Wielka niespodzianka i mega pozytywne zaskoczenie, szczególnie po poznaniu śmiertelnie nudnego i porażająco nijakiego Midnight in Paris*… poniekąd Bois d’Iris i Midnight in Paris łączy pewne podobieństwo stylistycznie, szczególnie w kontekście łagodności i otulającej delikatności, z jaką wybrzmiewają w swej dojrzałej postaci – ale to Bois d’Iris jest tym udanym i prawdziwie porywającym… oto przepiękna hybryda Balmain Carbone z Diorem Homme w jednej flaszce, więc przepraszam na chwilę – pójdę tylko poszukać drugiego kapcia, z których wyskoczyłem, gdy powąchałem te perfumy po raz pierwszy…
*niektóre zwłoki mają w sobie więcej temperamentu, niż te perfumy…
Podobno te perfumy są dla kobiet, ale szczerze?… Midnight in Paris for Men sygnuje się z myślą o panach, ale jakoś tej męskości w nich nie czuć… perfumy nie mają płci, za to mają ją ich nosiciele i to skóra nosiciela nadaje ostateczny wydźwięk i szlif, każdym zaaplikowanym na nią perfumom… im dłużej obserwuję ten fenomen, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to płeć nosiciela definiuje i nadaje ostateczny ton brzmieniu zapachu – a nie dopisek producenta, próbujący odgórnie przypisać produkt do określonego segmentu… nie raz spotkałem się z przypadkiem, gdy damskie perfumy z przepięknym skutkiem nosił pan – a panie chętnie i świadomie sięgają po zapachy męskie… w końcu nie mamy wypisane na czole czego użyliśmy, bo liczy się efekt końcowy i nasze dobre samopoczucie…
A może sekret ponadprzeciętnego wyrafinowania i fenomenaliści tych perfum, tkwi właśnie w owym Collection Extraordinaire?… o ile od mainstreamu tej marki wieje nudą i bezpłciowością, jak od przeciętnego La Nuit z serii L’Homme od YSL – to te perfumy pachną zupełnie inaczej… pomimo iż są wysublimowane i powściągliwe (wyraźnie kremowo balsamiczne) – mają jaja, polot i klasę i pachną o niebo lepiej i pełniej niż metroseksualne siuśki, które Van Cleef & Arpels serwuje swojej mainstreamowej, męskiej klienteli… nie bez powodu wspominam o ponadprzeciętnej stylistyce tych perfum w kontekście Collection Extraordinaire – bo nie od dziś wiadomo, że presja i brak swobody w kreacji ma ogromny wpływ na efekt końcowy pracy perfumiarza… Emilie Coppermann stworzyła między innymi bardzo przyzwoite Givenchy Play, Lalique Equus, Eau de Lalique i Lagerfeld Kapsule Floriental oraz porywającego Amouage Beloved Man – ale i niestety komercyjne i badziewne Ducati Men oraz ordynarne CH 212 VIP… widać więc, że stanowisko zleceniodawcy, budżet i target do którego trafić ma gotowy produkt, mają kluczowe znaczenie dla jakości aranżacji… mówiąc wprost Ducati zapłaciło za komercyjną chałę – zaś Van Clleef & Arpels oczekiwało czegoś poruszającego i właśnie to dostali…
W otwarciu czuć przygaszonego, korzennego, pylistego, suchego i delikatnie pudrowo muszkatowego irysa, podobnego do tego z Diora Homme, ale wąchanego w swej dojrzałej, częściowo przebrzmiałej fazie… w podobnej stylistyce wybrzmiewa Armanii Eau de Nuit, którego początkową fazę Bois d’Iris mi przypomina, z tym że to Van Cleef był pierwszy… Bois d’Iris podbarwiono subtelną słodyczą zmysłowych i otulających przypraw (cynamon, imbir, muszkat) i spowijającym całość, dymnym akcentem drzewno kadzidlanym… jeśli pominąć lekko pikantną nutkę świdrujących przypraw – Bois d`Iris zaczyna swój bieg, tak jak większość kompozycji kończy, włączając w to intensywny akcent balsamiczno ambrowy, ścielący się w tle kompozycji, niczym gruby, miękki kobierzec…
Początkowe bogactwo wysublimowanych i precyzyjnie osadzonych detali, dość szybko ulega przerzedzeniu, zapach wytraca swój początkowo impet (choć i tak umiarkowany jak na otwarcie) – redukując się do kadzidlano, drzewno, przyprawowej i balsamicznej słity – przypudrowanej z wierzchu lekkim irysem… zapach jest umiarkowanie słodki, lekko kawiarniany, przydymiony i bajecznie otulający… silne akcenty ambrowe pięknie uwypuklają i dopełniają tutejsze kadzidło i mirrę, której również nie żałowano – tworząc silnie orientalną, ale kompletnie wyzbytą agresji i ciężaru aranżację… w tle kwili delikatna wanilia i nieprzebrany ocean balsamicznej ambry – tak głęboki, że można się w nim utopić… z podobnym rozmachem zetknąłem się w Jovoy Ambre Premier, gdzie doświadczyłem bardzo podobnej i równie upojnej, stricte ambrowej aranżacji… dla miłośników wylewnej, obfitej, przydymionej kadzidłem – dosłownie kapiącej z przesiąkniętego nią drewna ambry, te ciepłe i zmysłowe perfumy będą nie lada gratką… i chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że zapach wcale nie pachnie kobieco…
Przy finiszu robią się kaszmirowe, balsamiczne i lekko chropowato purystyczne, choć zapach wcale nie robi się od tego blisko skórny, ani irytujący pustką, która lubi zagościć w drzewnych bazach… wciąż otula swą upojną, kameralną słodyczą, podbitą tlącymi się w tle kompozycji przyprawami – pachnąc tak przyjemnie i pieszczotliwie, jakby jego i tak już miękki finisz, dopełniono odrobiną zniewalającego ISO E Super… jedyne czego się uczepię, to kiepska jakość użytej tu wanilii… u schyłku rozwarstwia się i popada nieprzyjemny dla nosa rezonans oraz kolokwialnie rzecz ujmując, zaczyna trącić podłej jakości syntetykiem – co w przypadku perfum z tej półki nie powinno mieć miejsca… pomijając ten detal, tym niemniej Bois d`Iris wypada uroczo, wręcz uwodzicielsko – więc jeśli ktoś szuka dyskretnych i zniewalających perfum na jesień, z wiodącym akcentem ambry – gorąco polecam, zwłaszcza że trwałość mają tytaniczną…
2009
Emilie (Bevierre) Coppermann
Skład: irys, mirra, francuskie labdanum, kadzidło, ambra, drewno z morza, wetyweria, szara ambra, wanilia, cukier,
Tagged: ambra, blog o perfumach, Collection Extraordinaire, cukier, drewno z morza, francuskie labdanum, irys, kadzidło, mirra, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, perfumy pachnące przepiękną ambrą i dymnym kadzidłem, przepiękne ambrowe i balsamiczne perfumy, recenzja perfum, recenzje perfum..., szara ambra, Van Cleef & Arpels - Bois d`Iris, wanilia, wetyweria
