Z przykrością informuję, że będzie kolejny offtop. Koszmarne przeziębienie, które mnie dopadło dwa tygodnie temu i które już prawie doleczyłem – kilka dni temu wróciło, wraz z wszystkimi atrakcjami. Duszący kaszel i katar nie chcą odpuścić, więc jestem zmuszony zaserwować Wam kolejny temat zastępczy… Czemu oberwało się Apple? Niemalże przypadkiem, ponieważ oglądając najnowszy odcinek Emil – Łowca Fotoradarów, na TVNPlayerze – zaserwowano mi aż trzy reklamy najnowszego iPhona pod rząd, w jednym 2 minutowym spocie – więc sami rozumiecie… Po prostu musiałem pomóc marce, która opresyjnie i namolnie uprzykrza mi, tfu tak gorliwie i przy wsparciu lokalnych celebrytów (Margaret, Hołek) usiłuje coś mi wcisnąć… :D
Nie tak dawno wspominałem reklamę Diora Sauvage, ironizując że jest tak dobra iż mogłaby być dziełem reżysera kalibru Scorsese lub Ridleya Scotta i proszę, wykrakałem. Zamieszczona poniżej reklama Apple Computers z 1984 roku, przygotowana ponoć specjalnie na finały amerykańskiego Superbowl, jest autorstwa właśnie Ridleya Scotta. Jak widać, nawet światowej klasy reżyser popełnia czasem chałturkę dla pieniędzy i jedyne co cieszy i poniekąd go usprawiedliwia, to fakt że popełnił ją na nieco innym poletku niż zwykle. Szkoda że o niektórych perfumiarzach nie można powiedzieć to samo, że chałturzą – tworząc dla odmiany, np. kompozycje zapachowe dla nowej palety proszków Persila. Ale wróćmy do reklamy Apple.
Czy to nie ironia losu, że reklama Apple Macintosh z 1984 roku, nawiązuje rocznikiem, formą i treścią do świata z książki Rok 1984, Georga Orwella i poniekąd współczesności?. Tym którzy nie czytali polecam nadrobić zaległości, albowiem fabuła tej książki – nie straciła absolutnie nic ze swojej przerażającej aktualności. Tymczasem w reklamie, jakaś jaskrawo ubrana kobieta (zapewne symbolizująca świeżość i odmienność Apple) ciska młotem w ekran z przemawiającym przywódcą (pewnie ów przywódca pociska słuchaczom tę samą propagandę, co ongiś Steve, a dziś Tim Cook), wyrażając swój sprzeciw i zapewne zaczynając jakąś rewolucję… Ta iście orwellowska konwencja reklamy, wzywa do zerwania z okowami, ograniczeniami bezdusznego systemu – nakłaniając do sięgnięcia po nieskrępowaną wolność i kreatywność jaką dają innowacyjne urządzenia Apple (wtedy jeszcze tak, bo Steve jeszcze nie wynalazł amazingu). Czy to nie zakrawa o ironię, że Apple, dziś największy troll patentowy i twórca jednego z najszczelniejszych rezerwatów IT (totalitarnie zamknięty ekosystem) – obśmiewało system, do którego po latach samo wyewoluowało? Patrząc na tę reklamę dziś, aż trudno uwierzyć, że postawa i idee, które przyświecały twórcom Macintosha jeszcze przed paroma dekadami, to taka parafraza ewolucji Anakina Skywalkera (nim postanowił zmienić stronę mocy). Wiecie, nim coś im (Apple) nie odpierdzieliło i postanowili zostać Darthem Vaderem współczesnego świata IT… ;)
zresztą analogii do Star Wars jest dużo więcej, niż błyskotliwa reklama świetlówek Philipsa :)
To ironiczne i zarazem przerażające, bo ich prześmiewcza wizja orwellowskiej przyszłości – stała się proroctwem, które ziszcza się na naszych oczach i przy czynnym udziale i wsparciu samego Apple. Wyjątkowość, unikalność, inwencja i stawianie na własne rozwiązania, kiedyś będąca największym i niekwestionowanym atutem Apple* – dziś istnieje tylko w formie pustych frazesów, wylewających się z dopieszczonych i starannie wyreżyserowanych reklam. Reklam które nie mówią zbyt wiele o sprzęcie, to bardziej mistycyzm i kult, tfu okultyzm – sowicie podlany ficzerami i amazingiem, bezosobowy i tak bardzo uniwersalny, jak wspomniana reklama Diora Sauvage. Reklama tak bardzo poprawna politycznie, podprogowa i uniwersalna (docierająca do każdego), że nie sposób się z nią nie identyfikować. Reklama która nie mówi i nie obiecuje nic konkretnego, poza lakonicznym nakreśleniem klimatu, łagodnym wzbudzeniem emocji – wywołaniem lub przywołaniem pragnienia, tęsknoty i melancholii za czymś niesprecyzowanym… za czymś czego skrycie pożądamy, za czym tęsknimy, za czymś czego nam brakuje i na koniec wstawka – Dior Sauvage, Apple iPhone 6S, nowy Mercedes/Porsche, polisa ubezpieczeniowa, lek na zaburzoną potencję, cokolwiek…
*wiem co mówię, bo pamiętam czasy gdy komp do DTP i montażu video (z konieczności, a nie dla lansu) był Makiem, a ich standardy np. SCSI z łatwością rozkładały na łopatki nawet wypasione PC.
Czy to nie wygląda na R2D2?
Nazwiecie mnie istotą cyniczną, bez serca, ale nie kupuję tego… Może dlatego że jestem praktyczny i pragmatyczny do bólu, może dlatego że mam ciężką alergię na manipulację – ale jak wyjątkowe, innowacyjne i niepowtarzalne może być coś – co już istnieje (u konkurencji pod inną nazwą) lub jest „cudownie wynalezionym” truizmem i w dodatku jest „tłuczone” w setkach milionów kopii, z najtańszych chińskich podzespołów? Zaraz pewnie mi się oberwie od fanatyków zgrzebnej, wysmakowanej i zaiste urodziwej (choć niestety odgapionej) stylistyki Jonathana Ive, że zazdroszczę, że się nie znam, że mnie nie stać – ale moje „paletki do ping ponga” (Huawei i Samsung) nie wyginają mi się w spodniach gdy kucam, ani nie obłazi z nich farba*… Dlaczego mam czuć się wyjątkowo, kupując sromotnie przepłacony i przereklamowany produkt, o wysoce rozpoznawalnym logo – jeśli nijak nie czuję, że jest on wyjątkowy?. Co w tym unikalnego, elitarnego i ekskluzywnego? Może tu nie wystarczy być geekiem, a trzeba być naiwnym, nuworyszem, snobem – tudzież jednostką ceniącą przede wszystkim design lub wyznającą ślepy kult marki? Tu kłania się analogia do perfum, bo choć cenię Niszę i względnie potrafię ją wyczuć w kompozycji – to nie ośmielę się nazwać jej mianem czegoś, co jedynie do miana perfumeryjnej niszy aspiruje. Aspiruje nierzadko absurdalną ceną, pięknymi i przekombinowanymi flakonami, aktami strzelistymi w dossier kompozycji, peanami na cześć producenta i lokowaniem produktu na najwyższej półce – ale tylko dlatego, że takie jest widzimisię ich producenta. Ups, pardon, znów odpłynąłem…
*może dlatego, że mam świadomość – iż 5″ przekątnej i obcisłe rurki to kiepskie połączenie…
Piję do tego, że dziś świat użytkowników urządzeń Apple, tłuczonych w dziesiątkach i setkach milionów egzemplarzy niemal w niczym nie różni się od realiów z wizji Orwella. Setki milionów identycznych i tylko pozornie dających się spersonalizować urządzeń, trzyma swych użytkowników w rezerwacie. Jedna chmura, jeden słuszny sklep oraz własne złącza i standardy forsowane NIE dla zapewniania klientom wygody, kompatybilności ze światem i ergonomii – a dla skuteczniejszego zatrzymania ich (złapania w pułapkę) w utopii Apple. Apple tresuje i trzyma użytkowników twardą ręką oraz nieustannie przekonuje ich i utwierdza, że żyją i funkcjonują w środowisku idealnym. Świecie bez wirusów, trojanów i zagrożeń (wg propagandy Cupertino), gdzie troskliwa i super bezpieczna chmura zatroszczy się o wszystko. Tyle, że nikt tym ludziom nie mówi, że przy okazji ich cudowny sprzęt (oprogramowanie oraz aplikacje) nieustannie ich inwigiluje, donosi na nich i śledzi każdy ruch. Taaaak wiem, niemal wszyscy producenci sprzętu i oprogramowania (w tym Microsoft i Google) lubią śledzić i inwigilować swoich użytkowników.
Dziś dane osobowe i wiedza o naszych przyzwyczajeniach, preferencjach i nawykach są cenniejsze niż cokolwiek innego – a producenci oprogramowania i sprzętu doskonale o tym wiedzą, oferując ją na sprzedaż zainteresowanym. Taka wiedza o nas, pozwala sprzedawcy przygotować reklamę spersonalizowaną konkretnie pod nasze gusta, zamiary i oczekiwania. Chyba nie muszę mówić jak bardzo skuteczna jest reklama opracowana pod kątem preferencji osoby, do której jest kierowana. Tyle, że odnoszę wrażenie iż Apple robi to w szczególnie bezczelny i zakłamany sposób. Oto gigant z Cupertino, który bardzo chce być postrzegany jako cool, trendy, eco, multi kulti, tolerancyjny, innowacyjny, kreatywny, przyjazny, otwarty, elitarny – jednocześnie przygotował bodaj najbardziej imponujący i wszechstronny portfel narzędzi do inwigilowania użytkowników swoich urządzeń. Co więcej, Apple jest w stanie udostępnić ten zestaw/pakiet narzędzi do śledzenia dowolnej firmie lub instytucji (a nawet przeszkolić jak efektywnie z tych danych korzystać) która zdecyduje się zaopatrzyć swoich pracowników we flotę urządzeń z logo Apple. Chcesz szpiegować swoich pracowników, ale oferta Mein Apfel cię nie urządza? Nic straconego, na rynku działa masa firm oferujących własne rozwiązania i pakiety inwigilacyjne, które można łatwo rozszerzyć i spersonalizować – korzystając z gotowych rozwiązań przygotowanych przez producenta, dla jego urządzeń.
Po co? By mogli was śledzić, sprawdzać, kontrolować – inwigilować co robicie w pracy, ale i poza pracą. Myślicie, że wyłączając iPhona i iPada faktycznie wyłączacie takie urządzenie? Nic bardziej mylnego. Ekran nie działa, ale ono pracuje nadal (wciąż może rejestrować obraz i dźwięk), zbierając i rejestrując min. informacje GPS, które pozwalają ustalić gdzie i jako długo siedzieliście u klienta oraz co robicie po pracy. Pracodawca może sprawdzić o której i którędy wracaliście do domu i jak długo siedzieliście np. w barze ze striptizem. A ponieważ baterie we współczesnych urządzeniach są zwykle niewymienialne – to już wiecie, tej smyczy wyłączyć się nie da… W reklamie z 1984 roku Apple obiecywało, że premiera nowego Maca nie dopuści do tego, aby rok 1984 był jak z książki Orwella. Czy dotrzymali słowa?… :D
Ironia i przewrotność tej reklamy, osadzonej w Orwellowej rzeczywistości polega na tym, że dziś to Apple jest tym Wielkim Bratem w którego trafia ów ciśnięty młot. Określone dane z Waszej prywatnej i zawodowej aktywności, są w urządzeniach Apple rejestrowane i magazynowane w specjalnych plikach (z poziomu usera nie macie do nich dostępu) – ale Wasz pracodawca (jeśli zachce) jest w stanie zdalnie zgrać je z waszego urządzenia i przejrzeć. Jeśli więc oglądaliście w przerwie na lunch jakieś oryginalne porno lub korzystacie z prywatnej skrzynki mailowej… No cóż, jeśli zdarza Wam się pisać w prywatnej korespondencji brzydkie rzeczy o szefie, to jest to powód, aby zacząć się niepokoić. :) O ile rzecz jasna ktoś w centrali Waszej firmy postanowi z tych narzędzi i metod skorzystać – a wg prawa i lojalki, którą pewnie podpisaliście, może. Zresztą corpolemingi obdarowane służbowymi samochodami, laptopami, tabletami i smartfonami (nie tylko Apple) doskonale wiedzą o co chodzi… ;) A więc tak profilaktycznie, łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje… :D
p.s. a jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to poniżej zdjęcie Gwiazdy Śmierci, tfu nowego kampusu Apple w Cupertino. Wprawdzie nie jest kulisty i jeszcze nie lata, ale nie od razu Rzym i Death Star zbudowano… :D
