumeryjnego tłumaczę, by odkręcili butelkę z Lizolem/ Domestosem, zmieszali pół na pół z octem spirytusowym i buteleczką ekstraktu z róży bułgarskiej – a następnie zlali się tym od stóp do głów i voila! Ekspresja i nośność bukietu, identyczne z oryginałem… 🙂

kenzo-homme-eau-de-parfum-reklama-3

No dobrze, Kenzo nie pachnie aż tak źle, choć jego barbarzyńsko chemiczny bukiet tylko troszkę odstaje mocą, od zwalających z nóg kompozycji z dawnego ZSRR. Trwałość i projekcja to zdecydowanie najmocniejsze atuty Kenzo Homme EdP, choć przypominam, że zapach wcale nie pachnie jak EdP, a jak najzwyklejsze EdT. I dobrze, bo pomysł podnoszenia do rangi EdP zapachu z definicji mającego pachnieć lekko, świeżo i niezobowiązująco – uważam za kuriozalny i niemiłosiernie naciągany pod koniunkturę… Równie dobrze w roli pilnującego domu brytana, można obsadzić Ratlerka, wieszając na płocie informację, że domu pilnuje 80 kilowy Rottweiler😉

big_dog_and_little_dog_wallpaper_bonas

Doprawdy niewiele wąchałem zapachów tak irytujących swą wylewną nadpobudliwością i gryzącą korelacją upierdliwie syntetycznych nut zapachowych. Zauważyliście że nie wspominam o konkretnych nutach zapachowych? Nie wspominam, bo naprawdę trudno je zidentyfikować i poukładać w tej kakofonii – o dziwo układającej się na obraz i podobieństwo oklepanego morskiego świeżaka. Raz że bije od nich taniochą i syntetycznością, a po drugie zapach jest równie przaśny i ordynarny co muzyka na wiejskiej potańcówce z lat 90-tych… Gdy zapach już się uleży na skórze jest całkiem znośny, ale i do bólu sztampowy i zwyczajny – więc nijak nie odróżnicie nowego perfumowanego Kenzo od reszty ozonowo morskiej hałastry… Ewidentnie u Kenzo chcieli być modni i koniunkturalni jednocześnie, zapominając przy tym że sygnując EdP będące w założeniu perłą i zwieńczeniem kolekcji, trzeba pokazać/zaoferować coś więcej. Kategorycznie nie polecam, bo za te pieniądze możecie mieć ze 20 flakonów jakiegoś najtańszego mózgotrzepa z Biedry, Tesco albo Rossmana. Może nie będzie pachnieć równie długo i intensywnie co Kenzo Homme EdP – ale i tę dysproporcję wyrównacie, wylewając na siebie po pół flakonu czegoś innego…😉kenzo-homme-eau-de-parfum-edp

rok powstania: 2016

nosy: Nathalie Gracia-Cetto i Olivier Pescheux

projekcja: bardzo dobra

trwałość: bardzo dobra

Głowa: kardamon, mięta, cytrusy,
Serce: nuty morskie, szałwia, przyprawy,
Baza: wetyweria, wanilia, cedr, drzewo sandałowe,


Tagged: blog o perfumach, cedr, cytrusy, drzewo sandałowe, kardamon, Kenzo - Homme Eau de Parfum, kolejny morski świeżak udający coś lepszego, mięta, nowe perfumy Kenzo, nuty morskie, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, przyprawy, recenzja perfum, recenzje perfum..., szałwia, wanilia, wetyweria

Loewe 7 – Anonimo EdP, czyli anonim, który wyłożył swą konkurencję na łopatki…

$
0
0

Widzieliście nowego Twardowsky’ego 2.0, z cyklu Legendy Polskie Allegro? Nie, to powinniście, bo śmiem twierdzić że „dwójka” jest jeszcze lepsza (i pełną gębą, na tzw. hollywoodzkim poziomie) niż prequel. I to samo się tyczy przeróbki soundracka, który w moim odczuciu wyszedł Romuladowi Lipko jeszcze lepiej, niż Aleja Gwiazd, w wykonaniu Zdzisławy Sośnickiej. A więc mamy dwa przykłady, że remake może wyjść jeszcze lepiej, albo równie dobrze niż oryginał – co przyznacie w przyrodzie trafia się jeszcze rzadziej niż uczciwy polityk… Przekładając powyższe na język perfum, sytuacja by flankier lub zreformuowany następca pachniał lepiej lub przynajmniej równie dobrze co oryginał – trafia się równie rzadko, choć i tak częściej niż prawdziwe raty 0%…😉 Jedno jest pewne, słodziaków nam przybywa i coś mi mówi, że tej jesieni mężczyźni będą pachnieć nie tylko Legacy Cristiano Ronaldo, ale i Loewe 7 Anonimo

loewe-7-anonimo

No kurcze prześliczny jest! Loewe 7 jest piękne i totalnie bezprecedensowe (podobnie jak swego czasu M7 czy Encre Noire), ale wersja Anonimo przebija swą urodą oryginał, co w przypadku flankiera zakrawa o cud… Oczywiście w kwestii urody Anonimo, mowa o moich jak najbardziej subiektywnych odczuciach – ale by doświadczyć i docenić kunsztowność Anonimo, wystarczy go samemu powąchać. Wyobraźcie sobie ten wspaniały i wszystkim dobrze znany „goździkowy kompot z papierówek„, ale tym razem udział goździków jest w nim zauważalnie mniejszy. Osobiście obstaję, że zostały jedynie cofnięte w głąb kompozycji i przykryte stosowną warstwą izolacyjną, ale o tym za chwilę…

loewe-7-anonimo-z-bliska

A oprócz goździków, jest masa balsamicznych konotacji i całe wiadro, ba ocean! ISO E Super (co widać po tłustej plamie, która zostaje na skórze po aplikacji), dzięki któremu wąchającym Was ludziom, zmiękną kolana, a niewiastom serca…😉 Poważnie, jest tak przyjemny, otulający i orgazmistyczny, że dogonił pod względem czaru i uroku osobistego, najznamienitsze balsamiczne pościelówy – pokroju CK Dark Obsession, Prada Amber, Ungaro Man, Beckham Homme i Lalique Hommage Voyageur

loewe-7

Kształtem i krojem przypomina zarówno premierowe Loewe 7 (niebieski flakon) oraz Lutensowego L’orpheline (Le Sierotę), czyli bodaj najładniejsze i najłatwiejsze w odbiorze, z nowożytnych pachnideł Lutensa*. Klasyczne Loewe 7 to zapach z rodzaju love or hate. Można go kochać i nienawidzić za jego niebanalny, piękny, odważny i absolutnie bezkompromisowy bukiet – bukiet, który jednych zachwyci, a drugich odrzuci odważnym i wyrazistym krojem. I jeśli ów głęboki sznyt oryginału zbyt mocno Was uwierał, to wersja Anonimo jest spełnieniem Waszych modłów i perfekcyjnie skrojonym remedium na „wady” klasyka. Wady rzecz jasna umownie, ale ale nie każdemu genialny koncept oryginału i jego wylewność musi przypaść do gustu i właśnie dla tych osób stworzono dyskretniejsze i mniej wylewne Anonimo. Jest lżejsze i bardziej powściągliwe , ale to wcale nie znaczy że mniej urodziwe i urocze…

*odkąd Serge pogonił Christophera Sheldrake’a i sam zabrał się za komponowanie i wytyczanie nowego kursu w kreacji, diametralnie zmienił się styl sygnowanych jego nazwiskiem perfum i obawiam się że niestety jest to zmiana na gorsze. Pomijając wyższy poziom abstrakcji i tym samym trudność w odbiorze najnowszych dzieł Serge’a, odnoszę wrażenie że straciły na „urodzie” względem kompozycji Sheldrake’a

loewe-7-anonimo-reklama

Anonimo jest wciąż jabłkowo, kadzidlano, goździkowe, ale przy tym jest tak szlachetnie i wylewnie balsamicznie, że nic tylko miziać i tulić własną dłoń… Odnoszę wrażenie, że w stosunku do wersji klasycznej nie zmieniono w brzmieniu w zasadzie nic, za wyjątkiem rozcieńczenia gotowej formuły, w nieprzyzwoitej ilości balsamicznego ISO… W rezultacie otrzymano Loewe 7 w wersji light, ale w o niebo przystępniejszej, bardziej uniwersalnej oraz co za tym idzie wysoce noszalnej odsłonie. Taki homunkulus pierwowzoru. A najciekawsze jest to, że jest to EdP, które choć pachnie wyczuwalnie dyskretniej i delikatniej niż premierowe EdT –  pachnie dokładnie tak, jak EdP pachnieć powinno, czyli lekko tajemniczo i powłóczyście, ale przede wszystkim wykwintnie, szlachetnie i głęboko…

loewe-7-anonimo-box

Oryginalne Loewe 7 pod względem kroju i składu jest kwintesencją minimalizmu i zarazem przejawem niedoścignionego geniuszu swego twórcy. Jest równie proste i nieskomplikowane co genialne JPG Le Male autorstwa Francisa Kurkdjiana, ale nie posiada w przyrodzie precedensu (to znaczy, że nie ma drugich, pachnących tak samo perfum, a inni producenci nie zrobili miliarda kopii). Nic nie pachnie tak jak Loewe 7 i to jeden z największych atutów tej kompozycji – a teraz dostaliśmy ją w nowej, dojrzalszej i odnoszę wrażenie, że jeszcze lepszej odsłonie!.

reklama-loewe-7-anonimo

Jestem pod ogromnym wrażeniem tych perfum i coś czuję, że właśnie poznałem jednego z pretendentów do wyróżnienia za najlepszą premierę mijającego roku (podsumowanie całego roku już tradycyjnie, pod koniec grudnia). A jeśli połączyć to z naprawdę zacnymi parametrami jakościowymi i iście powalającą projekcją, otrzymujemy perfekcyjnie wyrażony „złoty środek” i niekwestionowany hit tej jesieni. Anonimo jest równie proste i bezpośrednie co jego protoplasta, a z racji na jego łagodność i wylewną balsamiczność, wstrzeliwuje się w gusta wąchającego łatwiej, niż pośliniony palec w hmmmmm… usta. Mówiąc wprost, Loewe 7 Anonimo odziedziczył wszystkie najlepsze i najcenniejsze przymioty swego ojca, które zaserwowano w jeszcze przystępniejszej formie, więc czegóż chcieć więcej?loewe-7-anonimo-edt

rok powstania: 2016

nos: wybitnie uzdolniony anonim

trwałość: bardzo dobra

projekcja: doskonała

Głowa: różowy pieprz, kadzidło,
Serce: skóra, benzoes, wetyweria,
Baza: labdanum, drzewo sandałowe (i sporo ISO E Super),


Tagged: benzoes, blog o perfumach, drzewo sandałowe, genialnie skrojone EdP, ISO E Super, kadzidło, labdanum, Loewe 7 - Anonimo, nowe perfumy od Loewe, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, przepiękne perfumy na jesień i zimę, prześliczny zapach od Loewe, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, sequel który przebił oryginał, skóra, wetyweria, zintensyfikowany kompot z papierówek

Azzaro Wanted, czyli niezbyt dziki zachód…

$
0
0

Nie lubię prać publicznie prywatnych brudów, bo to nieprofesjonalne, dlatego nie będę robić tego TU…😉 Ale tym z Was, którzy są ciekawi cóż mnie tak mocno zirytowało i odciągnęło od pisania o perfumach, polecam lekturę wpisu na moim drugim blogu… Nie chcę abyście myśleli, że próbuję się w ten sposób odegrać, za angażującą i płonną przepychankę z infolinią i BOA T-Mobile Polska, albowiem wpis ten powstał jedynie ku przestrodze, w oparciu moje własne przykre doświadczenia. Mam nadzieję, że jego lektura oszczędzi komuś z Was, przede wszystkim kłopotu oraz czasu i nerwów, które sam straciłem w mijającym tygodniu – siłując się z bezczelnie unikającym odpowiedzialności za swoje poczynania telekomem…

ho-ho-ho

Po drugie, w tym roku chciałem Was, sklepy oraz samą Coca Colę zaskoczyć, prezentując jako pierwszy i choćby na kilka dni przed w/w – Mikołajkowo świąteczną reklamę mojego ulubionego odrdzewiacza, odkamieniacza i odplamiacza w jednym!😀 Niestety nie posiadam telewizora (z wyboru), by zweryfikować czy mi się to udało – więc w razie czego proszę o info, że się np. spóźniłem…🙂

azzaro-wanted

A teraz już zupełnie poważnie, recenzja, a raczej minirecenzja Wanted, czyli najnowszych perfum sygnowanych logo Azzaro. Celowo wspominam o minirecenzji, bo zapach jest tak słaby, by nie powiedzieć denny, że wspominam o nim jedynie dla świętego spokoju i formalności – gdyż utopiłem w nim kilka złotych za próbkę… bang, bang bang! Poważnie, niewiele było w tym i mijających latach równie płowych i miernych premier, bo śmiem twierdzić że niektóre płyny do mycia naczyń (a więc nawet nie środki piorące) oferują ciekawszą, oryginalniejszą i dłużej wybrzmiewającą kompozycję zapachową, niż Azzaro Wanted.

azzaro-wanted-rekmama-2

Tu można śmiało i bez ogródek stwierdzić, że kiczowaty i oczojebny zarazem flakon, jest (i aż wstyd mi to pisać) najciekawszym aspektem i najmocniejszym atutem tych perfum… Tak, jest aż tak źle, bo choć lekko owocowe i śmiertelnie nijakie otwarcie jest całkiem przyjemne, ale tak nijakie i bezpłciowe, że w odniesieniu do bukietu Wanted – otwarcia owocowych soczków od Calvin Kleina i Lacoste, to kipiące świeżością i szlachetnością swej minimalistycznej i niezobowiązującej formy, arcydzieła… Wyobraźcie sobie jak bardzo jest źle, że owocowe Lacosty z drętwej serii L.12.12, wypadają dobrze przy otwarciu nowego Azzaro… W akordzie serca robi się trochę bardziej wyraziście, nośnie i wartko i energetyzująco, ale to wciąż niezbyt górnolotny poziom przeciętnego Bossa, którego ktoś podrasował i podciągnął w górę, kardamonem, jałowcem i geranium, by jako tako i wyraziście pachniał. I nie powiem, serce Wanted, choć zachowawcze i absolutnie niczym nie odróżniające się od setek mu podobnych, jest najciekawszą i zarazem najbardziej wyrazistą częścią kompozycji, tyle że chwilami aż irytujące swą rozchwianą nadpobudliwością. Stylistycznie przypomina hybrydę najnowszego anonimowego Hugo Bossa (The Scent), z całkiem niezłym, choć nieco ordynarnym (gdy przesadzić z aplikacją) Davidoffem Championem. Czyli nie jest źle, ale i nic nowego Wanted swym sercem nie wnosi.

azzaro-wanted-reklama

Ale wraz ze schyłkiem nadpobudliwego acz całkiem znośnego akordu środkowego, nastaje smętny, śmiertelnie nudny, nieczytelny i kompletnie niemrawy akord bazowy – sklecony naprędce z kopiących po nosie swą syntetycznością nut pseudo drzewnych i niby balsamiczno ambrowych. Ale śmiem twierdzić że bursztynowa nalewka babuni, wypada w kontekście bursztynu bardziej przekonywająco i na temat, niż te perfumy… Swoją drogą, co to jest drewno bursztynowe, bo pierwsze słyszę?. Po zapachu zamkniętym we flakonie nawiązującym do magazynku rewolweru, oczekiwać należy ikry, charyzmy, jaj, zadziorności, polotu, pazura* – ale nic z tych rzeczy. Wanted jest niegrzeczny i zadziorny tylko z nazwy i kształtu flakonu, ale jako zapach jest kompletnie nijaki i gubi się w tłumie sobie podobnych bardziej – niż facet w rurkach i modną fryzurką rodem z Hitlerjugend, w niedzielne popołudnie, na pasażu galerii handlowej… Innymi słowy mówiąc, jeśli chcecie być choć odrobinę oryginalni – kategorycznie nie warto sięgać po te perfumy…azzaro-wanted-edt

*niewłaściwe i niepoprawne politycznie skreślić

rok powstania: 2016

nos: Fabrice Pellegrin

projekcja: na otwarcie dostateczna, potem dobra i na koniec mizerna

trwałość: dostateczna

Głowa: cytryna, imbir, lawenda, mięta,
Serce: gwatemalski kardamon, jałowiec, jabłko, geranium,
Baza: haitańska wetyweria, fasolka tonka, drzewo bursztynowe,


Tagged: Azzaro Wanted, bardzo słabe perfumy, blog o perfumach, cytryna, drzewo bursztynowe, fasolka tonka, geranium, gwatemalski kardamon, haitańska wetyweria, imbir, jabłko, jałowiec, lawenda, mięta, najnowsze perfumy od Azzaro, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum, słaby i nijaki zapach

Calvin Klein – Obsession for Men Summer (anno domini 2016), czyli przepis na papieskie kremówki…

$
0
0

Dziś będzie trochę narzekania, gloryfikowania przeszłości, wtykania kija w mrowisko i rozdzierania szat, ale jest to niezbędne dla właściwego wprowadzenia – a zwłaszcza młodszych (czyli, gimby nie znajo😉 ) lub niezbyt zorientowanych czytelników bloga… Ekhm, no więc lato bez kolejnego ozonowo morskiego, ozonowo owocowego, drzewno owocowego lub ozonowo drzewnego świeżaka od CK byłoby latem straconym. A jeśli odnosicie wrażenie, że w zasadzie zmieniają się tylko cyferki w nazwie, to też macie rację. Z drugiej strony w kwestii lajtowej popierdółki na lato, ciężko o rewolucję w kreacji, więc wszyscy stawiają na sprawdzone i niezbyt szokujące wzorce, co by najnowszy „śmierdziuszek” dobrze się sprzedawał wśród mas… Ale co ja paczę!

o-37048

 

W niektórych przypadkach określanie czegoś nazwą kojarzoną z czymś innym, powinno być surowo zakazane… I bynajmniej nie o masło (roślinne), „papieskie kremówki„, czy kiełbasę lub szynkę (głównie z wody i zagęstnika sojowego) – mam ty na myśli, co tytułowanie właśnie takiej „letniej popierdółki„, per Obsession for MenObsession to w historii perfumiarstwa ikona (podobnie jak Fahrenheit u Diora), słowo klucz i swoisty wymiernik… Tak jak Givenchy Pi, Boucheron Jaipur, Joop! Homme, Cartier Must, czy kultowe Opium od YSL – tak w 1986 roku Calvin Klein zaprezentował światu Obsession for Men… Wówczas panowała inna moda i stylistyka w kreacji, stawiano na trwałość i potężną projekcję perfum oraz przede wszystkim na odważne i bogate brzmienia. I w zgodzie z powyższym skrojono niesamowite Obsession for Men, czyli ciężką odsłonę orientalno przyprawowego pachnidła, o mocy rażenia porównywalnej z artylerią niemieckich pancerników, z czasów II wojny światowej oraz zasięgiem Radio Maryja. A dziś o zgrozo, to Obsession for Men i dopiskiem Summer – zdobi flakon z lekkim i niezobowiązującym, ozonowo, ziołowo wodnym świeżaczkiem, do perfumowania rachitycznych torsów, pryszczatych nastolatków na plaży w Sopocie

calvin-klein-obsession-for-men-reklamam-kate-moss
tak, te świetne i jakże męskie perfumy reklamowała w roku 1993 twarz i osoba supermodelki Kate Moss – więc Chanel wcale nie było pierwsze, umieszczając w reklamie damskich Chanel No 5, Brada Pitta

Obsession for Men, czyli z definicji na wskroś ciepły, zawiesisty i mocarny, korzenny słodziak – tu w kuriozalnej roli letniego świeżaka*… Wybaczcie że się uniosłem, ale Obsession to symbol, ikona i wysoce swoisty krój, podobnie jak Poison Diora, czy JPG Le Male – zawsze będzie się kojarzyć z określonym brzmieniem, tematyką i przeznaczeniem (tu na wieczór, jesień i zimę). A wyobrażacie sobie „morską bryzę” z napisem Le Male (tylko cicho, bo jeszcze JPG usłyszy i postanowi wprowadzić ów szalony pomysł w życie), albo małego rodzinnego hatchbacka z napisem Bentley, czy Cadillac De Ville? Co tu dużo mówić, widząc nazwę i czując pierwsze takty kompozycji, poczułem się srogo zawiedziony, bo postrzał w stopę już na etapie nazwy, to dość rzadkie zjawisko w przyrodzie. Nawet epickie przerosty formy nad treścią pokroju Intense, Extreme i EdP, które obśmiewam od dwóch lat, nie zirytowały mnie swą bezczelnością tak bardzo, jak najnowsze Obsession for Men Summer

*stworzyli zbędny (nie tylko pod tą nazwą) ale i niespójny z resztą kolekcji zapach, że przypomnę tylko Diora Homme Cologne – którego premierą Dior również się wygłupił, rujnując przy okazji nienagannie skorelowaną serię Homme

calvin-klein-obsession-for-men-summer-box

OK, po utoczeniu ze dwóch litrów jadu i żółci i paru głębszych na uspokojenie – pora sprawdzić jak to pachnie… I wiecie co? pomijając ordynarne i oklepane niczym pośladki Kim Kardashian, w noc poślubną z Kanye Westem otwarcie, nie jest źle. Bo jeśli zapomnimy, że ten niepozorny i niczym szczególnym nie wyróżniający się świeżak nosi kompletnie nieadekwatną i nienależną mu nazwę Obsession (i właśnie dlatego ją dostał, więc brawo oportuniści z CK, tfu Procteura, Estee, Coty, czy kto tam teraz CK posiada), bo mają świadomość, że „gimby nie znajo„, bo nie pamiętają i dlatego kupią… Ale wyjąwszy niefortunne, ba świętokradcze nazewnictwo – okazuje się, że pachnie naprawdę nieźle, a jak na letniego morskiego świeżaka, naprawdę dobrze. A im później tym lepiej, bo choć zapach zaczyna swój bieg nieciekawie, to już akord serca ma naprawdę przyjemny, a przed nami jeszcze naprawdę milusia, wręcz zniewalająca urodą (jak na świeżaka i CK), niepozorna i urocza baza…

calvin-klein-obsession-for-men

kultowy, niesamowity i absolutnie zniewalający oraz jednocześnie jeden z najbardziej wyrazistych i esencjonalnych (obok One Shock) zapachów w ofercie Calvin Kleina

Dzięgiel? ekhm pozwólcie, że tą pozycję w menu przemilczę oraz nuty składające się na „ozonowo morsko wodny” też litościwie przemilczę, bo nie będę „masturbował się” nad ewidentnym wytworem laboratorium chemicznego… Otwarcie to nieco chaotyczny, do bólu wtórny i wypadający nieco kakofonicznie „owocowy soczek„, na który składają się niezidentyfikowane nuty owocowe oraz silące się na „inhalującą aromatyczność” i równie irytujące co pokraczne, wtrącenia „roślinno ziołowe„. Szczęśliwie po kilku minutach to „egzaltowane coś” z otwarcia zaczyna zanikać i zapach znacząco się uspokajać, wręcz wyciszać. Wyciszać, za sprawą pojawiającej się w akordzie środkowym szałwii, naturalnej i dyskretnej – chwilami wręcz za bardzo, ale być może i dlatego zapach odbiera się tak łatwo i przyjemnie – ponieważ nic nie gryzie, ani nie irytuje swą nadpobudliwością lub przerysowaniem.

calvin-klein-dark-obsession-for-men

Dark Obsession zniewala otulającą delikatnością zamszu, drewna i otulającą balsamicznością, zdecydowanie godny swego protoplasty flankier

Zwłaszcza, że to zapach na lato, więc w 30 stopniowym upale, masę i intensywność oddziaływania bukietu, trzeba będzie odpowiednio przemnożyć. Ale to co najbardziej zachwyca, to zaskakująco ciepłe nuty drzewne, z których wyszedł anonimowemu perfumiarzowi naprawdę przyjemny, spójny i przekonywający finisz.  Tym bardziej, że to drzewno szałwiowo ambrowe wykończenie nie jest suche, wiórowate i pyliste, jak to zwykle z cedrem i „drzewnymi finiszami” w mainstreamie bywa – a zwieńczono je i wykończono czymś obłym i jakby balsamicznym. A tutejszy cedr naprawdę „daje radę„, a równie dobrze i czysto ujęty, podziwiać można w Cerruti Si, czy Annayake Undo. Zaś co się tyczy szałwii, to delikatność i ciepło z jaką ja wyrażono, przypomina tę z Jaguara Fresh Verve, Armani Eau de Cedre i tła Loewe Solo.

calvin-klein-obsession-for-men-night
Obsession Night przeszedł jakoś zupełnie bez echa, jak przystało na koniunkturalne pachnidło, którego genezą było wstrzelenie się w aktualną modę

To niepojęte, ale tak jak kiedyś psy wieszałem na tej marce za tandetę, mierność i rażący koniunkturalizm – tak teraz nie mogę się Calvina nachwalić – za powrót do formy i naprawdę niezły poziom, ich już kolejnej z kolei kompozycji. Przypominam, że wszystko zaczęło się od Dark Obsession z 2013 roku, czyli zapachu którym CK jakby się nawrócił i marka na powrót zaczęła wypuszczać dobre zapachy, pokroju klasycznego Obsession for Men. A jak wypada przy nim jego wodno ziołowo drzewny pomazaniec? No cóż blado i skromnie, ale jakby nie patrzeć to inne czasy i konwencja. Wprawdzie CK deklaruje tylko trzy nuty zapachowe, ale nie dajcie się zwieść temu pozorowanemu minimalizmowi. Użytych tu nut jest dużo więcej**, ale tu nie chodzi o to by je wszystkie liczyć i identyfikować, a raczej o podkreślenie, że w przeciwieństwie do zacnego pierwowzoru, nie naciapano ich z metra, a postawiono na szlachetny minimalizm w kreacji…. Tia, wprawdzie zapach „daje radę„, ale to nie są „Hermesowe OgródkiElleny, więc chodzi tu raczej o PijaR’owy wydźwięk tej nazwy niż namacalne i godziwie konweniujące z historią i samym minimalizmem przymioty. Prawdopodobnie marketing CK udostępnił mediom skąpą ilość danych i osobiście na ten wariant stawiam moją przyszłą, równie oszczędną emeryturę.😉

**że o koszmarnych nutach owocowych z otwarcia nie wspomnę, które zdaje się producent sam litościwie przemilczał…😉obsession-summer-by-calvin-klein-4-oz-eau-de-toilette-spray-for-men-9

rok powstania: 2016

nos: anonimowy autor przepisu na „papieskie kremówki”

projekcja: dobra

trwałość: dobra

Skład: dzięgiel, szałwia, cedr,


Tagged: blog o perfumach, Calvin Klein – Obsession for Men Summer, cedr, dzięgiel, nowe perfumy od CK, nowy świeżak od Calvin Kleina, o perfumach, Obsession for Men, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, przepis na kremówki papieskie, recenzja perfum, recenzje perfum, szałwia

Ducati – Trace Me, czyli zapach z marmuru…

$
0
0

Z ortodoksyjnie perfumoholicznego punktu widzenia, nie ma sensu w ogóle pochylać się nad perfumami marki Ducati. Ducati robi wspaniałe motocykle, ale nie potrafi robić dobrych perfum. Tak na marginesie to Ducati w ogóle ich nie robi, ponieważ prawa do wytwarzania perfum pod tą nazwą, posiada któryś z kosmetyczno chemicznych molochów (Estee, P&G, Coty), ale mniejsza o to… W efekcie zapachy z logo Ducati są słabe i pachną słabo, gdyż nie stworzono ich z myślą o godnym reprezentowaniu walorów marki, której nazwę noszą – a w celu wyciśnięcia z rynku maksymalnie dużej ilości gotówki. W ten oto sposób perfumy Ducati nie pachną niszowo, min. rozgrzaną gumą, asfaltem, benzyną, czy skórzanym kombinezonem, a jak najzwyklejszy, nieco toporny, ugrzeczniony i do bólu nijaki świeżak, skrojony pod wstrzelenie się w gusta masowe…

ducati-trace-me

Tak, macie prawo być zawiedzeni, bo po produkcie bądź co bądź markowym i noszącym logo znanej i szanowanej marki, można się spodziewać czegoś więcej niż sztampowego i skrojonego maksymalnie pod koniunkturę „soczku„. Tyle że TEN Ducati, pachnie w tej roli zaskakująco dobrze, ba wzorcowo – ale rzecz jasna tylko w sytuacji, gdy za niedościgniony wzór i przodownika, weźmiemy ideał świeżaka. Świeżaka robiącego po 500% normy świeżości… Transparentnego tak bardzo, że uczciwość i czystość jego bukietu aż boli i kole po nozdrzach… Zapachu tak charyzmatycznego i skupionego na wzorcowym wykonywaniu swej roli, że nic tylko obwozić po całym kraju, od perfumerii do perfumerii, by pokazywał jak należy pachnieć… Przyznacie, że olfaktorycznie, analogia do Człowieka z Marmuru, pasuje jak w mordkę jeżyka strzelił…😉

ducati-10-2

I niech mi Krystyna Janda będzie świadkiem, że nawet w dzisiejszych czasach, da się znaleźć tak poczciwego i prostolinijnego bohatera i nakręcić o nim film, tfu, napisać o nim wpis…😉 Moje pierwsze doświadczenia z zapachami tej marki, to zderzenie z beznamiętnością jaką emanuje nijaki i bezpłciowy Fight for Me (więc skąd ta nazwa?), którego nawet nie chciało mi się opisywać. Co tu dużo mówić, Ducati choć oferowany przez pretensjonalnie ekskluzywne sieciówki, reprezentuje sobą poziom, co najwyżej drogeryjny. Aż pewnego dnia nawinęła mi się próbka Trace Me, którą zaaplikowałem sobie ku chwale ojczyzny i gwoli formalności na łapę, niuchając od niechcenia… Niucham i niucham i choć zapach jest wręcz książkowym przykładem świeżaka idealnie niezobowiązującego – to jest w swej roli tak dobry i przekonywający, że mimo wszystko postanowiłem się nad nim pochylić na serio…

ducati-trace-me-reklama

nie ma co, goła klata musi być, wszak bez tego nie da się dziś sprzedać perfum…

A cóż my tu mamy, odrobina owoców, ziół i przypraw oraz purystycznie ujętych nut ozonowych i drzewnych, układających się na obraz letniego świeżaka, tudzież lajtowego casualowca. Zapach jest przy tym niesamowicie lekki i finezyjny i zaaranżowano go odrobinę na Beckhamową modłę – czyli świeżak, ale skrojony z elegancją i fasonem. Owszem Trace Me jest zapachem do bólu syntetycznym i koniunkturalnym, ale śledzenie nosem za noszącą go osobą (trace me), daje przyjemność i bardzo pozytywnie nastraja. Przecież Avon Pure o2 to też kwintesencja chemii i wytwór ewidentnie laboratoryjny, za to jak ślicznie pachnie! Zresztą kto mówi, że nuty chemiczne i syntetyczne w perfumiarstwie to zło? Wręcz przeciwnie, ubogacają i rozszerzają coraz to skromniejszy portfel dostępnych dla perfumiarzy ingrediencji o kilkaset procent – dzięki czemu wciąż da się stworzyć niebanalne i bezprecedensowe perfumy. Co byłoby niewykonalne gdyby nosy bazowały wyłącznie na ingrediencjach naturalnego pochodzenia, których lista z roku na rok ulega skróceniu (dziękujemy ci IFRA!).

ducati-959-panigale-side-profile-827_827x510_81455887166

Ok, trochę odpłynąłem, ale wróćmy do „śledzeniaDucati Trace Me. Zaczyna się dość pikantnie i wyraziście jak na świeżaka, bo zwykle w otwarciu witają nas nuty owocowe, które tu zepchnięto na dalszy plan, by wysunąć na prowadzenie nuty ziołowo zielone, w asyście pikanterii pieprzu. Zapach chwilami jest tak ostry i wyrazisty, że aż kręci w nosie, ale to wcale nie jest wada, wszak kompozycja pokazuje że ma jaja (o pardon, gender mode=ON), eee pazury (gender mode=OFF)…😉 W tym stadium, bardzo płynnie przechodzącym do akordu serca, Trace Me pachnie jak wysoce energetyzujący i inhalująco aromatyczny przedstawiciel nurtu komercyjnych mainstremowców od Hugo Bossa (The Scent, Unlimited, Energise lub Beckham Classic), ale pozytywnie wyróżnia go jeden detal. Papryczka Pimento, którą nie sposób pominąć (a w pełnej krasie można podziwiać w Signature od Kennetha Cola), a która rozświetla swą pikantną obecnością, do bólu klasyczny i przewidywalny bukiet.

ducati-749-by-apogee-motorworks

Serce jest wyraźnie przyprawowe i wysoce esencjonalne, rzeczywiście czuć tu gałkę muszkatołową, papryczkę pimento oraz pieprz, kardamon i odnoszę wrażenie, że domieszkę przemyconego w tle geranium. Owo lekko różane geranium, przydaje bukietowi masywności i tajemniczości, której ten lekki świeżak desperacko potrzebował, ale zaraz zaraz? Czy my wciąż mamy do czynienia ze świeżakiem? Szczerze powiedziawszy wahałem się, czy po nastaniu tego stadium (i jego imponującej długości, około 2 godzin), nie zmienić zapachowi segmentacji na średniej wagi casualowca. To niby tylko jeden akord, ale utrzymujący się dużo dłużej niż zwyczajowo pachną akordy środkowe. Ale nic nie trwa wiecznie, więc gdy to najbardziej ekspresyjne, najbogatsze w detale i najbardziej wyraziste stadium wreszcie zacznie przemijać, Trace Me redukuje się do przewidywalnej aż do bólu roli brzdąkającej na skórze popierdółki. Poprawnej, milusiej, spokojnej ale i beznamiętnej jak setki mu podobnych. Ot takie sobie pachnidełko, tyle że jak na swoją klasę i reputację marki, bardzo poprawnie i starannie wykończone. W finiszu najdziemy garść syntetycznych i totalnie nieczytanych drewienek i nut pseudo balsamicznych – bez szału, ale po prostu przyjemnie pachnie, ma dobrą projekcję i niezgorszą trwałość – więc czegóż chcieć więcej w cenie około 50 zeta?…ducati-trace-me-edt

rok powstania: 2013

nos: nikt go nie wyśledził

projekcja: dobra

trwałość: dobra

Głowa: ananas, czarny pieprz, zielone jabłko,
Serce: gałka muszkatołowa, papryczka pimento, liść fiołka,
Baza: cedr, ambra, żywice,


Tagged: ambra, ananas, blog o perfumach, cedr, czarny pieprz, Ducati Trace Me, gałka muszkatołowa, liść fiołka, o perfumach, opis perfum, papryczka pimento, perfumowy blog, perfumy, perfumy marki Ducati, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum, zielone jabłko, żywice

Azzaro – Chrome Intense, czyli nadzwyczaj udany i funkcjonalny… tablet!

$
0
0

Na wstępie uprzedzam, że nim przejdę do meritum, będzie sporo offtopu i przykładów, ale zapewniam iż jest to niezbędne zarówno dla wyłuszczenia fenomenu tworzenia jakże modnych dziś Intense – jak i podkreślenia, dlaczego akurat ten jest wyjątkowy…

tablet

Sięgając po próbkę Chrome Intense, byłem niemal pewien, że robię to tylko dla formalności i przejadę się po nim niczym Gordon Ramsay, po uczestnikach Hell’s Kitchen… Wprawdzie dopisek Intense i wyrazisty kolor mikstury zwiastują coś solidnego – ale nie do takich sztuczek uciekają się producenci, by ich produkt przynajmniej wyglądał drogo i poważnie. Ale wyobraźcie sobie, że tym razem to nie ściema!. Wprawdzie nadal uważam, że próba intensyfikowania wszystkiego co się nawinie, a zwłaszcza z definicji lekkich świeżaków – jest równie trafiona, co chadzanie do McDonald’s na sałatkę (oczywiście bezglutenową i wegańską) – ale nie od dziś wiadomo, że moda i trendy rządzą się własną logiką… Wedle tejże pokrętnej logiki powstają zintensyfikowane (czyli ciężkie) wersje letnich i ultra lekkich ozonowo morskich świeżaków, które oferuje się klientom – próbując im wmówić, że to „rewolucja” i właśnie tego potrzebowali do pełni szczęścia.

azzaro-chrome-intense

Nadążacie? Ja wiem, że to wygląda jakbym szukał problemu tam gdzie go niema, ale pozwólcie, że dla lepszego zilustrowania tego zjawiska – podeprę się innym absurdem, czyli tabletami. Jak wiadomo rynek nie znosi próżni i jakiś czas temu, pewien geniusz marketingu – wziął zwykłego ultrabooka (to taki ultra mobilny laptop, skonstruowany z naciskiem nie na osiągi, a maksymalnie długi czas pracy na baterii), uwalił mu klawiaturę i większość gniazd rozszerzeń – aby zaoferować go tłuszczy, jako nowe, rewolucyjne i zupełnie suwerenne urządzenie. No zaraz zaraz, ale jak na tym wygodnie pisać, albo podłączyć więcej niż jedno urządzenie peryferyjne – wciąż przy tym zachowując ergonomię i mobilność? Spokojnie, wychodząc naprzeciw potrzebom klientów, przedsiębiorczy producent nieprzypadkowo oferuje w opcji zewnętrzną klawiaturę oraz całe wiadro ekstra przejściówek, kabli i peryferiów – protezując nimi bazową funkcjonalność, którą wcześniej temuż urządzeniu zabrano!. Przemilczmy, że komplet, czyli tablet plus wiadro niezbędnych dodatków zwykle wychodzi około dwa razy drożej niż tradycyjne urządzenie w jednym kawałku – że o estetyce, zwartości, ładzie, ergonomii i mobilności nie wspomnę…🙂

azzaro-chrome-intense-reklama

Poważnie, w moim odczuciu tablet to przykład innowacji, która niewiele sobą wniosła (co innego tablet z wpinaną i wypinaną klawiaturą, zawierającą komplet tych brakujący gniazd), poza stworzeniem kolejnych, wcześniej nieznanych problemów i specjalnie wypracowanych dla tych problemów rozwiązań. Przykładem podobnego absurdu jest syrop na mokry i suchy kaszel – ale po co się nad tym zastanawiać?. Czy nie prościej jest zrobić jeden syrop, który zadziała w obu przypadkach? No pewnie, ale bez tej sztucznie wykreowanej szopki z dylematem, jaki się ma kaszel – jego magiczna formuła o uniwersalnym działaniu, wypada blado i zwyczajnie…😉 Może się czepiam, ale analogiczną sytuację widzę w sytuacji, gdy ktoś bierze produkt perfumeryjny, który działa (tu lekkiego ozonowego świeżaka), a następnie psuje go lub modyfikuje – by wypuścić go ponownie, ale przybranego w nową ideologię, zupełnie przypadkiem zgodną z najnowszymi trendami oraz równie nową, mniej lub bardziej urojoną funkcjonalność. Tadaaaaam! zatem tym z Was, którzy jakimś cudem nie znaliście kultowego Azzaro Chrome – przedstawiam nowego i jeszcze lepszego Azzaro Chrome Intense! Taaaak wiem, stary dobry Chrome ma się świetnie i wciąż jest oferowany – ale metodologia i motywy którymi się posłużono przy wdrażaniu Intense jest bardzo podobna do genezy powstania naszego tabletu i syropu na kaszel. Czyli zróbmy coś nowego, a potem się wymyśli dlaczego…😉

azzaro-chrome-intense-izometrycznie

Ok, a teraz na poważnie, bo choć geneza powstania Chrome Intense jest równie naciągana co wskaźniki, za pomocą których amerykanie obliczają poziom inflacji dolara – Azzaro Chrome Intense pachnie w swych nowych szatach naprawdę dobrze, ba wręcz wyśmienicie! Serio, serio! nawet otwarcie ma zupełnie odmienione (nieświeżakowe) – choć nawet ono nijak nie zdradza tego, co będzie się działo z zapachem później. A dla pełnego poparcia i uzasadnienia użycia dopisku Intense, najistotniejsze jest to co się dzieje z zapachem później, a konkretnie o sposób w jaki w tą świeżą, choć wcale nie lekką konstrukcję, wpleciono gęste i zawiesiste inkantacje balsamiczno ambrowe – które nieznacznie, ale jednak wyczuwalnie odmieniły krój kompozycji, przydając jej cech najprawdziwszego Intense!

azzaro-chrome-intense-blue

W otwarciu witają nas gęste, mocno dojrzałe i zawiesiste cytrusy, jakby rzeczywiście zagęszczone i wyostrzone imbirem, jałowcem i ostrymi nutami ozonowymi. O dziwo pachnie to naprawdę interesująco, rześko i w pewnym stopniu niepowtarzalnie, choć głównie ze względu na wyrazistość i masywność akordu. W tej fazie zapach jest zielony, ozonowy, nieco morski, choć bardziej przypomina włoskiego ziołowo roślinnego casualowca, niż klasycznego morskiego świeżaka. Zresztą akcenty ozonowe stanowią tu jedynie tło dla chwilami ultra wyrazistego i wysoce wytrawnego motywu przewodniego, utkanego z arcy esencjonalnej zieleni. Ośmielę się stwierdzić, że zapachowi niewiele pod tym względem brakuje do dawnego Isseya, Bvlgari, czy Rive Gauche od YSL oraz kultowego Dolce & Gabbana Pour Homme (tego sprzed 135 reformulacji). Jest więc męsko, szorstko, wyraziście i aromatycznie, a wszystko za sprawą niesamowicie mocno ujętych nut ziołowo zielonych, doprawionych piżmem i purystycznymi akcentami ozonowymi. A po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej pipety, gdzieś z głębi bukietu, zaczynają się przebijać nieśmiałe akcenty balsamiczne.

azzaro-chrome-intense-front

Zapach dojrzewa i wybrzmiewa swą wyrazistą, wytrawno zielono ozonową melodią całkiem długo, nim bukiet dojrzeje i uleży się na skórze na tyle, by przejść do meritum. I nie jest nim bynajmniej agresywna esencjonalność, pylistość, ani piżmowość, a najprawdziwsze, miękkie, powłóczyste i snujące się rytmy ambrowe!. Wpierw delikatnie i nieśmiało przebąkując, by z czasem dać o sobie znać znacznie obfitszymi tchnieniami. Naprawdę trudno uwierzyć, że to połączenie, w teorii niemożliwe do pogodzenia zadziała – ale okazuje się, że jest to możliwe i to z całkiem sensownym i spójnym w odbiorze skutkiem!. Ten wyrazisty killer, którego moc i projekcja rośnie z każdym kwadransem bytności na skórze, naprawdę zaczyna ewoluować w stronę czegoś, co można określić mianem drzewno piżmowo balsamicznego Intense!. Intense, a nie udawanej i rachitycznej popierdółki, o nośności i brzmieniu Pumy Sync

azzaro-chrome-intense-reklama2

Z tym że nie jest to powłóczysta balsamiczność jaką znamy choćby z perfumowanych Diorów – a jedynie obłe wykończenie ponadprzeciętnie nośnych konturów, całkiem nośnej i wartkiej kompozycji. Warto tu zaznaczyć, że już klasyczny Chrome mógł poszczycić się naprawdę solidną projekcją i trwałością, którą w przypadku Intense można śmiało określić jako zbliżoną. W praktyce wciąż jest to poziom głośności dawnych Isseyów, Bvlgari i Aqua di Gio Armaniego – ale przypominam, że mowa o nowożytnej kompozycji i skleconej ewidentnie pod schlebianie modzie i trendom, więc punkt dla Azzaro za jaja i solidne podejście do tematu!. Wprawdzie zapach niewiele wnosi sobą nowego, ale na plus zaliczyć mu należy zgodność nazwy i wizerunku z treścią, solidne brzmienie oraz równie solidne parametry jakościowe – co w przypadku „Intense” wcale nie jest takie oczywiste*… Powiecie że podobne parametry ma pierwszy z brzegu tablet, tfu zapach – z tym że ten zrobiono naprawdę solidnie, nie nakłamali mu w specyfikacji, odnośnie czasu pracy na bateriach – no i w cenie dostajemy przypinaną klawiaturę oraz komplet niezbędnych akcesoriów…

*no chyba, że tak jak w tym przypadku, jest to EdT – co wiele tłumaczy w kwestii nośności i trwałości…

azzaro-chrome-intense-edt

rok powstania: 2015

nos: anonimowy geniusz i altruista z doliny krzemowej

projekcja: bardzo dobra

trwałość: dobra

Głowa: bergamotka, grejpfrut, imbir, hedione,
Serce: nuty ozonowe, porost, jaśmin wodny,
Baza: ambra, piżmo, mate, nuty drzewne,


Tagged: ambra, Azzaro - Chrome Intense, balsamiczny świeżak na lato, bergamotka, blog o perfumach, grejpfrut, hedione, imbir, jaśmin wodny, mate, naprawdę ładny świeżak, nowe perfumy od Azzaro, nuty drzewne, nuty ozonowe, o perfumach, opis perfum, ozonowo morski zapach z nutą balsamicznej ambry, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, piżmo, porost, recenzja perfum, recenzje perfum

przegląd ciekawych i oryginalnych zapachów na jesień i zimę…

$
0
0

Nie lubię pisać ogólnych zestawień i kompendiów, bo ciężko się to czyta (objętość, plus lakoniczność) – ale skoro jesień za oknem, a nos porażony katarem, to coś trzeba robić z czasem🙂 Pytacie mnie w wiadomościach, co bym polecił na jesień i zimę, tudzież co się wtedy najlepiej sprawdzi lub czego sam używam – więc niniejsze zestawienie nie będzie klasycznym przeglądem oferty rynkowej (nie wyobrażam sobie wrzucenia do jednego wpisu kilkuset zapachów), a swoistym mini przewodnikiem po dotychczas zamieszczonych recenzjach. Wiem że ciężko wertować zasoby całego bloga, więc myślę, że zamieszczenie najciekawszych pozycji w obrębie jednego wpisu, będzie miłym ukłonem w stronę osób dopiero zaczynających przygodę z perfumami oraz szukających konkretnych brzmień.

A jakież to są te konkretne brzmienia? Gdy za oknem chłód i mrok, wówczas chętnie sięgamy po brzmienia ciężkie, wyraziste i przede wszystkim słodkie. Ma to również swoje odzwierciedlenie w nieubłaganych prawach fizyki oraz chemii, a których to niebagatelnego wpływu na użytkowanie perfum, zwykle na co dzień nie dostrzegamy (nie widzimy związku). Gdy na dworze jest zimno, nasze perfumy projektują gorzej (mniej wyczuwalnie pachną), bo zapachowi naniesionemu na naszą skórę dostarczana jest zbyt mała ilość ciepła/ energii (z otoczenia i naszego wychłodzonego przez aurę ciała), aby skutecznie i efektywnie poderwać stosunkowo ciężkie olejki zapachowe z powierzchni skóry. Objawia się to znacznie słabszym odczuwaniem obecności perfum na skórze i ich skromniejszą projekcją (promień oddziaływania, ew. skromniejszy ogon, który nimi za sobą zostawiamy) co przekłada się na wrażenie, że zapach słabo pachnie, więc w efekcie popełniamy błąd aplikując go znacznie więcej.

A co się stanie gdy tak obficie skropieni, wejdziemy do bardzo ciepłego pomieszczenia? No właśnie, zamiast umilić sobie i innym życie subtelną wonią naszych perfum – zgwałcimy siebie i innych nieznośnym, przytłaczającym i wszędobylskim odorem, więc osiągniemy efekt odwrotny od zamierzonego… Zatem kluczem do efektywnej i zadowalającej projekcji perfum jesienią i zimą, jest taki dobór kompozycji zapachowej – której skład i właściwości, pozwolą zapachowi na efektywną pracę w trudnych warunkach pogodowych/ termicznych. Takimi zapachami są właśnie ciężkie i zawiesiste słodziaki, zapachy ambrowe, drzewne, przyprawowe i gourmand*, które latem i ciepłą wiosną odbieramy jako wonie wręcz przyłączające i niezdatne do użycia. Pamiętajmy że to co latem wydawało się zbyt ciężkie (esencjonalne i nazbyt aromatyczne kwiaty, piżma, drewna i przyprawy), właśnie zimą lub jesienią będzie pachniało na nas akuratnie i zarazem bardzo przyjemnie. I właśnie po tego rodzaju zapachy powinno się sięgać gdy chłodno, wietrznie i mokro, gdyż po pierwsze dają radę i pasują, ale co najistotniejsze – właśnie wtedy ich używanie sprawia największą radość i przyjemność.

*gourmand, to kompozycje zapachowe lub monoscenty, pachnące w sposób wyraźnie kulinarny i apetyczny – dając jednoznaczne skojarzenia z jedzeniem, np. ciasta, czekolada, kawa, słodycze i napoje.

Na szczęście na rynku jest cała masa kompozycji, które efektywnie, ba wręcz spektakularnie sprawdzą się tam – gdzie nie dadzą rady lekkie owocowo morsko ozonowe świeżaki i casualowce, które aplikujemy na siebie latem. Wprawdzie wśród zapachów dedykowanym na chłodniejsze pory roku dominują wonie słodkie, wręcz upierdliwie słodkie – ale spokojnie, jeśli nie przepadacie za zwalistą słodyczą toffi czy karmelu, to nie jesteście na nią skazani. Sądzę że w przebogatej ofercie rynkowej, którą raczą nas producenci (oraz po wstępnym odfiltrowaniu fikcji, bełkotu i produktów jedynie udających to czym są**) znajdzie się zapach, który umili Wam słotę i mróz, rozwiewając swym przyjemnym aromatem jesienną depresję. Oprócz niezawodnej klasyki pokroju Givenchy Pi, Boucheron Jaipur, Clavin Klein Obsession for Men, Yves Saint Laurent Opium, Burberry London, Tom Ford Tobacco & Vanille, Ted Lapidus Black Soul, Cartier Must, Paco Rabanne 1 Milion Intense, pozwolę sobie przypomnieć o istnieniu poniższych:

**niestety gro zapachów oferowanych jako Intense, Extreme i Parfum (a więc dedykowanych chłodnej aurze) to tylko ściema i marketingowa wydmuszka, będąca jedynie bezczelnym zamachem na portfele nieświadomych przekrętu klientów.

Amouage – wprawdzie najnowsze wypusty raczej rozczarowują (głównie następującymi po sobie zbyt szybko premierami, co niestety przekłada się na jakość konceptów) – ale Jubilation XXV, Gold, Memoir i Honour, to kwintesencja najbardziej górnolotnego i spektakularnego warsztatu w kreacji, którym Amouage zapracowało sobie na swoją dotychczasową pozycję.

amouage-jubilation-xxv-eau-de-parfum-50ml

Armani raczej sygnuje niezobowiązujące i ciepłolubne świeżaki oraz casualowce, ale Eau de Nuit i Code Ultimate zdecydowanie reprezentują brzmienie, który chciałoby się nosić gdy chłodno.

Giorgio Armani Eau de Nuit

Azzaro ma do zaoferowania przyprawowego Visit i równie wytrawne co odrobinę oldskulowe Pour Homme i z tego co pamiętam oba zostawiały ~10 metrowe ogony.

azzaro__visit__100ml__edt__m

Balmain to niezbyt w Polszy znany brand, za to mający do zaoferowania totalnie odmiennie zaserwowane cytrusy w Monsieur oraz niebanalnego, suchego i diabelnie męskiego Carbone

balmain carbone

Bentley to kwintesencja jakości i dobrego smaku oraz brand, który przywrócił światu genialnego i nieodżałowanego Guci Pour Homme w postaci Bentleya Absolute. Ale jeśli Absolute wydaje się zbyt korzenny, to polecam zdecydowanie balsamicznego Men Intense lub odrobinę pikantnego i pomimo pewnej wtórności pachnącego nieziemsko, Infinite Intense.

Bentley Absolute For Men

Banana Republic Cordovan – ciężko go trafić i jest niezbyt trwały, ale jest przepięknym, iście świątecznym połączeniem cynamonu i figi – wręcz stworzonym na umilanie chłodów.

banana_republic_cordovan1

Bottega Veneta Pour Homme to prawdziwe objawienie i kwintesencja włoskiej finezji w kreacji – czego nie można powiedzieć o słabiutkiej i wcale nie ekstremalnej wersji Extreme.

Bottega Veneta pour Homme

Boucheron kocha ciężki, zawiesisty i esencjonalny orient, którego wybornym przykładem są ciepłe i pełne przepychu Jaipur i Pour Homme.

Boucheron - Jaipur

Bugatti Design & Motion to jeden z tych zapachów, za którym uroniłem łzę (na wieść że go wycofali). Ma niesamowite brzmienie i powalającą trwałość oraz projekcję, wiec jeśli gdzieś znajdziecie jego niedobitki…

design-motion-bugatti

Burberry ostatnio bardzo się opuścił i skomercjalizował, ale w ofercie marki wciąż jest niedościgniony London – czyli kwintesencja i wzorzec zapachu idealnego na jesień i zimę.

burberry-london-eau-toilette-spray17789

Bvlgari ma w swojej ofercie ekstremalnie drzewnego Man i cudownie balsamicznego Man in Black EdP, więc jeśli szukacie czegoś na chłody, to polecam tę dwójkę.

Bvlgari Man In Black

Calvin Klein to przede wszystkim obłędny Obsession for Men oraz dyskretny Dark Obsession, ociekający apetyczną słodyczą The One Shock, esencjonalne Euphoria Intense i Intense Gold oraz delikatny Revel, więc jest z czego wybierać.

calvin-klein-obsession-for-men

Cartier też Was rozpieści, jak nie całorocznym Declaration, to ciepłym i różanym Declaration d’Un Soir, niesamowicie gorącym Santos’em, orientalnym Pashą oraz równie zniewalającymi co trudno w Polsce osiągalnymi Must i Must Essence

Cartier Must

CB I Hate Perfume to w sumie nisza ekstremalna i arcy trudno dostępna, ale porywająco autentyczny zapach palonych jesienią liści w Burning Leaves i ciepła woń terpentyny w Russian Caravan Tea, są warte zachodu by je zdobyć…

CB I Hate Perfume - Burning Leaves

Cerruti nie wiedzieć czemu nie święci trumfów w światowej stolicy kebaba, więc przypominam o istnieniu niesamowitego 1881 Bella Note.

Cerruti 1881 - Bella Notte Man

Chanel – najchętniej w ciemno wspomniałbym o Antaeusie i Egoiste, ale w świetle tego czym są teraz i ich parametrów, nie wiem czy po ostatnich reformulacjach wypada je rekomendować… Ale na pewno warto wspomnieć o Chanel Coromandel i Sycomore z linii Les Exclusifs de Chanel, które pachną po prostu nieziemsko…

chanel coromandel

Christian Lacroix Tumulte, to kwintesencja rozgrzewającej, balsamiczno apetycznej – bo skąpanej w szlachetnych żywicach oraz śliwkowym labdanum kompozycji na jesień i zimę.

Tumulte Homme

Comme des Garcons – w CdG kochają kadzidło i tworzą na jego kanwie kompozycje wprost stworzone pod rozświetlanie chłodu. Że wspomnę tylko nieziemską serię Incense (wszystkie pięć) oraz Man2, pieprzny Black i niesamowicie drzewny Wonderwood.

Comme des Garcons Black

Cristiano Ronaldo Legacy, to niewątpliwie jedna z lepszych premier roku i zarazem zapachów komercyjnych, więc z czystym sumieniem polecam.

Cristiano Ronaldo – Legacy

Custo Barleona Custo wprawdzie na kilometr trąci odgapiostwem od Le Male, ale jest równie skuteczny na mróz za oknem, co oryginał…

Custo-Barcelona-Man-edtDavid Beckham Homme i kropka. Nie ma lepiej skrojonego, bardziej finezyjnego i szybciej zdzierającego majtki z płci przeciwnej drewniaka z tej klasie na rynku i koniec!

David Beckham Homme

Davidoff Champion może nie jest najbardziej jesiennym zapachem ever, za to jest diabelnie skuteczny i energetyzujący, a to się zawsze sprawdza na rozgrzewkę. Warto też wspomnieć o równie rozgrzewającym co nośnym Zino – bo prześliczny, ale niestety słabowity Horizon, raczej się w chłody nie sprawdzi.

Davidoff Zino

Demeter Prune będzie idealnym dodatkiem do świątecznego sweterka z reniferem i czapki św. Mikołaja, ponieważ pachnie dosłownie świątecznym piernikiem ze śliwkami, mniam!.

Demeter Prune

Diesel Olny The Brave Tatoo i Zero Plus Masculine sprawdzą się wyśmienicie. Pierwszy jest utrzymany w bogatej konwencji Paco 1 Milion, zaś drugi pachnie głównie cynamonem.

Diesel - Only The Brave Tattoo

Dior bawi i cieszy cały rok, a klasyczny Fahrenheit (plus wersja Parfum), balsamiczno kadzidlany Absolute z łatwością umilą chłód i mrok. Warto też wspomnieć o zacnej rodzinie Homme (wszystko poza Sport i Cologne) oraz Eau Sauvage Extreme, który w przeciwieństwie do leszczowatego Sauvage, pachnie nawet przy -30 stopniach😉

Dior - Homme Parfum

DKNY w sumie nie ma wiele do zaoferowania poza Men, pachnącym łudząco podobnie do Dior Eau Sauvage Extreme i kultowej już „pościelówyBlack Cashmere. W teorii BC zapach jest damski, ale w praktyce jest bardziej męski niż większość dedykowanych mężczyznom nowości.

blackcashmere_edpspray_w

Dolce & Gabbana, to przede wszystkim Pour Homme Intenso, klasyczny Pour Homme (jeśli zadowoli Was trwałość i projekcja wersji bieżącej) i zmysłowy The One Gentleman.

Dolce & Gabbana - Pour Homme Intenso

Dsquared2 robi głównie purystyczno drzewne świeżaki, ale w ich ofercie jest również Potion (EdT i EdP), więc wpierw przymierzcie, który Wam bardziej przypasuje…

potion

Dunhill to ze względu na krzywdzącą i niemiarodajną segmentację „drogeryjny massmarket„, ale marka ma do zaoferowania więcej niż nie jeden wysoko lokowany brand komercyjny – w tym naprawdę niezłego Brown, więc obniuchajcie…

dunhill brown for men 01

Eau d’Italie to niezbyt znana nisza, ale ich nieziemski korzenno balsamiczny Baume du Doge to prawdziwe cudeńko.

43211

Emanuae Ungaro, to przede wszystkim niesamowity Ungaro III i osnuty oraz ociekający magią ISO E Super, Ungaro Man

emanuel ungaro III 04

Escentric Molecules – a skoro już jesteśmy przy magii ISO E Super, to czy można nie wspomnień o arcy zniewalających Molecule 01 i nieco bardziej industrialny Molecule 02

Molecule 01 - Escentric Molecules

Etat Libre d`Orange ma w ofercie całkiem sporo zapachów godnych uświetniania nimi jesieni, ale opisałem jedynie Tom of Finland, choć wspomnę Wam jeszcze o Rien.

Etat Libre d`Orange - Tom of Finland EdP

Farmacia SS to brand który kojarzymy głównie z niefortunnego połączenia liter S, w nazwie – ale mają w ofercie Annunziata Isos, zapach wprost stworzony na jesień i zimę.

Isos

Floris również nie wywołuje swą nazwą ekscytacji nad Wisłą, ale jeśli zobaczycie gdzieś ich testery – to polecam Wam niekoniecznie sandałowego Santal’a, również dlatego, że przypomina nieodżałowane męskie Gucci Envy.

Floris Santal

Givenchy to nie tylko legendarne Pi, ale i całkiem niezły Only Intense oraz przyjemy w noszeniu Play Intense.

Givenchy Play Intense edt 03

Gucci – aktualnie nie oferuje kompletnie nic, co nadawałoby się do noszenia jesienią i zimą – za co możemy podziękować min. Fridzie Giannini, na szczęście już byłej dyrektor kreatywnej domu mody Gucci. Ale warto wspomnieć o wielkich nieobecnych (choć czasem jeszcze osiągalnych), czyli Gucci Pour Homme (dziś jako Bentley Absolute), Gucci Envy (dziś jako Floris Santal) oraz Rush (podobnie pachnie któryś z króliczków od Rouge Bunny Rouge), które przepięknie rozświetlały sobą chłód i mrok…

gucci-pour-homme

Guy Laroche to przede wszystkim fantastycznie skrojony Drakkar Noir, pachnący całkiem podobnie do Ungaro III, jeśli to pomoże Wam jako rekomendacja.😉

Guy Laroche - Drakkar noir

Guerlain to w świecie perfum marka ikoniczna i legendarna, ale ostatnio wdepnęła w krótkowzroczną politykę serwowania swym klientom koniunkturalnego badziewia. Nie powinno więc nikogo dziwić, że w temacie zapachów na jesień i zimę, mają do zaoferowania wyłącznie swój klasyczny i leciwy dorobek. A że mowa o niesamowitych i ponadczasowych L’Instant, Habit Rouge, Heritage oraz ultra wszechstronnym Vetiver – więc nie będziecie zawiedzeni.

Guerlain - L'Instant de Guerlain pour Homme Eau Extreme

Hermes jest głownie kojarzony przez pryzmat ultra zwiewnych i skrajnie minimalistycznych arcydzieł Jean Claude’a Elleny (ogródki i colognes) – co nie znaczy, że jesienią i zimą zostajemy na lodzie. Nawet na mrozie, ze względu na swą nośność i charyzmę sprawdzą się Terre d’Hermes (zarówno EdT i EdP), Voyage EdP oraz klasyczne i ultra męskie Rocabar i Bel Ami.

hermes voyage parfum 03

Hugo Boss oferuje pierdylion zapachów, w tym Intense i Extreme – ale Wasza uwaga powinna się przede wszystkim skupić, na kultowym i ponadczasowym Bottled i bardzo udanym Bottled Intense.

Boss Bottled

Jesus Del Pozo stworzył nieziemsko pachnące Arabian Nights, bardzo orientalne i modne – ale pachnące przepięknie i w przeciwieństwie do większości oferty rynkowej, naprawdę warte uwagi…

Jesus Del Pozo - Arabian Nights

Jacques Bogart ma ws swojej ofercie nieco oldskulowego tonkowego killera, czyli Pour Homme. Śmiem twierdzić, że te perfumy wygrają konfrontację nawet z ciekłym azotem…🙂

bogart-pour-homme

James Heeley stworzył skostniałego i wyniosłego Cardinal’a – ale, że jesień i zima kochają kadzidło w każdej postaci, to pokochają miłością bliźniego i Kardynała

cardinal-heeley

Jean Paul Gaultier, to 267 identycznie pachnących zapachów, z dopiskiem Le Male w nazwie – ale poza klasykiem, polecę Wam jeszcze wysublimowanego i naprawdę ciekawszego Ultra Male.

Jean Paul Gaultier - Ultra Male

Joop! to w sumie klasyczny i niezatapialny Homme i koniec…

joop-homme-woda-toaletowa-75-ml_0_b

Jovoy Paris są drodzy, pretensjonalni i snobistyczni, ale jest to jeden z nielicznych przykładów niszy tworzącej pełną gębą i wartą każdego grosika, którego krzyczą za swoje wyroby! Opisałem zaledwie wycinek ich oferty, ale wszystko to sprawdzi się jesienią i zimą wprost wybornie.

Jovoy - Les Jeux Sont Faits

Juicy Couture mają w ofercie Dirty English – łobuza, który naprawdę daje radę rozbawić, gdy człowieka dopadnie jesienna chandra.

DirtyEnglish_M_1

Kenzo to nie tylko piżmowo, ozonowe, wodne świeżaki i siekiery na wiosnę i lato – ale i wybornie spisujący się jesienią ortodoksyjnie drzewny Boisee i przypominający Davidoffa Zino, Jungle.

Kenzo_Homme_Boisee

Kilian wprawdzie sprzedał się niedawno gigantowi Estee Lauder, ale w ofercie marki wciąż pozostają perełki pokroju Straight to Heaven oraz Asian Tales Sacred Wood

Straight to Heaven

L’Artisan Parfumeur ostatnio mocno przerzedził swoją ofertę, wycinając część tematycznej klasyki, min Tea for Two – ale jeśli będziecie mieć okazję powąchać Premier Figuier Extreme lub nieziemskiego Al Oudh, to gorąco polecam jesienne propozycje tej prawdziwie niszowej marki.

L'Artisan Parfumeur - Tea for Two

Piver przy okazji niedawnych reformulacji niestety zszedł na psy z jakością – ale w moim odczuciu nad Cuir (dawniej Cuir de Russie) wciąż warto się pochylić, a zwłaszcza o tej porze roku…

L.T. Piver - Cuir EdT

Lacoste – tylko Challange. Wprawdzie nie jest to klasyczny zapach na zimę, ale wziąwszy pod uwagę całokształt oferty tej marki, ten ma największe jaja, dynamikę, klasę i polot…

Lacoste Challenge Men

Lalique oferuje to, co tygryski kochają najbardziej, a więc na przystawkę pachnący zawsze wyśmienicie, klasyczny Encre Noire i jego wersja L’Extreme – choć ten może w przypadku dużych mrozów rozczarować (co ze względu na specyfikę EdP i Pafum, nie powinno nikogo dziwić) oraz Hommage, Hommage Voyageur i na koniec majerankowy Equus. Gwarantuję, że w ofercie Lalique, każdy znajdzie coś dla siebie i na każdą porę roku.

Lalique - Encre Noire EdT

Lanvin to nieziemsko tonkowy Avant Garde i styknie…

Lanvin Avant Garde

Laura Biagiotti – ni mniej ni więcej, Roma. Słodka i w ciepłe pory roku zwalista, za to zimą i jesienią pachnie wprost czarująco.

Laura Biagiotti Roma Uomo

LM Parfums tak wiem, w tym całym pokłosiu po oudomanii, trudno polecić oud niebanalny i niepowtarzalny – ale Black Oud zdaje się być właśnie takim ujęciem, tej szlachetnej ingrediencji.

LM Parfums - Black Oud

Loewe to przede wszystkim klasyczne goździkowe 7, genialne i zarazem naprawdę balsamiczno goździkowe 7 Anonimo i jakby komuś było mało lub miał alergię na gluten i goździki – gorrrące Solo Absoluto!

loewe-7-anonimo

Lolita Lempicka w zasadzie wszystko robi słodkie i pod zimową aurę, ale Illusions Noires Au Masculin Eau de Minuit i Eau de Masculin, zdają się być tego kwintesencją.

Lolita Lempicka - Illusions Noires Au Masculin Eau de Minuit

Lubin w zasadzie żyje ze sprzedaży jednych perfum, Idole de Lubin i ich wersja perfumowana to ponoć jeden z największych niszowych hitów i jednocześnie jedna z bardziej strawnych i uniwersalnych propozycji na ukojenie jesiennej chandry.

12780_1

Maurer & Wirtz choć z nazwy nie kojarzony przez nikogo, oferuje nam Tabac – czyli jeden z ciekawszych, cieplejszych i skuteczniejszych zapachów na rozgrzewkę, w cenie około 2 groszy.😉

en-ucuz-tabac-original-edt-100-ml-erkek-parfumu_16926114

Marc Jacobs z perspektywy czasu doszedłem do wniosku, że pieprzowy aż do bólu Bang!, to są naprawdę niezłe perfumy.

marc-jacobs-bang-100ml-woda-toaletowa-m-marc-jacobs-bang_0_b

Mont Blanc produkuje Presence, cudowne i arcy przyjemne perfumy z wyczuwalną nutką anyżu, które są prawdziwym balsamem na zimno…

mont blanc presence old 01

Montale ma w ofercie około miliarda perfum, w tym 990 milionów oudowców – ale prawdziwe perełki też im się trafiły, w tym arcy niebanalne Patchouli Leaves i Blue Amber

Montale - Blue Amber

M.Micallef oferuje wiele zapachów, ale słodkawy i drzewny Gaiac wydaje się najbardziej stosowny na jesienną słotę.

miccalef-gaiac

Narciso Rodriguez dosłownie wbił mnie w ziemię swym najnowszym for Him Bleu Noir, więc i Wam polecam dać się nim zmiażdżyć😉

Narciso Rodriguez - Narciso Rodriguez for Him Bleu Noir

Nasomatto to marka na którą posiadam swoistą alergię (jak na wszystko z przerostem amazingu i ideologi nad treścią), ale Black Afgano mimo wszystko warto polecić.

Black+Afgano

Norma Kamali – Incense, bo jak nie teraz to kiedy?, bo jak nie Wy, to kto? – że pozwolę sobie zacytować J.F.Kennedy’ego, w obliczu jednej z najbardziej ekstremalnych i zarazem jesiennych kompozycji niszowych ever!

Norma Kamali Incense

Olfactive Studio zmajstrowało przed paru laty Ombre Indigo – jeden z ładniejszych, bardziej nietuzinkowych, noszalnych i ekstremalnie balsamicznych zapachów w nurcie niszy nowoczesnej.

Olfactive Studio Ombre Indigo

Olivier Durbano to moim zdaniem jego „święta trójca„, czyli Black Tourmalin, Rock Cristal i Heliotrop… the end

Olivier Durbano - Turmaline Noir

Olympic Orchids Artisan Perfumes DEV #2: The Main Act – bo jeśli kochaliście Saharę Noir Toma Forda, to przedstawiam Wam jej wciąż produkowaną kontynuację.

Olympic Orchids Artisan Perfumes - DEV #2 The Main Act EdP

Paco Rabanne 1 Milion choć trochu wulgarne i kiczowate, jest też wypustem ikonicznym – za co należy mu się miejsce w panteonie perfumeryjnych legend. Więc tym bardziej warto polecić i zarekomendować jego szlachetniejsze i bardziej dopracowane wersje, czyli Intense oraz najnowszego Prive.

paco-rabanne-1-million-prive

Parfum d’Empire to gęste, zmysłowe i esencjonalne Ambre Russe, Wazamba, Aziyade i Cuir Ottoman, które z łatwością rozświetlą mroki najbardziej przygnębiającej jesieni…

01CuirOttoman

Paul Smith Man i Man 2, czyli gdzie diabeł nie mógł posłać min. Armaniego Eau de Nuit i Diora Homme (plus mniej więcej kilkanaście innych), tam posłał Paula Smitha

Paul Smith - Man 2 EdT

Piotr Czarnecki Sensei EdP, czyli zapach z naszego rodzimego podwórka, a którego nie powstydziłaby się komercyjna nisza…

Piotr Czarnecki Sensei EdP

Prada to w zasadzie wyłącznie Amber Pour Homme i zapomnijcie o wersji rzekomo „Intense„…

prada-amber-pour-homme-eau-toilette-spray216533

Pro Fumum Roma to kwintesencja tego, czym nisza być powinna w kontekście jakości – i zarazem nirwana dla miłośników szlachetnych żywic, których Arso, Tundra i Olibanum są żywym ucieleśnieniem.

Pro Fumum Roma - Olibanum

Rasasi to przede wszystkim tytoniowo miodowy Dhanal Oudh Nashwah, truskawkowo oudowy Dhan Al Oudh Al Nokhba i tytoniowo piżmowy La Yuqawam Tobacco Blaze.

Rasasi - Dhanal Oudh Nashwah

Robert Piguet to marka, która kompletnie nic nikomu nie mówi – więc po prostu powąchajcie jego Bois Noir i Casbah

Robert Piguet - Bois Noir

Rouge Bunny Rouge – wprawdzie z braku próbek recenzje premierowych trojaczków po dziś dzień nie doczekały się publikacji na blogu, ale ZDECYDOWANIE warto odnotować ich istnienie i poznać je na własne nozdrza😉

Rouge Bunny Rouge

Rochas ma w ofercie niepozorny i niezbyt męski przez wzgląd na flakon Man, ale to jeden z najpiękniejszych pościelowych ściemniaczy i rozpinaczy staników jaki istnieje na rynku…😉

rochas man 01

Serge Lutens L’orpheline, Serge Noir oraz jeśli Serge jeszcze do reszty nie oszalał i wciąż łaskawie produkuje: Ambre Sultan, Fille en Aiguilles, Russe, Fleurs d’Oranger, Fumerie Turque, Borneo, Five O’Clock au Gingembre, Clair de Musc i inne, bo trudno o swego czasu równie charyzmatyczną i twórczą markę niszową.

Serge Lutens - L'orpheline

Syed Junaid Alam Rasikh to zapach, który w obrębie jednego flakonu połączył dwa teoretycznie niemożliwe do połączenia światy, więc polecam!

Rasikh

Ted LapidusBlack Soul i Black Soul Imperiale, konkretnie i na temat!.

ted lapidus black soul imperiale

Thierry Mugler tak jak Pratchett, czy twórcy Star Wars i Star Treka, stworzył swoje własne uniwersum, w którym mocno odciśnięto jego czekoladowo kawowo paczulowe piętno – więc więc w zasadzie każdy zapach z pod znaku A*Men, nada się do walki z demonami chłodu i mrocznej strony doby…

Thierry Mugler – AMen Les Parfums de Cuir Pure Leather

Tom Ford, jestem na siebie zły, że tak słabo i lakonicznie poznałem dość obszerną ofertę Forda, ale Tobacco Vanille, Black Orchid i nieodżałowaną Sahara Noir powinien poznać każdy… Ze szczególnym naciskiem na Tobacco Vanille, bo ta niemiłosiernie żywotna i wszędobylska siekiera została chyba stworzona, do walki ze skutkami jesieni i zimy😉

tom ford tobacco vanille 100 ml

Valentino Uomo, to żywy przykład co w praktyce oznacza wyrafinowana i finezyjna włoska kompozycja…

Valentino Uomo

Versace Dreamer latem zabija i męczy, ale gdy za oknem chłodno i wszystko przestaje pachnieć – tonkowo lawendowy pacyfikator od Versace naprawdę daje radę…

VERSACE DREAMER

Viktor&Rolf zbłaźnił się pierwszą „przyprawową bombą„, nudną i wtórną – za to Spicebomb Extreme to pełna rehabilitacja!

Viktor&Rolf - Spicebomb Extreme

Viktoria Minya Hedonist to zarażające optymizmem perfumy, pachnące latem i miodem, więc któż się im oprze?

Hedonist EdP

Yas Perfumes Al Malaki to zapach, który za sprawą swego czarującego bukietu – poradzi sobie z jesienną depresją skuteczniej niż kilogram czekoladek, kot + koc i Dzienniki Bridget Jones…😉

Yas Perfumes - Al Malaki

Yves Saint Laurent dał nam ostatnio fantastyczne La Nuit de L’Homme L’Intense Eau de Parfum, a wcześniej kultowe choć reformuowane M7 Oud Absolu, Opium i Kouros’a, więc drżyj jesienna chandro!

Yves Saint Laurent - La Nuit de L'Homme L'Intense Eau de Parfum solo

Zirh Ikon pięknie uświetniał sobą jesień, ale dziś trudno o jego pierwotną odsłonę z magnetycznym metalowym korkiem…

zirth - ikon

więcej grzechów nie pamiętam…😉 Mam świadomość, że wielu murowanych hitów i klasyków zabrakło w niniejszym zestawieniu – ale powtarzam, że chodzi o rekomendacje zapachów opisanych wcześniej na łamach tego bloga.


Tagged: blog o perfumach, ciekawe propozycje zapachowe na chłodne pory roku, czym pachnieć gdy zimno i plucha, czym perfumować się jesienią i zimą, jakich perfum używać jesienią i zimą, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy idealne na chłód i mróz, perfumy idealne na prezent, perfumy męskie, propozycje perfum na chłodne pory roku, recenzja perfum, recenzje perfum..., zapachy idealne na jesień i zimę, zestawienie perfum męskich na jesień i zimę

Paco Rabanne – Invictus Aqua, czyli Polopiryna Extreme…

$
0
0

Zauważyliście że ostatnimi czasy, producenci leków zmienili taktykę?. Pewnie po spadających słupkach sprzedaży „suplementów diety„, wykminili, że klienci połapali się, w czym tkwi różnica pomiędzy lekiem, a suplementem diety. Stąd reklamy coraz częściej „dobitnie podkreślają”, iż chodzi o LEK, a nie suplement – aby rzesze hipochondryków i potencjalnych klientów, poczuły się bardziej przekonane co do ich efektywności.😉 A skoro już jesteśmy przy lekach, to zauważyłem, że perfumeryjna moda na „Intense” dosięgła również nazewnictwa środków farmaceutycznych. Max, Forte i Duo są już passe – bo oto będąc niedawno u przyjaciół, z wypiekami na twarzy śledziłem reklamę, uwaga: Bilobilu Intense😉 Czekam zatem na Polopirynę Extreme, Rutinoscorbin Night Intense i syrop z wyciągiem z oudu i miłorzębu… Strach pomyśleć co to będzie, gdy zintensyfikują Viagrę🙂

paco-rabanne-invictus-aqua

 

Ale do meritum… A więc pierwszy Invictus był tak dennym, miernym i zarazem nachalnie reklamowanym zamachem na portfele klientów – iż w ogóle olałem jego opisanie, ograniczając się tu i ówdzie do wtrącenia lakonicznego, „ku przestrodze„. Wiecie, nie tykaj g… to nie będzie śmierdzieć, a naturalna selekcja sprawi, że pomimo dziesiątków milionów wpakowanych w marketing tego badziewia, ludzie szybko o nim zapomną. Niestety marketingowcy od Paco też mają świadomość, że na dłuższą metę trupa/niewypału reanimować się nie da – więc przystąpili do kontrataku, wypuszczając Invictusa Aqua. Kij że jesienią, wszak reklamy T-Mobile i Coca Cola podcierają się, tfu posiłkują się akcentami świątecznymi, już od połowy listopada – więc czemu nie wypuścić letniego świeżaka już zimą?…😉

paco-rabanne-invictus-aqua-box

 

Jedno można zaliczyć Invictusowi Aqua na plus, a mianowicie posiada potężną projekcję i moc rażenia porównywalną z największymi świeżakowymi killerami, od Armaniego i Bvlgari oraz Bentleyem Azure – bo w sumie to bukiet tego ostatniego, najmocniej Invictus Aqua przypomina. Również projekcja Aquy jest chwilami tak monumentalna, że aż przytłaczająca – i tu również kłania się w pas analogia, do wspomnianego Bentleya. Nie, nie twierdzę że są identyczne, ale pod względem monumentalizmu z jakimi je wyrażono, są bardzo podobne. Niestety to koniec superlatyw, bo już pod względem tematyki, Aqua jest porażająco wtórna, nudna i nie wnosi sobą absolutnie nic nowego. Ot ktoś sklonował jedno z najpopularniejszych połączeń aromatycznych ziół i przypraw, jakim wybrzmiewają ultra poprawnie politycznie casualowce i próbuje to sprzedać z kompletnie nieadekwatną nazwą Aqua… Powiem wprost, te perfumy nie mają z wodą absolutnie nic wspólnego…

paco-rabanne-invictus-aqua-reklama

Ale z dwojga złego lepiej w tę stronę, bo w moim odczuciu „niedoszacowanie„, zawsze wygląda lepiej niż przesadne epatowanie nieadekwatnym nazewnictwem, aka Intense, Extreme. Invictus Aqua to tak naprawdę kolejny klon Bentleya Azure, Beckhama Classic, Hugo Bossa The Scent i kilkudziesięciu innych przyprawowy ziołowych casualowców z przytupem, nieco narowistych i pozornie temperamentnych – ale i stosunkowo szybko wytracających swój początkowy impet. Pachnie to to poprawnie, ba wręcz dobrze i doprawdy nie sposób przyczepić się do wykonania tych perfum – poza wspomnianą wtórnością.

paco-rabanne-invictus-aqua-reklama-2

Schyłek kompozycji jest stosunkowo cichy, mętny i nijaki, jak przystało na nowożytne koncepty, silące się na ambrowo balsamiczny sznyt – więc po prostu przemilczę to niezbyt ciekawe stadium. Oczywiście zapach reklamuje „wydziarana golizna„, bo jakby było inaczej oraz co odbieram jako szczególnie rażące – pierdoły i dyrdymały w wykazie nut!. Chciałbym wiedzieć co to jest „drewno bursztynowe„, bo pierwsze słyszę o takowym gatunku i jeśli nie jest to błąd w tłumaczeniu jakiegoś stażysty w agencji PR, która „wysmażyła” to arcy kreatywne dossier – chciałbym poznać więcej informacji, na temat występowania tego równie mistycznego co „pierdy jednorożca„, składnika… Ale pewnie okaże się, że „drewno bursztynowe” to wynalazek pokroju „drewna kaszmirowego„, czy innej „praliny” – będącej jedynie przerostem marketingu nad treścią…🙂paco-rabanne-invictus-aqua-edt

rok wodowania: 2016

nos: anonimowy farmaceuta

projekcja: wpierw monstrualna, z czasem dobra

trwałość: uczciwa

Głowa: yuzu, grejpfrut, różowy pieprz,
Serce: woda morska, liść fiołka,
Baza: ambra, drzewo bursztynowe, drzewo gwajakowe,


Tagged: ambra, blog o perfumach, całkiem udany i neutralny casualowiec, drzewo bursztynowe, drzewo gwajakowe, grejpfrut, liść fiołka, nowe perfumy od Paco Rabanne, o perfumach, opis perfum, Paco Rabanne - Invictus Aqua, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, różowy pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, woda morska, yuzu, zapach podobny do Bentley Azure

Cartier – Eau de Cartier Vetiver Bleu, czyli OMG!

$
0
0

Na wstępie przepraszam za nikłą ostatnimi czasy ilość wpisów, ale niedawne przeziębienie, życie towarzyskie i praca zawodowa nader skutecznie absorbują mój czas. A teraz pora na akty strzeliste, peany i egzaltację ubiegłoroczną premierą Cartiera – czyli Vetiver Bleu. Oj oj oj!, coś mi się widzi, że znalazłem genialne wypełnienie niszy, pomiędzy Cartier Roadster, Pradą Infusion de Vetiver, a Lalique Hommage L’Homme Voyageur! Wszystkie trzy są zjawiskowo piękne, zacne, zniewalające, arcy finezyjne i absolutnie wysmakowane – a ich hipotetyczna hybryda, powinna w moim mniemaniu pachnieć właśnie tak!. Uwierzylibyście, że pomiędzy tymi trzema, arcy wymuskanymi i wykwintnymi kompozycjami, wciąż znalazło się miejsce dla czwartego gracza?

cartier-eau-de-cartier-vetiver-bleu

Ależ TAK!!!. Wyrażone z iście włoskim polotem i niewymuszoną elegancją, porywające, szlachetne, no po prostu orgazmistyczne połączenie vetivery, mięty i ambrette/heliotropu – dało coś, co stanowi kwintesencję tych trzech pachnideł i zarazem wariację, godną zestawienia z każdym z nich z osobna!. Obcując z czymś tak pięknym, tak porywająco lekkim, wyśrubowanym, wysmakowanym i poruszającym finezją i delikatnością z jaką wyartykułowano każdy detal bukietu – aż trudno uwierzyć, że w 2016 roku Cartier wypuścił też gniota pokroju L’Envol… Ja rozumiem, że można mieć słabsze kompozycje w portfolio, bo choć zawsze ceniłem Cartiera za jakość ich wysmakowanych konceptów – to L’Envol autentycznie postrzegam w kategorii katastrofy, wypadku lub sabotażu…

cartier-eau-de-cartier-vetiver-bleu-reklama

Ale wróćmy do rzeczy przyjemnych, czyli zaznajomimy się z lekkim i cudnej urody bukietem Vetiver Bleu. O dziwo nie czuję tu wymienionej w oficjalnym wykazie nut lukrecji, za to wyraźnie czuje przemilczane ambrette – to samo, które stanowi oś i esencję bukietów zarówno wspomnianego Lalique Hommage Voyageur oraz w bardziej esencjonalnej i wylewnej formie u Olfactive Studio Ombre Indigo. Owo słodkie, nieco marchewkowo ołówkowe i ambrowe zarazem ambrette, dopełniono wytrawnością przede wszystkim korzenia (a nie liści) vetivery. Tutejszą vetiverę zaserwowano na ciepło, bez konotacji „piwniczno ziemistych” i w wysokim stężeniu – więc razem z lekko ołówkowym ambrette i/lub ambroxanem, tworzą doskonale uzupełniający się duet – wybrzmiewający w nadrzędnej, równej, bardzo spójnej i diabelnie przyjemnej tonacji. Odnoszę wrażenie, że w tle formuły zawarto również niewielką domieszkę jakiegoś „drzewnego konglomeratu” o wybitnie syntetycznym rodowodzie, acz stanowiącym całkiem niezłe dopełnienie dla wątku przewodniego.

cartier-vetiver-bleu

Ale najbardziej budujące jest to, że ta subtelna równowaga pomiędzy świeżością ciepłej vetivery, a ambrette nie ulega zachwianiu, choć w tle pojawia się niezidentyfikowany akcent drzewny. Niezidentyfikowany i na wskroś lakoniczny, ale jego anonimowość nawet nie przeszkadza – wręcz przeciwnie, ładnie stapia się z nieszczególnie wylewnym krojem całości. W tym zapachu trudno też doszukiwać się tu podziału na tradycyjne akordy, bo choć zapach rzeczywiście w nieznacznym stopniu ewoluuje, to czyni to w stopniu kosmetycznym, ocierając się o formę monoscentu. Ale jeśli cenicie spokój, finezyjną stateczność i harmonię, bijącą od Hommage Voyageur, Ombre Indigo i Prady Infusion de Vetiver – to macie kolejnego milusińskiego, we właśnie tej tonacji…🙂cartier-eau-de-cartier-vetiver-bleu-edt

rok powstania: 2015

nos: nieznany wirtuoz

projekcja: bardzo dobra

trwałość: bardzo dobra

Głowa: mięta,
Serce: lukrecja,
Baza: wetyweria,


Tagged: blog o perfumach, Cartier - Eau de Cartier Vetiver Bleu, lukrecja, mięta, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy podobne do Prada Infusion de Vetiver i Lalique Hommage Voyageur, prześliczne perfumy z vetiverą i ambrette, recenzja perfum, recenzje perfum, wetyweria, śliczne perfumy na lato

Boucheron – Quatre Pour Homme, czyli po czwarte: zerwać z przeszłością!

$
0
0

Jedno jest pewne, stary, ciężki, męski i sążniście orientalny Boucheron, to już przeszłość. Wygląd flakonu oraz przede wszystkim brzmienie najnowszego Quatre Pour Homme reprezentuje odświeżony, unowocześniony, zeuropeizowany i niestety populistyczny aż do wyrzygania krój „pachnę czymś, ale nie wiadomo czym„. Więc obawiam się, że trudno będzie odróżnić pachnącego QPH mężczyznę, od statystycznego nosiciela dowolnego Hugo Bossa, Bruno Banani, czy Beckhama (z wyłączeniem epickiego Homme, który rozwala sobą system!). Żyjemy w wyjątkowo podłych czasach, gdzie dla łatwego i szybkiego pieniądza, producenci z łatwością odchodzą od jakości, ideałów i wypracowanych przez dekady standardów. Zwykle czynią to pod płaszczykiem dostosowania produktu do obowiązujących trendów i gustów nabywców – gdy tak naprawdę chodzi wyłącznie o maksymalizację przychodów, za wszelką cenę i po trupach!. Więc skoro Guerlain, czyli ikona perfumiarstwa wypuszcza koniunkturalne gnioty pokroju Ideal – to też raptowne odejście od wypracowanego przez Boucheron brzmienia, nie powinno nikogo dziwić…

boucheron-quatre-pour-homme

Szkoda tylko, że nikt z decydentów odpowiedzialnych za charakter kompozycji i tę nagłą zmianę image marki – nie zauważył, że nie każdy mężczyzna nosi rurki, brodę + fryzurkę rodem z Hitlerjugend i wpierdziela bezglutenowy hummus, zapijany latte z jagodami goji, na bez laktozowym i odtłuszczonym bawolim mleku (oczywiście wszystko fair trade i hand made)…😉 To co do niedawna postrzegano jako indywidualizm, inwencję, kreatywność i nietuzinkowość – dziś w wyniku ślepego i masowego powielania, staje się nużącym, monotonnym i nijakim. I właśnie takie są te perfumy – totalnie pozbawione swoistości i indywidualizmu. Niby nowe i starannie dostosowane do współczesnych standardów – czyli przyjemny, ale pozbawiony wyrazu i niczym szczególnym nie wyróżniający się bukiet + rozczarowujące parametry, w rezultacie dają sobą coś, co stapia się z szarym tłem, coś wokół czego przytłaczająca większość przejdzie obojętnie…

*macie częściej i więcej psikać, by producent więcej zarabiał na sprzedaży większej ilości flakonów…

boucheron-quatre-pour-homme-reklama

Nijaki, wtórny i pozbawiony jakichkolwiek indywidualnych, czy nietuzinkowych, a więc wartych zauważenia akcentów + zachowawczy flakon i sztampowy kolor cieczy = nijaki ulep… Nie potrafię zliczyć ile razy miałem styczność z tak skrojonym zapachem i jak bardzo mi się nie chce już tego rodzaju brzmień opisywać… Myślę, że bez większej straty od strony merytorycznym, mógłbym przekopiować lub podlinkować opis pierwszego z brzegu casualowca i nikt by się nie połapał, że leję wodę… Ale przecież nie oto chodzi, wszak ma być merytorycznie i na faktach. A więc Quatre pachnie przyjemnie acz banalnie i zachowawcze jak diabli. W otwarciu lekko cytrusowo i ze sporą domieszkę geranium** oraz przez chwilę rzeczywiście wyczuwalnym i nadającym wyraźnie wytrawny ton całej kompozycji, liściem fiołka. Ale już nieco godzinkę później, gdy zwyczajowo najgłośniejsza i najbogatsza w detale faza serca przebrzmi – to wszystko przygasa i ulega uzupełnieniu, o garść niezidentyfikowanych i równie lakonicznych co syntetycznych detali, emulujących drewno oraz równie umowne wtrącenia ambrowo balsamiczne. I już…

**będę się upierał, że z różą te perfumy nie mają nic wspólnego – z geranium pewnie też nie, bo zapewne jest to jakiś tani syntetyk, jedynie je emulujący…

boucheron-quatre-pour-homme-boucheron

Wprawdzie większość „Sebiksów i Januszy” powie, że to pachnie fajnie – owszem, ale jednocześnie Quatre pachnie tak bardzo wtórnie, nijako i tanio (massmarketowy sznyt i kiepskiej jakości składniki), że w/w i tak nie zapamiętają nazwy i kupią z rozpędu jakiegoś Bossa, czy Bruno Banani, bo przynajmniej kojarzą ich chwytliwe i pożądane nazwy. Winszuję zatem osobom odpowiedzialnym za charakter i jakość produktów sygnowanych logo Boucheron – tego iście epickiego postrzału w stopę. Właśnie zrównaliście się poziomem z równie nijaką, acz dużo bardziej rozpoznawalną konkurencją – bo kto spośród klienteli, o której portfele chcecie powalczyć, słyszał o jakimś tam Boucheron?. A Wam moi drodzy czytelnicy podszeptuję, że zdecydowanie nie warto – albowiem ze względu na krój i jakość kompozycji, pierwszy w brzegu Playboy, Mexx, Beckham Classic, Hugo The Scent, czy denny Azaro Wanted pachną podobnie i prawdopodobnie są też tańsze i trwalsze…boucheron-quatre-pour-homme-edt

rok powstania: 2015

nos: anonimowy coach and spin doctor, od rewolucyjnego zrywania z tradycją, dla wykręcania jedno sezonowych rekordów w Excelu

projekcja: wpierw dobra, później lakoniczna

trwałość: dostateczna

Głowa: cytryna, lima, liść fiołka,
Serce: jaśmin wielkolistny, róża,
Baza: cedr, drzewo kaszmirowe, piżmo,


Tagged: blog o perfumach, Boucheron - Quatre Pour Homme, cedr, cytryna, drzewo kaszmirowe, jaśmin wielkolistny, kiepski zapach, lima, liść fiołka, najnowsze perfumy od Boucheron, naprawdę słabe perfumy, nudne i wtórne perfumy, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, piżmo, róża, recenzja perfum, recenzje perfum

Avon Classic, czyli do trzech razy sztuka…

$
0
0

Dzisiejszy wpis będzie traktował o tym, jak sprzedać jedną formułę perfum, aż trzy razy. Oczywiście niepostrzeżenie i pod przykrywką trzech różnych i nijak niepowiązanych ze sobą marek. Już sam fakt współistnienia na rynku tego samego zapachu w aż trzech odsłonach jest zadziwiający – wszak zwykle są to góra bliźniaki i bywają nie do końca identyczne. W sumie to wcale się nie dziwię producentom, że sięgnięto po akurat tę recepturę, bo zapach jest naprawdę ładny, męski, elegancki i przy tym dyskretny i nienarzucający się – a więc idealnie wstrzeliwuje się w dzisiejsze trendy i realia. Wprawdzie lakoniczny wykaz nut zdradza niewiele o charakterze tych zmysłowych perfum – ale tu polecam zapoznać się z dużo obszerniejszym wykazem nut, zamieszczonym przez innego ich producenta🙂

avon-classic

Jeszcze dwa lata temu, nazwałbym go całkiem niezłym zamiennikiem/ zastępstwem dla nieodżałowanego Gucci Pour Homme, ale od kiedy powyższy został cudownie wskrzeszony przez Bentley’a, pod nazwą Absolute – dalsze szukanie dlań zamienników, stało się mym odczuciu kompletnie bezcelowe. Mówię rzecz jasna o (chronologicznie, tak jak je poznawałem) Próchniku Grom, Xoxoba Perfumerie Pour Homme i bohaterze dzisiejszego wpisu, Avon Classic. Wiem, że to nieprawdopodobne, ale w stosunkowo krótkim czasie i pod trzema różnymi szyldami – na rynku pojawił się jeden i ten sam zapach. Nawet kolor się zgadza, że o specyficznym kroju kompozycji i jej parametrach nie wspomnę.

prochnik-grom

Mówcie co chcecie, ale ten specyficzny, piżmowo, pieprzono drzewno kadzidlany, suchy i pylisty oraz wyraźnie „ołówkowy” w odbiorze zapach, poznam wszędzie. Spośród trojaczków Próchnika, to właśnie Grom zrobił na mnie największe wrażenie, później opisałem go ponownie – tym razem pod szyldem również rodzimego Xoxoba i dosłownie na dniach, kolega przyniósł mi flakon Classica. Wręczył mi go ze słowami: „może zainteresuje cię taniutki wynalazek od Avona, o nikłej projekcji i słabowitej trwałości„, ale w jego odczuciu wart poznania… No i trafił w dziesiątkę, bo wprawdzie zapach jest rzeczywiście z gatunku niezbyt wylewnych – ale toż to Grom/Xoxoba we własnej osobie, tyle że pod szyldem Avonu😉 I co najistotniejsze, jest owszem dyskretny, ale na pewno nie można mu zarzucić kiepskiej trwałości, gdyż u mnie pociągnął przeszło 8 godzin, wybrzmiewając przy tym pełnym bukietem.

xoxoba-pour-homme

Wybaczcie, że nie będę opisywał przymiotów bukietu Avon Classic, tylko odeślę Was do lektury Próchnika i Xoxoba Parfumerie. W moim odczuciu to jeden i ten sam zapach i tak naprawdę jedynym sensownym kryterium decydującym o tym którego z nich wybrać, jest cena. Wprawdzie Próchnik ostatnimi czasy znacznie obniżył cenę Groma, ale do niecałych 50 zł za Avon Classic jeszcze im brakuje. Z tym że Avon to pojemność 75 ml, zaś Grom i Pour Homme mają po 100 ml. Przy tym ostatnim producent deklaruje iż jest to EDP, choć osobiście różnicy w brzmieniu pomiędzy nim, a konkurencyjnymi EDT nie czuję. Z tym, że nawet przeliczając cenę Avonu dla pojemności 100 ml i tak wychodzi najtaniej z całej trójki… Moja rekomendacja, za te pieniądze brać i chomikować na czarną godzinę – bo jak wiadomo Avon częściej zmienia paletę produktów, niż niektórzy bieliznę🙂avon-classic-edt

rok powstania: 2016

nos: jakiś hurtowy powielacz receptur

projekcja: dobra

trwałość: bardzo dobra

Skład: imbir, olejek olibanowy, piżmo,


Tagged: Avon Classic, bardzo przyjemny i tani zapach, blog o perfumach, imbir, najnowsze perfumy Avon, o perfumach, olejek olibanowy, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy pachnące identyznie co Próchnik Grych i Xoxoba Pour Homme, piżmo, recenzja perfum, recenzje perfum, zapach podobny do Gucci Pour Homme, śliczny i męski zapach pachnący jak ołówek
Viewing all 427 articles
Browse latest View live