Mógłbym napisać DNO, ale nie napiszę, ponieważ prawdziwym dnem jest Puma Sync – zaś Mr. Burberry, podobnie jak Gucci Guilty, czy Toni Gard Sea Side to jedynie koniunkturalne i płytkie niczym kałuża siuśki – skrojone na poziomie artystycznym „programu” Warsaw Shore… Lecz nikły poziom tych perfum absolutnie mnie nie dziwi, gdyż jedynie kwestią czasu było aż inne mainstreamowe marki też postanowią się skundlić (z całym szacunkiem do kundelków, które są jednymi z mądrzejszych i sympatyczniejszych psów) – tak jak zrobił to Dior (Sauvage), Guerlain (linia Ideal) i ponownie (a co!) Gucci (serią Guilty, a przypomnę że Frida Giannini, dyrektor kreatywna Gucci i jednocześnie osoba odpowiedzialna za min. krój i poziom perfum domu mody Gucci, całkiem niedawno straciła pracę – ciekawe dlaczego?). Dobrze, dość snucia wywodów o upadku i „ostatnich dniach Kaliguli” w świecie perfum i zajmijmy się Mr. Burberry*…
*swoją drogą nie wiem czemu za Mr jest kropka, skoro skrót kończy się na ostatnią literę pełnej nazwy – ale widać w Anglii mają inną, bo prawdopodobnie lewostronną ortografię…
Żartowałem, zapraszam na dalszy ciąg „pojazdu” po Panu Burberry, albowiem naprawdę na to zasługuje!… Dziwię się, że po beznadziejnie słabym Burberry Rhythm, nikt u Burberry nie wyciągnął wniosku, iż nie tędy droga, a moda na bezpłciowe gnioty już się kończy. A Mr. Burberry jest koronnym przykładem pachnidła skrojonego na miarę naszych czasów, czyli takiego właśnie beznamiętnego gniota. Wątłe to to, o wysoce nienachalnej projekcji, nikłej trwałości i smętnym, upierdliwie poprawnym politycznie bukiecie, który opowiada o niczym. A przecież perfumy powinny opowiadać jakąś historię lub coś opiewać, a tu nic…
Ten zapach jest totalnie zachowawczy i tak bardzo wtórny, że przy nim żarty „suchary” Strasburgera, wydają się śmieszne!… Ale wiecie co jest najgorsze? Że za tym odrażająco nijakim, płytkim, drętwym, nudnym i porażająco słabym zapachem stoi nazwisko Francisa Kurkdjiana, czyli naprawdę zdolnego perfumiarza! Francis why?. Czy JPG płaci aż tak mało za kolejne flankiery Le Male, a Twoja „niszowa” linia Maison Francis Kurkdjian sprzedaje się tak słabo, że musisz chałturzyć u Burberry? No chyba, że to Twoja metoda na zdyskredytowanie i wykończenie konkurencji – w takim razie zwracam honor…
Zapomnijcie o szyku, klasie i niewymuszonej elegancji, która stała za Burberry The Beat, Brit i London. To już się skończyło, a w miejsce ładnej, zgrabnej i charakterystycznej dla marki „kratki„, będącej dumą i znakiem rozpoznawalnym brandu, dostaliście TO. Tym zapachem Burberry definitywnie zrywa ze swą chlubną przeszłością, szykiem oraz klasą i od teraz przerzuca się na nowe logo, którym jest pusta, niczym niewypełniona przestrzeń (zupełnie jak treść tych perfum). Zrobili to prawdopodobnie po to, by przypadkiem nikogo nie urazić, ani nie dyskryminować osób np. nie lubiących wzorów geometrycznych – a już bardziej przyziemnie, by w swym krótkowzrocznym mniemaniu „tłuc na tych perfumach ekstremalnie dużą kasę„… Bravo!, Bravo!, Bravissimo!
bach!, bach! bach! – to dźwięk wystrzałów, po tym jak Burberry postrzelił się w obie stopy naraz, a trzecią kulkę wpakował sobie w skroń… No dobrze, powiedzmy że już się wyżyłem i wyładowałem mą frustrację, wywołaną skandalicznie słabym poziomem tych perfum – więc choćby dla formalności, skrobnę sówko, jak to pachnie…
Zaczyna się zwyczajnie, jak pierdylion innych niezobowiązujących casualowców, czyli ładnym acz nieśmiertelnym miksem niezdefiniowanych cytrusów oraz zielska, silącego się na udawanie aromatycznych ziół i przypraw. Pachnie to sztucznie, tanio, smętnie i niewyraźnie, ale w tle czai się coś jeszcze. Ewidentnie sięgnięto tu po syntetyczny zamsz i kaszmir, dokładnie ten sam którym emanuje bardzo bądź co bądź udany, CK Dark Obsession. To delikatne i dyskretne „kaszmirowe„, tło smagnięte symboliczną ilością muszkatu oraz rzeczywiście pojawiającą się na parę sekund brzozą, jest naprawdę ciekawe i przyjemne dla nosa – więc szkoda, że Burberry nie przesunął tego jakże przyjemnego detalu na pierwszy plan, wydłużając i rozciągając go jednocześnie na całą kompozycję.
Wtenczas uzyskaliby coś ładnego, ciekawego, szykownego i wciąż zgodnego z (modną) ideą współczesnego minimalizmu – ale po co eksperymentować, skoro można zaserwować to samo co wszyscy?… To niewątpliwie wyróżniłoby te smętne niczym p…. perfumy, na tle równie płytkiej i nijakiej konkurencji – ale Burberry postawił na „uniwersalne bezpieczeństwo„… Niestety „sabotażysta” Kurkdjian postanowił rychło zabić ów uroczy i intrygujący akcent „kaszmirowo brzozowy” – ucinając go nastającym zdecydowanie za szybko, akordem bazy. A baza wita nas nieciekawym, sztampowym, nijakim, wątłym i niemożliwym do bliższej identyfikacji „akcentem drzewnym” i tyle… Agencie Kurkdjian, gratuluję wykonania misji dywersyjno sabotażowej, twój kolejny cel to…. A tak na poważnie to szczerze i z całego serca, NIE WARTO I UNIKAĆ JAK OGNIA!!!
rok premiery: 2016
nos: speszjal ejdżent 007 – Francis Kurkdjian
projekcja: dostateczna, później nikła
trwałość: dobra
Głowa: grejpfrut, kardamon, estragon,
Serce: liść brzozy, gałka muszkatołowa, cedr,
Baza: drzewo sandałowe, drzewo gwajakowe, wetyweria,
Tagged: blog o perfumach, Burberry - Mr. Burberry, cedr, drzewo gwajakowe, drzewo sandałowe, estragon, Francis Kurkdjian, gałka muszkatołowa, grejpfrut, kardamon, liść brzozy, najnowsze perfumy Burberry, o perfumach, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, porażająco słabe i drętwe perfumy, recenzja perfum, recenzje perfum, straszny gniot, wetyweria
