Znacie klasycznego Diora Eau Sauvage? (nie, nie chodzi o te szczyny reklamowane przez Johny Deppa). Bardzo cenię to pachnidło oraz posiadam (i kocham pasjami) jego wersję Extreme – za jej wysmakowaną i wyrazistą elegacnję, idealną na wieczór i oficjalne okazje. Ten ponadczasowy klasyk autorstwa Edmonda Roudnitska powstał w 1966, ale niech Was nie przerazi jego sędziwy wiek, bo razem z Guerlainowym Vetiverem – wciąż zadają większego szyku, niż cały nowożytny dorobek Diora, Chanel i Guerlain zebrany do kupy*… Tu warto podkreślić, że zreformuowana w 2010 roku wersja Extreme (oryginalnie z 1984 roku), to zgodnie z podstawowymi zasadami logiki (acz nie do końca oczywistymi dla działów marketingu producentów perfum) bardziej skoncentrowana odsłona Eau Sauvage.
*piję do Diora Sauvage oraz rodzin Chanel Bleu i Guerlain Ideal…
Niesamowite nieprawdaż? Nazwa odzwierciedla rzeczywistość i w dodatku pokrywa się z podstawowymi zasadami logiki i skalowalności!. Ok, szydzę, ale najmłodsi miłośnicy perfum, skrzywdzeni poprzez dzisiejsze, szumne i zupełnie nieadekwatne nazewnictwo – mogą naprawdę czuć się zaskoczeni, czymś tak niespotykanym i zarazem oczywistym dla ich starszych kolegów… Tak moje drogie dziatki, kiedyś to było proste, bo woda perfumowana pachniała ciężej, głębiej, mocniej i dużej niż woda kolońska – a przydomki Extreme i Intense rzeczywiście oznaczały, że mamy do czynienia ze zintensyfikowaną wersją pierwowzoru.
Ok, dość czepiania się urojeń kreatywnych iluzjonistów z działu marketingu – pora dokopać Donnie Karan i aż dwóm perfumiarzom!.
Tak naprawdę w dorobku DKNY są tylko jedne dobre męskie perfumy, a mianowicie (teoretycznie damski, choć faceci też z dumą noszą) Cashmere z 2002 roku i koniec. Cała reszta to smętne, populistyczne i nijakie siuśki, pokroju napompowanych przez marketing Be Deliciusów oraz familia DKNY Men 20xx – które wnoszą sobą dokładnie tyle samo, co Calvin Kleinowe Summery 20xx, czyli nic. Ale z jednym wyjątkiem, bo DKNY Men 2009 smętnym nazwać nie sposób, choć bynajmniej nie jest to zasługą Donny Karan, ani nawet genialnego Alberto Morillasa, który się pod tym zapachem podpisał. Wprawdzie Roudnitska zmarł w 1996 roku, ale mężczyźni pamiętający wciąż produkowaną i rozwijaną przez Diora rodzinę Eau Sauvage, wciąż żyją! i w dodatku nadal go chętnie ją kupują!.
Ja wiem że w tej branży nie sposób jest uniknąć podobieństw w brzmieniu, ale DKNY Men pachnie dosłownie jak Dior Eau Sauvage Extreme w wersji hmmmm… light!. Zatem oryginalnością DKNY Men nie grzeszy, zwłaszcza że niemożliwym jest „przypadkiem” zmajstrować tak specyficzne i jednocześnie złożone brzmienie. Nie wierzę w przypadek i mam gdzieś, że kwestionuję autorytet tak uzdolnionego perfumiarza jak Morillas – ale nie będę polemizował z tym co znam, czuję i co każdy może z łatwością sam zweryfikować. Dla mnie DKNY Men są jedynie nieznacznie lżejszą (mniej stężoną i wylewną) i do tego całkiem zgrabną kopią rzeczonego Diora Eau Sauvage Extreme i koniec!. Czy oni naprawdę liczyli, że nikt nie zauważy?
Ok, koniec ciosania kołków za „kreatywność” i zajmijmy się czymś przyjemniejszym, czyli tym jak to pachnie… Zapach choć dość ciężki, jest wyraźnie świeży, winny i aromatyczny oraz wyraźnie wpada w konotacje kolońskie. Ale wyrażone z taką klasą, fasonem i przytupem iż gwarantuję, że nic podobnego na ulicy nie uświadczycie – no chyba ze spotkacie gentlemana pachnącego oryginalnym Diorowym Eau Sauvage Extreme. Oczywiście są tu akcenty cytrusowe, zioła i przyprawy, których niesamowicie finezyjny i złożony miks układa się w trudną do zdefiniowania, bogatą, ale niesamowicie łatwą i przyjemną w odbiorze całość. Ale tak naprawdę serce kompozycji stanowią tu dyskretnie wplecione w bukiet kwiaty, których obecność przydaje zarówno masywności oraz wysublimowanego polotu. A mianowicie jest tu fiołek, piwonia, goździk, irys, jaśmin i geranium, o których oficjalny wykaz nut nawet się nie zająknął – ale bo to pierwszy raz?
Tak naprawdę bukiety Eau Sauvage Extreme i DKNY Men dzieli naprawdę niewiele. Najbardziej rzuca się w nozdrza projekcja, którą Dior z łatwością deklasuje, wręcz miażdży swą konkrecję. Ale tu biorę poprawkę na nieco inne stężenie olejków i prawdopodobnie pozyskane z innego źródła składniki, kolejność maceracji i inną rozlewnię. Nie wiem czy panowie Morillas i Fremont zrobili to naumyślnie, ani czy DKNY ma świadomość jak bardzo te perfumy przypominają koncept Diora. Ale abstrahując od momentami uderzającego podobieństwa obu kompozycji, DKNY Men to doprawdy świetny i równie wytworny zamiennik dla dużo droższego Diora. Owszem oryginał Christiana Diora charakteryzują nieco lepsze parametry, głównie trwałości, ale jeśli ktoś szuka tańszej alternatywy – pachnącej powiedzmy 6-8 godzin zamiast doby, będzie z jakości Donny Karan bardzo zadowolony.
rok powstania: 2009
nosy: Alberto Morillas i Hary Fremont
projekcja: bardzo dobra, później dyskretna
trwałość: dobra
Głowa: bergamotka, mandarynka, jałowiec, szałwia muszkatołowa,
Serce: pieprz, kardamon, liść fiołka, jaśmin,
Baza: cedr Virginia, paczula, wetyweria, korzeń irysa,
Tagged: bergamotka, blog o perfumach, cedr Virginia, Christian Dior Eau Sauvage Extreme, Donna Karan - DKNY Men (2009), jałowiec, jaśmin, kardamon, korzeń irysa, liść fiołka, mandarynka, o perfumach, opis perfum, paczula, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, pieprz, recenzja perfum, recenzje perfum, szałwia muszkatołowa, wetyweria, zapach podobny do Eau Sauvage Extreme Diora
