Na wstępie trochę pomarudzę, ale uwierzcie mi – jest to niezbędne, by podkreślić wyjątkowość tych perfum i dowieść, że Gucci Guilty mógł pachnieć naprawdę dobrze… Ben Affleck powiedział w Dogmie pewną kwestę, iż część filmów powstaje dla Sztuki (przez duże S), a część dla pieniędzy. I najbardziej przerażające jest to, że myśl tę można w dzisiejszych czasach rozwinąć na wszelkie możliwe branże i dziedziny, w tym perfumiarstwo. A może zwłaszcza perfumiarstwo, które sztukę wciskania klientom byle czego za kupę kasy, opanowało do perfekcji – i Apple może się w tej kwestii jeszcze wiele nauczyć, od producentów perfum… :)
Perfumiarz, nawet ten, który popełnił Gucci Guilty, to też człowiek (kto z Was nigdy nie popełnił w pracy fuszerki na polecenie szefa, niech pierwszy rzuci we mnie flakonem z Guilty)… Taki perfumiarz też ma swoje uczucia, pracę, rodzinę na utrzymaniu, być może kredyt we frankach na jacht i willę na lazurowym wybrzeżu – więc czasem musi schować swą dumę, warsztat i reputację do kieszeni – by pochałturzyć lub odwalić „sztukę”, w imię prozaicznego opłacenia rachunków… Nie wszyscy mają talent i przede wszystkim szczęście urodzić się Elleną, Demachy, czy Lorson i dostać posadę nadwornego perfumiarza, u któregoś uznanego domu mody. Ale nawet to nie jest gwarancją posiadania absolutnie wolnej ręki, w kwestii swobody doboru i poziomu serwowanego repertuaru i wyjątek Hermesowego Elleny*, zdaje się potwierdzać tę regułę.
*Jean Claude Ellena perfumiarz genialny, obdarowany przez naturę węchem absolutnym i nadworny perfumiarz domu mody Hermes. Jedynej marki, która nieodmiennie ma w d…. modę, trendy i skupia się wyłącznie na kunsztowności i bezkompromisowej jakości sygnowanych swym logiem perfum – zdając się przy tym wyłącznie na talent i widzimisię swego nadwornego perfumiarza. Da się? da się…
No bo jak uwierzyć, że perfumiarz kalibru Thierrego Wassera (popełnił dla Guerlain serię Ideal), a Olivier Polge (Paco Rabanne Invictus, Burberry Rhythm), Francois Demachy (Dior Homme Cologne i Sauvage 2015), a Jacques Huclier, ojciec niemal wszystkiego co pachnie u Thierrego Muglera, spłodził Gucci Guilty! (tu miejsce stłumione okrzyki, niedowierzające wzywanie bóstw na pomoc oraz przypadki omdleń wśród zdruzgotanych czytelników)… Spytacie jak to możliwe, by tak zdolny perfumiarz mógł świadomie popełnić takiego gniota jak Guilty, Ideal, czy Invictus? Pieniądze moi kochani, pieniądze!. Talent talentem, ale kasa, a zwłaszcza duża nie śmierdzi – więc jeśli trafia się hojny zleceniodawca (znane nazwisko wydatnie pomaga sprzedać produkt, choćby dzięki legendzie twórcy) lub dostaje się polecenie służbowe (Demachy i Wasser, jak mniemam), bo księgowi marki X obliczyli, że tanie g…, ale z szyldem dobrej marki i nazwiskiem uznanego perfumiarza, pozwoli oszczędzić ileś tam na marketingu i reklamie – więc w kieszeni właściciela marki zostanie więcej kasy na premie dla „kreatywnego” zarządu… W skrócie, więcej na tym zarobimy…
No to wydaje się polecenie lub zleca się wynajętemu na umowę o dzieło perfumiarzowi, że ma sklecić banalne, ale wpadające w nos badziewie i on to robi… Wiadomo, nasz klient nasz pan… Tak więc nie wińmy perfumiarza za spłodzenie gniota, ani chińczyka za wyprodukowanie czegoś tandetnego… Bo za takim przeklinanym później perfumiarzem i niewinnym chińczykiem na linii montażowej, gdzieś w Shenzhen – zawsze kryje się jakiś pazerny zleceniodawca, który zlecił wyprodukowanie jakiegoś badziewia, dokładnie takim jakim ono jest!. W moim odczuciu Jacques Huclier już nie raz udowodnił, że jest bardzo utalentowanym perfumiarzem – a sam Thierry Mugler przykłada ogromną rolę do jakości swych perfum od strony technicznej. Konkludując, za tragiczne brzmienie Gucci Guilty odpowiada nie perfumiarz, a Gucci, które tego gniota zleciło!. Ergo, za wyborne brzmienie Thierry Mugler Ultra Zest odpowiada polityka i standardy Thierry Muglera, który pozwolił temu samemu perfumiarzowi rozwinąć skrzydła talentu i skomponować coś naprawdę dobrego.
Mugler stawia na jakość i mocne, wyraziste i zarazem bardzo specyficzne brzmienie swoich kompozycji. I nie inaczej jest w przypadku najnowszego Ultra Zest. Określiłbym te perfumy mianem owocowego A*Mena, tudzież Muglerowego Aventusa – bo jego podobieństwo do Cree’dowego Aventusa jest bardziej niż powierzchowne, z tym że Mugler pachnie dłużej i intensywniej. Dzięki dodatkowi owoców, zapach choć trwały i nośny, jest bardzo lekki, przyjazny wręcz apetyczny w użytkowaniu i naprawdę raduje. Ma rzecz jasna duszę i bazę wszystkich Muglerów (słodkie kawowe toffi), ale dopełnione ogromną ilością energetyzujących, rześkich i soczystych owoców. Jest tu jabłko, porzeczka (liście), mięta, pomarańcz i grejpfrut, których zmasowany atak na nozdrza, rozpoczyna się z chwilą aplikacji i wytracając stopniowo impet, towarzyszy nosicielowi aż po schyłek akordu bazy. Jest przy tym wdzięczny, spontaniczny, radosny i aż kipi entuzjazmem – więc warto podkreślić, że jaskrawo pomarańczowy kolor flakonu, nader trafnie koresponduje z krojem kompozycji. Te perfumy mają w sobie coś z Clinique Happy, są równie wesołe i spontaniczne, niosą w sobie solidną dawkę endorfin i naprawdę polepszają samopoczucie. Zapach ma wybitnie owocowy charakter, ale warto podkreślić, że w jego tle wciąż czuć ten specyficzny Muglerowy sznyt, więc bez obaw – nikt nie pomyśli, że użyliście banalnego świeżaka od Lacoste, alko CK.
Moim zdaniem Mugler wspaniale pogodził tą kompozycją swój wypracowany, swoisty i niepowtarzalny krój perfum – z modą na lekkie i stylizowane na niezobowiązujące, owocowe świeżaki lub w ogóle taką obrali konwencję. Raz że Zest jest świetnym zapachem na lato, a dwa – nie kojarzy się z przytłaczającą zwalistością stylistyki Muglera, a zwłaszcza przytłaczającym letnią porą, A*Menem. Oj czuć, że jest to Mugler, ale jego Muglerowatość złagodzono soczystością niewinnych owoców i umiejętnie wpleciono w zniewalająco przyjemne i dalekie od banału brzmienie – przypominające swym krojem pełną wdzięku hybrydę Creed Aventusa, Muglerowego Sunessence, Pure Shot i Ice oraz Lacoste Style in Play i CK In2U w jednym flakonie. Lekka, diabelnie przyjemna owocowa słodycz, świeżość i soczystość miesza się głęboką, dojrzałą, esencjonalną i powłóczystą słodyczą kawowego toffi, karmelu i sążnistej paczuli. Ehhh zabrzmiało nieco hermetycznie, ale wierzcie mi – to pachnie dużo lepiej, spójnej i dojrzalej, niż wynika to z mego opisu i czyni z Ultra Zest zapach zaiste wyjątkowy. Ultra Zest to z pozoru kolejny banalny świeżak – ale Mugler zadecydował, że ma być czymś więcej. Zatem Jacques Huclier nie musi czuć się upokorzony, wszak Thierry dba o renomę i reputację swej firmy oraz szanuje swoich klientów…
Żałuję, że poznałem ten zapach dopiero dziś, bo niewątpliwie namieszałby w perfumowym podsumowaniu anno 2015. Na pierwszego niucha, Ultra Zest to taki ukłon w stronę komercyjnego mainstreamu – ale za to, jak „głęboko” został wykonany ten ukłon… Może i na pierwszego niucha zaciąga niewyszukanym banałem (bo z pozoru tak ma pachnieć) – ale od strony technicznej, nie sposób zarzucić temu pachnidłu najmniejszego potknięcia. Zupełnie jakby Mugler i Huclier chcieli dać tym zapachem prztyczek w nos mainstreamowym tuzom, mówiąc: patrzcie jak to się robi/można zrobić… Teoretycznie Ultra Zest to pachnidło na cieplejsze pory roku, ale zważywszy na jego zawoalowaną głębię, imponującą projekcję i całkiem niezłą trwałość – śmiało można je nosić przez cały rok. Jeśli więc jesteście miłośnikami kompozycji multi owocowych, pokroju Creed’owego Aventusa i świeżaków od CK, Lacoste i Hugo Bossa – warto sięgnąć po Ultra Zest, z jeszcze jednego ważnego powodu. Zniewalające otwarcie tych perfum nie znika ze skóry po kilkudziesięciu sekundach od aplikacji – możecie się nim cieszyć przez dobrych kilka godzin. Jeśli więc lubicie się pławić bez końca w niemiłosiernie przyjemnych owocowych otwarciach – Ultra Zest jest spełnieniem Waszych modłów i dowodem, że wciąż można zrobić świeżaka solidnie i ze smakiem.
rok powstania: 2015
nos: Jacques Huclier i Quintin Bisch
projekcja: doskonała
trwałość: bardzo dobra
Głowa: czerwona pomarańcza, tangerynka, imbir, mięta,
Serce: cynamon, kawa, czarny pieprz,
Baza: fasolka tonka, paczula, wanilia,
Tagged: blog o perfumach, cynamon, czarny pieprz, czerwona pomarańcza, fasolka tonka, imbir, kawa, mięta, mocno owocowe perfumy, najnowsze perfumy od Thierry Muglera, o perfumach, opis perfum, owocowy świeżak od Muglera, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum..., tangerynka, Thierry Mugler, Thierry Mugler - A*Men Ultra Zest, wanilia, śnieżak niebanalny, świeżak na cały rok
