Mam szczególną słabość do zapachów Annick Goutal, głównie ze względu na tę specyficzną delikatność, ujmującą zwiewność i nietuzinkowe podejście do dobrze znanych nut, które marka lubi ukazywać w zupełnie odmiennych, lżejszych odsłonach… sięgnąłem po próbkę z Ambre Fetiche, zaaplikowałem na dłoń i wąchając je po raz pierwszy, pomyślałem ulaaaa laaaa… a później dodałem: to będą prześliczne, zmysłowe, delikatne, ciepłe i otulające perfumy skórzano ambrowe…
Delikatne i cudownie otulające brzmienie Ambre Fetiche natychmiast skojarzyłem z równie subtelną interpretacją kadzidła, w moim ulubieńcu od Annick Goutal, czyli Encens Flamboyant – gdzie zdawać by się mogło ciężkie kadzidło, ukazano z niewymowną wręcz finezją i niewinnością, godną dziewicy Orleańskiej… Encens pachnie po prostu zniewalająco, a Ambre Fetiche zaaranżowano z tą samą lekkością, gdzie nuty pachną dyskretnie niczym muśnięcie i subtelny, miękki dotyk, wyrażający miłość w najczystszej postaci… mógłbym pławić się w tej otulającej orgii bez końca… drzemać w jej ramionach i sycić zmysły emanującym od nich błogostanem… te perfumy są jak ciepła pościel, z której przedwcześnie wyrwani – na powrót się weń wślizgujemy, aby jeszcze przez chwilę oddać się rozkosznej drzemce…
Zaskakujące jest to, że te perfumy zaczynają tak, jak zazwyczaj perfumy kończą… zupełnie jakby bazę zamieniono z otwarciem miejscami, gdyż nie często się zdarza, aby perfumy pachniały na wstępie ambrą, benzoesem i cudownie miękką skórką… Ambre Fetiche są przy tym nie tyleż niszowe, co bardzo w stylu Annick Goutal - czyli zaskakująco lekkie, przystępne i łatwe do pokochania… są łatwe, wręcz uwodzicielskie i absolutnie strawne od przysłowiowego pierwszego niucha – czego nie mogę powiedzieć nawet o mym dotychczasowym skórzanym faworycie, czyli arcypięknym Cuir Ottoman od Parfum d’Empire… Ambre Fetiche są jeszcze łatwiejsze, są jak pluszowa maskotka… są jak widok kochanej z wzajemnością osoby, jej ciepły uśmiech i rozpostarte w geście powitania, gotowe do przytulenia ramiona… moszczą się na skórze jak mruczący na kolanach kocur – dosłownie stapiają się z nosicielem, tworząc prawdziwą symfonię dyskretnej błogości…
W fazie głębokiego serca, perfumy robią się nieco gourmand – popadając w nieco cukierniane klimaty pachnące czekoladą i wanilią… klimaty ambrowe stopniowo odchodzą na dalszy plan (a czegóż tu nie było, labdanum, styraks, benzoes i ambra) i zapach ulega stopniowej metamorfozie… no cóż, to co piękne nie trwa wiecznie, a szkoda, bo nie miałbym nic przeciw temu by akord otwarcia i serca, poprowadzono do samego zmierzchu kompozycji… jakże miłe dla nozdrzy klimaty ambrowo skórzane, oddalają się i zapach staje się bardziej wytrawny, wręcz suchy i pylisty… zapewne dodatek irysa odbił swe chłodne piętno na ciepłym, otulającym brzmieniu tych perfum i zaczynają przypominać mi mniej ostrą i pieprzną odsłonę Azzaro Visit i coś popadającego w pylistość sproszkowanego węgla z Balmain Carbone… to wprawdzie tylko niuans, ukazany w tle bukietu, ale niewątpliwie okazał się przysłowiową łyżką dziegciu na niewinnym obliczu Amber Fetiche…
Wstępując w okowy wspomnianej suchej pylistości, zapach ukazuje też swoje drugie skórzane dno, zdecydowanie bardziej dojrzałe i swoiste – lecz niestety nie tak uwodzicielsko piękne jak w przypadku aranżacji utkanej w ambrowo żywicznego otwarcia… w pełni dojrzałe stadium Amber Fetiche wybrzmiewa głównie skórą, nieco cięższą, bardziej surową i dobitną – też piękną, nieznacznie złagodzoną wanilią, ale uleciała gdzieś ta zniewalająca lekkość i przytulność z początkowej fazy tych perfum, choć miłośnicy perfum z wyraźnym akcentem skórzano benzoesowym, ceniący subtelne klimaty Lubionowego Idole, będą ukontentowani… jeśli bardzo zgrabny i przyjemny bukiet tych perfum zestawić ze świetną projekcją i tytaniczną wręcz trwałością (u mnie ponad 12 godzin), Amber Fetiche staje się szczególnie godny polecenia… zwłaszcza jeśli nie lubimy skóry zwalistej i wybrzmiewającej w klimacie rustykalnym, jak w Cuir Pivera i Ambre Russe Lutensa…
reasumując: z początku jest jak anioł, niosący spływający na nozdrza błogostan, a który w późniejszej fazie zstępuje z nieboskłonu na pylistą powierzchnię ziemskiego padołu… pomimo iż stracił przez to część swej zniewalającej, nieziemskiej mocy, którą koił, pieścił i wprawiał w błogostan – wciąż pachnie zaskakująco przyjemnie i zaskakująco przystępnie jak na standardy niszy… dla miłośników subtelnych klimatów skórzano ambrowych pozycja obowiązkowa…
przypomina mi: znacznie delikatniejszą odsłonę Parfum d’Empire Cuir Ottoman, muśniętą w fazie dojrzałej suchą pylistością Azzaro Visit i utrzymaną w nieco powściągliwej, acz diabelnie łatwej w odbiorze stylistyce Lubin Idole…
2007
Isabelle Doyen i Camille Goutal
Głowa: labdanum, kadzidło, styraks, ambra, wanilia,
Serce: irys, benzoes,
Baza: skóra, wanilia, geranium, paczula,
Tagged: ambra, benzoes, blog o perfumach, delikatne i zmysłowe perfumy pachnące ambrą i skórą, geranium, irys, kadzidło, labdanum, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum..., skóra, styraks, subtelne i zmysłowe perfumy, subtelne perfumy pachnące skórą i ambrą, wanilia, zmysłowy zapach, zniewalające perfumy
