Wczoraj „to” poznałem… Jednak Douglas miał rację, stawiając „odświeżonego” w tym roku Diora Homme Sport na półce z nowościami – gdyż zaiste jest to kompletnie nowy zapach i to tak bardzo, że jest zupełnie niepodobny do siebie samego!. Zatem to jak mi się wcześniej wydawało „bezpodstawne” postawienie go na owej półce z nowościami, należy traktować jak najbardziej zasadnie – wręcz dosłownie, ale raczej w kontekście ostrzeżenia dla klientów:
– ostrzegamy! pod żadnym pozorem nie kupować tego g… w ciemno, bo nie ma ono nic wspólnego z dawnym Diorem Homme Sport, którego już być może znacie!
Zupełnie jakby sieć chciała profilaktycznie „odciąć się” od fali zwrotów, hejtu i ewentualnych pozwów od klientów, którzy kupiliby zapach z rozpędu i poczuli się oszukani… A mają prawo poczuć się cholernie wydy…. eeee zawiedzeni!.
Serio, już dawno nie wąchałem tak zje.., o pardon, spier… wybaczcie, ale po powąchaniu tych miernych popłuczyn, inwektywy same cisną mi się na usta! Już dawno nie wąchałem tak zrypanej i pod każdym względem schrzanionej reformulacji, albowiem w jej efekcie Dior Homme Sport 2017 – nie ma absolutnie nic wspólnego ze sobą samym!. A mam na myśli podobieństwo do jego ponoć słabszej (bo również poreformulacyjnej) wersji z 2012 roku, bo tylko tę znam osobiście i traktuję jako punkt odniesienia. Trzymajcie się dobrze krzesła, bo to co najgorsze, rzuca się w nozdrza od razu po aplikacji – albowiem w tym zapachu nie ma nawet śladu po obłędnie kształtnie wybrzmiewającym cytrusie, który stanowił soczyste i barwne tło, tego ongiś kultowego świeżaka! Stwierdziłem jedynie jakiś niezidentyfikowany, sucho gorzko cierpki, purystycznie minimalistyczny akcent – wybrzmiewający tak, jakby ktoś wypłukał kadź po Dior Homme Cologne czy innym YSL Libre, ale nie ośmielę się określić „tego bezkształtnego czegoś” mianem cytrusa!.
Niech więc pijarowcy wsadzą sobie w eeee… buty, farmazony o dodaniu nowych nut zapachowych i odświeżeniu kompozycji (moim zdaniem nie wymagała żadnych poprawek) – bo i tak nie czuć nic z tego, co szumnie deklarują w oficjalnym wykazie nut, co poniekąd nie powinno nikogo dziwić. Niestety moi drodzy, prawda jest taka że w wykazie nut można sobie dzięki obowiązującemu prawu wpisać wszystko, bo do niczego to producenta nie zobowiązuje i nikt tego nie weryfikuje… Ot taki chwyt marketingowy, na epatowanie spragnionych ekskluzywności klientów – pseudo wyszukanymi nutami, które zapach rzekomo zawiera – a które istnieją jedynie w wyobraźni „kreatywnego marketingowca„. Lub istnieją, ale w stężeniu tak śladowym, że nawet aparatura NASA do wykrywania czarnych dziur, wymięka – przy próbie identyfikacji owych hipotetycznych ingrediencji, których procentowy udział w recepturze, oscyluje w granicach błędu statystycznego*…
*tudzież stężenia soku malinowego (oszałamiające 0,25%) w syropie o smaku malinowym pewnej znanej marki na literę H…
tym perfumom nie pomoże nawet reklama z Edwardem płaskonosym, podobnie jak Depp nie pomógł Sauvage…
Chciałem te pefumy opisać, odnosząc się min. do wersji poprzedniej, ale tu po prostu nie ma do czego się odnieść!. Pomijając to że kompozycja w obecnej formie to smętne i pozbawione wyrazu popłuczyny – zapach po „odświeżeniu i wzbogaceniu o nowe nuty” nie przypomina siebie samego w ogóle!. To jakieś bezpłciowe szczyny, które na upartego nawiązują formą i stylem jedynie do równie słabego Diora Homme Cologne, którego popełnienie przez Demachy (nadwornego perfumiarza domu mody Dior), przyjąłem równie ciepło. Z tym, że do talentu i warsztatu Francoisa Demachy nie mam najmniejszych zastrzeżeń, więc za przyklapnięciem egzekucji na DHS, stoi ktoś inny. Zatem konkludując, Dior Homme Sport anno 2017 to nijakie, bezpłciowe i w najmniejszym stopniu nie przypominające swego zacnego protoplasty popłuczyny! I na tym zakończę recenzję tego badziewia, pisząc ją jedynie ku przestrodze, bo nie wątpię że zapach będzie wciskany nieświadomym klientom jako zjawiskowy i lepszy niż nigdy wcześniej!
Nie rozumiem dlaczego zabito i zmarnowano coś, co pachniało świetnie i nie wątpię że się sprzedawało. Który „Janusz biznesu” mógł uznać, że perfumy tak lekkie i przyjemne, tak szykowne i wyrafinowane, a przy tym tak łatwo i naturalnie wpisujące się w lansowany obecnie model niezobowiązującego świeżaka, trzeba zrujnować, spaprać i zdegradować, do tak opłakanej postaci?… Czy u Diora pracuje jakiś utajniony sabotażysta, którego celem jest zniszczenie od wewnątrz tej ikonicznej marki? DHS 2017 to kolejna spier… premiera u Diora (po wspomnianym Dior Homme Cologne i równie słabym co dennym Dior Sauvage), więc wybaczcie ale w obliczu kolejnej, po prostu epickiej klęski – biorę pod uwagę każdą ewentualność…
A więc jeśli używaliście, używacie lub chcielibyście zacząć używać Diora Homme Sport, to kategorycznie odradzam Wam aktualnie oferowaną edycję 2017, która w moim odczuciu nie ma prawa używać tej nazwy i wstyd wydawać na te nędzne szczyny pieniądze… Co więcej, dla porównania na drugą łapę zaaplikowałem najnowszego Fahrenheita (nie nadążam za jego reformulacjami, które mam wrażenie następują równie często, co premiery nowych smartfonów) i choć z początku wydawał się całkiem przyzwoity, na temat i „akceptowalny” w odniesieniu do swego pierwowzoru, to już po niecałych dwóch godzinach zamienił się w jakieś rozmyte mydliny. Mydliny tak bezkształtne i wyzbyte charakterystycznych dla zapachu akcentów, że utożsamiałem je z Fahrenheitem jedynie dzięki temu, iż wiedziałem że użyłem w tym miejscu Fahrenheita – a po 5 godzinach od aplikacji zapachu już w zasadzie nie było, więc WTF?… Zapytam więc retorycznie Quo Vadis Dior? Dlaczego podążasz ślepą ścieżką autodestrukcji, po której staczają się też YSL i Guerlain? Czy sromotny upadek i niedawny powrót domu mody Gucci, nie nauczył Was, że nie tędy droga i chałą klienta nie zatrzymacie?
p.s. jeśli w którymś moim wcześniejszym tekście znaleźliście rekomendację lub odniesienie dla tego zapachu – to w odniesieniu do wersji obecnej, cofam wszystko!
Tagged: bardzo słaby zapach od Diora, blog o perfumach, koleny klasyk którego zniszczono reformulacją, koszmarnie spaprana reformulacja Diora, nowy Dior, nowy Dior Homem Sport, o perfumach, odświeżony Dior Homme Sport pachnie jak beznamiętne popłuczyny, opis perfum, perfumowy blog, perfumy, perfumy męskie, recenzja perfum, recenzje perfum, tragedia i żenada, wyjątkowo słaba nowość Diora, żenująco słaba premiera Diora
