Cartier, podobnie jak Tiffany, słynie przede wszystkim z produkowania eleganckiej biżuterii i zegarków… patrząc na te marki z perspektywy perfumomaniaka, jest to wysokiej klasy mainstream, pokroju Diora albo Chanel – gdy małe rodzinne manufaktury, to jubilerska nisza… wprawdzie luksusową biżuterię produkują też Bvlgari, Chopard i Van Cleef & Arpels, ale to Cartier jest najlepiej rozpoznawalną marką, jeśli chodzi o sygnowanie perfum… oczywiście jest to działalność poboczna, podobnie jak w przypadku Prady, Diora oraz Chanel – ale rozpiętość perfumowego portfolio Cartiera robi ogromne wrażenie i co istotne, jakość i niepowtarzalność ich kompozycji idzie w parze z nadrzędnym przedmiotem ich działalności…
zegarek Cartier z kolekcji Pascha – czy pokrętło na zegarku nie przypomina Wam kształtem nasadki od flakonu?…
Ostatnio uzmysłowiłem sobie, że których perfum Cartiera nie wziąłbym do łapy, zazwyczaj jest to coś wybitnego, albo chociaż wyjątkowego… szlachetność, delikatność i wysmakowany pietyzm, z którego słyną olfaktoryczne koncepty tej marki, nieodmienne wprawia mnie w zauroczenie… Roadster, Declaration, Santos, Must, Eau de Cartier Concentre, czy nawet damskie Le Baiser Du Dragon (które sam z przyjemnością bym nosił) – to prawdziwe perełki, że pozwoliłem sobie wymienić tylko te w mym odczuciu najwybitniejsze… a dziś dołączył do nich Pasha, będący niesamowitym połączeniem subtelnego tchnienia bliskowschodniego orientu, z klasycznie europejskim brzmieniem…
Pojęcia nie mam jak to możliwe, że ten zapach jest tak słabo znany i tak mało popularny… może dlatego, że nazywa się Pasha, jego flakon wygląda jak wygląda – a z orientu Polacy najbardziej preferują kebaba, arafatki i wczasy all inclusive w Hurghadzie… swoją drogą nie ogarniam, jak można tłuc się samolotem na inny kontynent, by przez bite dwa tygodnie, leżeć bladym dupskiem przy basenie hotelowym – ale, de gustibus non est disputandum… przecież mężczyzn pragnących pachnieć męsko, elegancko i charyzmatycznie nie brakuje, więc jakim cudem o Pashy niemal nikt nie słyszał?…
Pasha choć staromodny (to naprawdę czuć, że powstał we wczesnych latach 90-tych) niespecjalnie się zestarzał… wciąż jest diabelnie męski, rasowy, elegancki, ździebko orientalny i sprawia wrażenie idealnego zamiennika dla Egoiste od Chanel, ze szczególnym naciskiem na podobieństwo do Rive Gauche od YSL… powiem tak, wyobraźcie sobie bliźniaki, rozdzielone tuż po urodzeniu… jeden wychował się w Paryżu, zaś drugi w Stambule, a konkretnie po europejskiej stronie Bosforu… obaj bracia otrzymali staranne wykształcenie, dorastali w dobrych domach, zwiedzili kawał świata, są przebojowi, tak samo się uśmiechają – i choć nigdy się nie widzieli, tak samo mieszają herbatę… pachną podobnie, choć Pasha przez wzgląd na środowisko w którym dorastał, wybrzmiewa z delikatnym przechyłem w stronę ledwie zaakcentowanego orientu… śmiem twierdzić, że gdyby nadano tym perfumą inną nazwę i dano im mniej oczywisty flakon, przez wzgląd na niemal uderzające podobieństwo do europejskiej klasyki, sprzedawałyby się dużo lepiej, gdyż stylistycznie niewiele odbiega od klimatów, którymi wybrzmiewa europejski oldskul…
wiem, że to zdjęcie pochodzi z kampanii reklamowej Vistuli, ale typ urody i ubiór tego mężczyzny idealnie oddaje charakter i nieco orientalny rodowód tych perfum…
Jego dominujące akcenty, to lawenda, drewno sandałowe i różane, wytrawne zioła oraz paczula… Pasha pachnie niewątpliwie męsko, nieco cierpko i bardzo wyraziście, na granicy wyzywającej wulgarności – ale jest to spowodowane faktem iż jego bukiet zaaranżowano w czasach, gdy nikt się z brzmieniem perfum nie pieścił i zapach dla faceta, zwłaszcza tytułowany per Pasha, miał pachnieć rasowym samcem… odnalazłem w nim butę i krnąbrność Egoiste, żywą, odświeżającą wyrazistość Rive Gauche, lekko różaną głębię Ungaro III oraz rozmach i przepych Drakkar Noir… te perfumy pachną po prostu spektakularnie, ale nie jest to blichtr oczojebnego Rolexa, wysadzanego pierdylionem kamieni – zaprojektowany z myślą o arabskich szejkach i rosyjskich nuworyszach, lecz wciąż szykowne i dobitne bogactwo nut, z którego słynęło europejskie perfumiarstwo, jeszcze dwie, trzy dekady temu…
To mocne perfumy, chwilami ostre i przejmujące, obdarzone tytaniczną projekcją i tylko ździebko mniejszą trwałością niż obstawiałem… mężczyzna Pashy często chodzi nie ogolony, nie katuje swoich jąder obcisłymi rurkami, nie goli pach, a z warzyw preferuje steki… zdaję sobie sprawę, że bukiet tych perfum dalece rozmija się z współczesnymi trendami, jałowością, upraszczaniem i trywialnością kompozycji robionych z myślą o jak najszerszym targecie docelowym – a to naprawdę wyborny kawał perfumiarstwa, obwieszczający światu mężczyznę z tupetem, pewnego siebie i nie wstydzącego się swej męskości (w sensie płci, a nie rozmiaru przyrodzenia)… takich perfum już się nie robi, Rive Gauche wycofano do segmentu ekskluzywnego (dobre i to), Egoiste wykastrowano podczas niedawnej reformulacji i podzielił los innego synonimu męskości lat 90-tych, czyli Adidasa Active Bodies - zaś Azzaro Pour Homme i Drakkar Noir wypierają delikatne słodziaki i bezpłciowe świeżaki… Panowie, to być może ostatni dzwonek, by wciąż pachnieć męsko i z klasą, bo tego kalibru perfumy już nie powstaną, zwłaszcza, że w akordzie bazowym wspaniale finiszuje ponoć zakazany, a bardzo męski mech dębowy…
1992
Jacques Cavallier (Bvlgari Aqua i Pour Homme, Armani Diamonds for Men, Issey Miyake L’Eau d’Issey Pour Homme, YSL Opium, M7 i Rive Gauche) i już wiadomo dlaczego ten zapach tak bardzo przypomina mi Rive Gauche…
reasumując: wyrazisty, charyzmatyczny i bezsprzecznie męski zapach dla prawdziwego mężczyzny… jego nazwa i flakon wprowadzają poniekąd w błąd, bo to świetny kawał rasowego europejskiego perfumiarstwa, z dawnych czasów jego świetności… jeśli szukacie godnego zamiennika dla Egoiste, i Rive Gauche, warto sięgnąć po Pashę, gdyż wciąż pachnie nieodmiennie wyraziście i spektakularnie…
przypomina mi: to ta sama stylistyka co Drakkar Noir, Ungaro III, Rive Gauche, Chanel Egoiste, mniej różany Guerlain Heritage, a nawet Azzaro Pour Homme,
Głowa: lawenda, mandarynka, mięta, kminek i anyż;
Serce: kolendra i brazylijskie drzewo różane;
Baza: labdanum, drzewo sandałowe, paczula i mech dębowy
Tagged: anyż, blog o perfumach, brazylijskie drzewo różane, drzewo sandałowe, europejskie perfumy o bliskowschodnim rodowodzie, klasyczny zapach dla mężczyzny, kminek, kolendra, labdanum, lawenda, mandarynka, mech dębowy, mięta, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy dla faceta z jajami, perfumy męskie, perfumy podobne do Egoiste i Rive Gauche, rasowo męskie perfumy, recenzja perfum, recenzje perfum..., staroświeckie i oldskulowe perfumy dla prawdziwego mężczyzny, wybitnie męski zapach
